Senseless
Sasori spoczywał pośród pościeli, ciepłej, pomiętej i rozchełstanej w gorączce, która zdążyła już także przesiąknąć zapachem rozpalonego potu. Chude ręce złożone miał pod głową - zapewne od niechcenia, w końcu poczucie fizycznego komfortu było mu absolutnie zbędne. Wielkie, orzechowe oczy, właściwie, zwykłe nie prezentować zbyt wielu barwnych emocji, teraz objął nader wyjątkowy marazm. Jakoby wręcz martwe, zostały nieobecnie wbite w jeden punkt na suficie i nie ruszały się stamtąd ni o milimetr. Cała twarz czerwonowłosego nie wyrażała głębszej emocji, całą jego ekspresję, czy też jej brak, opanowało niewypowiedziane znużenie. Wyglądał na tak ogromnie znudzonego, że nie byłoby niczym dziwnym, gdyby nagle wyciągnął zza pazuchy projekty swoich nowych bojowych marionetek i zaczął je przeglądać bezceremonialnie, by nie skonać tutaj z wszechogarniającej drętwoty. Z pewnością przykułby do owego zajęcia więcej uwagi, niż do tego, co działo się przy jego na wpół spuszczonych spodniach.
Deidarę niezmiernie drażnił ten brak jakiejkolwiek reakcji z jego strony, ta okrutna cisza, zalęgająca się gęsto w sypialni, sporadycznie przerywana jedynie jego własnym płytkim oddechem, sprośnymi odgłosami namiętnego mlaskania oraz szczękiem łóżka, gdy wykonywał jakiś bardziej gwałtowny ruch. Czujnym, chabrowym okiem zacięcie obserwował oblicze Sasori'ego, choć rozchylone nęcąco wargi wciąż miał bezwstydnie przyklejone do jego ogromnie twardego penisa. Pracował gibkim, roznamiętnionym językiem wokół potężnego przyrodzenia z nasilającą się coraz bardziej żarliwością i narastającym w zatrważającym tempie rozgorączkowaniem, jednocześnie stale spoglądając z uwagą na czerwonowłosego. Zassysał się wręcz gorliwie na główce, sunął ciepłym narządem zmysłu smaku po całej długości męskości, czując na podniebieniu jedynie gorzki, z lekka mdławy posmak, i pochłaniał ją całą płomiennie, aż nieomal tkwiła w jego gardzieli. Wyraz twarzy Sasori'ego jednakże pozostawał tak samo niezmienny, marionetkarz ani drgnął, swój wzrok pozostawiając także nieoderwalnie wbity w ten jeden pojedynczy punkt na suficie. Deidara, tym sposobem zdeterminowany jeszcze bardziej, oplótł penisa ustami ciaśniej i począł poruszać nimi od góry aż po samą nasadę, giętkim językiem kreśląc połyskujące od śliny linie. Czuł członka nieomal w gardle, niemal dławił się nim, aż kipiąca adrenalina krążyła w jego żyłach. Jednakowoż niefortunnie tylko jemu sprawiało to tyle emocji; nawet, gdy męskość znalazła się w jego ustach głęboko, ściskana wilgocią i przeszywającym ciepłem, Sasori stale nie zareagował, pozostając skrajnie nieczułym na wszelakie żarliwe pieszczoty z jego strony. Pokój nieustannie tonął w tej irytującej ciszy, jaką przecinał jeden samotny, ciężki oddech.
Deidara zacisnął pięści na miękkiej, acz już i tak wyjątkowo niedbale zmiętej pościeli. Jego serce, łomoczące nierówno i arytmicznie w uprzedniej ekscytacji, która wezbrała w nim gwałtownie, kiedy jak w szale zsuwał Sasori'emu spodnie, teraz boleśnie ścisnęła kolosalna frustracja. Powolnym ruchem częściowo wysunął przyrodzenie z ust, liżąc je jeszcze subtelnie z wymowną lubością, wciąż jednak nie otrzymując najdrobniejszej odpowiedzi. Znużenie w orzechowych ślepiach Sasori'ego, nawet nań nieskierowanych, zdawało się beznadziejnie rozbłysnąć, stając się bardziej jawne i wyraźne, i dotychczas silnie odrzucana i bezwzględnie odpychana świadomość niemocy oraz bezsilności uderzyła w niego z wielką siłą. Wściekłość przeszyła go na wskroś, wściekłość znacznie większa niż podczas błahego niepowodzenia misji, niż wtedy, kiedy jego piękne wybuchy okazywały się nie być wystarczająco idealne i zjawiskowe. Ten rodzaj rozjuszenia, do jakiego nie był w stanie doprowadzić go nikt inny, jak jego partner, poruszał nim dogłębnie, a jednocześnie nieomalże paraliżował. Deidara zastygł nad udami Sasori'ego, w niekontrolowanym zdenerwowaniu chcąc zacisnąć szczękę i, wciąż mając penisa w ustach, przygryzł go silnie, aż jego zęby z głuchym stukotem obiły się o twardą powierzchnię.
Tym razem Sasori miał szczęście, iż tego nie odczuł.
Z czystej złośliwości z premedytacją sunąc po męskości ściśniętymi zębami, wyjął ją z ust. Jednakowoż nawet wtedy wyraz twarzy czerwonowłosego nie przeistoczył się w bardziej ekspresyjny. Delikatna strużka śliny potoczyła się niespiesznie po brodzie Deidary, a linia jego szczęki napięła się niebezpiecznie. Szeroko otwarte oko o chłodnej, lazurowej barwie zapłonęło intensywnie, obserwując nieustanną beznamiętność na jego licu. Atramentowe źrenice rozszerzyły się, jakby chcąc ją pochłonąć, w jakiś dziwny sposób sprawić, by zniknęła, a na jej zastępstwo wstąpiła jawna emocja, ekstaza, przyjemność. Siła jego woli także okazała się mało skuteczna, Sasori wciąż jakkolwiek nie reagował nawet na to przeszywające, świdrujące go spojrzenie. Jego oblicze pozostawało kompletnie zastygłe i naturalnie, acz w porównaniu z twarzą Deidary, oblaną nasilającym się w złości karmazynem, wręcz alabastrowo blade, usta zamknięte i nieruchome, nierozchylone ni trochę w choćby odrobinę przyspieszającym oddechu, a oczy o odcieniu mlecznej czekolady niezmiennie martwe i zobojętniałe.
Wściekle wydymając policzki, Deidara finalnie burknął do niego z niezadowoleniem:
- Mógłbyś chociaż udawać, że ci się podoba, Danna.
Przez twarz Sasori'ego, dotychczas kamienną i zimną, przemknął błyskawiczny cień chwilowej dezorientacji. Przez moment czerwonowłosy wyglądał, jakby został wyrwany z letargu, czy głębokich rozmyślań, odbiegających od świata realnego, wręcz brutalnie przywrócony do niesprzyjającej artystom rzeczywistości. Orzechowe oczy nareszcie oderwały się od niezlokalizowanej nicości, a ich spojrzenie nieoczekiwanie przedstawiało nieco więcej niż chłodną beznamiętność i martwotę. Sasori skierował swój wzrok na nieustannie poirytowanego Deidarę, po czym powiódł nim jeszcze w stronę swego krocza, jak gdyby dopiero rozumiejąc to, co się wokół niego działo. Finalnie dotarła do niego pełnia obrazu, jaki miał przed sobą, wściekły grymas oraz przejrzyste, równie przesiąkłe wzburzeniem znaczenie słów złotowłosego. Dziwne, a był pewien, że jeszcze dosłownie chwilę temu jego oczy lśniły migotliwie, posyłając mu maślane spojrzenie, a usta, rozchylone ponętnie, były w stanie szeptać jedynie czułe słowa. Doprawdy, ta zbyt częsta zmiana nastawienia działała mu już na nerwy... Sasori przewrócił oczami, odpowiadając mu także nieprzyjemnym grymasem.
- A ty mógłbys okazać trochę wdzięczności, szczeniaku - wypomniał z irytacją. Przesunął swe spojrzenie nieco w dół i kiwnął znacząco głową w stronę swojego penisa. - Przecież jest twardy, tak, jak chciałeś.
- Bo jest z drewna, hm! - oburzył się Deidara. Spoglądał na Sasori'ego, niczym na szaleńca, który nie posiadał żadnej wiedzy odnośniego tego, jak działa ludzkie ciało - co, właściwie, po części mogło być prawdą, być może wiśniowowłosy zdołał już zapomnieć o tych wszystkich uciążliwościach, wynikających z samego bycia człowiekiem, jakie teraz w większości były dlań jedynie niezbyt istotną błahostką. Pokręcił głową, jakby nieprzychylnie i z dezaprobatą, a złotawe kosmyki włosów przylgnęły mocniej do jego zlanego rozpalonym potem czoła. Usta ponownie wykrzywił lekki grymas, a szkarłatne policzki napięły się w niezadowoleniu. - Poza tym, nie o to mi chodzi, Danna, po prostu czasem mógłbyś wykazać się...
To nie był pierwszy raz, kiedy w takiej sytuacji między nimi zradzała się już ta drobna kłótnia, jaka jednak nigdy nie została dokończona. Zazwyczaj Sasori, po sekundzie mając serdecznie dość jakże bezsensownej paplaniny Deidary, w porę uciszał go żarliwym, brutalnym wręcz pocałunkiem, przed tym jeszcze w poirytowaniu mamrocząc coś o tym, jak to nie znosi jego hałaśliwości, a w następnej kolejności, pieprząc go bezlitośnie i namiętnie, skutecznie odpędzał te ciężkie, męczące jasnowłosego myśli.
A później przez pewien czas nie powracali do tamtego tematu.
Tak to wyglądało niemalże zawsze. Kiedyś jednak musiał nadejść ten moment, gdy miarka finalnie się przebrała, a złość i nie do końca czysta chęć bycia szczerym brały górę. Właśnie tym razem Sasori nie miał żadnej siły, ni chęci, by znów odgrywać to samo zakłamane przedstawienie, o którego obłudzie obaj doskonale wiedzieli - Deidara tylko jakby nie chciał tego fałszu przyjąć do wiadomości. Choć w istocie wiedział dobrze, iż Sasori nigdy nie będzie w stanie udowodnić mu swych uczuć w sposób, w jaki by tego chciał, zwyczajnie odrzucał tę prawdę, wybierając swe piękne, acz sztuczne przekonania, udając nieświadomego. Po prostu był zbyt zakochany, ażeby uwierzyć w coś, co kompletnie zrujnowałoby jego pojęcie miłości. Nawet jeśli było mu to jasno przekazywane i nieukrywane.
Czerwonowłosy tym razem prychnął z najczystszą pogardą, kiedy ten szczyl próbował go znów tak bezczelnie pouczać. Chłodne spojrzenie jego ciepłobrązowych ślepi stało się jeszcze bardziej nieprzychylne, karcące wręcz, gdy odezwał się oschle:
- Nie marudź, Deidara. To ciało nic nie czuje i doskonale o tym wiesz.
Na moment jego głos zdał się niekontrolowanie i niepożądanie drgnąć, wybrzmieć jakąś niespotykaną, ledwie słyszalną boleścią, jakby rozżaleniem, i Sasori aż zaklął w duchu.
W następnej sekundzie mógł podziwiać grymas najczystszego, pochmurnego szoku, malujący się na nieco mniej intensywnie karmazynowej twarzy złotowłosego. Bławatkowe oko, uprzednio migoczące złością i oburzeniem, teraz przygasło z lekka, nabrało smętnego wyrazu. Wargi rozchyliły się, jakby spomiędzy nich miała zaraz wypłynąć jakaś odpowiedź, lecz finalnie powrotnie zacisnęły się bez słowa.
Ta wypowiedź była dla Deidary wręcz paraliżująca. Jej znaczenie, nader oczywiste, nawet jeśli ze wszystkich sił odpędzane, przeszyło go na wskroś, posyłając nieprzyjemne dreszcze wzdłuż jego kręgosłupa, nieomal rozdzierając jego prędko bijące serce. I niefortunnie stanowczo uzmysłowiło mu, iż w istocie wiedział o takowym stanie rzeczy lepiej, niż ktokolwiek inny, z wyjątkiem samego Sasori'ego. Ciało jego kochanka w rzeczywistości nic nie czuło, nie było w stanie, nie miało już do tego najmniejszego prawa. Czerwonowłosy najzwyczajniej w świecie przestał być istotą przynajmniej w większej części ludzką, zasługująca na takowy przywilej. Jego nowa postać nie była skonstruowana tak, by zaznać rozkoszy podniecenia, dzikiej żądzy i pasji. Obecnie pełniła jedynie funkcję niesamowitej broni w rękach geniusza, który dla owego tworu zaprzepaścił na wieczność swe człowieczeństwo. Był to oczywisty, niezaprzeczalny fakt, dla Deidary jak najbardziej wiadomy, jednakże świadomość jego istnienia była cicho upychana gdzieś w zakamarkach jego umysłu, zupełnie niebrana na poważnie i odrzucona, i budziła się gwałtownie niepożądanie, ilekroć Sasori otwarcie, szczerze i beznamiętnie to przyznawał. Rozbrzmiewało to wtedy dla jasnowłosego, niczym niezmiernie bolesna nowość, coś na wzór najgorszej wiadomości, jaką kiedykolwiek mógł usłyszeć.
I czegokolwiek by nie uczynił, nie byłby w stanie zmienić biegu tej historii - to sprawiało mu najwięcej cierpienia. Był absolutnie bezradny i bezsilny wobec tego wszystkiego. Proces przemiany człowieka w ludzką, jeszcze na wpół żywą marionetkę, był nieodwracalny. Absolutnie nikt już nie mógł oddać Sasori'emu czucia w ciele, emocji, które mógłby jasno wyrazić, choćby cząstki poprzedniej ludzkości.
Dlatego nawet, jeśli jego Danna by jakimś cudem żałował, nie miało to już najmniejszego znaczenia.
Narzekanie w tak beznadziejnej sytuacji także nie miało wiele sensu, ale przynajmniej sprawiało, iż Deidara na moment mógł się beztrosko rozmarzyć i bezkarnie myśleć o tym, co by było, gdyby wiśniowowłosy jednak potrafił odczuwać nieco więcej.
Doprawdy, nawet pragnienie, by w końcu ktoś prawdziwie docenił jego eksplozywną sztukę, było czymś drobnym i niewiele dlań znaczącym w porównaniu z tym, jak wielce chciał, by Sasori mógł zaznać jego dotyku w ten sam sposób, jak on doznawał jego. Pragnął, by marionetkarz czuł nie tylko jego chakrę, ale najprawdziwszy, fizyczny kontakt, każde pojedyncze muśnięcie palców i każdy pojedynczy, lekki i zmysłowy pocałunek.
Lecz marzenie to niezmiennie pozostawało w sferze tych niemożliwych do spełnienia, absurdalnych i pod pewnymi względami wręcz niedorzecznych, czego uparcie nie przyjmował do wiadomości.
Z wolna jednakże docierało doń również to, iż w pewien sposób w istocie powinien być wdzięczny za to, co już miał. Powiódł niespiesznym spojrzeniem wzdłuż twardego, drewnianego penisa, podniosłego i nieustannie tak samo nieskazitelnie wyprężonego w złudnym podnieceniu. To wszystko było dla niego. Sasori, choć sam niby do reszty pozbawiony ludzkich uczuć, możności zaznania fizycznej przyjemności, przynajmniej nieoczywiście i na swój sposób starał się, by Deidarze, posiadającemu jak najbardziej ludzkie pragnienia i potrzeby, było z nim dobrze. Właściwie, specjalnie przez wzgląd na niego posiadał tę rzekomo tak zbyteczną dla jego obecnej postaci część ciała, jaką było sztuczne, drewniane przyrodzenie, specjalnie dla niego także ją ulepszył, by mogła, jak na zawołanie, wyprężyć się, niczym w wzwodzie oraz nawilżyć się samoistnie, i wyszlifował dokładnie, a następnie pokrył lakierem, by podczas stosunku złotowłosy przypadkiem nie natrafił na żadną drzazgę. Pracował nad tym ciężko w skupieniu, na pewien czas nawet odkładając na bok projekty kolejnych marionetek bojowych, by szybciej pozwolić mu doświadczyć rozkoszy najsilniejszego fizycznego kontaktu z ukochaną osobą, by mogli stać się tą upragnioną przez niego jednością, jak gdyby chociaż próbował go nieco zrozumieć. I z początku Deidara przyjął to bardzo entuzjastycznie - blisko przez tydzień ni na moment nie wypuścił go z łóżka, w cielesnej uciesze trzymając go kurczowo i namiętnie w ramionach i bez ustanku, nieprzerwanie wykrzykując ekstatycznie jego imię, jakie silnym echem roznosiło się później po całej bazie Akatsuki. Aczkolwiek to niebiańskie, beztroskie upojenie trwało tylko ulotną chwilę, dokładnie tyle, ile według niego powinno trwać piękne istnienie najwspanialszej sztuki. Być może ten jeden jedyny raz przekonałby się do dzieła Sasori'ego, tego penisa, który na wieki pozostać miał nieskazitelny, perfekcyjny, nieskalany biegiem czasu, gdyby jednak nie spostrzegł prędko pewnego istotnego defektu.
Był on zupełnie nieczuły. A rozkosz, jaką mógł przynieść, w jednej chwili stała się niewiele znacząca, wręcz bezsensowna, bowiem jednostronna.
I ten fakt był dla Deidary tak okropnie, ogromnie irytujący, że nie zamierzał się z nim tak bezceremonialnie godzić.
Smętny grymas, który uprzednio wyrysował się na jego licu, rozmył się w mig, a twarz w jednej sekundzie rozjaśnił wielki zapał. Z lekka poczerwieniałe wargi rozciągnęły się w sprytnym uśmiechu, a szafirowe oko rozbłysło płomiennie.
- Jesteś naprawdę brutalny, Danna - odezwał się. - Ale chyba nie doceniasz siły mojej sztuki, hm.
Z tymi pełnymi niezachwianej pewności słowami sięgnął jedną dłonią do jego stale wzniesionego, ni na moment niezmieniającego swego położenia choć o milimetr, stojącego jak na baczność penisa. Nie odrywając żarliwego spojrzenia od jego z lekka skrzywionego lica, wciąż spoglądając intensywnie w zimne, orzechowe tęczówki, palcami sprawnie objął sztuczną męskość, nieodpowiadającą wciąż w żaden sposób na jego poczynania, i z pewnością nigdy niemającą tego zrobić. Z wnętrza gładkiej dłoni wysunęły się wyjątkowo żywotne i roznamiętnione jęzory, zaraz pokrywające polakierowane drewno połyskującą śliną. Z lubością przesunęły się z nieprzyzwoitym mlaskiem od główki aż po nasadę, kiedy Deidara poruszył ręką z finezją, jakoby święcie przekonany, iż tym razem jakimś cudem wiśniowowłosy będzie w stanie prawidłowo to odczuć. Sasori ponownie miał ochotę jedynie pogardliwie prychnąć i potępić tę jawną ignorancję, jak i dumę, która nie pozwalała mu pogodzić się z oczywistymi, jasnymi faktami, lecz wtem spostrzegł, jak druga dłoń niespiesznie poczęła sunąć w górę, wyraźnie pomijając tę część ciała, na jakiej zaledwie przed chwilą skupiała się cała uwaga złotowłosego. Palce prześlizgnęły się między jego udami, nie zatrzymując się tam jednak na dłużej, musnęły twardą, zwiniętą linę, umieszczoną w jego jamie brzusznej, przebiegły przez zastygłą, zupełnie nieruchomą klatkę piersiową i, zwalniając z lekka, zaczęły się widocznie kierować w stronę jedynej cielesnej słabości, jaką posiadał. Chytry, zadowolony uśmieszek poszerzył się znacznie, a bławatkowe oko rozbłysło szalenie, niczym podczas podziwiania z dumą wielkiego, artystycznego wybuchu, doprowadzającego do absolutnej destrukcji całej wioski. Sasori doskonale znał to spojrzenie również z sytuacji, jakie miały miejsce tylko pomiędzy nimi, i wiedział również, do czego Deidara w tym momencie zmierza. Już chciał oprzeć się swymi zmodyfikowanymi ramionami o powierzchnię materaca i odsunąć się od niego pospiesznie, lecz częściowy ciężar na jego udach skutecznie mu to uniemożliwił. Źrenice, otoczone ciepłobrązową obwódką, rozszerzyły się, jakby w chwilowym przypływie paniki i żałosnej bezsilności wobec tego zuchwałego szczyla. Lecz realny powód do tak ludzkiej reakcji i okazania emocji marionetkarz otrzymał dopiero krótką chwilę później, kiedy dłoń kochanka finalnie dotarła do swego celu. Palce subtelnie zetknęły się z miejscem, w jakim gromadziły się wszelkie ostatki człowieczeństwa jego ciała. Już pod wpływem tak subtelnego dotyku przeszył go porażający dreszcz, a w uprzednio zastygłych i wyrażających jednoznaczną nieprzychylność oczach rozbłysło niewinne zaskoczenie i z lekka zauważalne zadowolenie. Uśmiech na ustach Deidary stał się iście diabelny. Z wnętrza warg na jego dłoniach wysunęły się gibkie języki, zaraz z cichym, sugestywnym mlaskiem lgnące do wrażliwego rdzenia, podczas gdy usta zassały się na nim płomiennie. Ta nagła możność fizycznego odczuwania, rzadka i wręcz obca, aż go paraliżowała. Wcześniej niemal nie czując absolutnie nic, teraz znienacka miał wrażenie, jakby Deidara dotykał go wszędzie jednocześnie. Jak gdyby zanurzał ręce w jego nerwach, mięśniach, kościach, z czego większości już nie posiadał, w całym jego wnętrzu, doprowadzając go tym samym do małego szaleństwa, jakiemu nawet on nie potrafił się oprzeć. Rozpalone i zgęstniałe wokół nich powietrze przeciął żałosny jęk, krótki, nietrwający długo, jaki jednak i tak niesamowicie ucieszył Deidarę. Jego przebiegły, zwycięski uśmieszek poszerzył się wręcz anormalnie. Dłoń, stale okrywająca drewnianego penisa, zacisnęła się na nim mocniej, jednocześnie roznamiętniony jęzor bardziej zmysłowo począł poruszać się przy czułym rdzeniu. Palcami sprawnie sunął po męskości w coraz większym pośpiechu, jakby chcąc doprowadzić Sasori'ego do osiągnięcia niemożliwego spełnienia, a drugą rękę przycisnął bardziej do jego słabego punktu. Jego własny oddech niekontrolowanie przyspieszył, gdy chłopak z lubością spoglądał na wciąż niezmiennie bladą, ale wykrzywioną lekko w wyraźnie rozkosznym grymasie twarz. Przynajmniej w tej jednej sytuacji mógł poczuć się, jakby posiadał władzę, kontrolę nad jego rzadko okazywanymi emocjami. Wiedział doskonale, jak go dotykać, jako jego partner zaznajomiony był ze wszystkimi jego słabościami, jakie mogły zostać wykorzystane nie tylko przez przeciwnika w boju. Jedynie z nim Sasori mógł choćby przez moment zaznać tego rodzaju fizyczności. Nawał tych nieomal nieznanych uczuć, od których zdążył się już odzwyczaić, a jakie ciągnęła za sobą ta bliskość, wstrząsał nim dogłębnie. Cała ostała się możliwość odczuwania czegokolwiek została ciasno zgromadzona w jednym miejscu, do którego właśnie tak żarliwie przylegała dłoń Deidary, i to najzwyczajniej w świecie było niesamowite. Lecz Sasori skutecznie stłamsił w gardle kolejny potok jęków, chcący wyrwać się z jego ust. To było, niczym rozkoszna gra, w której jednak okazywanie zbyt wielu uczuć z jego strony równało się z przegraną. Czerwonowłosy nie zamierzał z taką łatwością się poddawać i dać Deidarze tej satysfakcji. Przymrużył oczy, kiedy ręce złotowłosego zaczęły pracować z większym rozgorączkowaniem, i spojrzał nań nieco krytycznie. Choć ruchy dłoni nabierały tempa, jakby desperacko chcąc wydusić z niego jeszcze żałosną reakcję, na ustach wciąż gościł pewny, niezachwiany uśmieszek, doskonale przekazujący to, iż Deidara wie o tych wszystkich emocjach, jakie nagle w nim wywoływał, a które próbowały zostać usilnie ukryte. Poszerzał się on sukcesywnie jeszcze bardziej, gdy język, wypełzający z wnętrza dłoni, żarliwiej sunął wzdłuż najczulszego punktu, drugie drobne usta pieściły wzniesionego, nieskazitelnego penisa, a w orzechowych oczętach majaczyło delikatne uniesienie.
- Jesteś dziś strasznie niewyżyty, Deidara - zauważył ciężko Sasori. Z wolna wyciągnął w jego stronę ramiona z teatralną niechęcią, choć w jego głosie pobrzmiewała rozkosz, jaką nie sposób było ukryć, oraz sprzeczna z nią, wymuszona pogarda. - Chodź tu już.
Oblicze Deidary rozjaśniło się delikatniej, a uśmiech złagodniał. Na to przywołanie jego ręka oderwała się także od czułego serca Sasori'ego, kładąc kres rozkosznym torturom. Złotowłosy ochoczo przemknął między jego nogami, a gorący, naturalnie stwardniały, samoistnie wyprężony w podnieceniu penis musnął drewnianą męskość, po czym przylgnął do zwiniętego, chłodnego trudu w jego brzuchu, gdy Deidara położył się na jego torsie. Palcami znów delikatnie podrażnił wyczulony rdzeń, by jeszcze przez krótką chwilę móc podziwiać jakiekolwiek uczucia na wiecznie martwym obliczu Sasori'ego. Złotolite kosmyki włosów, rozproszone w lekkim nieładzie, musnęły nieczułe, alabastrowo blade policzki, kiedy przechylił głowę, wpatrując się weń ciepło, acz wciąż intensywnie. Rozpalonym, drżącym oddechem opatulił subtelnie lico o stałej, niezmiennej temperaturze, przybliżając się doń bardziej. Lśniące emocjami spojrzenie szafirowego ślepia skierowało się głęboko w te zazwyczaj obojętne, kawowe oczy, w których teraz jednak jawiła się pewna emocja, nie do końca odgadniona.
- Kocham cię, Sasori no Danna - szepnął Deidara z zadziwiającą wręcz szczerością.
I pocałował swojego Dannę, by zapełnić ciszę, mogącą nastać po tym wyznaniu.
Przywarł mocno do jego ust, buchając namiętnością bardziej, niż płomienna, roznosząca wszystko wkoło, wielka eksplozja. Sasori odpowiedział mu natychmiast, bez zastanowienia; była to jedna z niewielu sytuacji, w jakiej jego reakcje pozostawały nieomalże niekontrolowane. Jego wargi zatopiły się w pocałunku, a ramiona oplotły ciało Deidary. Dłonie przesunęły się wzdłuż torsu, po płonącej żywym ogniem skórze. Palce z finezją, o jaką złotowłosy nigdy by go nie podejrzewał, pogładziły zszyte usta na piersi, sprawiając, że z tych na jego twarzy wyciekł przytłumiony jęk. Wargi Sasori'ego, w jakich na moment zatracił się Deidara, zdawały się być wyczuwalnie ciepłe, choć od całej jego postaci, jak zwykle, bił nie do końca fizycznie odczuwalny chłód, jakby subtelnie przypominający, iż marionetkarz nie jest człowiekiem. Nie jest i już nigdy nie miał być.
Jasnowłosy, po raz kolejny zrozumiawszy to boleśnie, oderwał się od niego nieco zbyt szybko. Na jego twarz ponownie wkradł się ten charakterystyczny cień grymasu. Deidara już otwierał usta, by coś powiedzieć, zapewne ze złością i nieco skrytym żalem wspomnieć znów o jego genialnej, acz jakże nieludzkiej postaci, lecz nie zdołał tego uczynić. Palce Sasori'ego błyskawicznie wbiły się z mocą w jego biodra, niemal pozostawiając tam poczerwieniałe ślady, a nadchodzące słowa przeistoczyły się w zaskoczone sapnięcie. Wykorzystując swą ponadludzką siłę, czerwonowłosy prędko wzniósł go lekko nad swoją męskość, po czym na powrót, przez moment napotykając niewielki opór, przycisnął go do siebie.
Kącik jego warg drgnął niekontrolowanie. Deidara zdecydowanie lepiej wyglądał z nagłą, gwałtowną rozkoszą, wypisaną na twarzy, niż z tym irytującym niezadowoleniem.
Jego usta rozchyliły się szeroko, lecz okrzyk z nich wyciekający urwał się znienacka, zdławiony żałośnie w gardzieli. Sasori wplótł palce między długie, aksamitne kosmyki włosów Deidary, mocnym szarpnięciem zmuszając go do zbliżenia się do niego. Ich wargi zderzyły się ponownie, tym razem gwałtowniej, żarliwiej i namiętniej, aż na moment odebrało mu zupełnie oddech. Kiedy przez chwilę trwali tak w pożądliwym pocałunku, marionetkarz w spokojnym rytmie poruszył biodrami, tym samym zatapiając się głębiej w ciasnym otworze Deidary. Jedno pchnięcie absolutnie wystarczyło, ażeby chłopak nieomal zawył rozkosznie w jego usta, jeszcze nawet nieprzyzwyczajony do samej jego tak bliskiej obecności. Momentalnie przeszyła go kolosalna fala dreszczy, a ciało spięło się całe odruchowo. Rozpalone ścianki przylgnęły mocno do drewnianej powierzchni penisa. Intensywność tego gwałtownie atakującego go uczucia była paraliżująca. Z bólu, w dziwnie poprawny sposób zmieszanego z delikatną przyjemnością, aż odebrało mu mowę, a oddech urywał się coraz bardziej, gdy jego jedynym tlenem pozostawały tylko nieczułe wargi Sasori'ego. Deidara odwzajemniał pocałunki z dwukrotnym żarem, pożądliwie, niczym w szale i miłosnej gorączce, nie potrafiąc znieść tego wszechogarniającego uczucia wypełnienia, chcąc odciągnąć od niego myśli, nad jakimi już powoli tracił kontrolę. Przytłumione pomruki wyciekały z jego gardła samoistnie, a jego lico ginęło w grymasach wzmagającej się z każdą chwilą, nieodpartej rozkoszy i częściowego bólu.
Kiedy Sasori z wolna wyswobodził go z uścisku swoich ramion, jasnowłosy w jednej sekundzie wyprostował się nad nim, niczym struna. Wstrząsający dreszcz przeniknął przez wszystkie jego nerwy, gdy twardy penis wcisnął się weń mocniej, rozciągając go niemal do granic możliwości. Czerwonowłosy znów poruszył się nieco niespokojnie, następnie wsłuchując się w ciche stęki Deidary, jakim towarzyszył jedynie szczęk posłania oraz delikatny plask ludzkiego, żywego ciała, spotykającego się powoli z tym już od dawna martwym, absolutnie pozbawionym człowieczeństwa, niepotrafiącym nawet wykrzesać naturalnej, szczerej reakcji na całe to miłosne uniesienie. Potok słodkich jęków przecinał nieprzerwanie powietrze wraz z galopującym, arytmicznym oddechem, w zatrważającym tempie przeistaczając się w ekstatyczny, a jednocześnie jakby ostrzegający krzyk:
- D-Danna, hm!
Z tym pochlebiającym zwrotem na ustach, ponadto wyrażonym tak pełnym uczucia głosem, Deidara zacisnął mocniej drżące dłonie na nieczułych, zastygłych ramionach. Stale chłodne, orzechowe oczy obserwowały jego z wolna mamioną przyjemnością postać, z pozorną obojętnością wpatrywały się w lśniącą karmazynem twarz, złote włosy, klejące się do zlanego gorącym potem czoła, oraz rozchylone nęcąco usta, subtelnie poczerwieniałe od przesiąkłych pasją pocałunków. Sasori, przez kolejne sekundy trwając razem z jasnowłosym w bezruchu i milczeniu, przerywanym jedynie jego ciężkim sapaniem, pozwalał mu przyzwyczaić się do rozmiarów jego przyrodzenia. Całe ciało Deidary sukcesywnie rozluźniało się, a delikatne wnętrze przestawało tak gorączkowo opatulać potężnego penisa. Jedynie silny uścisk rąk na barkach czerwonowłosego stawał się mocniejszy i bardziej desperacki.
Następny szaleńczy jęk rozniósł się po sypialni, kiedy Deidara z wolna uniósł się delikatnie nad idealnie twardą męskość. Smukłe uda zadrżały pod jego ciężarem niespokojnie, a spomiędzy warg wyrwało się euforyczne westchnienie. Perfekcyjnie nawilżony penis gładko wysunął się z ciasnej dziurki na kilka sekund, po czym w leniwym, nieśpiesznym tempie zatopił się w niej ponownie. Kształtne pośladki musnęły skostniałe uda, kiedy Deidara z powrotem osiadł na nim, subtelnie falując biodrami, pozwalając mu wejść głębiej i poruszyć się delikatnie w jego ociekającym przyjemnym, ludzkim ciepłem środku. Rysy jego oblanej soczystym szkarłatem twarzy złagodniały pod wpływem napływającej ekstazy, chabrowe oczęta zalśniły migotliwie w obezwładniającym pragnieniu. Wszelkie jego zmysły wytężyły się nagle, z lubością chłonąc te doznania, jakie przynosił mu na pozór niezdolny do takich rzeczy marionetkarz. Wszystkie jego rozbudzone nerwy rozsadzała rozkosz, której nie potrafiłby odczuć z nikim innym, serce łomotało niespokojnie w piersi w galopującym rytmie, i w jednej chwili zupełnie przestało liczyć się to, o czym jeszcze przed chwilą rozmawiali, istniał dla niego tylko i wyłącznie Sasori, nieważne, czy o cechach ludzkich, czy też nie, po prostu on i jego dotyk, jakiego fortunnie jasnowłosy jeszcze mógł zaznać.
W porównaniu z Sasori'm, Deidara przy tak żarliwym uniesieniu został całkowicie pozbawiony kontroli nad swoim ciałem, umysłem, nawet duszą. Rozkosz, przepływająca przez niego z początku leniwie, nasilająca się jednak z każdą sekundą i każdym pojedynczym ruchem, niemal go paraliżowała, czyniła absolutnie bezwolnym. W jego głowie zaczynał panować wszechobecny chaos i Deidara po części tego nienawidził. Nienawidził tego, w jaki sposób jego Danna go od siebie uzależniał, nie będąc nawet człowiekiem, żywą istotą, i sprawiał, że w jednej chwili nie był już w stanie odmówić tej jego wiecznej sztuce zadziwiającego piękna. Nie znosił tego, jak całym sobą reagował na jego najdrobniejszy dotyk, podczas gdy ten nie był w stanie mu równie namiętnie odpowiedzieć. Nienawidził też tego, że pomimo, iż doskonale zdawał sobie z tego sprawę, wciąż mu się poddawał, nie mogąc się w żaden sposób opanować.
Dłonie w rozkosznej desperacji zacisnęły się mocniej na niewrażliwych, twardych ramionach, a biodra uniosły się znów wysoko. Umięśnione uda podrygiwały chwiejnie, kiedy złotowłosy oparł na ugiętych nogach cały swój ciężar ciała. Ogarnęła go porażająca wręcz pustka, gdy sterczący, stale niezmiennie wyprężony penis wysunął się zeń całkowicie. Na krótki moment, będący swoistą torturą, zawisł w powietrzu, by w ciągu następnej sekundy powrotnie nabić się na wiecznie gotowe przyrodzenie gwałtownie, bez zawahania i z lekkim impetem. Delikatne westchnienie zmieszało się z dość donośnym hukiem łoża, gdy roznamiętnione ciało opadło na postać marionetkarza. Deidara pochłonął całą jego męskość z ekstatycznym, przeciągłym jękiem, i kiedy ciasne ścianki jego czułej dziurki opatuliły mocno penisa, ten znienacka pobudził je jeszcze bardziej nagłymi wibracjami. Przez chwilę dawało to iluzoryczne wrażenie, iż przyrodzenie Sasori'ego było nieco bardziej ludzkie, ruchliwe i żywotne, pod pewnymi względami wręcz prawdziwe. I choć złotowłosy miłośnik eksplozji doskonale wiedział, że to jedynie ułuda, zatracił się jednak w tej jak najbardziej realnej, rzeczywistej, wszechogarniającej rozkoszy, jaka momentalnie zawładnęła nim dogłębnie. Z jego gardła wyrwał się pełen najczystszej euforii i przyjemności, szaleńczy krzyk, jaki samotnie odbił się od ścian ich sypialni. Drżenie męskości, poruszającej się w nim w coraz bardziej pospiesznym rytmie, nadawanym przez jego własne biodra, udzieliło się także jemu. Jego ciało dygotało całe w nieznośnym, wręcz frustracyjnym upojeniu, rosnącym coraz bardziej podnieceniu, jakie nie mogło jednak jeszcze znaleźć ujścia. Płomienne dreszcze nieprzerwanie przemykały przez jego pobudzone nerwy, doprowadzały jego mięśnie do przyjemnego wiotczenia, a ten wszechogarniający błogostan do reszty go otumaniał. Z każdym kolejnym wyczerpującym ruchem bioder czuł nieustannie tak samo twardego penisa mocniej i głębiej, czuł, jak wibracje przeszywały jego wnętrze i ciepłymi falami rozchodziły się po całym jego ciele. Dysząc ciężko z coraz większym trudem, podpierał się rękami na nieruchomych ramionach i raz po raz wznosił się nad potężnym penisem - i był to zgoła inny rodzaj uniesienia, niż wtedy, gdy szybował na swym glinianym smoku pośród nieskazitelnych, mlecznobiałych obłoków na przejrzystym, błękitnym niebie, bardziej niebiański i rozkoszniejszy. A upadek był jeszcze wspanialszy - Deidara gwałtownie, wręcz brutalnie opadł znów na tak samo przyjemnie twardego penisa, aż ten wypełnił go ciasno ponownie, nieomal pozbawiając go oddechu, już i tak okropnie nierównego i arytmicznego. Wszystkie jego mięśnie raz po raz spinały się, a następnie diametralnie rozluźniały błogo, gdy jego ciało podnosiło się z lekka i opuszczało znów, przyjmując członka aż po nasadę, poruszając się na nim coraz szybciej, bardziej desperacko. Oślizgłe ścianki odbytu, jakie zdążyły przesiąknąć już wilgocią penisa, zacieśniały się na nim spazmatycznie, przeszywane dogłębnie sukcesywnie i niespiesznie zwiększanymi wibracjami. Deidara zdążył już doszczętnie zatonąć w słodyczy tego upojenia, jako jedynie marna istota ludzka nie mógł uczynić nic innego, jak poddać się zwierzęcej żądzy, której spełnienie mógł dać mu tylko i wyłącznie Sasori. Spod przymrużonych w wykańczającej go z wolna ekstazie powiek zdołał jeszcze zobaczyć jedynie delikatny cień uśmiechu na obliczu czerwonowłosego, nim kolejne pchnięcie bioder wprawiło go w stan tak wielkiego obłędu, że aż odrzucił głowę w tył i zamknął błyskające żywymi ognikami pasji oczy, jęcząc bez ustanku niepohamowanie. Palce jego kochanka znów wbiły się z siłą w gładką skórę, a ból stał się jednością z porażającą przyjemnością. Ręce Sasori'ego zacisnęły się na już pokrytych delikatnie szkarłatnymi śladami biodrach i nadały jego ruchom szybszego, bardziej rozgorączkowanego tempa. Deidara zupełnie już nie panował nad swoimi szaleńczymi ruchami i ich dzikim rytmem, jaki wyznaczał artysta, czuł się, niczym jedna z jego marionetek, nad którymi miał pełną władzę - i w tym błogim odurzeniu stwierdził, że rzeczywiście mógłby nią zostać, gdyby równało się to z nieustannym przeżywaniem tego żaru ekstazy. Jęczał coraz donośniej, już nawet tego nie odnotowując, gdy w uszach słyszał tylko szum nieomal wrzącej krwi. Umysł pozwalał mu skupić się jedynie na wszechogarniającej rozkoszy, nie dopuszczając do siebie żadnych myśli, mogących zrujnować jego uciechę z tej wspaniałej cielesnej bliskości. Sasori doprowadzał go do najczystszego obłędu, płomiennie pobudzał całe jego ciało, choć sam fizycznie pozostawał niemal zupełnie obojętny na całą tę pasję. Wszelkie zmysły Deidary, uprzednio tak ogromnie ożywione, teraz stopniowo się wyciszały, pozostawiając mu tylko zdolność do odczuwania rozkoszy, jaka wzmagała się z każdym ruchem. Sztuczny penis nieustannie sterczał i wibrował w nim w przyspieszającym rytmie, podczas gdy jego własna męskość, sporadycznie ocierająca się o chłodny, zwinięty drut w otwartym brzuchu Sasori'ego, była już na skraju wytrzymałości, całkowicie poczerwieniała i wielce napęczniała. Złotowłosy w zdziczałym wręcz tempie pędził na tym drewnianym członku, odbierającym mu do reszty zdolność racjonalnego, spójnego myślenia, wprawiającym go w ekstatyczny błogostan i sprawiającym mu niebiańską rozkosz, jakiej nigdy nie mógłby w takiej upojności zaznać z nikim innym.
I w tym małym szaleństwie Deidara stwierdził, iż jednak jego sztuka jest bezsprzecznie idealna.
Dlatego Sasori nic nie czuł. Perfekcja musiała być wyzbyta z emocji i wszelkich ludzkich słabości, takich jak chociażby odczuwanie bólu.
- Wkurwia mnie to - wysapał nagle z trudem, nie przestając się przy tym poruszać na twardym przyrodzeniu. Jego zmęczony, ciężki głos przeszyła znienacka lekka złość, kontrastująca z kolosalnym podnieceniem, które dogłębnie go opanowywało. Spojrzenie chabrowych oczu, skierowane powrotnie na twarz wiśniowowłosego, było wciąż nieco otumanione rozkoszą, lecz na moment rozbłysła w nich odrobina swoistej pochmurności i żalu.
Przez oblicze Sasori'ego przemknął niezadowolony, pełen dezaprobaty grymas. Marionetkarz zdecydowanie wolał, gdy jego partner milczał, zwłaszcza w tak intymnej sytuacji.
- Co znowu? - mruknął niechętnie, marszcząc brwi. Uścisk jego dłoni na falujących bez ustanku biodrach zacieśnił się jeszcze.
W pierwszej chwili odpowiedział mu jedynie charakterystyczny jęk dziwnie przyjemnego bólu. Nieokiełznany oddech Deidary znów rozgalopował się ogromnie przy akompaniamencie łomoczącego, rozbujanego łóżka. Jego ruchy na nowo nabrały tempa, a szparka zaczęła przyjmować drewnianą męskość jeszcze zachłanniej. Rytm z lekka zanikł, kolejnymi pchnięciami zawładnęło istne rozgorączkowanie i brutalnie narastająca żądza.
- To, że nigdy nie będziesz mógł dojść - odpowiedział finalnie, biorąc płytkie, świszczące oddechy. To powiedziawszy, pochylił delikatnie głowę, aż jego spowitą soczystym szkarłatem twarz przysłoniły złotolite pasma włosów. - Nieważne, jak bardzo będę się starał, ty po prostu nie będziesz w stanie... To...uwłaczające, Danna.
Niewypowiedziana boleść w jego głosie połączyła się jednak z wielką, wybrzmiewającą w nim również ekstazą. Następne pchnięcia bioder były coraz bardziej desperackie i prędkie, a jęki im towarzyszące przeciągały się i roznosiły hucznie po całej sypialni. Poczerwieniałe, intensywnie ukrwione wargi zacisnęły się w wąską linię, twarz, tonącą w wyrazach rozkoszy, oblał jeszcze głębszy karmazyn. Wrażliwy otwór na dłuższą chwilę ścisnął penisa z mocą, jak gdyby gwałtownie chcąc wyssać z niego coś, co w istocie jednak nigdy nie miało zeń już wytrysnąć, i pochłaniał całą męskość nieco oporniej, choć całe ciało dygotało nad nią szybciej i rozpaczliwiej, jak gdyby Deidara jak najprędzej chciał sięgnąć po zbliżające się spełnienie.
Sasori jedynie przewrócił oczami, a z jego ust wyciekło ciężkie, gorzkie westchnienie. Przytrzymał złotowłosego jeszcze mocniej w pasie, na ułamek sekundy wbijając paznokcie w rozpaloną skórę, czego chłopak jednak nie odczuł, na chwilę obecną zupełnie oderwany od rzeczywistości za sprawą porywającej go, słodkiej euforii. Wystarczyła sekunda; zgęstniałe, rozgrzane powietrze przeciął okrzyk zaskoczenia, głośniejszy, niż wszystkie te namiętne jęki, kiedy ciało zdążyło odnotować niespodziewaną zmianę położenia, podczas gdy umysł stale zamroczony był nieodpędzoną rozkoszą. Deidara został gwałtownie wbity plecami w sprężysty materac i mocno przyszpilony do jego powierzchni przez ciało marionetkarza, na co posłanie stęknęło żałośnie.
- Zamknij się już i nie marudź. - Złotowłosy usłyszał jedynie stanowczy, jawnie niezadowolony i zniżony pomruk tuż przy swoim uchu.
W następnej sekundzie przeszyła go fala nagłego bólu, która nieco go otrzeźwiła, wyrwała z lubieżnych szponów najczystszej ekstazy i pozwoliła zrozumieć, co się właśnie stało. Nie miał jednak czasu na żadną reakcję, protest, kiedy ponownie targnęły nim paraliżujące dreszcze, odbierające mu całkowicie kontrolę nad jego ciałem. Zdołał jedynie ze świstem wciągnąć powietrze, nim Sasori pchnął z siłą biodrami, wciskając go mocniej w powierzchnię łóżka i zupełnie go unieruchamiając. Ciepły, pokryty rozgrzanym śluzem, zmieszanym ze śliną i potem Deidary, członek wtłoczył się weń brutalnie, bez jakiejkolwiek delikatności, nieomal go rozrywając. Pokonał opór, jaki stawiały boleśnie ściśnięte ścianki jego szparki i wbił się w niego aż po twardą nasadę, rozpychając go do granic możliwości. Porażający ból jednak przytłumiło znów narastające podniecenie, ta wieczna pasja, ogarniająca jego całkowicie uzależnione od marionetkarza ciało, ilekroć ten wykazywał nim tak jawne zainteresowanie w tej intymnej sferze. Sasori poruszał się w nim bez zatrzymywania się ni na moment, wręcz automatycznie, machinalnie i prędko, i Deidara nie wiedział, skąd jeszcze miał siłę, by krzyczeć. Robił to zupełnie niekontrolowanie, w absolutnym obłędzie, wijąc się przy tym, jak w amoku. Nie wiedząc, co zrobić z roznamiętnionymi, drżącymi ramionami, instynktownie zarzucił je na kark Sasori'ego, lgnąc do niego jeszcze mocniej. Odchylił głowę, zatapiając ją głębiej w poduszce, na jakiej złotymi falami rozsiały się długie kosmyki włosów, i zaraz poczuł chłodne wargi na swojej szyi.
Rozkoszne pchnięcia ani na moment nie ustawały. Stale posiadały ten sam niezmienny, oszalały rytm, były szybkie i stanowcze, w równie błyskawicznym tempie nieomal doprowadzały go na skraj wytrzymałości. Rozpalony otwór zaciskał się na wciąż niebywale twardej męskości z coraz większą siłą, a oddech Deidary z każdą mijającą sekundą urywał się bardziej, przeplatany potężną lawiną słodkich jęków.
Jego poczerwieniałe, sterczące przyrodzenie, w potężnym wzwodzie przylegające do zlanego palącym potem brzucha, pulsowało coraz bardziej gorączkowo, także domagając się niezbędnej uwagi, i Sasori nie mógł tego dłużej ignorować. Nie przestając wdzierać się do ciepłego wnętrza i sunąć ustami powoli, z kontrastującą z jego ruchami subtelnością wzdłuż podrygującej tętnicy na szyi, sięgnął dłonią do napęczniałego przyrodzenia. Jego palce owinęły się wokół rozgrzanej, żywej męskości i poczęły równo przesuwać się po niej w takim samym rytmie, w jakim marionetkarz nieustannie w niego wchodził. Kolejne uderzenie tak nagłej i silnej rozkoszy było porażające, obłędne i wszechogarniające. Przyjemne, ekstatyczne westchnienie uformowało imię Sasori'ego, wyszeptane błagalnie, gdy fala płomiennych dreszczy znów momentalnie targnęła ciałem Deidary. Wydatne żyły, tworzące ścieżki na penisie, pulsowały niespokojnie pod machinalnie pracującą dłonią, a potok żałosnych stęków ani na moment nie ustępował.
Aż finalnie jeden z tych lubieżnych odgłosów stał się bardziej donośny i przeciągnął się niebywale. Prędko jednak urwał się, ucichł zupełnie, kiedy postać Deidary zastygła nagle całkowicie, przylegając jeszcze tylko mocno do czerwonowłosego. W jego umyśle na ułamek sekundy rozszalał się istny chaos, najprawdziwszy, potężny zamęt, przesiąkły wstrząsającą i do reszty obezwładniającą euforią, po czym nagle, gwałtownie i drastycznie wszystkie myśli wyciszyły się. Przyrodzenie wydusiło z siebie potężny ładunek lepkiej spermy, plamiąc nim dłoń Sasori'ego. Jego ciało drżało nieopanowanie, całe napawając się rozkosznie paraliżującym spełnieniem. Jasnowłosy zacisnął powieki, odlatując zupełnie, na krótką chwilę oderwany od rzeczywistości. Zanim jednak w pełni stracił resztki panowania nad sobą i zatonął, na wpół nieprzytomny, w oceanie ekstazy, niefortunnie posiadającym swój kres, musnął jeszcze z finezją wrażliwy rdzeń, jedyną część ciała marionetkarza, dzięki której ten choć w najdrobniejszym stopniu mógł poczuć żar, jaki Deidara naprawdę pragnął z nim dzielić. Orzechowe oczy w jednej chwili znów rozbłysły nagle, przestając ukazywać tylko chłodne zobojętnienie, a na pozór absolutnie nieczułe ciało napięło się dziwnie momentalnie za sprawą tego jednego lekkiego dotyku.
I nawet jeśli Sasori nie był w stanie cieleśnie przeżywać z nim tej słodkiej, przeszywającej rozkoszy szczytowania, dojść razem z nim, to chłonął jego widok, widok jego lica, ginącego w grymasie najwspanialszej, napotężniejszej ekstazy, jaką przyniósł mu wielki orgazm, z zachwytem i niesłychaną lubością. Napawał się nim nieomal w równym stopniu, co sam Deidara fizycznym doznaniem. Patrzył na niego, jak na jedną ze swoich lalek, istnych arcydzieł, lecz teraz w jego spojrzeniu pojawiło się najprawdziwsze uczucie, którym nie mógł darzyć przesadnie idealnej, pozbawionej emocji i wolnej woli marionetki, a tylko i wyłącznie człowieka, ludzką istotę, tę jedną jedyną tak dlań wyjątkową na tym świecie.
Szaleńcza fala niebiańskiej przyjemności, jaka na moment zdała się pozbawić złotowłosego wszelkich funkcji życiowych, myśli i odczuć, z wyjątkiem możności doświadczenia rozkoszy, sukcesywnie odpłynęła, połowicznie przywracając go do rzeczywistości. Powieki mozolnie uniosły się, a chabrowe, stale delikatnie zamglone miłosnym ogniem oko napotkało to wręcz przesycone emocjami spojrzenie ciepłobrązowych ślepi. Deidara widział dokładnie, jak czerwonowłosy spoglądał na niego z fascynacją i tak niespotykanie ogromnym zachwytem, z jakim nawet nie wpatrywał się w swe największe twory, a także bezsprzeczną miłością, którą z pewnością tylko on potrafił spostrzec.
I wiedział.
Sasori go kochał, nawet jeśli nie potrafił tego zwyczajnie, ludzko wyrazić.
No i oto jest pierwszy one-shot z SasoDei na moim profilu! Mam nadzieję, że nie wyszedł jakoś źle, bo pracowałam nad nim przez dość długi czas. Możliwe, że w przyszłości pojawi się u mnie więcej tego shipu, so stay tuned!
❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro