Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. Genesis



- O, dobrze że jesteś. – powiedział, gdy tylko przekroczył próg domu – Możesz mi sprawdzić Filipa Manacha?  Niecałe dwanaście lat, najpewniej blondyn. – zapytał bardziej tonem sugerującym „lepiej to zrób", niż tonem który sugerowałby, że to prośba, po czym ruszył w stronę toalety, aby zmyć resztki krwi z rąk.

Pan Mróz, który siedział przy stole w salonie, pracując przy komputerze, wstał i odwrócił się w stronę chłopaka.

- Nie jestem na twoje posyłki.  – powiedział ostrym tonem, widocznie zdenerwowany na ton głosu swojego przybranego syna.

Salpsan zatrzymał się jakby coś go poraziło i zwrócił swój wzrok w stronę mężczyzny.

- My się chyba nie rozumiemy. – powiedział ostrym, zimnym tonem, wyraźnie zirytowany odmową, jaką otrzymał – Jeszcze wczoraj ci to nie przeszkadzało, więc dzisiaj też nie powinno.

- Wszystkie osoby, które prosisz mi ostatnio znaleźć, giną w niewyjaśnionych okolicznościach. – zauważył patrząc osądzająco na nastolatka – Koniec tego.

Chłopak parsknął i pokręcił lekko głową.

- I uważasz, że to moja wina? – zapytał z wyraźnymi pretensjami w głosie.

Przez chwila zapadła cisza, aż mężczyzna spojrzał na dłonie przybranego syna.

- To krew? – zapytał poważnym tonem.

- Tak. – przyznał, nie próbując nawet w najmniejszy sposób ukrywać śladów zbrodni – Jestem w tym chorym miejscu w jakimś celu. – kontynuował  sięgając po papierosa – Oto w jaki sposób go realizuję... masz zapalniczkę?

- Nie będziesz palił w domu – powiedział ostro.

- Chcesz żebym się udusił? – zapytał oskarżająco.

- Dymem? Nie. I dlatego nie będziesz palił. – powiedział wyrywając mu papierosa z ręki.

- Amator. – mruknął pod nosem wyjmując drugiego papierosa ze skórzanej kurtki i, ignorując ewentualne konsekwencje, zapalił go za pomocą ognia, który pojawił się na czubku jego prawego palce wskazującego. Mężczyzna, najwyraźniej nie zwracając większej uwagi na to, skąd wziął się ogień, wyrwał mu papierosa i ruszył w stronę kuchni – Ej! – krzyknął Salpsan, niemal rzucając się w jego stronę – Co ty robisz?!

Na mężczyźnie nie zrobiło to większego wrażenia. Zgasił papierosa wodą z kranu i wyrzucił do kosza.

- Tak się nie robi...

Pan Mróz puścił tę uwagę mimo uszu.

- Rozumiem, że przechodzisz swego rodzaju kryzys egzystencjonalny i okres buntu jednocześnie, ale pora ustalić jakieś granice. – stwierdził, ponownie zwracając swój wzrok na przybranego syna.

- Chcesz mi stawiać warunki? – zapytał śmiejąc się szyderczo – Ty? Zwykły człowiek skazany na wieczne potępienie?

Mężczyzna ponownie zignorował uwagę chłopaka i kontynuował.

- Po pierwsze: nie ma palenia. Po drugie: koniec chodzenia w kurtce po domu. Po trzecie: koniec traktowania mnie jak popychadło.

Uniósł dłoń z palcem wskazującym skierowanym ku górze, a następnie, wskazując na swojego przybranego ojca, powiedział:

- Dobra, moje warunki: robię co chcę i jak mi się podoba, bo to robię od zawsze. Nawet mój Dziadek nie był w stanie do końca wpłynąć na moje decyzje, a On podobno umie wszystko, więc ty tym bardziej nie masz do tego prawa...

- Nigdy nie poznałeś dziadków. – zauważył mężczyzna, marszcząc brwi – Wszyscy zmarli zanim...

- Nie skończyłem. – powiedział ostro, wchodząc mu w zdanie – Od szesnastu lat męczę się w tym ludzkim ciele, aby ocalić wasz durnowaty gatunek przed zagładą, więc oczekują odrobiny szacunku.

Mężczyzna parsknął w geście niedowierzenia.

- Słucham?!

- Wyobraź sobie, że wasz ukochany Stwórca, a mój Dziadek, postanowił zakończyć Swój błąd i przyśpieszyć coś takiego jak Sąd Ostateczny. Wysłał na Ziemię Swojego Synalka, czytaj Jezusa, Mesjasza, Zbawiciela,  jak wolisz, chociaż to ostatnie jest dosyć śmieszne biorąc pod uwagę co się dzieje... W każdym razie, muszę znaleźć mojego wujka zanim skończy dwanaście lat i przypomni sobie kim jest,  a następnie odesłać gdzie jego miejsce.

Mężczyzna nie wiedział czy powinien zacząć się śmiać czy spróbować w jakiś sposób pomóc swojemu przybranemu synowi, ale postanowił trochę „pograć w jego gierkę".

- I niby w ten sposób uratujesz ludzkość? Odsyłając Jezusa do Nieba?

Salpsan zmarszczył brwi.

- A kto powiedział, że Jego miejsce jest w Niebie? Jak tam masz w... składzie apostolskim...? „Ukrzyżowan, umarł i pogrzebion, zstąpił do piekieł"...

- Chwila. – powiedział mężczyzna wykonując gest niezrozumienia – Chcesz wysłać Jezusa do Piekła? Tak na dobre?

Wzruszył ramionami.

- Czy ja wiem czy na dobre? – zapytał – Mój tata sobie z Nim pogada jak brat z bratem i może w końcu Go przekona, że Ojciec go wykorzystuje i przejdzie na naszą stronę...  dwa tysiące lat temu nam nie wyszło, ale warto spróbować jeszcze raz.

Mężczyzna zaczął się śmiać, aż wzrok jego przybranego syna, uzmysłowił mu, że nie powiedział tego w celach żartobliwych.

- Mówisz poważnie? – zapytał wyraźne tym zaniepokojony.

- Śmiertelnie poważnie. – przyznał, po czym zmienił temat – Swoją drogą... jeśli twoja dusza i tak jest skazana na wieczne potępienie ...– te dwa słowa wypowiedział dość sarkastycznie – To może zawrzemy umowę, co? Pomożesz mi znaleźć mojego wujaszka, a w zamian dam ci wszystko, czego zapragniesz i, możliwe że dorzucę ci przeniesienie do Nieba jeśli wygramy tę wojnę.

Mężczyzna nie miał najmniejszego pojęcia, jak powinien na to zareagować. Salpsan zauważył to i, unosząc brwi, spojrzał mężczyźnie prosto w oczy.

- Daj spokój. – powiedział – Wiem, że tego chcesz.

Mężczyzna odchrząknął.

- Proponujesz mi Kontrakt?

- Jaki tylko zapragniesz. – przyznał - Akurat ty nie masz już nic do stracenia, a lubię cię.

- Czy Kontrakty to nie specjalność Diabła? – zapytał – W sensie twojego ojca.

- Nie nie nie nie nie... Kontrakty to moja działka, bo to ja jestem Diabłem.

- Przed chwilą mówiłeś, że to twój ojciec.

Salpsan pokręcił głową.

- Tu jest dokładnie ten sam problem, co w przypadku, tak zwanej, Trójcy Świętej – ktoś źle zrozumiał, że to jedna postać i tak się przyjęło. Chociaż w moim przypadku chodzi raczej o fakt pominięcia mnie w tak cudownym dziele zwanym Biblią... Dziadek nie chce mnie pamiętać, bo nie postąpiłem według Jego planu. Łatwiej było zrzucić Mu całą winę na mojego ojca. Bo ktoś przecież musiał być winny. A jedyne co zrobił, to stanął w mojej obronie i wziął na siebie moje przeznaczenie.

- Ale i tak wylądowałeś w Piekle?

Przytaknął.

- Kiedy mój ojciec wzniecił bunt, początkowo byłem po stronie Boga. Nie rozumiałem, dlaczego postanowił się postawić swojemu Ojcu, aż w końcu, dość przypadkowo, dowiedziałem się, co nim kierowało. Nie mogłem już zrobić nic innego niż przejść na jego stronę. Jak to wszystko się skończyło, zapewne wiesz już z Biblii.

- Dlaczego twierdzisz, że ojciec stanął w twojej obronie?

Salpsan spojrzał na mężczyznę spode brwi.

- Bo to zrobił. – powiedział jakby to było oczywiste – Plan Dziadka był taki, żebym to ja rządził Piekłem. Miałem wywołać bunt na Ziemi, wśród ludzi i za to zostać ukarany. Kiedy ojciec się o tym dowiedział, wzniecił bunt przeciwko Bogu. Niestety przegrał i to on pełni rolę kata w Piekle. Ja mu tylko pomagam powiększać naszą armię i szykować się do Dnia Ostatecznego, który nadchodzi.

Pan Mróz pokiwał głową i przygryzł lekko wargę, rozmyślając przez moment nad tym co właśnie usłyszał, i co tak właściwie powinien w tym momencie zrobić.  Salpsan wyjął trzeciego papierosa i zaczął go przygryzać w zębach.

Z zadumy wyrwał go telefon.

- Przeproszę cię na chwilę. – powiedział ostrożnie, jakby bał się, że chłopak coś mu zrobi, po czym odebrał. – Mróz, słucham.

Mężczyzna miał na tyle głośny głośnik, że Diabeł słyszał całą rozmowę.

- Znaleźliśmy ciało niedaleko centrum. – powiedział żeński głos, zapewne jednej z  funkcjonariuszek pobliskiego komisariatu policji – Myślę, że cię to zainteresuje.

- Dlaczego?

- Ponieważ ofiara to Barbara Smoleń. Sprawdzałeś ją bodajże wczoraj.

Mężczyzna spojrzał niepewnie w stronę chłopaka i, dopiero teraz, przypomniał sobie o krwi na dłoniach swojego przybranego syna.

- Wyślij mi adres smsem, zaraz tam będę. Macie już jakieś poszlaki?

Przez chwilę zapadła cisza. Salpsan stał niewzruszony, mimo, że wiedział o tym morderstwie wszystko. Zapalił papierosa i zaciągnął się.

- Od razu lepiej ... – mruknął pod nosem.

- Właściwie to mamy nawet DNA, najprawdopodobniej sprawcy. – kontynuowała kobieta.

- Tak szybko? – zapytał pan Mróz, wyraźnie tym faktem zaskoczony.

- Był w naszej bazie, więc poszło szybciej. – przyznała – Jest tylko jeden problem, który zapewne cię zszokuje.

- Dlaczego miałoby tak być? – zapytał niepewnie, nie spuszczając wzroku z chłopaka.

W słuchawce znowu zapadła cisza, która jeszcze bardziej zaniepokoiła mężczyznę.

- Mów. – niemal krzyknął.

- Bo to DNA jest Patryka. – wyznała w końcu. Mężczyzna opuścił bezwładnie rękę, w której trzymał telefon i zrobił się blady na twarzy.

- Halo? – dobiegało z głośnika telefonu – Tomek, halo?

Nie odpowiedział. Rozłączył się i wściekłym krokiem ruszył w stronę przybranego syna, który wyglądał tak, jakby nie wzruszył fakt, że został właśnie oskarżony o morderstwo. W rzeczywistości zastanawiał się jednak dlaczego policja w ogóle znalazła ciało. Przecież powinno było zniknąć tak, jak wszystkie wcześniejsze. Szczególnie, że Thaye-tase zabrał ciało kobiety na jego oczach.

Aliach. – pomyślał. Musiał zatrzymać demona i przeszkodzić mu w wykończeniu zadania.

Tomasz Mróz wytrącił mu papierosa i rozdeptał na podłodze.

- Oszalałeś?! – krzyknął Diabeł.

- Jesteś aresztowany.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro