𝕻𝖗𝖔𝖑𝖔𝖌
- Mamo... co to za list? - zapytałem wychodząc ze swojej sypialni. Machałem listem, który znalazłem na parapecie w moim pokoju. Nie jestem nawet pewien skąd on się tam wziął, ale teraz naprawdę nie miałem do tego głowy.
Mama zabrała go ode mnie i przeczytała dokładnie parę razy. Po jej wyrazie twarzy widziałem lekkie zdziwnie, które znika po za każdym razem gdy docierała wzrokiem do podpisu na dole.
- Wygląda na to, że dostałeś się do Liceum Siedmiu Kolorów - powiedziała trochę niewzruszona tym faktem. - Nie mówiłeś, że tam aplikujesz.
- Idziesz do szkoły magii? - powiedzieła trochę podekcytowana Anika wybiegając z pokoju obok. Złapała moje dłonie w wielkim uścisku. - Nie mogę uwierzyć, że masz zamiar zostać jednak czarodziejem! Wiedziałam, że zmienisz zdanie. Te twoje ludzkie liceum i zawód ilustratora czy graficznego projektanta, i tak było dziwacznym pomysłem.
Anika, jest moją o rok młodszą siostrą, przyrodnią siostrą. Mimo, że nie mamy dokładnie tych samych rodziców, to wyglądamy bardzo podobnie. Dziewczyna odwrotnie ode mnie jest czystej krwi, oraz nie widzi świata poza magią. Mój tata, prawdziwy tata, jest zwykłym człowiekiem i może dlatego właśnie nie ciągnie mnie wcale do świata magii.
- Dostałem się do liceum do którego NIE APLIKOWAŁEM, więc jak myślisz? Nie idę tam. - Przewróciłem oczami, a ona widząc moje nie zadowolenie tym faktem puściła moje dłonie. - Poza tym moje wymarzone zawody i ludzkie liceum nie jest wcale dziwacznym pomysłem.
- Widocznie będziesz zmuszony pójść do magicznej szkoły przynajmniej na trzy lata, by nauczyć się podstaw. Myślałam, że cię zignorują, a przynajmniej miałam taką nadzieję - westchnęła głośno moja mama łapiąc się za policzek.
- Wiedziałam, że w końcu będziesz musiał nauczyć się jakiejkolwiek magii -zakpiła zadowolona Anika. Oczywiście była zadowolona z tego biegu zdarzeń, ale ja nie koniecznie.
- Mamo, czemu wcześniej nic mi nie mówiłaś? W innym razie bym przynajmniej spróbował dostać się do innej szkoły niż na tą położoną w Szwajcarii, nie było żadnej gdzieś w Wielkiej Brytanii lub w Australii?
- Jest w sumie jedna w Wielkiej Brytanii i jedna w Australii- odparła moja mama po dłuższym zastanowieniu.
- Tylko nie ta szkoła w Londynie, ona jest dla nudziarzy. Nie ma tam żadnych sportów, jest sama edukacja i tylko nudzenie się - mrukneła moja siostra. - A w Australii, czyli w szkole "Honey Ant" przyjmą tylko wybranych uczniów, czyli jej mieszkańców którzy zazwyczaj muszą być czystej krwi, czasami robią oczywiście wyjątki i przyjmą uczniów półkrwi czy zagranicy, ale w takim wypadku muszą być mega dobrzy ze magii i mieć najlepsze oceny. Uczniowie tej szkoły zazwyczaj mają zamiar iść w kierunku zielarstwa czy eliksirów gdyż na tych przedmiotach skupiają się tam najbardziej.
- Okej, o Australii zapominamy, czyli ewentulanie zostaje tylko Londyn.
- Słodziaku, twoja siostra ma rację. Edukacja tam wyróżnia się, bo szkoła jest położona w mieście. Magii można używać tam tylko w budynku i jest tam więcej teorii niż praktyk.
- No właśnie, dlatego ciesz się, że chcą cię w Septem Colorum. Czytałam o niej wiele i jest jedną z moich ulubionych szkół magicznych, przynajmniej coś się w niej dzieje, ale fakt, że możesz dostać się tam z bardzo niską średnią ocen... zniechęca mnie.
- A jaką średnią trzeba mieć? - spytałem z czystej ciekawości.
- Chyba coś powyżej 3.0 - odpowiedziała mi Anika. - Nic dziwnego, że cię tam chcą.
- Słyszysz ją mamo? - spytałem z niedowierzeniem patrząc na kobiętę stojącą obok.
- Anika, nie obrażaj Theodora - westchneła mama. - Chociaż w sumie muszę się z nią zgodzić, w tym, że Septem Colorum nie jest wcale taką złą szkołą. Edmund się tam uczył i z tego co wiem, podobało mu się tam i to bardzo.
Edmund jest moim ojczymem, biologicznym tatą Aniki, chociaż ja sam traktuję go jak własnego tatę. Wychowałem się pod jego skrzydłem i spotykałem codzinnie w domu. Mojego biologicznego ojca, traktuję bardziej jak tego drugiego, jakby to on właśnie był moim ojczymem. To nie jest tak, że mamy złe relacje, poprostu mieszka w innym mieście, w innym kraju, w innym kontynęcie i widzimy się tylko w niektóre ferie, więc chyba da się to zrozumieć. No i chyba z tego powodu u mnie w domu nazywamy częściej Edmunda tatą, a Goerga ojcem.
- Ale koniecznie muszę iść do tej szkoły magii, nie da się czegos zrobić? Tata nie może jakoś przekonać dyrektora by o mnie zapomnieli? - zapytałem.
- Trzy lata nic ci nie zrobią, kochanienki.
- Nie byłbym tego taki pewien - wetchnąłem cicho pod nosem.
- W każdym razie nie zapomnij powiedzieć Edmundowi o tym, że idziesz do szkoły magii. A twojemu ojcu będzie trzeba wymyśleć jakieś ładne kłamstewko - dodała mama.- Narazie pójdę kupić bilety do Szwajcarii, polecisz tam z tatą.
- To wydaje się być jak sen. Theodorek idzie do szkoły magii - powiedziła Anika wskakując nagle na mnie i obejmując wokół szyji.
- Tak, tak - przewróciłem oczami uśmiechając się lekko. - Na to wygląda.
Miesiąc później
- Wszystko co musisz wiedzieć przed ceremonią, to bądź sobą - podzielił się swoją mądrością tata, czyli Edmund.
- Bądź sobą, to wszystko? - podniosłem pytająco brwi - Nie powiesz mi, jak to wygląda i co tam się dzieje?
- Przecież sam to zobaczysz. - Wzruszył ramionami uśmiechając się tajemniczo. - Wiesz, to jest tradycja by nie mówić nic nowicjuszom o ceremonii przydzielania domów, bo inaczej cała koncepcja ceremoni zniknie.
- Przynajmniej opowiedz mi coś o domach i nauce...
- Jak już pewnie wiesz, to jest tam siedem domów w siedmiu różnych kolorach - odparł. - Czerwony, żółty, niebieski, zielony, pomarańczowy... fioletowy i indygo. Ja sam należałem do zielonego.
- I co oznacza ten zielony kolor?
- A ja wiem? Nie wiem jak są przydzielone te domy i co one oznaczają, ale jak się dowiesz, to daj znać - zaśmiał się będąc widocznie rozbawiony moim pytaniem. - Zrobiliśmy zakład z twoją siostrą i mamą. Ja uważam, że będziesz należał do żółtego, fioletowego lub indygo. Twoja siostra, że do czerwonego, pomarańczowego lub niebieskiego. A mama uważa, że do zielonego. Przegrani dają stówę zwycięzcy, więc nie zawiedź mnie, mój drogi synu.
- Bo czuję się świetnie będąc powodem do zakładów i do wzbogacenia się dla was. - Uśmiechnełem się udawanie.
***
Stanąłem przed bramą zamku, ubrany już w ciemne szaty szkolne. Była to murowana brama w jasnym kremowym kolorze i z herbem szkoły na środku. Tłum ludzi mijał mnie wchodząc do środka. Przez mur widziałem wielki zamek w tym samym kolorze, chociaż niektóre większe fragmenty budowli miały inną barwę, na przykład fioletowy czy zielony.
Tata nie mógł ze mną przyjść z powodu jakiegoś tam regulaminu czy czegoś. Teraz nie znam tutaj nikogo, nie wiem gdzie iść i gdzie znajduje się arena jeden. Jedyne co mi pozostaje to zaufać swojej kiepskiej intuicji, albo się kogoś zapytać, kogoś kto wygląda na spoko osobę.
Rozejrzałem się, a mój wzrok napotkał bruneta z lekko rozczochraną czupryną, jednak była także elegancko ułożona ku górze i wyglądała na specjalnie zaczesaną w taki sposób, przynajmniej gęstość włosów sprawiała, że tak elegancko wyglądała. Miał karmelową opaloną cerę, zapewne spędził wakacje na słońcu odpoczywając. To co sprawiło, że postanowiłem się jego dopytać o drogę, to jego przyjazny uśmiech i pewne siebie kroki.
- Nie wiesz przypadkiem gdzie znajduje się arena numer jeden? - Podszedłem do niego odzywając się trochę nie pewnie, przecież był mi obcy.
- Oczywiście, sam tam idę - Wyszczerzył się pokazując swoje białe kły. - Możemy iść razem i tak nie znalazłem sobie jeszcze towarzystwa, a dziewczyny zawsze mogą poczekać.
- Dzięki...jestem Theodor Marveen, ale wszyscy mówią na mnie Theo.
- Mikael de Vaca, przystojny hiszpanin. Jestem także znany jako Martin Wallis, Sir M, Nadia2307 i sweet_boy, ale nic o tym nie wiesz.
Zaraz weszliśmy do kamiennego obiektu. Podłoga areny była cała w piasku, a na jej środku areny były wszędzie rozstawione czarne krzesła, a na nich siedziało pełno nastolatków. Był to nadal plac w kształcie koła i nad nami był również okrągły balkon pełny innych uczniów. Na samym końcu sali siedziało kilku dorosłych, prawdopodobnie nauczycieli i może nawet dyrektor był wśród nich. Za nimi były drzwi prowadzące niewiadomo gdzie.
Mikael i ja postanowiliśmy w końcu usiąść na jedynych wolnych miejscach dla dwóch osób, były na samym brzegu więc wcale nie było aż tak źle, mogłem wszystko zobaczyć z tego punktu. Byłem też niższy od Mikaela, więc wydawało się być to sprawidliwe, że usiadłem na samym brzegu.
Głównie przez cały czas patrzałem na zebranych dorosłych i na Mikaela, gdy ten akurat mi opowiadał kolejne wydarzenie z jego życia. Nagle z wszystkich dorosłych stanął jeden mężczyzna. Był umięśniony i miał pełno tatuaży na ramionach. Fryzura tego mężczyzny przypominała mi trochę typową wojskową fryzurę. Dosyć młoda kobieta o ciemnych włosach siedząca obok niego podała mu mikrofon.
- Cisza! - krzyknął mężczyzna. Odrazu się uciszyło, chociaż nadal było słyszeć kilka głosów. - Czego nie rozumiecie niedojdy? Macie zamknąć te swoje jadaczki, albo zaraz zostaniecie wydaleni ze szkoły, nawet wy z balkonu. - Uciszyło się. - A teraz, panna Riley przeczyta po kolei wasze imiona, macie wtedy stanąć i podejść tutaj wchodząc za pokazane wam drzwi. Jeżeli nie podejdziecie gdy zostaną przeczytane wasze imiona, również zostaniecie automatycznie wydaleni.
Mężczyzna podał brunetce obok mikrofon który ona od niego zaraz wzięła. On usiadł, a w tym samym ona stanęła.
- Hei. Dzień dobry. Jestem Riley, główna pielęgniarka oraz psycholog szkolny. Bardzo miło jest mi widzieć tyle nowych i młodych twarzy. Jak wiecie odbędzie się teraz ceremonia przydzelenia domów, jest was wielu, dlatego prosimy o cierpliwość i wmiarę cichą ceremonię, ponieważ chcemy by każdy usłyszał swoje imię. - Uśmiechneła się miło. - Mikael de Vaca. Pedro Amenabar. Edmund Czechowski. Nathan Nickyday. May Moen. Sylwia Górecka. Jerome English. Anthony Brand. Mikael Doillon. Kaisa Olsson.
- Czemu zawsze muszę być pierwszy? - powiedział cicho chyba nie będąc zadowolony, że był jednym z pierwszej przeczytanej dziesiątki, jednak nie pokazywał tego faktu uśmiechając się.
Poszedł środkiem pokoju z dziewięciora innymi osobami. Dopiero potym gdy pokazał jednemu z nauczycielów swój dowód osobisty, zaprowadzono go do wybranych drzwi. Każdy milczał, jakby czekali z zniecierpliwieniem na wynik. Nie wiedziałem tak naprawdę, co się teraz właściwie dzieje. Pierwszy wyszedł Mikael, właśnie ten który siedział obok mnie. Chłopak wcale nie wyglądał inaczej, ale jedna rzecz się zmieniła, jego szata. Czarna szata którą wcześniej miał na sobie, miała na różnych wybranych częściach ubioru inny kolor, kolor zielony. Mogliśmy usłyszeć nad nami zadowolone okrzyki tłumu, byli to zieloni, zieloni witający nowego.
- Gratulacje - powiedziełem w stronę chłopaka który usiadł właśnie obok. - I może przynajmniej ty mi teraz powiesz o co chodzi z tymi drzwiami na końcu sali? Wiesz, co się dzieje w środku...jak to tam wygląda...
- Och...w sumie, nie wiem. Nie pamiętam niczego...tylko, że wszedłam do pustego białego pokoju. - Podrapał się po karku uśmiechając się zakłopotanie. - Później poprostu wyszedłem, nogi same wyprowadziły mnie do wyjścia. Nawet nie wiedziałem, że jestem zielony dopóki nie wyszedłem z pokoju.
Usłyszeliśmy kolejne zamknięcie drzwi, jednak nie było słychać żadnych wiwatów..same milczenie. Odwróciłem się razem z Mikaelem kierunku drzwi za nauczycielami. W jednych z nich stała dziewczyna, a każdy wpatrywał się w nią z żalem na twarzy? Riley, pielęgniarka wkońcu wstała i podszedła do niej coś jej mówiąc.
- O co chodzi? - zapytałem.
- Nie dostała się, jej szata nie zmieniła koloru - wytłuamczył mi Mikael, a ja dopiero zauważyłem, że miał rację. Dziewczyna stała tam w całej czarnej szacie.
- Ale przecież dostała list od szkoły i została przyjęta, co nie?
- Możesz zostać przyjęty przez szkołę, ale nie koniecznie przez kolory, dlatego właśnie zawsze zaczynamy szkołę tutaj o tydzień wcześniej niż w innych, by ci kórzy się nie dostali mieli czas by iść do innej szkoły magii.
Riley odprowadziła dziewczynę do drzwi, a dalszą kontrolę nad wyczytwaniem imion przejął "wojskowy". Wymawiał pokoleji imiona wykrzykując je na cały głos, ale dopiero jedno imię zwróciło moją uwagę, Echo Joice. Nie widząc nikogo kto by stawał przed nami, odwróciłem się do tyłu patrząc jak w moim kierunku idzie sama w sobie Echo Joice. To była ona, moja dawna sąsiadka i koleżanka z dzieciństwa, nawet po ponad szejściu latach byłem w stanie ją rozpoznać bez problemu. Opalana dziewczyna z jasnymi brązowymi włosami i gęsto kręconymi.
- Theodor - powiedział Mikael zwracając na mnie swoją uwagę.- Powiedzieli twoje imię, Theodor MARVEEN. Zasuwaj.
Lekko rozkajarzony stałem i skierowałem się w kierunku nauczycieli, a za nim zauważyłem, już byłem za drzwiami.
***
Biel, a wśród całkowicie białego pokoju cztery różne drzewa, brzoza, wierzba płacząca, choinka i te drzewo pełne gałęzi które tak bardzo przypominało mi drzewo z herbu szkoły. Nie wiedziałem co robić i czy cokolwiek powinnienem robić, jednak chciałem wydostać się stąd jak najszybciej...uciec od tej bieli. Ruszyłem wreście w kierunku drzewa z herbu szkolnego myśląc, że to będzie prawidłowy krok.
Nie mogłem odróżnić, podłogi od ścian i sufitu od podłogi, czułem się jakbym się kręcił w kółko, a jeżeli nie drzewo które wyznaczało mi trasę, napewno bym zwariował. W końcu stanąłem pod wybranym drzewem. Zrobiłem krok chcąc okrążyć drzewo kiedy nagle pojawiłem się w innym miejscu, w jakimś lesie. Drzewo nadal było tam gdzie wcześniej, czyli tuż obok mnie. Jednak zamiast białej podłogi, była trawa. Zamiast ścian, były gęste drzewa. Zamiast sufitu, było niebieskie niebo.
Wokół mnie stało siedem różnych posągów; Pawia, małpy, kozy, hipopotama, motyla, wilka oraz tygrysa. Słyszałem szepty oraz różne zwierzęce dźwięki. Dźwięki trzepania skrzydeł motyla, rechot przerywany czkawką, wycie wilka do księżyca, ryczenie tygrysa, głebokie dźwięki "o" i "u", delikatne beczenie kozy oraz ptasie odgłosy brzmiące niczym ambulans, właśnie te dźwięki otaczały mnie w tej chwili. Słyszałem je głośno i wyraźnie, jakby były w mojej własnej głowie.
Nagle pośród posągów wynurzył się biały lis, a głosy się wyciszyły. Zwierzę miało puszysty ogon i długą, dostojną sylwetkę. Uszy, długie i spiczaste. Futro na klatce piersiowej, puszyste i białe niczym sam ogon. Za spiczastymi uszami lisa, rosła długa kolorowa smuga w siedmiu kolorach rozciągająca się nawet na karku lisa. Oczy były jednak głęboką czernią patrzące się prosto we mnie.
Lis podbiegł do mnie szybko i zanim zauważyłem dotknął mnie swoim pyskiem, a z tym samym pojawiłem się spowrotem na Arenie przed drzwiami przez które niedawno wszedłem.
Rozejrzałem się widząc jak wzrok każdego jest skupiony na mnie, każdy milczał, a ja już wiedziałem, że nie zdałem testu wielkiej siódemki. Nie miałem odwagi spojrzeć na swoją własną szatę, spojrzeć na Echo Joice stojącą niedaleko i wpatrującą się we mnie, spojrzeć na Riley która zapewne zaraz do mnie podejdzie. Jednak fakt, że czułem dziwny ciężar, jakby kulkę w lewej kieszeni sprawił, że spojrzałam w dół, widząc w kieszeni białego śpiącego liska wygladającego niczym tamty w lesie i widząc na sobie całkowicie białą szatę. Czym była ta biała szata i czym był ten biały lis?
____________________________________________________________________________
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro