//43\\
– Proszę, niech pani usiądzie – posłusznie wykonałam polecenie, siadając na jednym z dwóch foteli za drewnianym biurkiem. Całkiem wygodne. – Domyśla się pani, dlaczego panią wezwałam.
– Za każdym razem, jak słyszę słowo "pani" czuję się staro, proszę tak nie mówić – uśmiechnęłam się lekko. – Nie mam pojęcia, zostałam o coś wrobiona czy coś podobnego?
– Nie, nie oto, Ado – uśmiechnęła się łagodnie. – Jakiś czas temu robiłam pewien test, nie wiem czy go pamiętasz.
– Ten, gdzie było pytanie odnośnie przyszłości? – kiwnęła głową. Westchnęłam, po czym oparłam się wygodnie o oparcie fotela. – Pamiętam. Co w związku z nim?
– Bardzo dobrze się uczysz, widzą to wszyscy, również i ja – zaczęła swój monolog. – Przeważnie czwórki, piątki, czasem pojawi się jakaś trójka. Grono pedagogiczne jest z ciebie bardzo zadowolone, jak i dumne.
– Do czego pani zmierza? – przerwałam jej stanowczo.
– Na karcie pracy pojawiło się właśnie te pytanie odnośnie twojej przyszłości, co chciałabyś robić – kontynuowała. – Wpisałaś, że nie wiesz, jednak masz jeszcze czas.
– Mam dobrą pamięć – powiedziałam, przez co kobieta westchnęła.
– To najwyższa pora, abyś zaczęła myśleć o swojej przyszłości – prychnęłam. Znowu to samo... – Nie myślałaś o jakiejś uczelni? Z takimi wynikami z łatwością byś dostała się tam, gdziekolwiek byś chciała – pokiwałam głową. – A może jakaś praca? Jakaś niedaleko twojego domu? – ponownie pokiwałam głową. – A może wyjazd za granicę? Tam również możesz znaleźć dobrze płatną pracę, jak i studia oczywiście – westchnęłam. – Adeline, próbuję ci pomóc.
– A czy ja o nią prosiłam? – spytałam dość wrednie. Zaczynała irytować mnie ta dyskusja. – Mam już dwadzieścia lat, nie potrzebuję opieki psychologa szkolnego. Wiem, że niedługo będę wiedziała, co chce robić i będę to robić. Proste.
– No dobrze – westchnęła. – Powiedz mi chociaż, czy twoi rodzice mają wobec ciebie jakieś oczekiwania? – zaśmiałam się. – Jeśli dobrze mam napisane – zerknęła na jakąś kartkę – pani Larice Collen oraz pan Kenneth Collen, mam rację?
– Uważam, że nie muszę odpowiadać na to pytanie – prychnęłam. – Myślę także, że mogę zakończyć to głupie spotkanie. Do widzenia pani.
Wstałam, złapałam za torbę, po czym skierowałam się do wyjścia z gabinetu psycholog.
– Adeline! – wrzasnęła. Zatrzymałam się przy drzwiach i zerknęłam na kobietę. Wyglądała na rozzłoszczoną. – To ja decyduję o tym, kiedy spotkanie ma zostać zakończone i to jeszcze nie koniec! Chcę ci pomóc, a ty zgrywasz nie wiadomo kogo. To jest niestosowne zachowanie!
– Mówiłam, że nie potrzebuję pomocy – warknęłam w stronę kobiety, również będąc nieco poddenerwowana. – Larice, moja matka, nie żyje, a ojciec Kenneth zostawił mnie samą. Uczęszczam do szkoły, ponieważ muszę, chodzę do pracy, żeby zarabiać pieniądze i z czegoś żyć, mam mało czasu dla siebie, jak i dla innych. Mam nadzieję, że nie rozpowie pani tej informacji nikomu albo porozmawiamy inaczej i to już nie będzie miłe spotkanko, aby komuś "pomóc".
Wyszłam z gabinetu, trzaskając drzwiami. Miałam dość tej szkoły, jak i tej kobiety. Obym więcej jej nie spotkała.
mam pewien dylemat, jak skończyć tą książkę...
czy dobrze, czy źle, czy zrobić drugą część czy sobie darować
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro