Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział dwunasty | Ciemna koza

Tym razem w drodze powrotnej Arcus spokojnie prowadził mnie przez las. Nie dokładnie rozumiem te zwierzę i czym dokładnie jest. Zazwyczaj wydaje się całkowicie normalny. Jest jak szczeniak który chce robić tylko trzy rzeczy: spać, bawić się i rozrabiać. Są jednak momenty, gdy wydaje się zbyt dojrzały i świadomy. Czy przykłady, że potrafii komunikować się z demonami i zastąpił mi moją "dolę" nie są wystarczające by rozumieć, że to nie jest normalne zwierzę?

Zerknąłem na Arcusa. Jakie magiczne właściwości tak naprawdę ma ten lis?

Zacząłem gdzieś między drzewami słyszeć dziwne odgłosy zwierząt, widocznie Arcus też musiał je usłyszeć, bo od razu się zatrzymał patrząc w jakiś punkt. Był całkowicie cicho i był nieruchomy, dlatego naturalnie czułem, że też musiałem taki być w tej chwili. Spojrzałem w oddal chcąc dowiedzieć się co widzi, ale naprawdę nic nie widziałem w tej ciemności. Zerknąłem spowrotem na lisa... i go nie było. Zniknął. Od razu zacząłem odczuwać lęk gdy dotarło do mnie, że jestem całkowicie sam w ciemnym lesie. Nie ma nikogo kto mógłby mi pomóc, a dziwne dźwięki były coraz głośniejsze. Naprawdę sie bałem.

Zninacka coś zaczęło biec w moim kierunku. Wyglądało mi to na człowieka, ale czy nim było? Choć widziałem przed sobą człowieka, nie czułem się wcale bezpiecznie. Zacząłem jak najszybciej biec, nie wiem gdzie, pewnie w głąb lasu, bo gdzie indziej?

Boję się. Przez całe życie się boję. Czuję się jakbym był jedyną osobą bojącą się najmniejszych rzeczy, ale porównaniu do tego momentu teraz, każdy mój wcześniejszy strach jest niczym. W tej chwili boją się i najgorsze jest to, że jestem sam.

Poślizgnąłem się o kilka mokrych liści. Nagle siedziałem na ziemi patrząc w oczy zbliżającemu się człowiekowi, nie, to nie mógłbyć człowiek. Ich oczy były duże i lodowo-niebieskie, ale całkowicie bez śladu człowieczeństwa w ich spojrzeniu. Momentami zdawało mi się, że widziałem coś podobnego do minotaoura albo dzikiego kozła - duże ciało owłosienie ciemnymi włosami, długie rogi przypominające koronę, naprawdę ostre zęby i trzy żółte oczy. Czułem jak traciłem panowanie nad swoim ciałem, bo wcale nie mogłem się podnieść z ziemi, ani odwrócić twarzy. Nie słyszałem dłużej dziwnych dźwięków, jedynie bicie swojego serca. Czy naprawdę moje serce biło kiedykolwiek głośniej niż w tej chwili?

- ¡𐌔𐌀ᕓ𐌄 𐌅𐌓Ꝋ𐌌 𐌄ᕓ𐌉𐌋!- Usłyszałem zagłuszone przez moje bicie serca rzucone zaklęcie. Dowodem, że wcale mi się nie przesłyszało, było, że zobaczyłem blask trafiający to coś. Osoba przedemną upadła i wynurzyło się wśród mroku stworzenie które przedchwilą widziałem. Pomału zaczęło odwracać ku moim kierunku pysk, a ich zółte oczy stawały się coraz wyraźniejsze. - Zamknij oczy! - Otrzymałem rozkaz i wykonałem go bez wachania. Wysłuchiwałem dźwięków chąc wiedzieć co się tak naprawdę działo. Słyszałem jakieś nieznane mi zaklęcia, aż nagle kolejne słowa były skierowane ku mnie.- Możesz już otworzyć oczy.

Otwierając oczy zobaczyłem czarną kozę biegnącą w głąb ciemnego lasu.

- Co- Byłem nagle całkowicie zdyszany. Nie mogłem wypowiedzieć więcej niż tego jednego słowa.

- Oddychaj głeboko. Wdech nosem i wypuść powietrze ustami.

Spojrzałem zmieszany na mojego bohatera, to był Aries Callahan, brat mojego klasisty. Patrząc się mu w oczy starałem się oddychać równo z nim. Czułem się jakbym zapomniał jak się oddycha. Potrzebowałem jego jako przykładu.

- Możesz być już spokojny. To coś, to bies, czyli zły demon - odpowiedział, jakby wiedział jakie pytanie miałem zamiar zadać. Podszedł do osoby która przedemną upadła i sprawdził puls. - Żyje, ale nadal zostaną stałe ślady po opętaniu. To jest las w którym zamieszkuje ten bias, a że jest wigilja Samhain, to jest wyjątkowo silny. Ta osoba musiała się nie skropić, i wbrew regulaminowi szkoły pójść do lasu. - Spojrzał na mnie. - Co robiłeś w lesie?

- Mógłbym zapytać o to samo - odparłem udając pewnego siebie w tej sytacji.

- Twój lis mnie poinformował, że coś się dzieje.

- ... uwierzysz jeżeli powiem, że poszedłem do lasu, bo mój chowaniec pobiegł do lasu?

Callahan odwrócił ode mnie twarz skupiając się tylko na tej drugiej osobie z której wyszedł ten potwór. Widocznie nie miał dłużej zamiaru ze mną rozmawiać. Oczywiście rozumiem, teraz nie ja byłem ważny ani to czemu tu byłem.

- Nagle mój lis pobiegł do lasu ciągu wigilji. Pobiegłem za nim i po jakimś czasie usłyszałem dziwne dźwięki zwierząt, nie wiem jak to opisać. Później lis nagle zniknął. Gdy demon... ta opętana osoba zaczęła się do mnie zbliżać, to zacząłem uciekać. Naprawdę nie robiłem niczego wyjątkowego- zacząłem mu tłumaczyć bez powodu i znikąd.

- Potem porozmawiamy. Zadzwonisz do jakiegoś nauczyciela? Masz jakiegoś numer?

- Moja wychowaczyni.

Sięgnąłem po telefon dzowniąc do niej, ale gdy odebrała, to nie ja mówiłem, ale on. Za chwilę przybiegło parę osób biorąc nie obudzonego do pielęgniarki szkolnej. Z nimi równierz przybiegli moji przyjaciele. Z Echo i Mikaelem, nagle to co się wydarzyło nie było dłużej takie straszne, bo teraz miałem znajome ramiona które mogły mnie objąć. Gdy zobaczyłem Echo byłem pewien, że będzie mi wytykała jak znowu się wszystkiego boję, ale nie zrobiła tego. Nie jesteśmy dłużej dziećmi z dekady temu, jesteśmy nastolatkami i całkowicie nowymi osobami. Przynajmniej jedna osoba z nas dwóch jest inna niż była. Bo ja się wcale nie zmieniłem, a nią muszę poznać od nowa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro