ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁ 43
ᴅᴢɪꜱɪᴀᴊ ᴡ ᴍᴇᴅɪᴀᴄʜ ᴘɪᴏꜱᴇɴᴋᴀ ᴋᴡɪᴀᴛᴜ ᴊᴀʙŁᴏɴɪ ᴘᴛ."ɴɪᴇ ᴍᴀ ᴍɴɪᴇ", ᴋᴛÓʀᴀ ᴘᴀꜱᴜᴊᴇ ᴅᴏ ᴛᴇɢᴏ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁᴜ. ᴢᴀᴄʜĘᴄᴀᴍ ᴅᴏ ᴏᴅꜱŁᴜᴄʜᴀɴɪᴀ. ᴢɴᴏᴡᴜ ᴄᴏʀᴀᴢ ᴄᴢĘŚᴄɪᴇᴊ ᴅᴏᴅᴀᴊᴇ ꜱᴀᴍᴇ ᴘɪᴏꜱᴇɴᴋɪ ᴛᴏ ᴊᴇꜱᴛ ᴢᴀꜱᴛᴀɴᴀᴡɪᴀᴊĄᴄᴇ 🤣🤣🤣🤣
ᴍɪŁᴇɢᴏ ᴄᴢʏᴛᴀɴᴋᴀ 😘😘😘
________________________________
ᴍᴀʀᴄᴇʟɪɴᴀ
- Psttt. Mała!- usłyszałam głośniejszy szept, który wyrwał mnie z zamyślenia.
Zimny dreszcz przeszedł po moim ciele. Po raz kolejny w tym dniu czułam strach, który mnie paraliżował. To uczucie było okropne. Ściskało mi cały przełyk przez co nie mogłam wydać z siebie żadnego nawet najmniejszego odgłosu. Bałam się. Chciałam się przemóc. Tyle razy powtarzałam sobie w głowie, że tak nie może być, że muszę temu stawić czoło, lecz to nie było takie proste jak się zdaje..
Usłyszałam szczeknięcie więziennej kraty. Przerażona spojrzałam w stronę miejsca wydobycia się owego odgłosu. Do mojej celi wszedł dorosły mężczyzna. Był chudy i zabiedzony, odziany w podarte łachmany, które kiedyś mogły być eleganckim ubraniem. Wory pod oczami, które zdobiły jego oblicze świadczyły o długotrwałym zmęczeniu.
Nieznajomy podszedł do mnie trzymając w dłoniach małą porcje czarnego chleba i wody. Był to więzień wyznaczony do przydzielania posiłków współsiedzącym skazańcom. Podszedł on do mojego posłania.
- Nieźle cię urządzili.- powiedział oschłym tonem.- Jestem tu już na tyle długo, aby stwierdzić, że to dopiero początek.
- P.. początek?- wydusiłam z siebie jeden jedyny wyraz.
- Widziałem już dużo. Były wyłamane szczęki, ręce, obojczyki. Całymi dniami słyszę krzyki, jęki, błaganie o litość.
Widząc że nie jestem sama w stanie usiąść gwałtownie podniósł moją głowę i przyłożył metalowy kubek do moich ust przez co zmuszona byłam się napić. Byłam bardzo spragniona i zmęczona. Jedynie, czego pragnęłam to, aby zasnąć.
- Całymi dniami to samo rozumiesz? Siedzę w tej zapyziałej norze i rozdaje ludziom jedzenie. Przynajmniej sobie dorobić mogę, a raczej dorobię jak stąd w końcu wyjdę, a ty coś masz słoneczko?
Odkrył " koc", którym byłam okryta i począł mnie przeszukiwać, czy przypadkiem nie mam przy sobie nic cennego. Bolał mnie każdy malutki dotyk. Całe moje ciało pokryte było siniakami, które powstały pod wpływem bicia. Czułam ten ból całym swoim jestestwem.
- Widzę, że już ci wszystko zabrali. Cóż szkoda. Dorobię sobie na innych.- powiedział odsuwając kubek od moich ust i kładąc moją głowę na posłaniu. - Trzymaj się mała, obyś przeżyła wyglądasz na sympatyczną. Nie daj się im zatłuc.
Okrył mnie z powrotem prowizorycznym kocem i opuścił moją cele. Wyglądał mi na zwykłego złodziejaszka, który był zimny i oschły, a serce jego zatwardziałe i twarde jak kamień. Byłam przerażona widząc tego człowieka, jednakże gdy tak słuchałam jego słów zwłaszcza tych ostatnich twierdzę, że on ukrywa się pod maską. Przywdziewa ją żeby udawać kogoś innego niż jest.
Leżałam cała obolała pogłębiając się w swoich myślach. Ostatkiem sił udało mi się sięgnąć po małą porcje chleba, którą otrzymałam. Spożyłam go.
Moje myśli cały krążyły wokół mojego kochanego chłopczyka oraz przyjaciółki, która była dla mnie jak siostra. Przebywałyśmy tutaj razem, lecz w oddzielnych celach. Zagranie to było celowe, abyśmy nie mogły się z sobą porozumieć. Tak bardzo chciałam się dowiedzieć, jak się czuje i pomóc jej w jakikolwiek sposób. Cały czas tkwiłam tutaj
samotna i opuszczona bez bliskich. Sama i bezradna. Nie mogłam się nawet ruszyć, a tak bardzo chciałam ulżyć jej cierpieniu i ją zobaczyć.
Dzisiaj czuję się niechciana
Sama
Sanah
Czy ktoś taką ze chce mnie ~ sanah, Królowa dram
Nim się spostrzegłam moje oczy zaszły ciemnością. Wycięczona po całym dniu oddałam się objęcia Morfeusza, jednakże wiedziałam, że nie będę spała spokojnie.
🌟
- Du! ( Ty! )
Usłyszałam szorstki głos niemieckiego żołnierza, który momentalnie postawił mnie do pionu. Przez całą noc budziłam się z powodu bólu, który przeszywał moje ciało, a gdy udało mi się w końcu na dłużej zasnąć zbudził mnie szkop. Niemiec patrzył na mnie z pogardą w oczach i bezlitośnie ściągnął mnie z posłania po czym począł prowadzić do pokoju przesłuchań.
Przeprowadził mnie przez te same korytarze będąc bezlitosnym. Co chwilę mnie poganiał i popychał do przodu. W końcu po katordze doszliśmy do miejsca docelowego.
Gdy weszliśmy do środka Niemiec pchnął mnie na krzesło meldując się swemu przełożonemu, jednakże po mojej lewej stronie postawione było drugie krzesło. Byłam przerażona wpatrywałam się w moich katów, którzy zasiadali za dębowym biurkiem. Był tam też Geiger, młodzieniec w którego spojrzeniu dostrzegałam współczucie. Chociaż może tylko mi się wydawało?
- Guten Tag Fräulein am Morgen. Heute der Rest unseres Gesprächs. Aber diesmal werden wir es in einer größeren Gruppe durchführen.( Dzień dobry panience z rana. Dzisiaj dalsza część naszej rozmowy. Ale tym razem będziemy ją prowadzić w szerszym gronie.) - powiedział kpiącym, "miłym" tonem i gestem ręki pokazał coś swojemu podwładnemu.
Wielkie drzwi z głośnym piskiem otworzyły się. Usłyszałam odgłos stukających oficerek oraz ciche jęki bólu. Moim oczom ukazał się widok, który był dla mnie największym ciosem. Ujrzałam moją serdeczną przyjaciółkę od serca całą obolałą. Cała posiniaczona, zmęczona i wyczerpana. Jej suknia wcześniej elegancka, bogato zdobiona z futerkiem z norki teraz była podarta. Schulz wczorajszego dnia był rozwścieczon postanowił się zemścić za krzywdy jego żony. Był bardzo brutalny.
Nie potrafię opisać, co czułam w tej chwili. Cały świat momentalnie się zatrzymał. Gdy widzi się osobę, która jest bliska twojemu sercu jak rodzina w takim stanie, a ty nie możesz nic zrobić to jest strasznie. Bezradność- najgorsze uczucie, jakie człowiek może odczuć. Chcesz coś zrobić, a nie możesz..
- Setzt auf den Stuhl.( Posadź ją na krześle.) - powiedział Lange zapalając papierosa.
Podwładny niczym ślepe ciele wykonywał każdy rozkaz, który został mu wydany. Ciekawa jestem, czy był świadomy do czego się przyczynia..
-Wir sind bereits in der vollen Gruppe. So können wir ernsthaft reden. Die Schauspielerin beantwortet Fragen, und wenn sie die Fragen nicht beantwortet, ist es mit dem Geiger falsch. ( Jesteśmy już w pełnym gronie. Zatem możemy rozmawiać na poważnie. Panienka aktorka odpowiada na pytania, a jeżeli nie odpowie to z panienką skrzypaczką będzie źle.)- oznajmił Lange paląc szluga.
Schulz podszedł do szafy z "przyrządami" przydatnymi do przesłuchań wybierając narzędzie zbrodni, którym był drewniany kij. Usłyszałam kroki. Stanął za mną. Był gotowy do " roboty". Zastosowali na nas grę psychologiczną, albowiem wiedzieli, że każdego człowieka ruszy widok cierpiącej bliskiej osoby..
🌟
Cała obolała zostałam przyniesiona do celi przez Geigera. Z ust młodzieńca nie wydobyło się ani jedno słowo. Zastanawiało mnie, dlaczego tak właściwie mi pomaga. Czemu to robi? Nie rozumiałam tego. Bez słowa opuścił moją cele posyłając mi spojrzenie pełne współczucia.
Czułam się źle nie tyle fizycznie, co bardziej psychicznie. Przez to, że nie mogłyśmy odpowiedzieć na żadne pytanie, które zostało nam zadane prawdziwie, dlatego byłyśmy bite na zmianę. Na własne oczy musiałyśmy patrzeć jak cierpimy.
Miałam już dość tego przeklętego miejsca. Pragnęłam zasnąć i się nie obudzić żeby już nie musieć patrzeć na czyjeś cierpienie i czuć tego bólu. Chciałam poczuć znowu na swych ustach usta mego ukochanego. Jeszcze usłyszeć jego głos i słodkie, uczuciowe przezwiska. Jednym z nich było " księżniczko". Uwielbiałam, gdy tak mnie nazywał. Czułam się wtedy jakbym była dla kogoś na prawdę ważna. Bez niego nie ma mnie. Czułam jak usycham z tęsknoty niczym więdnący kwiat.
Usłyszałam strzękniecie krat. Spojrzałam w ich stronę, aby zorientować, co się dzieje. Do mojej celi zostały wepchnięte matula z małoletnią dziewczynką. Wystraszone zajęły miejsce na drugiej więziennej pryczy. Zgarnęli kolejnych, niewinnych ludzi. Czym ta bezbronna kobieta i niewinne dziecko zawiniły, że zostały skazane na taki los?
Przez moment całe pomieszczenie przepełnione było ciszą. Dostałam napadu bólu przez co wydawałam z siebie ciche jęki. Kobieta tedy podeszła do mnie.
- Spokojnie ciii.. nie ruszaj się będzie boleć bardziej. - oznajmiała patrząc na mnie z troską.
- B..boli..- szepnęłam czując jak me oczy napełniają się łzami.
- Cichutko..Zaraz przejdzie. Pomogę ci się napić.- oznajmiała czyniąc to, co zaproponowała. Spragniona szybko wypiłam całą podaną mi ciecz czując lekką ulgę.
- Dziękuję.- powiedziałam.
- Nie ma sprawy. Trzeba ludziom pomagać w potrzebie.- powiedziała unosząc końciki ust.- Ewa. Ewa Wiśniewska, a to moja córeczka Róża.
- Marcelina Kochanowska.
- Miło poznać. Szkoda tylko, że w takich okolicznościach..- oznajmiła. - Za co tu trafiłaś?
- Ja..um.. długa historia..- powiedziałam z lekkim trudem.
- Rozumiem nie naciskam.. Nas dzisiaj zgarnęli bo ktoś doniósł, że przemycaliśmy jedzenie do Getta.- powiedziała oglądając się za siebie, czy aby nikt nie słyszał naszej rozmowy.
- To szlachetne, co czyniłaś. Wymagało to wielkiej odwagi. - odpowiedziałam.
- Ty też jesteś odważna.
- Ja? Nie. Im dłużej tutaj jestem tym bardziej się boje. Przeze mnie moi bliscy cierpią i umierają.. Mam czasem wrażenie, że przez moje czyny ranie wszystkich dookoła.
- Nie mów tak. Odwaga nie polega na tym, aby niczego się nie bać. Sęk w tym, że odważny jest ten, kto się boi, ale potrafi to przezwyciężyć.- oznajmiła.
Jej słowa echem odbijały się w mojej głowie. Analizowałam je w myślach milion razy. Czy aby to była prawda? Czuje się jak chodzący pech, który przyciąga nieszczęście i rani wszystkich wokoło. Nie chce, aby moich bliscy cierpieli. Nie chce, aby przeze mnie musieli umierać..
Czym w ogóle jest prawda?
Czym jest prawda? Zaprzeczeniem kłamstwa? Czy stwierdzeniem faktu? A jeżeli fakt jest kłamstwem, czy jest wówczas prawdą?~Andrzej Sapkowski, Miecz przeznaczenia
Kobieta usiadła z powrotem na swojej więziennej pryczy przytulając swoją córkę. Widać po niej, że była bardzo opiekuńczą osobą. Stawiała dobro innych nad swoje własne.
- Mamusiu opowiedz mi bajkę.- szepnęłam przerażona dziewczynka wtulając się do swej matuli.
- Oh Różo nie mam teraz zbytniej głowy do bajek..- oznajmiła.
- A pani? Pani zna jakieś bajki? - zapytała nieśmiało.
- Ja? Znaczy tak znam parę bajek, które opowiadała mi mama.- powiedziałam nieśmiało.
- Różo nie męcz Marceliny.- powiedziała jej matula.
- W porządku mogę opowiedzieć. - oznajmiłam biorąc głęboki wdech z trudem.- Dawno dawno temu za siedmioma górami, za siedmioma rzekami, za siedmioma lasami żyła sobie królewna. Dziewczyna wstała zmęczona wstała z łóżka, przeciągnęła się po czym powiedziała:" Ale ja mam wszędzie daleko". Księżniczka stwierdziła, że nie będzie się wybierała się na żaden spacer, gdyż jak wcześniej było wspomniane miała wszędzie daleko. Tak więc zasnęła na sto lat czekając na swego księcia, który obudzi ją pocałunkiem prawdziwej miłości. Niestety on nigdy nie nadjechał, gdyż musiał on pokonać długą drogę. Książę się pogubił w tych wszystkich lasach, rzekach, dolinach i tych innych i w ten sposób nigdy nie dojechał do swej ukochanej.
- Ojejciuuu biedna królewna! A jaki jest morał tej bajki?- zapytała się dziewczynka.
- Morał brzmi:" Nie śpij za długo bo ci miłość z przed nosa ucieknie".- lekko się zaśmiałam, przez co poczułam ból.- Ja swoją miłość prawie przespałam jak tak królewna, dlatego ty kwiatuszku nie popełnij tego samego błędu.
Opowiadając tą opowieść myślami cały czas wędrowałam do mojego księcia, którego teraz nie było przy mnie.. Chłopak nie pogubił się w tych wszystkich lasach, dolinach, górach on skradł mi serce i dotarł do celu.
ᴀʟᴇᴋ
- Musimy jak najszybciej porozmawiać z doktorek Jankowskim. W tej sytuacji tylko on może pomóc. Słyszałem, że wyciąga ludzi z Pawiaka współpracując z tamtejszym lekarzem Miłkowskim. Jednak bez zgody nic nie możemy zrobić.- westchnął Zośka.- Musimy poczekać, aż Orsza się odezwie.
- Gdzie on jest?! Powinien już tu być! Nie mamy czasu! Oni je tam katują! - krzyknął zrozpaczony Janek zrzucając rzeczy stojące na stole.
- Janek spokojnie! Na pewno zaraz da nam odpowiedź lub przyśle łączniczkę.- powiedział Zośka usiłując go uspokoić.
- Nie mamy czasu rozumiesz?! Oni je tam zakatują cenna jest każda minuta! - krzyknął sflustrowany zasiadając na kanapie.
Rozumiałem jego flustracje. Sam najchętniej zdemolowałbym całe mieszkanie. Jak odjeżdżali spotkałem się wzrokiem z jej tęczówkami. Jej spojrzenie było przerażone. Strasznie się bała. Czułem wtedy niesamowitą złość na siebie, na cały świat, że nie mogłem ochronić mojej księżniczki. Nie mogę sobie darować, że byłem bezradny w tamtej chwili.
Nie mogę zrozumieć siebie, gdy mam przed sobą pustkę. Jak pisał Jan Kochanowski: " Jedną maluczką duszą tak wiele ubyło." Tęskniłem za nią. Była moim lustrem. Tylko w niej potrafiłem się rozpoznać. Me słońce i gwiazdy. Jest tysiące gwiazd, a każdego dnia dochodzi do śmierci jednej z nich. Nie chce, aby moja również przestała świecić jasno. Nie chce, aby umarła.
Gdyby ona odeszła umarła by cząstka mnie. Bez niej nie ma mnie. Mój świat rozerwałby się na pół. Tak bardzo pragnę usłyszeć jej głos, cudowny chichot. Uwielbiam nawet jeśli się denerwuje. Wygląda wtedy tak uroczo zadzierając nosek i tupając nóżką. Chciałbym jeszcze raz spojrzeć w jej ciemne jak noc oczy. Pragnę poczuć zapach jej perfum. Bez i agrest- uwielbia ten zapach. Chciałbym dotknąć jej czarne loki splątane.
Muszę zrobić wszystko, aby ją ocalić. Tak bardzo chciałabym zamknąć ją w swoich ramionach. Kocham ją nad życie. Jest moim największym szczęściem.
- Jeżeli nie odpowie nam to idziemy sami do szpitala. Musimy też zorganizować jakąś ciężarówkę.- powiedziałem.
- Mam pewnego znajomego, który ma warsztat samochodowy. Jeździ ciężarówką. Jeżeli zaproponowalibyśmy mu wynagrodzenia na bank by się zgodził.- powiedział Janek chowając twarz w dłoniach.
- Zatem musimy uzbierać pewną kwotę. - powiedziałem.- Mam trochę oszczędności.
- Spokojnie Aleksy, jak coś mam na niego haka, a raczej na jego partnerkę. Nie lubię wykorzystać szantażu, jednak to jedyne, co nam w tej sytuacji pozostało.- oznajmił.
- Jakiego haka?- zapytałem.
- Miała gestapowskiego kochanka. A teraz zaszyła się z moim znajomym i gra dobrą partnerkę. Mój znajomy jest królem przemytu, więc ona żyje jak królowa. Co tylko zechce otrzymuje to. Jedno słowo i jej sielanka się skończy. Zgodzi się go przekonać, aby pożyczył nam ciężarówkę. Ma za dużo do stracenia.- powiedział zapalając papierosa.
- Janek nie znałem cię z tej strony.- powiedział zdziwiony Zośka.
- Dla mojej ukochanej jestem gotów skoczyć w ogień.- zaciągnął się dymem, po czym wypuścił go z ust.
- Ja również. - oznajmiłem.- Wchodzę w to.
Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Janek momentalnie poderwał się z miejsca i pobiegł, aby je otworzyć.
- Dzień dobry. Ja w sprawie rachunków za gaz.- powiedział dziewczęcy głos.
Wtedy to właśnie do pomieszczenia wraz z Rudzielcem przybyła Ona.
Nie ma mnie
Nie ma mnie
Kiedy ciebie nie ma
Ja bez ty
Ty bez ja
Jest nie do pomyślenia
_________________________________
ᴡɪᴛᴀᴊ ʟᴜᴅᴜ ᴡᴀᴛᴛᴘᴀᴅᴀ!! 😅🥰🥰
ᴅᴢɪꜱɪᴀᴊ 14 ʟᴜᴛʏ ᴅᴢɪᴇŃ ᴢᴀᴋᴏᴄʜᴀɴʏʏʏᴄʜʜʜ!! ᴡᴇꜱᴏŁʏᴄʜ ᴡᴀʟᴇɴᴛʏɴᴇᴋ ʟᴜᴅᴢɪꜱᴋᴀ!!! ᴊᴇŻᴇʟɪ ɴɪᴇ ᴍᴀᴄɪᴇ ᴅʀᴜɢɪᴇᴊ ᴘᴏŁÓᴡᴋɪ ʀÓᴡɴɪᴇŻ ᴍᴏŻᴇᴄɪᴇ ᴄᴜᴅᴏᴡɴɪᴇ ꜱᴘĘᴅᴢɪĆ ᴅᴢɪꜱɪᴇᴊꜱᴢʏ ᴅᴢɪᴇŃ!!! ᴀ ᴊᴜᴛʀᴏ ᴊᴇꜱᴛ ᴅᴢɪᴇŃ ꜱɪɴɢʟᴀ ɪ ᴍᴏŻɴᴀ ᴢᴀʙᴀʟᴏᴡᴀĆ 🤣🤣🤣🥂🥂🥂🥂
ᴘʀᴢʏʙʏᴡᴀᴍ ᴅᴏ ᴡᴀꜱ ᴢ ᴛᴀᴋɪᴍ ꜱᴍᴜᴛɴʏᴍ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁᴇᴍ ᴢ ɴᴜᴛᴋĄ ᴘᴏᴢʏᴛʏᴡɴᴇᴊ ʙᴀᴊᴋɪ. ᴘʀᴢʏᴢɴᴀᴍ ꜱɪĘ, Żᴇ ᴏɴᴀ ᴍɪᴀŁᴀ ᴘᴏᴊᴀᴡɪĆ ꜱɪĘ ᴡ ɪɴɴʏᴄʜ ᴏᴋᴏʟɪᴄᴢɴᴏŚᴄɪᴀᴄʜ, ᴀʟᴇ ᴊᴀᴋᴏŚ ᴛᴀᴋ ᴍɪ ᴛᴜ ᴘᴀꜱᴏᴡᴀŁᴀ, ᴡɪĘᴄ ꜱᴛᴡɪᴇʀᴅᴢɪŁᴀᴍ ᴄᴢᴇᴍᴜ ɴɪᴇ ᴊᴀᴋ ꜱᴢᴀʟᴇĆ ᴛᴏ ꜱᴢᴀʟᴇĆ xᴅᴅᴅᴅ
ᴊᴀᴋ ᴍʏŚʟɪᴄɪᴇ, ᴄᴏ ᴢ ᴛʏᴍ ɴᴀꜱᴢʏᴍ ɢᴇɪɢᴇʀᴇᴍ? ᴘᴏ ᴄᴏ ᴄʜŁᴏᴘ ꜱɪĘ ᴘᴏᴊᴀᴡɪŁ? ᴋᴛᴏŚ ᴍᴀ ᴊᴀᴋĄŚ ᴛᴇᴏʀɪᴇ? 🤣🤣🤣🤣 ɪ ᴋᴏɢᴏ ᴢᴏʙᴀᴄᴢʏŁ ᴀʟᴇᴋꜱʏ? 😏😏😏😏 ᴍᴜʜᴀʜᴀʜᴀʜᴀʜᴀʜʜᴀ ᴘᴏʟꜱᴀᴛ ᴡ ɪᴅᴇᴀʟɴʏᴍ ᴍᴏᴍᴇɴᴄɪᴇ 😏😏😏😏
ᴍɪŁᴇɢᴏ ᴅɴɪᴀ/ᴡɪᴇᴄᴢᴏʀᴀ/ ɴᴏᴄʏ
ᴛᴜʟᴀꜱᴋɪɪ 🤗🤗🤗🥰🥰🥰🥰
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro