Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝕽𝖔𝖟𝖉𝖟𝖎𝖆ł 𝖉𝖗𝖚𝖌𝖎 | Moja koleżanka Echo

Nie ma to jak być spóźnionym pierwszego dnia szkoły. Arcus nie dał mi wczoraj zasnąć i gdy budzik dzisiaj rano zadzwonił zrobiłem sobie krótką drzemkę, a takie drzemki zwykle kończą się będąc dłuższymi. Więc krótko mówiąc ja i Mikael zaspaliśmy na nasze pierwsze zajęcia. Na szczęście Ethan Galbraith z wielkiej siódemki zajrzał do nas i nas obudził, więc jeszcze zdążę zajrzeć do klasy przed następnymi zajęciami.

Otworzyłem niepewnie drewniane drzwi i od razu mój wzrok natrafił na kobietę przede mną. Jej czarne włosy były zaplątane w warkocz i wyglądało jakby przed chwilą czytała coś ze książki, którą trzymała w swoich małych dłoniach. Mam na myśli przed chwilą, bo kobieta zauważając moje przyjście odwróciła do mnie twarz patrząc się na mnie za swoich okularów.

- Mogę w czymś pomóc? - zapytała spokojnie i przyjaźnie.

- Theodor Marveen - przedstawiłem się. - Czy to są zajęcia ze historii magii? Klasa 1C?

- Tak dotarłeś do poprawnej klasy, jestem pani Dixon. Mineva Dixon - odparła i pomału odwróciła twarz na resztę uczniów. - Weź książkę i usiądź przy wolnym miejscu. Jako że to pierwszy dzień szkoły, stracisz jedynie pięć punktów, zamiast piętnastu.

Usłyszałem jak ktoś na tyle wzdycha głęboko nie zadowolony, już mogłem zapomnieć o przyjaźni ze zielonymi w tej klasie. Na pewno. Tak, takie moje szczęście.

Podszedłem niepewnie do biurka nauczycielki i wziąłem od niej podręcznik. Gdy końcu spojrzałem na uczniów siedzących przy biurkach, większość patrzyła na mnie z niecierpliwością. Mój wzrok od razu jednak natrafił na samą siedzącą Echo i na wolne miejsce obok niej. Moja dawna koleżanka bawiła się długopisem patrząc przez okno. Dziwnie jest widzieć ją teraz w krótkich włosach, zawsze, gdy o niej myślałem miała dłuższe tak jak w dzieciństwie... ale pasują jej krótkie włosy, ładnie w ich wygląda.

Wziąłem głęboki wdech by uspokoić spięte ciało, bo oczywiście nieproszony miałem zamiar usiąść obok niej na samym przodzie. Wziąłem kilka głośnych kroków do przodu i zaraz usiadłem obok niej na szkolnym krześle. Brunetka odwróciła się na chwilę i spojrzała na mnie swoimi zielonymi oczami. Minęło tylko kilka sekund zanim postanowiła posłać mi krótki uśmiech po czym wróciła do swojego zajęcia. Może jednak Echo Joice, mnie pamiętała?

- Echo - powiedziałem widząc jak dziewczyna wstaje od biurka zaraz po zajęciach, przy tym zacząłem też szybciej chować podręcznik ze historii magii do plecaka, chcąc się pośpieszyć. - Poczekaj na mnie.

Dziewczyna stanęła w jednym miejscu, postanawiając na moją prośbę poczekać cierpliwie. Nie minęło dużo czasu zanim już spakowany oraz gotowy do wyjścia z klasy również stanąłem ze krzesła.

- Kopę lat, dawno się nie widzieliśmy, co nie? - Uśmiechnąłem się do niej chcą być przyjazny. Dziewczyna przez chwilę mi się przyglądała uważnie marszcząc przy tym delikatnie brwi.

- Ach, tak! Theodor. Byłeś moim sąsiadem - powiedziała uśmiechając się szerzej. - Pamiętam jak ciągle bawiliśmy się w wilczego berka razem z twoją siostrą, ciągle przegrywałeś będąc na sam koniec wilkołakiem - zaśmiała się.

- Fajnie, że kojarzę ci się akurat z tym jakim przegrywem byłem... - Chociaż to nie jest tak, że wiele od tamtego czasu się zmieniłem. Nadal jestem takim samym leszczem jak wtedy, jeżeli nawet nie większym.

- Nie no, pamiętam też jak bardzo bałeś się jaszczurów oraz robali. Nadal tak się ich bardzo boisz jak kiedyś? - zapytała podnosząc pytająco brwi do góry.

- Na pewno nie aż tak fobicznie. Jak teraz jakiś robal mnie dotknie nie będę brał pięć pryszniców ze rzędu i jak zobaczę jakiegoś na zewnątrz nie ucieknę do środka. Teraz po prostu mnie obrzydzają. - Podrapałem się po karku wychodząc ze nią z klasy. Przez chwilę nie wiedziałem co mógłbym jeszcze dodać by kontynuować rozmowę, za rzadko spotykam przyjaciół ze dzieciństwa. - A ty nadal boisz się węży?

- Nawet o nich nie wspominaj. - Zadrżała na samą myśl o gadach. Choć nie lubiła nadal węży, było widać rozbawienie tym faktem na jej opalonej twarzy. - Wygląda na to, że wcale się tak bardzo nie zmieniliśmy od ostatniego razu. Chociaż widzę, że teraz potrafisz zwrócić na siebie całą uwagę zamiast jak zwykle chować się w cieniu innych. Jak jest to być PIERWSZYM białym? Widziałam cię na ceremonii.

- Widziałaś? - zaśmiałem się słabo nie wiedząc co jej na ten temat powiedzieć. W rzeczywistości nie byłem jeszcze pewien co powinienem o tym myśleć.

- Oczywiście, że widziałam cię na ceremonii i na dodatek cała szkoła o tobie rozmawia, więc i tak bym się domyśliła. No i widzę jeszcze, że plotki się potwierdzają. Twój zielony krawat mówi, że naprawdę musiałeś dołączyć do zielonego domu.

- Widać, nie wszystkie plotki są fałszywe - powiedziałem zerkając na jej krawat od mundurka szkolnego. - A ty jesteś niebieska.

- Czuję się jakby dopasowali kolor do mojego hobby - odparła, a patrząc na moją minę postanowiła także mi wytłumaczyć o czym dokładnie mówi. - Dużo pływam i serfuję.

- Rozumiem, kojarzy mi się w sumie, że bardzo lubiłaś wodę.

- Tak, dokładnie - odpowiedziała, a zanim znowu zdążyłem coś powiedzieć przerwał nam Mikael podbiegając do mnie na korytarzu szkolnym.

- Boże Theo, szukałem cię totalnie wszędzie! - Powiedział zdyszany łapiąc mnie na ramię. - Mieliśmy się spotkać na przerwie, ale nigdzie i to nigdzie cię nie było widać.

- Przepraszam, zagadałem się może trochę... - odpowiedziałem patrząc na niego.

- Już nigdy mi tego nie rób, nie lubię stać sam jak jakiś idiota - mruknął, po czym spojrzał na Echo jakby dopiero teraz ją zauważył. Brunet bez wahania od razu przeczesał dłonią włosy i uśmiechnął się do niej szeroko. - Jestem Mikael de Vaca, przyjaciel Theodora, a ty?

- Mów mi Echo - westchnęła w jego stronę i jakby nigdy nic jej wzrok minął go obojętnie wracając do mnie. - Ja już pójdę na następną lekcję. Wy też powinniście, jeżeli nie chcecie stracić punktów.

- Ok, zaraz przyjdę - odpowiedziałem na co dziewczyna odwróciła się do nas plecami i sama ruszyła wchodząc do klasy, gdzie mieliśmy mieć zajęcia ze zaklęć.

- Fajna jest - stwierdził. - Myślisz, że jestem w jej typie?

- Nie wiem, rozmawiałem ze nią ostatnio, gdy mieliśmy po sześć lat. Nagle się przeprowadziła bez słowa, a rok później ja sam się przeprowadziłem do Anglii ze Australii - odparłem odwracając twarz powrotem do bruneta. - A ty, poznałeś kogoś nowego w klasie?

- Chciałbym, ale nie. A to wszystko przez to, że siedziałem z jakimś gburem przy biurku - wymamrotał krzyżując ręce na piersi. - Zadawałem mu jakieś pytania dotyczące książki, a on nawet nie odpowiedział udając, że nie słyszał. To było wredne i to bardzo wredne.

- A jak się nazywa? - spytałem odruchowo, zwykle tak wyglądały moje rozmowy w gimnazjum ze koleżankami, ale teraz, po co miałbym się tutaj pytać o czyjeś imię? To nie tak, że będę go kojarzył czy znał, przecież nie znam nikogo oprócz Echo, no i teraz Mikaela.

- Nikolas ze domu żółtego. Cierpliwie byłem do niego pozytywnie nastawiony, czyli byłem MEGA miły, a on jedyne co robił, to mnie ignorował.

- Jakby to moja siostra powiedziała, "Zamiast zwracać uwagę na same negatywne cechy, spójrz na te pozytywne" - doradziłem. - W każdy razie, muszę już iść. Jak Echo wspominała nie chcę znowu stracić pięciu punktów.

***

Kolejne zajęcia były najgorsze, dokładnie zajęcia ze zaklęć z nauczycielem Sinclair Dixon. Pierwszego dnia już nam kazał czarować różdżką podstawowe zaklęcia, a ja oczywiście cały czas robiłem coś nie tak. Nauczyciel co chwilę do mnie podchodził i odnajdywał za mnie, gdzie znowu popełniłem błąd, ale chwilę później znajdowały się nowe. Dlatego nie mam zamiaru być czarodziejem, jaki jest sens tego, kiedy bardziej się nadaję do bycia normalnym człowiekiem?

- Jak na pół krew, w sumie poszło mi lepiej niż się spodziewałam. Już umiem jedno zaklęcie, czyli zaklęcie gumkowania - pochwaliła samą siebie Echo idąc obok mnie. Oczywiście Echo też nie była czystej krwi i też oczywiście, jak zawsze musiała poradzić sobie lepiej ode mnie. Kiedy ja nie nauczyłem się niczego, ona nauczyła się jedno ze zaklęć, które może nawet jej się przydać w nauce.

- Już nic nie mów - westchnąłem zmęczony. - Pewnie facet myśli, że jestem zerowej krwi magicznej.

- Za dużo myślisz. - Poklepała mnie po plecach, chcąc mnie chyba pocieszyć. Spojrzałem na brunetkę chcąc posłać jej swój lekki uśmiech i by podziękować, ale wtedy jej wzrok nagle powędrował w innym kierunku. - Chyba komuś uciekł chowaniec.

-Chowaniec? - spojrzałem w tym samym kierunku co ona, jednak nie zauważyłem żadnego zwierzaka. - Nie widzę tu żadnego chowańca.

- Jest już za zakrętem - westchnęła. - Żałuj, że go nie widziałeś. Nigdy nie widziałam takiego zwierzęcia, przynajmniej nie na co dzień spotyka się lisy z kolorowymi włosami... jeżeli to w ogóle były włosy.

- Czekaj, jest to biały lis z kolorowymi włosami? - zapytałem pomału i jak najbardziej wyraźnie.

- Tak? - powiedziała marszcząc przy tym pytająco brwi.

- Muszę lecieć, spotkamy się na następnej lekcji - powiedziałem zaczynając biec do przodu.

- Ale następna lekcja zaczyna się za trzy minuty!

- Powiedz, że źle się poczułem! - powiedziałem wpadając na szybko na najlepsze typowe kłamstwo, dzięki któremu chyba mam szansę by nie zostać tak dużej kary punktowej.

***

- Arcus? - wyszeptałem nie chcąc by nauczyciele mnie usłyszeli. Już od jakiegoś czasu szukam Arcusa po korytarzu, nawet poszedłem na piętro niżej. Dziwi mnie, że nigdy nikt mi nie powiedział, jak przywołać do siebie lisa. Kota wiem, jak przywołać do siebie, ale jak niby przywołuje się lisa..?

- Co robisz? - zapytał męski głos za mną.

Obejrzałem się za siebie, widząc nikogo innego niż dyrektora tej szkoły. Ciemnoskóry mężczyzna stał za mną trzymając się za pasek spodni, a ja już wiedziałem, że musiałem mieć największe szczęście w życiu, by akurat wpaść na niego. Wyglądał samą miną, jakby chciał mi już powiedzieć, że wpakowałem się sam w kłopoty, a raczej to lis mnie wkopał, ale nikt nie mówił, że mam szukać lisa, więc ja sam się wpakowałem swoją inteligencją.

- Ja? Ja, nic proszę pana. - Wyprostowałem się od razy patrząc na mężczyznę. Za każdym razem, gdy próbowałem spojrzeć mu w oczy, mój wzrok wędrował na bok odmawiając posłuszeństwa.

- Więc, czemu nie jesteś na lekcji? - dopytywał.

- Nauczyciel kazał poszukać mi kredy - powiedziałem pierwsze kłamstwo jakie przyszło mi do głowy. - Ale tak naprawdę, nie wiem, gdzie mogę je znaleźć.

- Jesteś świadom, że za wykryte kłamstwa i wagary traci się punkty? - zadał kolejne pytanie.

- Dobrze wiedzieć. - Kiwnąłem głową parę razy chcąc brzmieć autentycznie. Wiedziałem też jeszcze jedną rzecz na ten moment, byłem beznadziejny w kłamaniu i każdy w rodzinie mógł, to potwierdzić bez wahania, gdyby się ich spytano.

- Masz mi coś do powiedzenia? - Podniósł pytająco brwi patrząc na mnie ze góry.

- Zależy od tego czy powie mi pan, gdzie znajdę kredę...

- Dobrze - westchnął, a za nim zdążył jeszcze coś powiedzieć, nagle usłyszeliśmy oboje... piskliwe szczęknięcie?

Obejrzałem się za siebie widzą biegnącego w naszą stronę Arcusa. Lis oparł się swoimi małymi łapkami o moje łydki machając przy tym zadowolony ogonem. Znowu pisnął patrząc mi prosto w oczy swoimi czarnymi ślepiami. Czy on naprawdę nie miał, kiedy indziej do mnie podbiec i próbuje mnie wpakować w kłopoty?

- A to, jak wytłumaczysz? - zapytał dyrektor patrząc na mnie zmęczonym wzrokiem, dopiero się poznaliśmy, a już nie miał siły na mnie. Jak miło.

- To...to, to mój chowaniec - odparłem, a dokładnie powiedziałem jak głupi pierwszą rzecz jaka przyszła mi do głowy.

- Chowaniec? - spytał głosem, który już na start mi mówił, że nie wierzył mi nawet jednym procentem. - Wiesz co, po prostu po wszystkich zajęciach spodziewam się ciebie u mnie w gabinecie, Theodorze Marveenie.

- Tak jest - westchnąłem. Czyli dyrektor od samego początku widział, kim jestem. Chyba jako jedyny biały uczeń, nie mam w sumie co się dziwić.

- Powinieneś wrócić na zajęcia, ale najpierw wyprowadź swojego CHOWAŃCA ze budynku - dodał jeszcze zanim poszedł w swoją stronę, po schodach prosto na górę.

***

- Nie żartuj, masz przechlapane jak nic - uświadomił mi Mikael po tym jak mu wszystko opowiedziałem i gdy przy okazji podzieliłem się wszystkim z Echo, może nie wszystkim, tylko wytłumaczyłem kim jest dokładniej Arcus.

- Więc mówisz mi, że lis, którego w rzeczywistości nie miałeś zamiaru zatrzymać i który wziął się z nie wiadomo skąd...został twoim chowańcem? W sumie, to ci zazdroszczę.

- Ja to dopiero będę miał długą drogę przed sobą... będę miał „ceremonię zdobycia chowańca". Będę miał dodatkowe zajęcia z tego powodu, czego nie chce mi się mieć.

- Nie wiem, czy masz wystarczające umiejętności na posiadanie chowańca, ale powodzenia ci życzę. - Uśmiechnęła się do niego Echo, a przez ten uśmiech nie byłem pewien czy mówiła to by być wredna czy też nie. - W każdym razie, ja nie muszę się tym martwić. Mam już wybranego chowańca, jest to najwspanialsza fretka o imieniu Otto. Potrzebuję tylko zatwierdzenia więzi w szkole i tyle.

- Teoretycznie nie wiem o czym mówicie. O co chodzi z tym zatwierdzeniem więzi i ceremonią?

- NO TAK, zapomniałam, że nie interesujesz się światem magii - westchnęła Echo. - No cóż czytałam w liście od szkoły, że zatwierdzenie więzi jest dla osób, które znalazły swojego chowańca, ale żeby utrwalić więź i sprawić by chowaniec był prawdziwym chowańcem trzeba magicznie ją zatwierdzić. Wtedy zwykle łączy ciebie i twojego chowańca jakiś znak szczególny, co jakby jest takim podpisanym dokumentem. A co do ceremonii, o której mówi twój przyjaciel, to zbytnio dużo nie wiem, ale to jest ceremonia która jest tylko wykorzystywana w tej szkole. A jeżeli masz już swojego lisa, to nie musisz się tym przejmować.

- Wczoraj cały czas mi zadawał pytania, cieszę się, że teraz przynajmniej ty możesz odpowiadać za mnie kochana.

- Jesteś czystej krwi, co nie? - zapytała po krótkim milczeniu, gdzie się mu przyglądała chłodno.

- Zgadza się, mam czystą czerwoną krew. - Wyszczerzył się poprawiając swoje włosy, chyba naprawdę wyglądał na dumnego ze tego powodu. - Czemu pytasz?

- Pytam, bo wyglądasz mi na takiego.

- Naprawdę, czy to takie oczywiste? - zdziwił się przyglądając się nagle swoim dłonią, jakby to one właśnie mówiły jej o nim.

- Tak, oczywiście nie znam cię długo, ale momentami mam odczucie, że to jest zbyt oczywiste. - To brzmi jak by mówiła, to trochę zadziornie. Dokładnie jakby była specjalnie złośliwa w jego kierunku.

- A ty jesteś jakiej krwi? - zapytał uśmiechając się miło, widocznie nie potrafi zrozumieć co dziewczyna próbuje mu przekazać albo nie przejmuje się tym po prostu.

- Jestem... ja jestem pół krwi, jeżeli jeszcze nie zrozumiałeś.

- Uhm, wiecie, ja już pójdę. Nie wiem jak długo będę szedł do gabinetu dyrektora i wolę się do niego nie spóźnić - odparłem odzywając się w środku ich rozmowy. Nie miałem zbytniej ochoty dłużej słuchać ich rozmowy, która z jednej strony była złośliwa i ze drugiej przyjazna, przyprawiało mnie to o ból głowy. Na szczęście miałem wymówkę, dzięki której mogłem stąd szybko zniknąć.

***

Wszedłem niepewnie do gabinetu dyrektora i spojrzałem na mężczyznę, który zaraz uśmiechnął się w moim kierunku.

- Theodor Marveen, pierwszy z białego domu i jeden z niewielu uczniów który nie aplikował do żadnej magicznej szkoły. Także nie widzę żebyś miał oznaczone, że masz swojego chowańca - powiedział dyrektor patrząc na mnie za swoich dokumentów. - Czy jesteś w ogóle świadom jakie zwierzę masz?

- Nie?

- Dieudonné vulpes, to łacińsko francuska nazwa, która została wymyślona przez odkrywcę tej rasy i pierwszego właściciela, Teodora Ornano. Został odkryty tylko jeden przedstawiciel tej rasy, dlatego ciekawię się, skąd masz tego lisa.

- Uwierzy pan, jeżeli powiem, że znalazłem go w swojej kieszeni po ceremonii? - zapytałem. Szczerze to słowa mojego dyrektora nabierały pomału jakiś sens z wszystkim innym. To dyrektor tej szkoły, Teodor Ornano miał takiego samego lisa i dlatego przy fontannie jest jego posąg razem z starszym Arcusem.

- Uwierzę w wszystko, to jest tak bardzo rzadki gatunek, że wszystko może być możliwe - odparł mężczyzna. - Spodziewam się, że jak mówiłeś, że jest twoim chowańcem było to tylko wymówką?

- Tak - odparłem, czy to naprawdę było takie oczywiste?

- W każdym razie wytłumaczę ci twoją sytuację i wyjątkowo nie odejmę ci tym razem żadnych punktów za nielegalne przetrzymywanie zwierzęcia w szkole - westchnął odkładając kartki na biurko. - Musisz zdecydować do następnego piątku, czy lis ma zostać twoim chowańcem czy nie. Jeżeli nie chcesz mieć lisa lub potrzebujesz pomocy z opieką nad nim, masz możliwość porozmawiania razem z nauczycielami od opieki nad zwierzętami. Oni mogą ci pomagać albo zająć się całkowicie lisem, w każdym razie proponuję porozmawiać z Penny Cantas, jako że ona ma najwięcej doświadczenia, jeżeli chodzi o fantastyczne zwierzęta. A jeżeli postanowisz zatrzymać lisa, będziecie musieli przejść ceremonię chowańca, które jest za dwa tygodnie w weekend. Informacje na ten temat znajdziesz na swoim Ipadzie które zostałeś od szkoły.

- Rozumiem. - Kiwnąłem głową. Dużo informacji, ale nie są trudne do zrozumienia; albo oddaję Arcusa, albo zatrzymuję.

- W każdym razie mam nadzieję, że coś podobnego się nie powtórzy, a jeżeli miałbyś ponownie łamać zasady naszej szkoły możesz przyjść do mnie albo do twojego wychowawcy, a ci pomożemy. Theodorze, pamiętaj, że nie musisz niczego ukrywać w tej szkole przed nami. Chętnie ci pomożemy z wszystkim - wytłumaczył mi dyrektor.

- Dziękuję - odpowiedziałem mu krótko. - Mogę już iść? - spytałem podnosząc pytająco brew do góry.

- Tak, ale jeszcze jedno. Za nim zapomnę, Penny Cantas może ci pomóc nauczyć się więcej o rasie lisa, którego znalazłeś. Więc zanim postanowisz oddać lisa albo postanowisz by naprawdę został twoim chowańcem, warto byłoby byś wiedział jaką odpowiedzialność bierzesz na siebie i po prostu ją odwiedził.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro