//63\\
Otwieram szafkę i z całą siłą wrzucam do niej książki. Dni są coraz gorsze. Ludzie przestali na mnie się tylko patrzeć i obgadywać zza moimi plecami. Znudziło ich to.
Teraz słyszę przezwiska, przekleństwa i wszystko inne od różnych, nawet nieznanych mi wcześniej osób. Inne Kujonki również zaczęły mnie wyzywać, co jest naprawdę zabawne - takie ciche, ale żeby się dowartościować, albo wejść wyżej w rankingu szkoły, bez zastanowienia rzucają obelgi.
Żałosne, tak samo jak ty, Adeline.
Westchnęłam i zamknęłam szafkę. Wzięłam torbę i chciałam już odchodzić, jednak ktoś złapał mnie za ramię.
– Porozmawiasz ze mną? – usłyszałam znajomy głos. Znowu westchnęłam.
– O czym? O moich nudlach, które znalazły się w całej szkole? – prychnęłam.
– Tak – wywróciłam oczami. – Kto to zrobił?
– Co cię to interesuje? – skrzyżowałam ręce na piersiach, patrząc się na niego poddenerwowana. Nienawidziłam tego tematu. Cicho myślałam, że po prostu im się znudzi i dadzą sobie spokój, jednak póki co nie widać, aby mieli dość.
– Chcę ci pomóc.
– Oo, Pan Wścibski oferuje mi swoją pomoc? – spojrzałam na niego pobłażliwie, po czym znowu prychnęłam. – Daruj sobie te gierki, nie mam ochoty na jakikolwiek kontakt z tobą.
– Czego kurwa nie rozumiesz w słowach "chcę ci pomóc"? – zacisnął pięści. Zmarszczyłam brwi.
– Rozumiem wszystko, jednak nie rozumiem twoich intencji. Nie znamy się, więc czego niby oczekujesz? Że skoczę ci w ramiona i krzyknę "mój zbawco"? – zaśmiałam się ze zdezorientowanej miny blondyna. – Daj mi spokój, tak mi najbardziej pomożesz.
Odwróciłam się i ruszyłam w kierunku wyjścia ze szkoły. Nie szedł za mną, darował sobie, co mnie ucieszyło, ale jednak czułam pewnego rodzaju smutek. Chciał mi pomóc, a ja go tak źle potraktowałam, jednak skąd mam wiedzieć, że i on mnie nie oszuka?
Ludzie są okropni. Wszyscy, łącznie ze mną.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro