Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9. Wątpliwości

Przez pół godziny próbowali złapać autostopa, aż w końcu jeden z tirowców postanowił się zatrzymać. 

- Dokąd? - zapytał

- Do Gdańska - odpowiedział Piotr.

- Wsiadajcie - zaprosił ich kierowca i cała trójka wsiadła do tira.

Piotrek i Tomasz usiedli z przodu, a Salpsan, nawet nie protestując, zajął miejsce na kozetce z tyłu i położył się na niej, lekko opierając o bok kabiny. 

Podczas gdy mężczyźni całą drogę rozmawiali z kierowcą, Diabeł nie odezwał się ani słowem. Praktycznie ignorował toczącą się rozmowę. Skupił się na tym, co knuje jego brat. Dlaczego nie kazał mu wracać do Piekła? Coś zdecydowanie było nie w porządku. Wyjął papierosa i podpalił go ogniem z palca. Kiedy Tomasz wyczuł zapach tytoniu, odwrócił się w jego stronę. Chciał zwrócić mu uwagę, ale zawahał się na chwilę - nie wiedział jak go nazwać. Nie nazwie go przecież jego prawdziwym imieniem przy obcym, a za Patryka mógłby się zdenerwować i wywołać niepotrzebną awanturę.

- Nie... - zaczął, ale kierowca machnął ręką.

- Niech pali - powiedział. - Lepsze to, niż coś mocniejszego.

- Chciałbym coś mocniejszego, ale i tak na mnie nie działa - rzucił Salpsan i Tomasz westchnął. Wiedział, że nic już nie może zrobić. - Cholerny niebiański metabolizm...

- Przy odpowiedniej dawce nawet najszybszy ludzki metabolizm nic nie pomoże - odparł mężczyzna.

- Kto powiedział, że jestem człowiekiem?

Kierowca przewrócił oczami i dał mu spokój. Przez chwilę zapadła cisza.

- Coś z nim nie tak? - kierowca zwrócił się po cichu do Tomasza.

- Wszystko - odparł, a mężczyzna nie odpowiedział, tylko zwrócił się do Diabła.

- Masz jakieś problemy, że chcesz sięgnąć po narkotyki?

Salpsan uniósł wyzywająco brwi i spojrzał na mężczyznę.

- Nawet sobie nie wyobrażasz...

- Są na to lepsze sposoby niż narkotyki.

- Zakładając, że którykolwiek z nich by na mnie zadziałał... jakie?

- Modlitwa.

Salpsan zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową.

- Mi Bóg pomógł - odparł mężczyzna.

- Ale mi nie pomoże - odparł stanowczo.

- Skąd ta pewność?

- Bo to on jest moim problemem.

- Problemem czy źródłem?

- Jednym i drugim.

- Ciekawa metafora - westchnął.

- To nie jest metafora - powiedział ostro Salpsan.

- Jeśli Bóg stawia cię w problematycznych sytuacjach to dlatego, że ma plan...

- Nie radzę - wtrącił się Piotr.

- Jego plan w stosunku do mnie był dość jasny - stwierdził Diabeł. - Wywołaj rebelię w Niebie, zacznij prowadzić Piekło i karać ludzi.

- Masz się za Szatana? - zapytał niedowierzając kierowca tira.

- Nie - odpowiedział Salpsan. - Szatan to mój ojciec. Ja jestem Diabłem.

- Jesteś Lucyferem?

- Jego synem.

Mężczyzna na chwilę zamilkł, zastanawiając się czy powinien w jakikolwiek sposób zareagować na te rewelacje. Postanowił jednak nie wdawać się w dalsze dyskusje.

- W porządku - stwierdził, po czym wrócił do rozmowy z Piotrem i Tomaszem, a Salpsan do zadumy.

Tomasz po jakimś czasie odwrócił się i zobaczył coś, czego nigdy nie spodziewał się zobaczyć. Przynajmniej odkąd dowiedział się kim na prawdę jest Salpsan. Spojrzał na niego i zobaczył strach na jego twarzy. Nie arogancję, która zawsze go w nim irytowała, a strach. Dolna warga lekko mu drżała. Po chwili Diabeł zorientował się, że mężczyzna na niego patrzy i na dwie krótkie sekundy odwzajemnił spojrzenie. Na te dwie krótkie sekundy ich oczy się spotkały, a w tych oczach Tomasz zobaczył jedno: przerażenie.

Jeszcze kilka godzin temu go nienawidził. Chciał, aby zniknął z jego życia, ale teraz? Zrobiło mu się go w pewnym stopniu żal. Zdawał sobie sprawę z tego, że nigdy nie zrozumie, z czym Salpsan musi się zmagać. Tak samo jak prawdopodobnie nigdy nie zrozumie jego intencji. Ale wtedy przeszła mu przez głowę pewna myśl: zanim Salpsan przypomniał sobie, kim jest i uważał się za Patryka, był inny niż teraz. Był nieco arogancki, ale jednocześnie zawsze wszystkim pomagał, kiedy zachodziła taka potrzeba. Miał skłonność do czynienia dobra, którą ukrywał pod maską arogancji, aby przetrwać wśród rówieśników. Przynajmniej tak to określił jeden z psychologów, który swego czasu badał Patryka. 

Do Tomasza dotarło jednak, że ów psycholog nieznacznie się mylił. Jako Patryk, Salpsan, miał skłonność do czynienia dobra, co stanowiło jego anielską stronę. Natomiast arogancja, którą psycholog uznał za maskę, w rzeczywistości była jego uśpioną diabelską naturą, która wołała o przebudzenie.

A to oznaczało, że Diabeł mógł być dobry. I nie tyle dobry, co również poszkodowany. Bo jeśli wtedy w mieszkaniu mówił prawdę, to jest, gdzie jest tylko i wyłącznie dlatego, że nie umiał przestać być lojalny wobec ojca. A może nawet nie tyle, że nie umiał, co po prostu nie chciał. Ojciec poświęcił dla niego wszystko, skazał się na wieczne cierpienie. Salpsan stanął przed wyborem dzielenia z nim tych cierpień lub wyrzeknięcia się go. Czy zostając po stronie ojca faktycznie zrobił źle? Co jest złego w niewyrzeczeniu się ojca, który poświęcił dla ciebie wszystko?

Tomasz czuł, że coś się w nim zmienia. Bał się to przyznać, ale powoli zaczynał rozumieć motyw Salpsana. A wnioski te zdawały się przeczyć wszystkiemu, w co do tej pory wierzył.

- Zatrzymamy się na najbliższej stacji - poinformował kierowca. - Muszę zatankować.

Podczas, kiedy kierowca tankował, Piotr wysiadł z tira, aby przebywać jak najdalej od Diabła. Chociaż na kilka minut. Tomasz jednak odwrócił się w stronę Salpsana.

- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytał, a Upadły spojrzał na niego, wydając się nie rozumieć pytania.

- Dlaczego zrobiłem co? 

- Dlaczego nie wyrzekłeś się ojca?

Widocznie zaskoczyło, go to pytanie, bo przez jakiś czas nie umiał znaleźć na nie odpowiedzi.

- Nie wiem - przyznał. - Nie wyobrażałem sobie, żebym mógł go zostawić samego.

- Coś się zmieniło?

- Dotarło do mnie, że zrobił to wszystko po to, żebym tam nie trafił. A trafiłem tam razem z nim, co oznacza, że wszystko, co zrobił, zrobił na marne.

- Twierdzisz, że lepiej byłoby gdybyś się go wyrzekł?

- Nie. Twierdzę, że lepiej by było, gdyby wszystko potoczyło się tak, jak miało się potoczyć.

- Żebyś ty był na miejscu Lucyfera?

- Tak - powiedział, po czym odwrócił głowę, co dla Tomasza było jednoznaczne z tym, że rozmowa zakończona, więc odwrócił się z powrotem, czekając, aż pozostali wrócą do auta.

Salpsan po chwili ponownie spojrzał na mężczyznę. Nie rozumiał dlaczego mu się zwierzył. Nigdy nikomu się nie zwierzał ze swoich uczuć. Miał taką zasadę i trzymał się jej przez piętnaście miliardów lat. Do dzisiaj. Dopiero po dłuższym czasie zrozumiał, jak bardzo bał się przyszłości. 

Wiedział, że koniec może nastąpić w każdej sekundzie. Wystarczy, że Dziadziuś stwierdzi, że ma dość tej rozgrywki i po prostu wymaże ich z istnienia. W zasadzie nie rozumiał tylko jednej rzeczy - dlaczego jeszcze tego nie zrobił?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro