Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝕽𝖔𝖟𝖉𝖟𝖎𝖆ł 𝖕𝖎𝖆̨𝖙𝖞 | Idealna transmutacja

Pierwszy tydzień szkoły już za mną, dokładniej mówiąc najlepszy tydzień szkolny, gdyż dopiero teraz zaczną się prace domowe, prawdziwa nauka i testy. Będę musiał brać na serio naukę nie potrzebnej mi magii, dlatego wręcz nie mogę się doczekać najbliższych miesięcy, a dowodem na to jest, że ze rana w poniedziałek położyłem się na biurku w klasie. Za chwilę miały zacząć się zajęcia ze historii magii. Już trochę przeszliśmy temat tydzień temu i jeżeli dalej tak pójdzie będziemy mieli test za tydzień, nie wiem po co, ale prawdopodobnie tak będzie i na samą myśl o tym robię się zmęczony.

- Zgadnij kto się dostał do drużyny. - Usłyszałem szczęśliwy głos Echo która właśnie siadała obok mnie przy biurku. Odwróciłem twarz w jej kierunku, po to by podnieść lekko wzrok i spojrzeć prosto na nią. Choć miała niewielki uśmiech na twarzy, było widać bez wahania, że miała świetny humor.

- Zgaduję, że ty. - Uśmiechnąłem się i wyprostowałem do siadu by móc wygodniej rozmawiać z dziewczyną.

- Napisali do mnie dziś rano sms. Mamy w piątek pierwszy oficjalny trening, ale że mam ceremonię więzi, to nie mogę przyjść. ALE w weekend idę ze całą drużyną do Baru Herbacianego. Pomarańczowa ze wielkiej siódemki, Asil Dastanova, dała nam pozwolenie by wyjść ze szkoły i specjalnie otworzy dla nas portal. Będzie ciekawie poznać oficjalnie całą drużyną.

- Czyli będziesz sporo zajęta w tym tygodniu - zauważyłem. - Ja idę jutro zobaczyć czym jest pila spell. Weekend rozmawiałem ze ojcem przez telefon i mnie namawiał bym zapisał się do jakieś drużyny sportowej w szkole, a że gram piłkę od dawna, chyba zapiszę się tam. Muszę przecież czymś wypełnić wolny czas.

- Naprawdę ty i pila spell? - Spojrzała na mnie zaskoczona. Chyba nie wiedziała co myśleć o tym całym pomyśle, podobnie jak ja albo wiedziała co myśli i nie miała okazji powiedzieć, przez nauczycielkę wchodzącą do klasy i przerywającą naszą rozmowę.

- Dobrze moi drodzy, minął już tydzień historii. W następnym tygodniu będziecie mieli test grupowy, dokładniej mówiąc przedstawicie mi historię tej placówki prezentacją. W następnym tygodniu wylosuję wam z kim macie zrobić prezentację i przydzielę was w grupy - od razu powiedziała wchodząca do pokoju pani Mineva. Dziś nie była przebrana ani za Jehana Mullera, który zaczął projekt tej szkoły, ani za Teodora Ornano dawnego dyrektora tego budynku, ani w ogóle nie była przebrana za mężczyznę jak tydzień temu. Tym razem nauczycielka musiała być przebrana za kobietę. Miała na sobie czerwoną koszulę w białe kropki oraz długą szarą spódnicę. Zamiast warkocza, jest czarne włosy były wyjątkowo upięte w kok oraz związane jak zwykle czerwoną wstążką. - Parę krótkich pytań przed rozpoczęciem lekcji. Kim był Jehan Muller? - Nawet nie minęła sekunda, kiedy nauczycielka zatrzymała wzrok na ciemno włosym chłopaku na ławce obok. - Słucham Serik.

- Żył między 1905 a 1955 rokiem i był szwajcarskim czarodziejem. Był głównie znany jako wybitny alchemik, jednak dopiero udało mu się stworzyć nowe eliksiry za pomocą swojego ucznia oraz przyjaciela Ornano, dlatego dzielą się wspólnie tym wykonaniem naukowym. Na co dzień jednak pracował robiąc eliksiry zdrowotne jako uzdrowiciel w świecie magii oraz jako lekarz w świcie ludzi. Mając 21 lat w 1926 wyszedł za mąż za swoją 18-letnią żonę Christiane. W 1937 zmarło ich pierwsze dziecko. I w 1939 zaczęła się druga wojna światowa, podczas której zrozumiał, jak łatwo stwarza się nienawiść do jakieś grupy. Choć nie chcę tego mówić, to właśnie dzięki Nazistą, po wojnie postanowił zbudować szkołę, w której nikt nie mógłby być osądzany za to kim jest i skąd jest. W tym samym roku, kiedy poznał swojego zaufanego Teodora Ornano, jego żona w 1953 zmarła po urodzeniu dziecka, które także nie przeżyło. Jehan Muller się załamał i dwa lata później umarł przekazując przedtem projekt Teodorowi - opowiedział dumny z siebie chłopak, a ja nie mogłem zrozumieć, jak zapamiętał te wszystkie liczby.

- Dobrze, nawet dodałeś coś Christianie, o jego żonie. Ktoś może wie kim była Christianie i jaką rolę odgrywała w budowaniu szkoły? Ktoś inny niż ci z czerwonego domu? - zapytała nauczycielka. - Mika Wagner, widzę, że podniosłeś rękę. Słuchamy.

- No więc Christane była pracowniczką w magicznej herbaciarni obok miejsca w którym pracował Jehan. Kiedy ich oczy się spotkały, kiedy wymienili się kilkoma zdaniami, już wiedzieli, że to miłość od pierwszego wejrzenia. Dużo ludzi mówi, że w ich związku pokochali dzielenie się wiedzą. Ona uczyła go o magicznych herbatach, a on uczył ją wszystkiego o alchemii i eliksirach. Christanie też często budziła się wcześnie rano by jedynie przygotować dla męża jedną z jego ulubionych herbat, co jest dowodem na ich miłość. Co było cudowniejsze, miłość szła w obie strony, nie raz każdy swój wolny czas Jehan wykosztował dla niej i był podobno wyśmienitym kucharzem, który dla niej gotował. I jak wspominałem, czasami dzielili się wiedzą w wolnym czasie, ale również spędzali czas przed ciepłym kominkiem czytając książki literackie. A kiedy zmarło pierwsze dziecko, Christane załamała się najbardziej. Przez praktycznie rok nie wychodziła z domu, a Jehan robił wszystko by jej pomóc w tej traumatycznej stracie i by choć na chwilę pogadała z kimś innym. Nawet zaczął dla niej pracować w domu, by móc być blisko niej. Kiedy Jehan zaczął budować budynek, to na pomysł siedmiu kolorów wpadła właśnie ona i łacińska nazwa szkoły również zostało wymyślona przez nią. Można się domyśleć, że kochała łaciński, podobno bardziej od samych herbat. Para naście lat później, po tym jak budynek zaczął się budować, ona znowu zaszła w ciążę i Jehan poznał ją z Teodorem, z którym się bardzo polubiła. Po narodzinach kolejnego zmarłego dziecka, sama umarła i tak zakończyła się jej historia w ramionach swojego męża Jehana - opowiedział nam z wielkim zaangażowaniem chłopak.

- Dokładnie, nawet powiedziałeś więcej niż chciałam żebyście powiedzieli. Dziękujemy ci Mika. - Uśmiechnęła się kobieta, która zaczęła przerzucać kartki w podręczniku. - Według notatków Jehana i Teodora cały pomysł stworzeniu siedmiu domów na podstawie tęczy był jej pomysłem i tak samo ona stworzyła nazwę tej szkoły. A teraz otwórzcie podręcznik na piętnastej stronie.

Otworzyłem książkę, otwierając ją oczywiście na zza o wiele dalekiej stronie. Kiedy cofałem się do samego początku szukając liczby piętnaście, dokładnie na stronie dwudziestejtrzeciej stał Arcus, ale żywy Arcus. Stworzenie ze kości, kolorowej smugi i białego futra stało na moim podręczniku patrząc się na mnie nie winie swoimi czarnymi ślepiami.

- Theodorze - odzewała się Mineva Dixon, na co ja zaragowałem od razu patrząc na nią. Brzmiała na zmęczoną i jej się nie dziwię, gdyby jakiś lis pojawiłby się środku moich zajęć, też bym był zmęczony i może nawet zirytowany tym faktem. - Weź go powrotem do budynku zwierzęcego, proszę.

Przełknąłem głośno ślinę nawet nie chcąc się rozglądać by przypadkiem nie spojrzeć na miny innych. W pośpiechu wstałem i wziąłem Arcusa na dłonie. Dał się złapać jak zawsze bez problemu. Zanim zabrałem nauczycielce kolejne sekundy ze zajęć, wyszedłem by zrobić to o co mnie prosiła, zabrać Arcusa powrotem do budynku zwierzęcego po tym jak się tutaj teleportował.

***

- Transmutacja jest jedną z najbardziej złożonych przedmiotów, dlatego będziecie mieli ją przez trzy lata by jak najlepiej ją opanować. W tym roku będziemy uczyć się najprostszej części tej dziedziny magii, czyli transfigurowaniu przedmiotów w coś innego. Czy ktoś wie co jest najtrudniejszą częścią tej dziedziny? - Nauczyciel rozejrzała się po sali. - Naprawdę tylko Callahan wie? - Rozejrzał się ponownie i nie widząc żadnej podniesionej ręki prychnął rozbawiony czy też może zawiedziony. - No to, podziel się Callahan swoją wiedzą.

- Najtrudniejsze jest skupienie i akcent, jeżeli się przejęzyczysz, zaklęcie zadziała w niepożądany sposób, dlatego transmutacja jest trudna, złożona i niebezpieczna, a skupienie odgrywa tutaj kluczą rolę, bo jeżeli się nie skupisz na wykonywaniu czynności skutki mogą być równie negatywne - powiedział Alistair siedzący z Pią kawałek dalej ode mnie i Echo. Chyba naprawdę zakuwał przez lata by być jednym ze najlepszych pierwszoklasistów tej szkoły, dokładnie jak powiedziała mi Pia.

- Yepp, dlatego mam nadzieję, że nie będzie z wami problemów, bo otóż, jeżeli nie wykonacie odpowiednio transmutacji, nie tylko pojawi się coś innego niż założyliście, ale również wy sami możecie ucierpieć w nieodwracalny skutek. Dlatego dopóki nie będę pewny, że oponowaliście najłatwiejsze zaklęcia transformacji, nikt nie będzie rzucał zaklęć jednocześnie - mówił. - Podobno już mieliście podstawowe zajęcia ze magii tydzień temu, więc pewnie wiecie, jak posługiwać się różdżką, ale podczas transmutacji, trzeba... lepiej posługiwać się tym magicznym przedmiotem, o wiele bardziej profesjonalnie. Czyli trzeba wykonywać zdecydowane ruchy różdżką, nie poruszać nią bez potrzeby, ani nie kręcić bez potrzeby - odparł, a ja z każdą sekundę czułem jakbym już oblał transmutację, nawet zaklęć nie mogę rzucać, a co w ogóle tak trudną i niebezpieczną dziedzinę magii. - Nie daję lekcji domowych, ale w zamian macie spać osiem godzin dziennie by się wysypiać, macie się również odżywiać dobrze, pić dużo wody i na pewno żadnych napoi energetycznych. Mogą to być dziecinne drobnostki, ale kontrolują dużą część waszej nauki, dlatego żebyście jak najlepiej sobie radzili, powinniście o siebie dbać, ok? Też na zajęciach zawsze przed transmutacją będziemy robić ćwiczenia rozgrzewające wasze ciało i będziemy robili medytację byście byli skupieni, dlatego wstawać ze krzesła i zaczynać rozgrzewkę. Dziesięć pajacyków, dziesięć skłonów, dziesięć okrążeń biodrami, dziesięć wypadów i rozciąganie mięśni rąk oraz nóg. Macie pięć minut. - Spojrzał na nas robiąc przerwę w swoim monologu. - Ergh, na co czekacie??? Wstawać i ćwiczyć, nie będę się powtarzał.

Nauczyciel klasnął głośno dłońmi pośpieszają nas i nagle część klasy stanęła, a ja oczywiście szybko ze nią. Jak widać chyba mówił serio, kiedy wspominał o rozgrzewce i medytacji w tej chwili. Też, gdy już zrobiliśmy te ćwiczenia i usiedliśmy powrotem przy swoich biurkach, zaczęliśmy od razu medytować według jego poleceń. Zamknęliśmy oczy, oddychaliśmy głęboko i wymawialiśmy w głowie w kółko te same słowa, które mówił nam byśmy powtarzali, bynajmniej ja tak robiłem. A tymi słowami nie było nic innego niż zaklęcie, które mieliśmy prawdopodobnie za chwilę wykorzystać.

- No dobra, koniec ćwiczeń skupienia - powiedział nauczyciel, a ja otworzyłem oczy patrząc prosto na niego. Czułem się jakby przez jakiś czas spał, ale chyba tego nie robiłem tak naprawdę, chyba nie. - Na biurku macie kwiat, Amsonia tabernaemontana. Zaklęciem, które wymawialiście w głowie zamienicie kwiat w guziki, albo inne małe przedmioty, które sobie wybierzecie, na przykład kamyki, spinki, zakrętki, temperówki i tak dalej. Ktoś spróbuje na sam początek? - Rozejrzał się nauczyciel po sali, kiedy ja w tym samym czasie spojrzałem zmieszany na łodygę rośliny przede mną, wcześniej tego tutaj nie było. - Sami Indygo? Jeżeli nikt inny się zgłosi z innych domów, sam kogoś wybiorę. Ty blondansku, jak się znowu nazywałeś? - zapytał patrząc prosto na mnie.

- Theodor. Theodor Marveen - powiedziałem. Miałem w głębi duszy nadzieję, że nie każe mi rzucić zaklęcie transformacji, kiedy ja nawet zwyczajnych zaklęć nie potrafię wypowiedzieć poprawnie, ale wiedziałem, że to tylko głupia naiwna nadzieja.

- Zamień ten kwiat w guziki czy co tam małego zechcesz. - Podszedł podchodząc do mnie ze różdżką w dłoni, już się szykował na moje błędy. Mam nadzieję, że będą to odwracalne błędy.

- Bądź ostrożny i nie myśl tyle - szepnęła do mnie Echo.

- Mamy ponad dwadzieścia innych uczniów Marveenie, proszę rzucić zaklęcie i nie marnować cennego czasu tych zajęć.

Przełknąłem głośno ślinę sięgając po swoją różdżkę. Skupienie, akcent, nieprzejęzyczenie, zdecydowane ruchy i nie poruszać ani nie kręcić różdżką bez potrzeby. Jeżeli coś pójdzie nie tak w najgorszym przypadku mogę ucierpieć w nieodwracalny skutek i mogę stać się guzikiem, albo coś w tym stylu. Jak miałem się skupić w takiej stresującej sytuacji, gdzie wszyscy na mnie patrzą i gdzie mam rzucić zaklęcie, które na pewno się nie uda?

Wypuściłem głośno powietrze patrząc prosto na kwiat, przecież musiałem się skupić, bo inaczej na pewno są pójdzie nie tak.

- Antrospis. - Rzuciłem zaklęcie i nagle rozsypała się garść niebieskich guzików na biurku. Naprawdę mi się udało i naprawdę niczego nie zepsułem? Niepewnie sięgnąłem po jeden z guzików i przyjrzałem mu się, wyglądał jak zwyczajny guzik, tak samo jak cała reszta. Nie wiedziałem żadnego błędu ani niczego dziwnego w nim.

- Brawo Marveenie - pochwalił mnie nauczyciel. - I tak się właśnie rzuca idealnie zaklęcia transformacji. Kto następny?

***

Wziąłem łyk wody przysłuchując się kolejnej dyskusji Echo i Mikaela. Dyskusji, która nawet nie wiem jak powstała, bo Mikael przed chwilą opowiadał o Nicolasie ze jego klasy. Tym samym Nicolasie, którego tak nie dawno temu nie lubił, a teraz nie przestaje go ciągle chwalić podczas każdej przerwy.

- Okej, nie ważne, nie mam ochoty rozmawiać o tym z tobą i tym bardziej gdy nic do ciebie dociera - westchnęła Echo. Oparła się dłonią blat stołu i nagle po chwili spojrzała na mnie swoimi zielonymi tęczówkami. - Zaskoczyłeś mnie na poprzedniej lekcji, poszło ci nawet lepiej niż mi. Oczywiście można powiedzieć, że zamieniłam swojego kwiata w guziki, ale raczej bardziej płatki kwiata zamieniłam się w okrągłe płatki ze trzema dziurami. Nie dałoby się ich użyć do szycia, tego jestem pewna.

- Też się zdziwiłem. - Podrapałem się po karku zerkając zakłopotany na bok, transmutacja powinna być trudniejsza, kiedy mi wyszła bez problemu i była dla mnie prostsza od zwykłych podstawowych zaklęć.

- Mieliście dzisiaj zajęcia ze transmutacji? - zapytał Mikael nie będący wcale w temacie.

- Tak - potwierdziłem.

- Ona jest MUY DURO! Miałem zamienić mojego transmutanta, czyli śrubkę w szpilkę, ale zamiast tego zamieniłem ją w małą sprężynę. Popełniłem podobno błąd w skupieniu, ale myślałem o szpilkach, więc nie mam pojęcia jak się nauczę tego przedmiotu. Będę musiał zadzwonić do brata albo siostry by mi mogli... tylko do którego z nich... - zamyślił się Mikael.

Nawet Mikaelowi się nie udała transmutacja, a mi tak?

- Wybierz tych którzy najlepiej sobie radzili ze transmutacją i się na nią nie skarżyli - odparła Echo.

- Bruno ukończył szkołę rok temu, więc może coś będzie pamiętać. Gabriella chyba nie była dobra ze transmutacji... a Martin ma dwójkę bliźniaków i chyba nie powinien mu przeszkadzać. Miguel Angel w sumie chyba był dobry ze wszystkich przedmiotów, więc może on coś mi doradzi. Ale Maya się wkurzy, jeżeli się dowie, że najpierw zadzwoniłem do niego, a nie do niej.

- Ile ty masz tego rodzeństwa? - zapytała Echo, a ja nie mogłem się doczekać by zobaczyć jej minę, gdy usłyszy tą liczbę.

- Osiem, razem ze mną jest nas całkowicie nueve. Miguel Angel jest najstarszy, po nim jest Martin, Gabriella, Maya, Bruno y YO, a po mnie Felipe, Julieta i Estrella. Mój brat Miguel ma trzydzieści lat, a moja najmłodsza dulce hermana ma cztery latka - zaczął wymieniać pokazując jej palcami, ile dokładnie ich jest.

- Naprawdę jest was sporo - stwierdziła Echo. Było widać po jej minie, że była tak samo zaskoczona jak ja wcześniej, a po głosie było słychać, że nie wiedziała co dokładnie odpowiedzieć.

- No wiem. - Uśmiechnął się Mikael, wyglądał na dumnego z tego powodu.

- Idziemy już na zajęcia? - spytałem spoglądając na Echo.

- Tak. Muszę zajść jeszcze po książki z szafki - odparła.

- No to adios i do zobaczenia na następnej przerwie, mis queridos camaradas.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro