17. Błędy
Nie wiedział, co powinien zrobić - nie widział sensu powrotu do domu Tomasza, bo wiedział, że nie ma tam już czego szukać. Właściwie nigdzie nie miał już czego szukać. Tkwił w środku wojny, z której nie mógł się wydostać. Gdziekolwiek by się nie pojawił, ktoś mógł ucierpieć. Nie miał wpływu na to, co w każdej chwili może się stać z jego ciałem.
Powoli zaczął się zastanawiać czy zbuntowanie się przeciwko ojcu oby na pewno było najlepszym pomysłem. Jasne - wciąż stałby po stronie zła, ale przynajmniej wiedziałby na czym stoi. Teraz tego nie wiedział. Miał świadomość, że Dziadek o niego walczy, że chce go po swojej stronie, ale nie znał swojej roli w tym wszystkim. Nie wiedział, co ma robić. Wiedział natomiast, że póki co nie ma co liczyć na spokój. Najchętniej zniknąłby z istnienia - tak było by najlepiej. Nicość i nic więcej.
Zdawał sobie jednak sprawę, że tak się nie stanie. Wiedział, że sam wpakował się w to wszystko lata temu. Sam skazał się na ten los. Liczba błędów, które popełnił w swoim życiu, przerażała go. Nie mógł jednak ich naprawić. Nie mógł cofnąć czasu i zmienić podjętych wcześniej decyzji. Decyzji, które nie dawały mu spokoju. Może i kiedyś dozna spokoju, ale wątpił, aby nastąpiło to prędko. A do tego czasu czeka go jeszcze sporo wyzwań, którym będzie musiał sprostać. Najgorsze było to, że nie wiedział nawet jakich.
- Co to było? - spytał, wciąż przestraszony tym, co się stało, ksiądz.
Salpsan otworzył usta, aby coś odpowiedzieć, ale w efekcie końcowym nie wydusił z siebie ani słowa - co niby miał mu powiedzieć?
Przez chwilę zapadła cisza, którą przerwało dziwne dzwonienie w uszach. Jednak nie było to zwykłe dzwonienie w uszach, jakie czasem miewają ludzie - to dzwonienie nie było irytujące, a zaskakująco kojące. Salpsan zaczął się domyślać, co symbolizuje ten dźwięk, ale upewnił się co do tego dopiero wtedy, gdy ujrzał przed sobą swojego brata, od którego promieniowała fala światła.
Aliach był ostatnią istotą, z którą chciałby teraz rozmawiać, ale wiedział, że pewnie jedyną, która nie trzymała wobec niego aż takiej urazy. Spojrzał bratu w oczy i już wiedział, że w tym momencie żegna się z tym miejscem. Może nie na zawsze, ale nadszedł czas by odejść. Jego czas na Ziemi dobiegł końca.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro