8
Minęło kilka dni.
Xie Lian ani razu nie spotkał się z San Langiem, a Mu Qing i Feng Xin nie mogli się dopatrzeć niczego dziwnego w jego zachowaniu. Być może tylko częściej chodził zamyślony, jednak nic poza tym.
Mimo to nadal byli zaniepokojeni, obserwując przyjaciela na każdym kroku, jakby spodziewali się, że nagle zacznie rozmawiać ze ścianami.
Xie Lian zauważył ich spojrzenia, ale nie zwrócił na nie uwagi. Jego umysł był niemal całkowicie pochłonięty myślami o chłopaku w czerwieni.
Właśnie z myślą o nim wyszedł dziś wieczorem i skierował się w stronę lasu.
Był to ten sam las w pobliżu którego znajdowało się miejsce ich pierwszego spotkania. Na wszelki wypadek zabrał ze sobą czerwony polar. W końcu nigdy nie wiadomo kiedy znowu spotka San Lang'a, więc musi być gotowy, by oddać mu jego własność.
Dotarłszy na miejsce usiadł na zwalonym pniu, tym samym na którym siedział, gdy spotkali się pierwszy raz. Ułożył się wygodnie, przytulając miękkie ubranie i wdychając zapach jego właściciela. Przymknął oczy. Siedział tam długo, coraz bardziej zatapiając się w sennych marzeniach, nawet nie zdając sobie sprawy, kiedy w końcu usnął.
Spał leżąc na pniu bardzo długo. W pewnym momencie poczuł, że jego głowa lekko się unosi, a kiedy znów została ułożona, drewno wydawało się o wiele bardziej miękkie...
Jednak znużony chłopak nie zwrócił na to zbytnio uwagi, na nowo zapadając w głęboki sen.
Kiedy się obudził niebo zaczynało szarzeć, zapowiadając zbliżający się wschód słońca. Xie Lian że zdziwieniem zdał sobie sprawę z tego, że przespał całą noc na dworze...
Poruszył się chcąc wstać. Dopiero wtedy zorientował się, że leży na czyichś kolanach-
Odchylił głowę i ujrzał piękne oblicze ubranego w czerwień chłopaka. Jego oczy rozszerzyły się że zdziwienia i radości. Od razu wstał i rzucił się, by go przytulić.
- San Lang, tak bardzo tęskniłem! - Szczęśliwie wtulił twarz w tors drugiego. Tamten uśmiechnął się lekko, delikatnie kładąc dłoń na miękkich włosach Xie Liana.
- Też tęskniłem za Gege. - Powiedział łagodnym głosem.
- Powinieneś częściej mnie odwiedzać San Lang~ Twój Gege nie może znieść tego, że ciągle znikasz i nie może cię znaleźć!
- Przepraszam, ale obawiam się, że nie będę mógł tego zmienić.
Xie Lian posmutniał, chociaż nie do końca rozumiał o co chodzi drugiemu chłopakowi.
Dlatego zmienił obiekt rozmowy.
- Tym razem przyniosłam ze sobą twój polar... - Zdjął ubranie, które do tej pory chroniło go przed zimnem i naciągnął na ramiona San Lang'a.
- Miałem to zwrócić wcześniej, ale nie przychodziłeś, a jak już się pokazałeś, to ja go zapomniałam zabrać.
Chłopak w czerwieni zetknął na Xie Liana i zauważył, że lekko drży z zimna. W końcu całą noc był okryty ciepłym ubraniem, a teraz je zdjął. Bez zastanowienia zdjął puszysty polar z ramion i założył z powrotem na jego ramiona.
- Gege może to zatrzymać.
- Ale...
- Mi nie jest zimno.
Xie Lian zrezygnował z dalszej kłótni, zamiast tego opierając się o San Lang'a, żeby przekazać mu trochę swojego ciepła.
Wyższy uśmiechnął się czule na ten gest i mimo, iż naprawdę nie mogło mu to w niczym pomóc, to bliskość drugiego sama w sobie była przyjemna. Widział, że zbliża się wschód słońca, jednak mimo tej świadomości nie był w stanie teraz odejść. Nie obchodziło go już co się stanie, o ile będzie mógł jeszcze chociażby chwilę przebywać w towarzystwie tej wspaniałej osoby.
Kiedy słońce zaczynało wyłaniać się zza horyzontu nadal siedzieli spokojnie opierając się o siebie nawzajem.
Dopiero kiedy złota kula była widoczna w połowie, Xie Lian spojrzał na San Lang'a, chcąc zobaczyć, jak jego przystojna twarz wygląda w promieniach słońca.
Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że ona w ogóle przestaje być widoczna...
San Lang był na wpół przezroczysty, z każdą chwilą znikając coraz bardziej!
Przerażony Xie Lian potrząsnął nim.
- San Lang, San Lang! SAN LANG?!
Ubrany w czerwień chłopak spojrzał na niego z uśmiechem.
- Żegnaj Gege.
- SAN LANG...?!
- Muszę już odejść, żegnaj Gege. - Powtórzył.
Po policzkach Xie Liana zaczęły spływać łzy, gdy widział jak drugi chłopak staje się ledwo widoczny. Im bardziej słońce wyłaniało się zza horyzontu, tym bardziej przezroczysty stawał się San Lang. Z każdą chwilą Lian panikował coraz bardziej.
- Co się stało? Dlaczego znikasz?! SAN LANG?!
- Widzisz Gege, za długo tutaj byłem. Nie mogę już wrócić. Przepraszam, byłem samolubny i chciałem być dłużej z Gege.
- Gdzie idziesz...?
- Wracam tam, gdzie powinienem być już od dawna.
- Gdzie...?
- Do zaświatów... Moja dusza zbyt długo przebywała w tym świecie, przepraszam Gege, już nie będę mógł się z tobą spotkać... - To mówiąc rozpłynął się w powietrzu, a złota smuga światła wraz z kilkoma srebrnymi motylkami odpłynęła w stronę słońca, które właśnie w tej chwili pokazało się w całej swojej okazałości.
Xie Lian patrzył zdezorientowany wprost na złotą kulę na niebie. Zaczęło mu się kręcić w głowie i coraz więcej łez spływało po jego bladych policzkach.
"San Lang... Odszedł...? W... Zaświaty...? To znaczy... Że San Lang... Nie... Nie żyje...? San Lang... Nie żyje... San Lang... Mój San Lang... Nie żyje...?"
Zaczął płakać. Płakał jak dziecko, coraz bardziej i bardziej. Jedynym co zostało po jego San Langu, był czerwony polar, który chłopak nadal miał na sobie, który nadal ogrzewał ciało Xie Liana, który nadal miał na sobie zapach wyższego chłopaka.
Xie Lian zaczął się krztusić, nie mógł opanować oddechu. Zaczął się dusić, własne łzy uniemożliwiły mu oddychanie. Płakał rozpaczliwie, dusząc się, łzy zakrywały mu widok, a jego ciało próbowało walczyć o tlen. Zaczął kaszleć, jednak to nie pomagało.
Stopniowo przestawał widzieć nawet rozmazane plamy, otaczała go jedynie ciemność.
Usłyszał dwa wołające go głosy, w których ostatnim kawałkiem świadomości rozpoznał Feng Xina i Mu Qinga, jednak potem nie słyszał już nic.
Przez chwilę nic nie widział i nie słyszał, nic nie czuł. Następnie było szarpnięcie i podniósł się. Czuł się niezwykle lekki. Odepchnął się od ziemi i poczuł jak unosi się w powietrze. Otworzył oczy i ujrzał siebie. A dokładniej swoje ciało.
Jego ciało leżało na zwalonym pniu, tym samym na którym poznał San Lang'a. Obok niego klęczeli jego przyjaciele, Feng Xin i Mu Qing, potrząsając nim i krzycząc coś.
"Ach, przyszli mnie szukać... Ale ja już nie żyje, prawda...?"
Westchnął by, gdyby tylko mógł oddychać. Jednak nie mógł. Nie obchodziło go to jednak. Spojrzał w stronę słońca.
Jego złocista tarcza wydała mu się taka piękna i majestatyczna...
Mimowolnie skierował się w jego stronę.
Smuga złotego światła na niebie powoli płynęła w stronę słońca, aż w końcu zniknęła...
Na ziemi została tylko dwójka przyjaciół, trzymająca w ramionach zimne już ciało, ubrane w czerwony polar.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro