Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝕽𝖔𝖟𝖉𝖟𝖎𝖆ł 𝖙𝖗𝖟𝖊𝖈𝖎 | Pia i Callahan

Zaraz po spotkaniu z dyrektorem, wszedłem do mojego i Mikaela pokoju akademickiego. Gdy otworzyłem jasne zielone drzwi przede mną, zobaczyłem od razu jak ze łóżka chłopaka zeskoczył Arcus, a sam ciemno włosy zerknął na mnie spod swojego telefonu.

- Poczekaj, zaraz mi wszystko opowiesz. Daj mi tylko minutkę, zaraz skończę grać. - Przegryzł dolną wargę, a w tym czasie, lis podbiegł do mnie na przywitanie wydając ze siebie dźwięk podobny do mruczenia. Nie wydawało się to być negatywne mruczenie patrząc na jego posturę ciała, więc chyba nie muszę wiele o tym myśleć.

- Nie śpiesz się - odpowiedziałem przyglądając się lisowi przede mną.

Po chwili zmęczony podniosłem wzrok i rzuciłem ze siebie pusty plecak, ciskając go w kąt pokoju. W tym czasie, gdy chłopak chyba dokańczał granie, ja sam poszedłem w stronę własnego łóżka i położyłem się na szarej pościeli zamykając oczy. Zaraz poczułem ciężar chodzącego zwierzęcia na swoim brzuchu i już zanim Arcus się na mnie położył, wiedziałem, że oczywiście wykorzysta mnie jako swoją poduszkę.

- Hijo de putta, nawet nie potrafi grać - wymamrotał cicho Mikael na co ja zareagowałem otwierając oczy by na niego spojrzeć. Chłopak na drugim łóżku wyprostował się do siadu i wyłączył telefon kładąc go obok siebie, by zaraz na mnie spojrzeć swoimi ciemnymi tęczówkami. - Teraz opowiadaj swojemu amigo co nasz wódz szkoły ci mówił.

- No więc, mam w skrócie dwa wybory... oddać Arcusa lub wsiąść Arcusa jako swojego oficjalnego chowańca - westchnąłem cicho, a lis nadal leżąc spokojnie podniósł swoje spiczaste długie uszy do góry, chyba słysząc swoje imię. Muszę przyznać, że jeżeli naprawdę zareagował na swoje imię, które wymyślił dla niego Mikael nie tak dawno temu, szybko zakumał, może nawet zbyt szybko. - Mam tylko dwa tygodnie na zdecydowanie się, ten tydzień i następny. Czyli mam czas do jakieś ceremonii więzi, czy jak to się nazywało.

- Dwa tygodnie? To kiepsko - zauważył.

- Tak, a problem jest, że choć nie mam ochoty oddawać Arcusa, nie mam też ochoty go zatrzymywać do końca jego żywota albo też mojego - westchnąłem zastanawiając się, czemu musiałem wszystko tak niepotrzebnie komplikować.

- Jeżeli chcesz go, ale nie chcesz, to co byś powiedział na pomysł, żeby Arcus został moim chowańcem? - zaproponował patrząc na mnie pytająco. - Mi nie robi różnicy jakiego będę mieć chowańca, a mieć lisa, którym został obdarzony mój najdroższy amigo brzmi... genial.

- Jeżeli chcesz, to może być najwłaściwszy wybór..., ale chciałbym jeszcze trochę się zastanowić - powiedziałem.

- Spoko, tylko proponowałem - powiedział spadając plecami na łóżko. Przez jakiś czas była między nami cisza, chyba oboje myśleliśmy nad całą tą sytuacją. Po chwili słuchania szelestów, zerknąłem powrotem na Mikaela, który przekręcił się już parę razy na swojej pościeli, jak widać po to by końcu położyć się wygodnie na brzuchu i również na mnie spojrzeć. - Rozmawiałeś z Echo? Może ona wymyśli coś innego?

- Nie myślałem jeszcze nad tym, ale postaram się z nią pogadać o tym jutro - powiedziałem. - A tak, poza tym już nie myśląc dłużej o tym, jak poszły dzisiaj twoje zajęcia? U nas tylko na zajęciach ze zaklęć mieliśmy prawdziwe uczenie się. To pierwszy dzień szkoły, więc nie dziwi mnie, że u innych nauczycieli się jedynie witaliśmy... i ja oczywiście nie nauczyłem się ani jednego zaklęcia. No i straciłem też dzisiaj piętnaście punktów zza dwa spóźnienia.

- Miałeś dzisiaj zielarstwo? - zapytał.

- Nie, ale chyba jutro będę mieć, a co?

- Jeżeli będziesz mieć zielarstwo ze panem Minty Wishbone, będzie na pewno fajnie. On... hable mucho o swoim prywatnym życiu i jego amor Sunny. Naprawdę wspominał dość dużo o Sunny, ale to w sumie piękne mieć taką miłość, która nawet na odległość działa. Bo tak, Sunny podróżuje po świecie i wysyła mu rośliny. Nic dziwnego, że tak ich kocha - zaśmiał się opowiadając. - W każdym razie nauczyciel, wysłał nas w grupach w plener, żebyśmy znaleźli rośliny i trzy fakty o nich. Grupa, która wygrała, będzie mogła się wycofywać od jednego testu albo zadania domowego ciągu tego roku szkolnego. Moja grupa została drugie miejsce, więc nie udało się mi zdobyć nagrody, ale za to poznałem dwóch nowych przyjaciół! Szwajcarska Camile ze żółtego domu i Tajlandzka Dakarai ze fioletowego domu, więc w jakimś sensie, wygrałem. - To chyba dobrze. - Uśmiechnąłem się do niego. Trochę mu zazdrościłem faktu, że w ogóle zostali taką szansę. Gdybym mógł nie mieć jednego testu albo choć zadania domowego, które dotyczy magii, chętnie bym nie miał. Wolę zajmować się bardziej przydatnymi przedmiotami jak matma albo angielski, lepsze to niż zielarstwo.

***

Idąc razem z Mikaelem kierunku budynku szkolnego od razu zauważyłem idącą brunetkę, może raczej akrobotującą na progu chodnika jakby próg był liną. Wydawała się zbyt podobna do Echo, by nie być moją koleżanką z klasy, miała przecież jej krótkie lokowane włosy. Zerknąłem na Mikaela, który widocznie w ogóle się nią nie zainteresował patrząc na kilka dziewczyn idące kawałek dalej.

- Mikael - powiedziałem chcąc zwrócić jego uwagę. Chłopak od razu spojrzał na mnie pytająco czekając aż się odezwę. - Idę do Echo, widzimy się na następnej przerwie?

- No problemo mi amigo, ale w sumie spotkajmy się na lunchu...mam inne plany. No i pozdrów ode mnie tą ślicznotką. - Posłał mi swój biały uśmiech idąc trochę na bok. Patrząc, gdzie idzie zobaczyłem tylko jak zagaduje parę dziewczyn. Wyglądały dosyć na dezorientowane jego towarzystwem, ale chyba też rozbawione, tak mi się przynajmniej wydaje.

Nie przejmując się dłużej Mikaelem przyśpieszyłem chcąc jak najszybciej dotrzeć do Australijczyki. Kiedy podszedłem do niej, ona dalej balansowała, jednak zwróciłem szybko na siebie jej uwagę, nawet nie musząc się witać.

- Theodor. - Uśmiechnęła się miło, zarazem szczerze. - Musisz mi opowiedzieć wszystko o tej sprawie z dyrektorem. Myślę o tym, odkąd poszedłeś na te spotkanie, nawet myślałam już, że cię wyrzucili ze szkoły z powodu całego zamieszania, które zrobiłeś.

- Nie, nie wyrzucił mnie... na szczęście - odpowiedziałem. - No i w ogóle chciałem z tobą o czymś porozmawiać, może ty będziesz w stanie mi coś doradzić.

- Możesz mówić, słucham uważnie. - Zeskoczyła z progu, chyba po to by się skupić na naszej rozmowie.

- No więc dyrektor mówił głównie o tym co mogę zrobić ze Arcusem, czyli muszę oddać go nauczycielce od opieki nad zwierzętami lub pójść na ceremonię i pozwolić Arcusowi zostać moim chowańcem. Mikael zaproponował też, że może zostać jego chowańcem...

- Nie, nie, nie. Nawet nie myśl o oddaniu lisa Mikaelowi - od razu zaczęła wyrzucać tą możliwość z mojej głowy. - Moim zdaniem powinieneś się zastanowić czy w ogóle jesteś w stanie dać Arcusowi opiekę, miłość i czas na którą zasługuje chowaniec. Wiesz, mam swoją fretkę Otto i z doświadczenia wiem, że zwierzęta odwdzięczają się tym samym. Jeżeli uważasz, że w przyszłości nie będziesz w stanie dać mu opieki lub jeżeli go nie chcesz, to oddaj go nauczycielowi i nie marnuj dłużej twojego ani zwierzęcia czasu, bo tym dłużej to trwa, tym będzie gorzej dla was oboju.

Dobrze wiedziałem, że miała rację. Wiedziałem, że tym dłużej tym będzie trudniej. Wiedziałem, że to nie będzie chowaniec tylko na rok czy miesiąc, on będzie na zawsze, dopóki śmierć nas nie rozłączy. Od samego początku byłem świadom tego wszystkiego.

- Theo - westchnęła cicho. - Obojętnie jaki wybór podejmiesz, będzie to dobra decyzja. Spróbuj jednak nie dokonywać żadnego wyboru, jeżeli masz wątpliwości. Ile masz czasu na zdecydowanie?

- Do czasu ceremonii więzi. Na tą ceremonię, na którą idziesz z swoją fretką.

- Czyli, około dwa tygodnie - zauważyła. - Nie jest wcale tak źle, masz jeszcze czas.

- Tak. - Wziąłem głęboki wdech. - A co u ciebie?

- No więc chcę się dostać do drużyny. - Uśmiechnęła się skakując ponownie na próg i zaraz z niego zeskakując.

- Do drużyny? - spytałem trochę zaskoczony, chociaż czemu miałbym się tym tak bardzo dziwić? Echo przecież od zawsze uprawiała różne sporty. Już, gdy byliśmy mali miała więcej energii niż inne dzieci w szkole. Zawsze dało ją się zobaczyć grającą piłkę czy biegającą w kółko, chociaż zawsze szybko się też nudziła, jakby ten sport nie był wystarczający wspaniały czy eksetujący.

- Do drużyny Dodgebroom. Wydaje mi się, że będzie tam sporo ryzyka no i mam już doświadczenie w równowadze, przecież serfuję, więc mogę być w sumie dobra w latającego zbijaka. Pila spell też w sumie brzmi trochę fajnie, ale nie wiem jak dokładnie to wygląda, a słyszałam, że jest groźna.

- Tata grał kiedyś w drużynie Pila Spell. Zagrał w jednym wygranym meczu, to był jego pierwszy i ostatni mecz, bo nie miał odwagi się znowu na niego pojawić.

- No nieźle - zaśmiała się. - Ale musisz się zgodzić, że twój tata nie jest najlepszy w większych aktywnościach. Pamiętam, jak spadł z drzewa idąc po piłkę dla nas. Jak złamał kostkę ganiając nas i pamiętam jak potykając się tylko o jeden mały kamyczek wylądował ze bandażem na nodze.

- Racja, nadal taki jest.

- Widzisz? Czasami człowiek naprawdę wcale nic się nie zmienia - odparła rozbawiona. - W każdym razie życz mi powodzenia w piątek.

- Powodzenia. - Uśmiechnąłem się lekko patrząc na nią, po czym odwróciłem wzrok w dół patrząc na poruszające się do przodu nogi.

Słuchiwałem się dalej w jej słowa, kiedy tak naprawdę nadal myślałem o tej sprawie związanej z Arcusem. Chciałem wyrzucić go z głowy chociaż na chwilę by móc normalnie skupić się na rozmowie, ale nie mogłem, gdyż z jakiegoś powodu cała ta sytuacja mnie przerastała.

- Ej, Theo, słuchasz mnie? - odparła Echo po dłuższej chwili. Spojrzałem na nią trochę roztargniony, a ona milczała przyglądając się mi swoimi zielonymi tęczówkami, a za nim nawet mogłem zareagować położyła dłoń na moich blond włosach i rozczochrała je na wszystkie boki. - Chłopie, za dużo myślisz. Jakby co zawsze masz mnie, więc nie martw się już tyle.

- Wiem. - Uśmiechnąłem się ponownie do samego siebie, jednak ten uśmiech zniknął ze mojej twarzy, kiedy nagle przed mną znikąd pojawiała się wysoka brunetka o czekoladowych włosach, która w dziwny sposób przyglądała się mi.

- Theodor Marveen! Wiedziałam, że to ty - odparła wyciągając szybko notes z kieszeni swoim ciemnych spodni. Zanim kontynuowała dalej, szybko poprawiała okulary na nosie które zakrywały jej niebieskie oczy. - Czekaj, bo jeszcze zapomnę o manierach. Jestem Pia Paderson ze Danni. Podstawowe informacje? Pół krew i pierwsza klasa liceum, fakt faktem, chodzimy do tej samej klasy. No właśnie co powiecie na wspólną przechadzkę do klasy i szybki wywiad z tobą Theodorze? Bo jeszcze nikt nie robił z tobą żadnego wywiadu, prawda???

- Em... - Przełknąłem głośno ślinę patrząc dalej na dziewczynę, nie byłem pewien co miałem jej odpowiedzieć. - Jeszcze nikt nie robił ze mną żadnego wywiadu.

- Wspaniale! W takim razie, jeżeli zrobię z tobą wywiad będę miała większą szansę na dostanie się do gazetki szkolnej. Mam takie szczęście, że chodzimy razem do klasy! - Uśmiechnęła się szeroko. Brunetka sekundę później już stała obok idąc krok w krok z nami, a raczej czułem się, jakbym ja szedł krok w krok z nią. - No więc jesteś pierwszym białym. Ktoś ci mówił co to znaczy?

- Pia, tak? - odezwała się nagle Echo. - Zanim będziesz kontynuowała, byś mogła spytać się Theodora czy w ogóle chce udzielić ci wywiadu. To byłoby bardziej profesjonalne. Chwilowo powiedział ci jedynie, że nikt nie robił z nim żadnego wywiadu, ale to nie znaczy, że się zgodził.

- Och wybacz, myślałam, że się zgodził. No więc Theo, chcesz udzielić mi wywiadu? - spytała patrząc mi prosto w oczy, na co ja szybko odwróciłem wzrok spoglądając w ziemię.

- Ja... mogę udzielić ci wywiadu, jeżeli chcesz. Jeżeli myślisz, że to naprawdę ci pomoże dostać się do gazetki szkolnej, to nie ma sprawy - powiedziałem. Chodziliśmy przecież razem do klasy, obojętnie jak nie pewny byłem co do tego całego pomysłu, nie chciałem być nie miły dla niej.

- Wspaniale, więc wracając do pierwszego pytania. Jesteś pierwszym białym w historii szkoły, jesteś kolorem, który nawet nie istniał do tegorocznej ceremonii kolorów. Ktoś ci mówił co to znaczy?

- Nie, mój kolor jest taką samo tajemnicą jak wasze - odparłem, choć nie wiedziałem co mówię, ale dopóki nie mówię tak albo nie, jest chyba dobrze, co nie? To jak szkolny test, trzeba odpowiadać dłuższymi zdaniami, dopóki daję radę.

- Mam rozumieć, że nie wiesz czemu zostałeś wyróżniony białym kolorem? - dopytywała.

- Nie wiem.

- Też jednak każdy wie, że choć jesteś białym kolorem mogłeś wyjątkowo wybrać inny kolor i wybrałeś podobno zielony. Każdy się ciekawi, czemu akurat ten kolor a nie żaden inny? Miałeś do wyboru na przykład czerwony jak mój albo indygo które zawsze trafia na pierwsze miejsce w zdobywaniu punktów, czemu akurat zielony?

- Bo mój tata należał kiedyś do zielonego koloru, gdy się tu uczył i też dlatego, że mój kolega jest zielonym - wytłumaczyłem, mogłem też dodać, że po to, żeby mama wygrała głupi zakład rodzinny, ale nie chciałoby mi się już tego akurat tłumaczyć.

- Czyli braterska oraz ojcowska miłość doprowadziła cię do wybrania zielonego koloru, piękna historia. Opowiesz mi coś więcej o relacji ze twoim tatą i twoim kolegą? Poznałeś swojego zielonego kolegę tutaj czy już wcześniej się znaliście?

- Um... mój tata jest chyba super? - Uśmiechnąłem się niepewnie nie mając żadnego pojęcia jakiej odpowiedzi oczekiwała. - A mojego kolegę poznałem dopiero tutaj, pomógł mi dojść na ceremonię

- Masz inne pytania? - wtrąciła się Echo krzyżując ręce.

Dziewczyna zerknęła w swoje notatki.

- Opowiesz coś o sobie? Na przykład skąd jesteś i jakiej krwi jesteś?

- Jestem pół Australijczykiem po człowieku i pół Brytyjczykiem po mamie, która jest czarownicą. Wychowywałem się w dzieciństwie w Australii i przeprowadziłem się do Anglii, gdy miałem osiem lat. Mama pracuje jako lekarz w ludzkiej przychodni, więc przyjmuje pacjentów po magicznych zatruciach, wypadkach, zakażeniach i urazach, podobnie jak mój tata.

- Twoja mama jej czystej krwi? - spytała przyglądając się mi.

- Tak - potwierdziłem dodatkowo kiwając głowo.

- A tata?

- Też czystej krwi - odparłem i wtedy do mnie dotarło, że nie mogłem być pół krwi mając obu rodziców czystej krwi magicznej. - Ale to mój ojczym! Prawdziwy tata jest człowiekiem. Mieszka w Australii, dlatego jestem pół krwi - wytłumaczyłem szybko.

- Okej w każdym razie resztę sama dodam i wyślę ci wszystko tabletem, gdy dziś wieczorem skończę pisać artykuł, powiesz co usunąć i potwierdzisz czy ci się podoba - powiedziała zamykając notes i chowając długopis za uchem. - A jeżeli ktoś do ciebie podejdzie robiąc wywiad, odmów. Powiedz, że ktoś już robił z tobą wywiad i jesteś zmęczony.

- Uhm, spoko. Nie ma sprawy. - Uśmiechnąłem się niepewnie zerkając na Echo, która oddała mi swój uśmiech.

Wszedliśmy do pomieszczenia wszyscy w trójkę i od razu przykuł naszą uwagę gadający nauczyciel. Jak na pierwsze zajęcia ze rana miał naprawdę mnóstwo energii, chociaż chyba podobnie jak Pia obok mnie. Czy to możliwe, że Mikael mówił właśnie o nim? Nie dał opisu wyglądu, ale powiedział, że nauczyciel dużo mówi o swoim prywatny życiu i na pierwszy rzut oka naprawdę dużo mówi o swoim prywatnym życiu.

- Siadamy razem, Theo? - zapytała się mnie Echo. - Jest wolne biurko na samym przodzie, podobnie jak wczoraj.

- Chętnie. - Uśmiechnąłem się. Martwiłem się trochę wczoraj przed snem, że naciskam na nią trzymanie się ze mną, ale jak widać chyba naprawdę chcę się ze mną ponownie przyjaźnić. Ulżyło mi trochę.

Usiedliśmy wspólnie ze Echo i od razu położyłem się zmęczony na biurku przede mną ziewając cicho. Poranki bywają chyba bardziej męczące, gdy przechodzisz od jednej energicznej osoby do drugiej.

- Po tym, gdy zabrałem swojemu ojcu eliksir by pomóc temu koledze ze raną, pobiegłem szybko do lasu. Oczywiście jak każde dziecko bez wiedzy polałem eliksir na jego nogę i wtedy odkryłem, że eliksiry trzeba pić by pomagały, bo inaczej skutki będą gorsze, gdy się wyleje cały eliksir na ludzką nogę. Jego cała noga zaczerwieniła się... to był naprawdę okropny widok dla dziecka - opowiadał, a słysząc jak uczeń zamyka za sobą drzwi, przerwał. Chyba też zauważył, że już wszyscy byli w klasie. - Och, już wszyscy są? Nazywam się Minty Wishbone i możecie mówić do mnie po imieniu. A jak już wszyscy są, zróbmy najpierw grupy. Stańcie, jak wymówię wasze imię. Pia Pederson, Theodor Marveen... to nie imię, a nazwisko? - spytał zaskoczony na głos. - Mógłbym się założyć, że Marveen to imię.

- To jest moje nazwisko - powiedziałem wstając i nie widząc czy nawet miałem prawo się wtrącać. Na szczęście też byłem na całym przodzie, więc nie byłem świadom ilu osób zwróciło na mnie uwagę.

- Naprawdę? Ciekawe - odparł zerkając na mnie ze miłym uśmiechem na twarzy. - Do waszej drużyny dołączy również Alistair Callahan. Widzę, że jeden brat Callahan odchodzi, a kolejny przychodzi, jednak widzę, że kolory nie są u was genetyczne.

Gdzieś słyszałem już te nazwisko. Callahan, to chyba angielskie nazwisko, więc to możliwe, że go również skądś już znam? Zerknąłem niepewnie za siebie, chłopak z krawatem o kolorze indygo miał krótko kręcone jasno brązowe włosy, był blady i też chyba w moim wzroście. Stał obok Pii Pederson, którą już dzisiaj rano poznałem i był niższy od niej, dlatego spodziewam się, że musimy być w podobnym wzroście. Choć wydaje mi się, że kojarzę jego nazwisko, wcale nie kojarzyłem chłopaka po wyglądzie. Więc może jednak go wcale nie znam.

***

- Ten biały kwiat to na pewno Valerian, Waleriana - powiedziała Pia odkładając roślinę na blat obok Alistaira Callahana. - Reszty nie kojarzę.

- Te żółte kwiaty... takie rosną w ogrodzie mojej babci, chyba nazywają Pierwiosnkami lekarskimi - dodałem od siebie chcąc jakkolwiek się zaangażować w tej grupie.

- Wiem, jak się nazywają, więc mówcie jeszcze głośniej by przeciwne drużyny usłyszały i miały szansę wygrać - powiedział brunet pisząc coś na kartce. Wyglądał jakby wcale się nami nie przejmował i po prostu robił swoje. Więc teraz gdy znaleźliśmy rośliny, które mieliśmy znaleźć, chyba najlepiej będzie się odsunąć i dać mu pisać w spokoju.

- Nie przejmuj się Allym i daj mu sobie pisać swoje mądrości genialnego czarodzieja. Zakuwał od dziecka przygotowując się do rozpoczęcia nauki w świecie magii. Zapewne jest jednym z najlepszych pierwszo klasistów, więc trzeba mu po prostu zaufać nie martwiąc się wiele całym zadaniem. - Brunetka usiadła przede mną na krześle. Akurat nie to kłopotało moje myśli w tej chwili, bo i tak nie wiem nic o tych roślina, oprócz tego, że Pierwiosnki mają słodki nektar, więc bym szczerze wiele nie pomógł. Więc w żaden sposób nie przejąłem się Alistairem, bo i tak bym nie był raczej dużą pomocą i rozumiem, że chce wygrać.

Dziewczyna odwróciła po chwili spojrzenie od bruneta i spojrzała na mnie swoimi wesołymi niebieskimi oczami, nagle w tym samym czasie chłopak również się odwrócił zerkając na mnie. Teraz gdy nie był na drugiej stronie klasy, mogłem zobaczyć jego jasno brązowe tęczówki, chyba ten kolor nazywają bursztynowym.

- Masz jakieś zaburzenia, że nie siadasz na krześle? - prychnął ze rozbawieniem w głosie, kiedy wracał spojrzeniem do kartki przed nim.

- Nie mam - powiedziałem niepewnie i usiadłem na krześle stojącym za mną.

- Ally, bądź milszy dla ludzi, tym bardziej tych w klasie. Jest pierwszym białym i moim biletem do bycia dziennikarzem w tej szkole, traktuj go milej, najlepiej tak samo jak mnie, twoją przyjaciółkę. - Uderzyła go w tył głowy rozciągając dłoń do przodu i spojrzała na mnie jakby nigdy nic, jakby przed chwilą wcale go nie uderzyła w głowę. - Theo, jak mówiłam nie przejmuj się Allym. On nie wie, jak traktować przyjacielsko ludzi, nikt go nigdy nie nauczył. Nawet gdy się poznaliśmy, też na początku był dla mnie wrednym gówniarzem.

- Jest okej... moja siostra też lubi czasami sobie się ze mną podrażnić, więc jestem do tego przyzwyczajony - odparłem drapiąc się karku. - Ty i Alistair znacie się?

- Cztery lata temu się poznaliśmy, gdy zamieszkałam ze moimi nowymi rodzicami. Jeden z moich tatów przyjaźni się z jego tatą, więc raz na rok jeździmy do Anglii i ich odwiedzamy, ale oni nigdy nas nie odwiedzają, choć co roku mówią, że na pewno nas odwiedzą, ale wolą jeździć sobie do Francji do rodziny jego matki. Mam teorię, że jego ojciec nie potrafi w ogóle z nią dyskutować i dlatego zawsze wygrywa Francja zamiast cudowna Daniia - zaczęła opowiadać. - I nie mówiłeś nic o tym, że masz siostrę w wywiadzie. Jest młodsza? Starsza? Czystej czy pół krwi? Czy może jest zwykłym człowiekiem???

- Och, przepraszam - odparłem spoglądając na ziemię. - Nie wiedziałem, że to jest ważna informacja... ale moja siostra, jest moją przyrodnią siostrą, młodszą o rok. Jest czystej krwi, jako że jest dzieckiem mojego ojczyma i biologicznej mamy, a jak mówiłem oni oboje są czystej krwi.

- Ma zamiar dołączyć za rok do Septum Colorum?

- Nie wiem, lubi podobno tą szkołę, ale nie podoba jej się, że praktycznie każdy może się tu zostać... ale dużo się zachwycała faktem, że zacznę naukę w tym liceum.

- Mówiłeś jej o tym, że jesteś białym? Co o tym myśli? - dopytywała zadając ciągle pytania. Domyśliłem się szybko, że wykorzystywała w tej chwili lekcję zielarstwa do robienia kolejnego wywiadu, zapewne coś z tej rozmowy doda do swojego artykułu.

- Nie powiedziałem rodzinie, że jestem białym. Myślą, że zostałem zwyczajnie zielonym. Nie lubię tłumaczyć rzeczy i należę do zielonego domu aktualnie, więc nic nim nie mówiłem - wyjaśniłem nie wiadomo po co.

- Skończyliśmy - powiedział głośno Alistair i szybkim chodem podszedł do nauczyciela podając mu kartkę, którą zaraz pan Minty zaczął czytać skupiony. Wyglądało jakby skupiał się na każdym napisanym przez niego słowie.

- Świetnie, nazwy roślin się zgadzają, tak samo jak trzy fakty o nich. Nawet napisaliście nazwy po łacińsku, choć o to nie prosiłem, co jest imponujące jak na pierwszo roczników, ale czego innego się spodziewać od Callahanów? W innej klasie, której uczę, też była grupa, która napisała nazwy po łacińsku, ale nie zdążyli oddać kartki przed innymi, więc nie wygrali. - Mam przeczucie, że ta inna klasa jest klasą Mikaela i że w tej grupie był Mikael. Chłopak przecież dobrze zna się na łacińskim, przynajmniej tak mi mówił.

- Czyli my wygraliśmy i możemy zrezygnować sobie ze pisania testu albo odrobienia jednego zadania domowego? - zapytał dla upewnienia Alistair patrząc prosto na twarz mężczyzny.

- Choć nie podobała mi się wasza współpraca, którą obserwowałem, byliście grupą i jako grupa wygrywacie. Podajcie imiona, a sobie je zapiszę.

- Alistair Callahan, Pia Pedersen i Theodor..

- Theodor Marveen - odparłem. Sam nie pamiętałem nazwiska Pii, więc nie mam co się dziwić, że chłopak nie zapamiętał mojego.

- Świetnie, no więc jeżeli chcecie, możecie już iść albo siedzieć tutaj. Zajęcia kończą się dopiero za dwadzieścia minut, więc macie sporo czasu przed następnymi lekcjami ze eliksirów, które również będą się odbywały w tym pomieszczeniu. To chyba bedą wasze pierwsze zajęcia ze waszą nauczycielką. Szczerze mówiąc, ona jest bardzo introwertyczna, ale wielu uczniów ją lubi, gdyż ma talent do uczenia. Poznaliśmy się dwa lata temu, gdy zaczęła tu pracować i całkowicie się zmieniła od naszego pierwsza spotkania. Była wtedy taka nie śmiała, a teraz gdy już czuje się pewnie w nowym miejscu pracy, jest zbyt pewna siebie, ale Sunny mówi, że ona ma już taki charakterek. Sunny poznali ją, gdy podróżowali po Ameryce i to Sunny przekonali nią by zaczęła pracę tutaj. Sunny jak już opowiadałem na początku lekcji bardzo dużo podróżuje i zawsze wysyła mi rośliny albo zioła ze swoich podróż. Są tacy kochani! Nie mógłbym prosić o kogoś lepszego, nigdy w życiu, bo lepszej osoby dla mnie nigdzie nie znajdę. - Zaczął swoją gadaninę bez końca, myślałem, że Mikael i Pia dużo mówią, ale on chyba nawet nie bierze przerw na oddech.

- Panie Minty, chciałem zapytać, czy znajdę jakieś dodatkowe podręczniki o zielarstwie w szkolnej bibliotece i czy jakieś pan nam może polecić - przerwał mu nagle Alistair.

- Oczywiście podręcznik, który zostaliście na zajęciach jest wystarczający, ale jeżeli zapytacie się bibliotekarki, na pewno poleci ci dodatkową książkę, która będzie o wiele bardziej rozpisana - odpowiedział nauczyciel, mówiąc już o wiele bardziej spokojniej.

- Dziękuję za pomoc, a teraz jeżeli mamy czas przed następnymi zajęciami to pójdę w tej chwili do biblioteki.

- Pójdę z tobą - odparła Pia. Zaraz odwróciła do mnie twarz poprawiając swoje okulary na nosie. - Idziesz z nami?

- Och, ja... - Sam odwróciłem się za siebie spoglądając na Echo i jej grupę. Nie wyglądało jakby kończyli zadanie, przeglądali w tej chwili książki chyba poszukiwaniu informacji o roślinach, ale chyba wcale nie miałem ochoty spędzić czas w bibliotece ze Pią i Alistairem. - Ja poczekam sobie tutaj na Echo, ale dziękuję, że zapytałaś. To miło ze twojej strony, ale nie dzięki.

- Nie chce, więc już chodźmy zanim zmarnujemy kolejną minutę, którą wygraliśmy - wymamrotał brunet. Chłopak dosłownie nie chcąc marnować ani sekundy dłużej, minął mnie obojętnie i ruszył do wyjścia bez słowa.

- Do zobaczenia na następnej lekcji, pa Theo - pożegnała się ze mną Pia.

- Tak, do zobaczenia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro