𝕽𝖔𝖟𝖉𝖟𝖎𝖆ł 𝖘𝖎𝖔́𝖉𝖒𝖞 | Chowaniec Sofii
Spojrzałem niepewnie na ciemnowłosego bruneta leżącego na drugim łóżku obok mnie. Oczywiście zawsze wieczorem grał na swoim telefonie w tą samą wybraną grę drużynową z jego znajomymi ze Hiszpani, kiedy ja w tym czasie rysowałem szkice postaci by nie musieć myśleć tyle o nauce magii choć na chwilę. No i gdy mam wolny czas powinien oczywiście poćwiczyć rysowanie przed studiami, nie chcę by magia zniżyła mój poziom zaangażowania artystycznego.
- VICTORIA - wykrzyknął z szerokim uśmiechem na twarzy, gdyż oczywiście wygrał mecz. Po chwili Mikael spojrzał na mnie swoimi ciemnymi tęczówkami. Choć odwróciłem od niego wzrok wracając do rysowania, czułem jak przez chwilę przyglądał mi się w milczeniu i wtedy zadał pytanie, które chyba miał na języku już przez jakiś czas, - Theo, nie chcesz ze mną zagrać?
- Nie mam tej gry i jestem na pewno beznadziejny. Nie potrafię grać - zaśmiałem się nad sobą, bo naprawdę większego noobka i nieudacznika ode mnie, nie znajdziesz na tym świecie.
- No dawaj, amigo - powiedział. - Zainstaluj, a nauczę cię co i jak. Będziemy razem wygrywać, a nawet jeżeli przegrywać, to i tak będzie fajnie razem pograć co jakiś czas.
Choć znam Mikaela wcale nie tak długo, mogłem się bez problemu domyśleć, że będzie próbował mnie namówić do zainstalowania gry przez jeszcze długi czas, kilka minut, albo cały wieczór. A jak nie zainstaluję gry, będzie mi później marudził albo nawet wytykał przez cały rok szkolny, że mogłem zainstalować grę. Nie wiem w jakim dialogu miało to by się odbyć, ale na pewno gdzieś zdoła wepchnąć rozmowę o grze, wiem to, bo jest on zbyt podobny do mojej siostry na kilka różnych sposób, różnią się tylko tym, że ona by na pewno by mnie obraziła dodając gdzieś w zdaniu, że jestem głupi... tak.
- No dobra - westchnąłem. - Jeżeli znajdzie się miejsce na tą grę na moim telefonie to zainstaluję, ale jeżeli okaże się, że mam za mało pamięci by pomieścić grę, to nie. I jeżeli nie spodoba mi się gra, to odinstaluję.
- Si, por favor. - Uśmiechnął się szeroko, a ja odłożyłem blok, by wsiąść do ręki telefon, właśnie tylko po to by spróbować wgrać tą jego grę. - Co rysowałeś? - zapytał mnie nagle.
- Moją oc, czyli oryginalną postać. Wpadłem na nią parę miesięcy temu i nadal próbuję ją dopracować... wiem tyle, że nazywa się Akako i będzie walczyć mieczem. Jest postacią, która przedstawia dużo japońskiej kultury i dlatego ciągle coś dodaję albo zmieniam.
- Mogę zobaczyć, mi amigo?
- Och... - Zerknąłem na rysunek dziewczyny. Choć był to prosty szkic na szybko, nie wyglądał tak najgorzej, więc gdyby Mikael miał ją zobaczyć, to nic złego by się nie stało. Chyba, że ma ukryty talent do rysowania i zacznie wytykać mi błędy, jak na przykład, że włosy są zbyt idealne i powinny mieć więcej detalów by wyglądały lepiej, bo teraz wyglądają sztucznie nawet jak na dziecinny szkic... - Okey - zgodziłem się pokazać mu Akako.
Chciałem sam wstać i podać Mikaelowi swój blok rysowniczy, ale zanim zdążyłem, to uśmiechnięty chłopak wstał ze swojego łóżka za mnie. Zrobił kilka kroków do przodu, usiadł na mojej szarej pościeli tuż obok mnie i położył nogi wzdłuż łóżka podobnie jak ja. Zanim mogło do mnie dotrzeć, co on robił, to on bez wahania wziął ode mnie blok i zaczął przyglądać się rysunkowi.
- Wow, asombroso! Jesteś naprawdę dobry w rysowaniu, ja tam nie potrafię wcale rysować. Trzymam się raczej prostych linii. Koło to głowa, dwie kropki to oczy, pół koło to nos, kreska to usta, dwa pół koła z krzyżykami to uszy, fryzura taka jakaś i postacie patrząc zawsze przed siebie. Na boku to już wcale nie potrafię rysować, to wygląda wtedy o wiele gorzej niż gdy postacie patrzą wprost - mówił. - Ej, mam świetny pomysł, byś może mnie narysował?
- Nie lubię rysować osób, które znam, nigdy mi to nie wychodzi - westchnąłem. - Ale jeżeli chcesz mogę spróbować...
- Tak! Narysujesz mnie w tym czasie, gdy będziemy czekać na pobranie gry. A później ja ciebie narysuję.
Tak naprawdę nie miałem ochoty go rysować, gdyż wiedziałem, że mi nie wyjdzie. Rok temu narysowałem swoją koleżankę, bo mnie poprosiła i tak bardzo jej się nie spodobało, że by na pewno ostrzegła teraz Mikaela przed moim talentem, tak samo jak zrobiła to rok temu w klasie. A że narysowałem ją w prosty sposób, kreskówkowy, może powinienem spróbować narysować Mikaela w jakimś innym stylu, w tym samym co przed chwilą Akako. Przecież chyba Mikaela wszystko zadowoli, bo z czego słyszałem, tak długo jak nie jest to jakieś kółko z oczami, będę miał nadal lepszy talent od niego.
Sięgnąłem po ołówek leżący obok telefonu i nagle zobaczyłem jak na telefonie przyszło mi powiadomienie, wiadomość na sosialnych mediach. Echo napisała do mnie, że już ma ceremonię za sobą i udała się. To chyba dobrze, że Otto został jej oficjalnym chowańcem, choć nadal nie rozumiem na czym to polega dokładnie, to chyba dobrze. Pewnie będziemy rozmawiać o tym w poniedziałek, bo na pewno coś mi opowie podczas jakieś przerwy, więc nie będę teraz dopytywał. Zgadamy się w poniedziałek.
- Jak mi nie wyjdzie, to przepraszam - odparłem spokojnie.
Spojrzałem na twarz Hiszpanina siedzącego tuż obok mnie, teraz gdy musiałem przyglądać się detalom jego twarzy, mogłem zauważyć, że naprawdę był blisko. Siedział naprawdę blisko. Przełknąłem cicho ślinę, choć oczywiście w tym milczeniu wydawało się to być jedno z najgłośniejszych dźwięków w tym pomieszczeniu. Ogarnąłem szybko swoje skupienie na czymś na czym powinnienem, na zapamiętaniu detalów jego twarzy by je narysować. Mikael miał chyba twarz diamentową, albo też pięciokątną jak ja to nazywam. Oczy, chyba kształtem są zawarte w górę, chociaż gdy się przyjrzę tak naprawdę są zawarte w dół, więc mieszanka by super wyglądała na rysunku. Rysując szybki szkic twarzy poczułem nagły ciężar obok swoich stóp, więc spojrzałem nie pewnie znad szkicownika prosto przed siebie na zwierzę z kolorową smugą na głowie, znowu on.
- Arcus! - Uśmiechnął się Mikael zmieniając pozycje by pogłaskać lisa za białym uchem. - Przyszedłeś odwiedzić el papa i el papi?
- Co? - Zmarszczyłem brwi.
- El papa to ja, a ty jesteś el papi. Wymyśliłem to przed chwilą więc nawet nie pytaj - zaśmiał się.
- Okey, nie będę pytał, ale nie chce mi się iść znowu z Arcusem. Nie możesz ty go zabrać do budynku zwierzęcego? Proszę? - Spojrzałem na niego błagająco. Codziennie przez tydzień musiałem chodzić z Arcusem i go odprowadzać, a po spotkaniu z dziewczyną o czarnych włosach, nie mam tym bardziej ochoty odprowadzać lisa i ryzykować bycia zobaczonym z jej chowańcem przez nią.
- Nie, ale mogę iść z tobą, jeżeli nie chcesz iść sam. Trochę czasu minie zanim wrócimy i do wtedy na pewno gra powinna się już zainstalować. No i gdy wrócimy zrobimy ci konto w grze.
- No dobra - westchnąłem. Przecież lepsze pójście z nim niż samemu. - Tylko założę na siebie bluzę. Padał dzisiaj deszcz, więc pewnie jest zimno.
Z Arcusem na rękach poszliśmy do klasy zwierzęcej. Widząc zapalone światło w budynku, miałem prawdziwą nadzieję, że spotkam tam Panią Cantas albo przynajmniej kogoś innego kto by mógł wsiąść ode mnie lisa. Wspólnie z Mikaelem wszedliśmy do środka zapalonej klasy i co było najbardziej zaskakujące zamiast Pani Cantas zobaczyłem kogoś innego, kogoś o wiele młodszego. Szaro włosy chłopak stał przy drewnianym stole i choć nigdy z nim nie rozmawiałem rozpoznałem go, to był oczywiście nikt inny niż Nikolas z żółtego domu, kolega Mikaela ze jego klasy. Chłopak karmił młodą chimerę i nawet nas nie zauważył.
- Nikolas! - Uśmiechnął się od razu brunet widząc drugiego chłopaka. Mikael szybkim krokiem do niego podszedł i dotknął lekko jego ramienia, na co Nikolas wyraźnie podskoczył. Niepewnie odwrócił się do tyłu i spojrzał na ciemnowłosego z zmarszczonym nosem, ale po chwili jednak delikatnie podniósł dłoń na powitanie nic nie mówiąc.
Nikolas jest głuchy i choć nie wiem nic o tym, żeby nie potrafił mówić, według Mikaela szaro włosy wcale się odzywa słowem. A teraz gdy Nikolas i ja jesteśmy w tym samym pomieszczeniu, chyba po raz pierwszy mogę przyjrzeć się twarzy nastolatka, był też trochę inny nic sobie tak naprawdę go wyobrażałem ze wyglądu. Jego szare włosy formowały grzywkę, która wpadała lekko na jego fioletowe oczy zasłonięte okrągłymi okularami. Wyglądał też w jakiś sposób, prawie... jak dziewczyna.
- Co ty tutaj robisz? Tak samemu? Dzień przed szkołą? Wieczorem? - zaczął dopytywać brunet.
Nikolas pokazał gestem głowy na chimerę i bez słów dało się zrozumieć, że zajmuje się zwierzętami, albo też, że to jego chowaniec. Nie wiem dokładnie co miał na myśli, ale szczerze, zbytnio mnie to nie interesuje w tej chwili. Szybko oddam Arcusa i sobie pójdę.
- Ach, no tak. Karmisz zwięrzęta - powiedział Mikael jakby rozumiał co dokładnie Nikolas mu próbował powiedzieć krótkim ruchem głowy.
- Umm... - otworzyłem lekko usta podchodząc do nich. - Jestem Theodor... szukam Pani Cantas, by dać jej lisa.
Chłopak w okularach spojrzał na mnie i Arcusa przyglądając się nam w milczeniu. Teraz gdy stałem blisko, jego fioletowe oczy wyglądały jak dziwna mieszanka błękitu i szarego, jak cykoria zamieniona w dwa kryształy.
- Może ja po prostu położę go tutaj... i sobie pójdę - powiedziałem równie wolno jak w poprzednim zdaniu i położyłem na ziemi zwierzę, które spojrzało ze Nicolasa prosto na mnie swoimi czarnymi ślepiami. W tym samym momencie gdy odłożyłem Arcusa na ziemi, usłyszeliśmy jak drzwi się zamykają i otwierają, i wzrok nas wszystkich, skierował się na blondynkę o falowanych włosach.
- Wróciłam i widzę, że masz gości Nikolasie. Cześć Mikael i cześć Theodorze - powiedziała pokazując jednocześnie gesty dłońmi, spodziewam się, że to był migowy. - Nie mogłam nigdzie znaleźć naszego zaginionego lisa, ale widzę, że już wrócił.
- Witam piękną damę, miło cię znowu widzieć - odpowiedział jej Mikael, kiedy ja w tym czasie przyglądałem się jej marszcząc brwi.
- Znamy się? - zapytałem.
- Nazywam się Camile, jestem z fioletowego domu. Witałam się z wami pierwszego dnia szkoły, też z Mikaelem chodzimy razem do klasy - powiedziała pochodząc do nas i kiedy była już obok klęknęła po to by pogłaskać Arcusa.
- Nie pamiętam, żeby się z nami witała - szepnął mi do ucha Mikael stając obok mnie. I będąc z nim szczery, to szczerze to ja też nie pamiętam czegoś takiego, ale przypomniałem już sobie jak po szkole Mikael poszedł się spotkać z nią i Nicolasem w tym tygodniu.
- Nicholas, nakarmiłeś już chimerę i koty Frigg jak prosiła nas Pani Cantas? - Spojrzała ona na szarowłosego.
Ten w odpowiedzi jedynie kiwnął głową.
- Chciałem tylko oddać lisa i wrócić do pokoju, więc...- powiedziałem niepewnie, gdyż naprawdę nie miałem żadnych planów na interakcje z innymi uczniami.
- Rozumiem. Dziękuję za oddanie nam Prinza.
- Co!? Jakiego Prinza!? - krzyknął Mikael. - On nazywa się Arcus, ARCUS. Sam go tak nazwałem.
- Mikael, daj sobie spokój. On należy teraz do takiej dziewczyny, ma prawo zmieniać mu imię na jakie jej się podoba.
- Nie zgodzę się by tak nazywano moje dziecko, przecież Arcus pierwszy tydzień swojego życia spędził ze mną i z Theodorem. To my daliśmy mu jako pierwsi jakiekolwiek imię i brzmi ono Arcus.
- Naprawdę, lis należał do was?
- Tak. - Uśmiechnął się Mikael krzyżując ręce na piersi.
- Jestem trochę zmęczony, więc wracam już do pokoju - wtrąciłem się w kolejny raz zmieniając oczywiście ponownie temat.
- Nie chcecie może nam pomóc i nakarmić parę zwierząt? - zapytała dziewczyna.
- Nie, dzię-
- Ja chętnie! - przerwał mi Mikael. Nawet nie potrwało to długo zanim odsunął się ode mnie i usiadł obok Nicolasa. Trudno stwierdzić, czy chciał naprawdę zaprzyjaźnić się z Nikolasem czy po prostu chciał wykorzystać tą sytuację by zdobyć lepszy kontakt z dziewczynami w klasie z którymi Nikolas się przyjaźni.
- Ja pójdę już do pokoju - powiedziałem. Szczerze naprawdę byłem zmęczony, a na dworze mimo wczesnej pory roku było także ciemno, więc to sprawiało, że tym bardziej chciałem jedynie położyć się w łóżku i zamknąć oczy.
- Nie ma problemu, miło było cię spotkać - odparła blondynka.
- Nawzajem - machnąłem dłonią na pożegnanie.
Kiedy wyszedłem z pokoju i zamknąłem za sobą drzwi, nagle zobaczyłem stojącego przede mną Arcusa, musiał napewno ponownie się teleportować. Westchnąłem widząc jak lis patrzył się na mnie pytająco. Musiałem wrócić spowrotem do pomieszczenia, inaczej zanim zauważę ponownie się teleportuje za mną prosto do akademika. Gdy chciałem otworzyć drzwi by wrócić do sali, przede mną otworzyły się inne drzwi. Na drugiej stronie korytarza pojawiała się przede mną czarnowłosa dziewczyna wspólnie z panią Cantas. Chwilę potrwało zanim oboie mnie zauważyły i gdy moje oczy spotkały się z niebieskimi oczami, poczułem jak całe moje ciało się napina. Szybko wszedłem do sali, w której przed chwilą byłem i zamknąłem za sobą drzwi.
- Holla Theo, zmieniłeś zdanie? - zapytał Mikael zerkając za siebie prosto na mnie.
- Muszę stąd wyjść, tu jest ta... taka dziewczyna i ona mnie nie lubi.
Usłyszałem za sobą skrzypanie otwierających się powoli drzwi.
- Ty. - Usłyszałem i od razu przeszły po całym moim ciele nie przyjemne dreszcze. - Mówiłam ci żebyś trzymał się z daleka od Prinza! Niech zgadnę, ty chciałeś mi go ponownie ukraść!
- Nie. - Odwróciłem się do niej podnosząc obronnie dłonie. - Naprawdę nie, ja tylko go odkładałem...
- Znowu teleportował się do ciebie? - zapytała pani Cantas.
- Tak. - Kiwnąłem parę razy, przy okazji omijając wzrok czarnowłosej która trzymała na dłoniach lisa.
- W sumie, Theodorze, bym mogła ci zbadać krew? - zapytała nagle nauczycielka.
- Co? Czemu...? - zapytałem zmieszany.
- Nie może pani! - krzyknęła dziewczyna, a nagle usłyszałem za sobą mnóstwo hałasu. Zerknąłem za siebie by zobaczyć co się stało, kilka zwierząt przypatrywało się nam z podniesionymi uszami do góry i kilka inne pobiegło się ukryć w kontach. Kiedy spojrzałem powrotem przed siebie, zobaczyłem, że futro lisa się naprężyło, ogon skulił, a uszy położyły się płasko na jego głowie. Chyba za głośno krzyknęła co zaskoczyło Arcusa tak samo jak resztę zwierząt w pomieszczeniu i co mnie wcale nie dziwi.
- Boże, młoda, nie krzycz. Zwierzęta mi tu stresujesz - odparła pani Cantas.
- Przepraszam, ale wiem co pani chce sprawdzić i zapewniam panią, że on na pewno nie jest połączony z Prinzem, jest za głupi na to - zaśmiała się. - Ja jestem Sofia Valentina DUNANT, moi przodkowie otworzyli największy magiczny bank, który nadal jest prowadzony przez mojego ojca, a mi samej jest przeznaczone pracownie w ministerstwie magii podobnie jaka cała rodzina mojej matki. Za cztery lata zostanę jedną wielkiej siódemki, będę reprezentować niebieski dom i pani chce mi powiedzieć, że ten głupiec, który pewnie nic nie znaczy dla świata magii i nigdy nie będzie znaczył, ma mieć niby Dieudonné vulpes jako swojego chowańca? Jeżeli ja nie mam szansy, jaką on miałby mieć? Po prostu Prinz musi mnie lepiej poznać i za rok powtórzymy ceremonię i wtedy zostanie moim chowańcem, nie ma szans, że Prinz sam się połączył ze tym nieudacznikiem reprezentującego czarodzieja.
Zastanawiałem się czy powinienem coś powiedzieć, ale choć nie rozumiałem o czym mówiła na sam koniec o chowańcu, miała rację co do mnie. Przy niej jestem nikim, jestem głupi i niczego nie potrafię. Miałem jedynie szczęście w tym tygodniu przy transmutacji i zaklęciach, ale tak naprawdę jestem nieudacznikiem, który pewnie po swoich studiach animacji niczego nie osiągnie i będzie próbował przeżyć na groszach. Miała rację, więc ma prawo tak o mnie mówić.
Nagle poczułem objęcie na swoim ramieniu i spojrzałem na Mikaela stojącego obok.
- Miałem się nie wtrącać, ale mówisz tu o mi Amigo, którego obrażasz. Żebyś wiedziała Theodor nie jest wcale nieudacznikiem i następnym razem zanim nazwiesz kogoś głupim zastanów się co ty w ogóle mówisz, nawet nie masz powodu do nazywania go głupim. Ty nawet go nie znasz...
- No właśnie, że-
- Sofia lepiej już nic nie mów, zanim odejmę ci kolejne dziesięć punktów. Nie możesz obrażać w taki sposób innych uczniów - przerwała jej pani Cantas z bardzo poważnym głosem. - Idź się teraz przejdź, uspokój emocje, przemyśl to co powiedziała i wróć. Wtedy porozmawiamy na spokojnie.
- Dobrze. - Spojrzała na mnie czarnowłosa posyłając mi lodowate spojrzenie swoimi niebieskimi oczami, po czym wyszła z pomieszczenia wspólnie ze Arcusem na rękach.
Pani Cantas po oprowadzeniu dziewczyny wzrokiem, odwróciła się do mnie wzdychając głęboko.
- Mogłabym ci zbadać krew? Wystarczy kropla krwi, którą zrobię ukuciem igłą w palca - powiedziała wyraźnie zmęczona już całym dniem.
- Ale, po co? - Zmarszczyłem brwi. - Jakby... ona, ta dziewczyna nie była zbytnio zadowolona tym pomysłem i raczej nie chcę by mnie nienawidziła.
- Rozumiem, ale nie powinieneś martwić się Sofią. Jest po prostu uparta - odparła. - Odpowiadając na twoje pytanie, powiem, że niektóre magiczne zwierzęta same nawiązują więzi ze swoimi opiekunami i stają się w taki sposób chowańcami, podejrzewam, że właśnie to zrobił lis. To by tłumaczyło czemu się codziennie do ciebie teleportuje i czemu ceremonia chowańca Sofii się nie udała. Gdybym zbadała ci krew, mogłabym to sprawdzić. Jeżeli nie jest twoim chowańcem co ci szkoda, a jeżeli jest, będzie lepiej gdybyśmy wszyscy to wiedzieli
Czy ja dobrze rozumiem, że ona myśli, że Arcus jest moim chowańcem? Przecież, czy on jest chowańcem tej dziewczyny...?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro