Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁ 4

ᴍᴀʀᴄᴇʟɪɴᴀ

Do pokoju wszedł starszy mężczyzna na oko około pięćdziesiątki z okularami na nosie. Był to pewnie niejaki Józef Zawadzki- ojciec Zośki oraz nauczyciel chemii. Zaraz przekonamy się, czy potrafi dobrze wytłumaczyć dany temat.

Moja wiedza z chemii jest na takim średnim poziomie bym powiedziała. Ogółem te sole, kwasy i te inne to wszystko nie dla mnie. Nigdy jakoś specjalnie mnie do tego nie ciągnęło.

Zobaczymy, czy panu Zawadzkiemu uda się mnie dzisiaj czegokolwiek nauczyć. To będzie dla niego nie lada wyzwanie.

- Dzień dobry wszystkim! Proszę zajmijcie miejsca. - uśmiechnął się serdecznie i zaczął przygotowywać materiały potrzebne do lekcji.

Wszyscy obecni uczniowie poczęli zajmować miejsca. Wszyscy dobrze wiedzą, że najlepsze miejsce są na samym tyle. Ostatnie ławki na lekcji mogą wszystko.

- Pati lecimy na sam tył! - uśmiechnęłam się i podskoczyłam uradowana.
- A jakże! To najlepsze miejsca! - uśmiechnęła siadałyśmy się razem w kierunku wybranych przez nas miejsc.

Rozpoczęła się lekcja. Temat był następujący:" Ósma metoda otrzymywania soli ". Pan Zawadzki począł tłumaczyć jakieś reakcje chemiczne. Mój mózg widząc to od razu się przepalił.

Zaczęło mi się nudzić niemiłosiernie. Podparłam głowę na rękach, a mój wzrok wędrował po zapisanej przez nauczyciela tablicy.

Nagle mój spokój zakłóciło coś małego, czym dostałam w plecy. Była to malutka karteczka. Rozwinęłam ją, a przed moimi oczami pojawiła się wiadomość, która brzmiała następująco: "Żyjesz jeszcze?".

Zaczęłam rozglądać się po sali, kto mógłby być nadawcą liściku. Spojrzałam na kasztanowłosą, która cicho zaśmiała się z mojej reakcji. Tym sposobem już wiedziałam, że to właśnie ona napisała ten liścik.

Postanowiłam jej odpisać następująco:" Jestem w stanie agonalnym" i odrzuciłam karteczkę. Kątem oka obserwowałam dziewczynę, co chce teraz zrobić.

Ona uśmiechnęła się w moją stronę i powiedziała:

- Mój mózg też został zniszczony. - szepnęła.- Nudzi mi się.
- Mi też i to bardzo. - odszeptałam.- Już się tego uczyłam..
- Ja też.- niezadowolona oparła się o stół.- A zostało jeszcze 15 minut.

Co nuda robi z człowiekiem?

Zaczęłyśmy sobie dokuczać na różny sposób. W końcu nie wytrzymałyśmy i wybuchnęłyśmy śmiechem przez co wszyscy obecni w pokoju skierowali na nas swój wzrok.

- Przepraszam czy my panienkom w czymś przeszkadzamy?- spytał lekko zdenerwowany Pan Zawadzki.
- Nie nie, ależ skąd. - odparłam z uśmiechem spoglądając na Pati, która powstrzymywała się od śmiechu.
- Skoro tak, to o czym była lekcja?
- Ósma metoda otrzymywania soli. Sól + zasada ----> nowa sól + nowa zasada.
- Zalecane jest, aby powstała sól była osadem i nie rozpuszcza się w wodzie.- dodała po chwili Pati.

Pan Zawadzki uważnie się nam przyglądał. Pewnie myślał, że złapie nas na niewiedzy.

- Marcelina do tablicy.
- Słucham?- odparłam niezadowolona.- Za jakie grzechy ja?

Wspominałam już kiedyś, że reakcje chemiczne to największe zło jakie może istnieć? Jak nie to teraz już wiecie.

- Cóż takie życie.- pan Zawadzki wzruszył ramionami.- Mam ci wysłać specjalne zaproszenie, żebyś podeszła?
- Z chęcią. - uśmiechnęłam się.- Tylko pan nie zna mojego adresu. Z chęcią panu podam.

Wszyscy obecni na sali byli uśmiechnięci i czekali na następny ruch pana Zawadzkiego. To tak jakbyśmy grali w szachy.

Tylko pytanie do kogo będzie należał ostatni ruch?

- Proszę podejdź do tablicy i uzupełnij te reakcje.
- Wie pan co ja może zostawię to zawodowcom w tej dziedzinie. - uśmiechnęłam się.
- Natomiast ja sądzę, że powinnaś spróbować.- powiedział nauczyciel poprawiając okulary na nosie.
- Proszę pana ja mogę wymieć skład mojego ulubionej drużyny piłkarskiej. Znam go na pamięć, ale reakcje chemiczne to nie mój świat. Dlatego pragnę zostawić je panu.

Pan Zawadzki chyba tracił już cierpliwość, a wszyscy z bananowymi uśmiechami wpatrywali się w niego wyczekując jego ruchu.

- Zdania nie zmienię. Proszę podejdź do tablicy.
- No dobrze..- westchnęłam.

Szukałam wzrokiem jakiegoś ratunku. Jakiegoś chociaż cienia nadziei. A mianowicie osoby, która mogłaby mi pomóc.

Podeszłam do tablicy i wzięłam do ręki kredę. Ręce trzęsły mi się niemiłosiernie.

Spojrzałam kątem oka na Janka, który coś szeptał na ucho Pati, a następnie Alkowi.

Stałam przy tej tablicy czekając na swój wyrok, który nie nastąpił bo Janek z Pati zaczęli zagadywać Pana Zawadzkiego. Pytali go o różne rzeczy. Rozmawiali z nim o pogodzie, czy też o jakiś chemicznych sprawach.

Natomiast Alek podpowiedział mi prawidłowe odpowiedzi.

Uratowali mnie są niesamowici!

Będę ich dłużnikiem do końca moich dni!

Pan Zawadzki odwrócił się i spojrzał na tablicę.

- Prawidłowo. Widzisz nie było tak źle.
- Ależ oczywiście proszę pana. - uśmiechnęłam się odstawiając kredę na miejsce.

Wróciłam grzecznie do swojej ławki. Usiadłam na stołku po czym odwróciłam się do moich towarzyszy.

- Szach.- szepnęłam.
- Mat. - zaśmiała się cicho Pati i zbiłyśmy piątkę.
- Mega wam dziękuję naprawdę.
- Ależ nie ma za co słońce. - puścił do mnie oczko Aleksy, na co się zarumieniłam.
- Marcepanku masz u nas dług. - uśmiechnął się szeroko Janek.
- Co chcecie w zamian?
- Stawiasz czekoladę w Wedlu.- chytrze uśmiechnął się Alek.
- Niech wam będzie. - uśmiechnęłam się.

🌟

Lekcja dobiegła końca. Pan Zawadzki po zakończonej godzinie nauki opuścił pokój po czym skierował się w stronę swego gabinetu. Wszedł do niego i zamknął za sobą drzwi. Widać, że chciał pozostać w swojej samotni.

Hania - siostra Zośki postanowiła zasiąść do pianina. Otworzyła ciężka klapę od klawiszy po czym z pod jej palców poczęła wydawać się piękna, wolna melodia. Był nią walc. Zawsze chciałam go zatańczyć. Ten jakże okazały taniec jest taki subtelny oraz romantyczny.

Janek jak na dżentelmena przystało podszedł do kasztanowłosej i wystawił dłoń w jej stronę.

- Czy piękna pani zechce ze mną zatańczyć? - spytał uśmiechając się szarmancko.
- Z panem zawsze. - niebieskooka uśmiechnęła się po czym złapała jego dłoń.

Nie minęła chwila, aż Rudzielec wraz z kasztanowłosą znaleźli się na parkiecie. Zauważyłam, że dziewczyna zaczęła się rumienić. To jest takie mega słodkie! Oni są dla siebie stworzeni!

Stałam sobie przy ścianie obserwując to jakże cudowne zjawisko. Wsłuchiwałam się w piękną melodię.

Przede mną stanął Aleksy uśmiechając się od ucha do ucha.

- Panienka tak tu samotnie stoi.- powiedział wystawiając dłoń w moją stronę.- Czy uczynisz mi ten zaszczyt panno Marcelino i pozwolisz się zaprosić do tańca?
- Ależ naturalnie panie Aleksy.- uśmiechnęłam się i złapałam jego dłoń.

Chłopak zaprowadził mnie na prowizoryczny parkiet. Zaczęliśmy tańczyć walca. Czułam się jak na pięknej, wystawnej sali bankietowej. Ta chwila była tak niezwykła i nie do opisania słowami. To trzeba poczuć, aby zrozumieć.

Nagle przyszedł Zośka, który trzasnął klapą od pianina zamykając przy tym klawisze instrumentu. Mało co nie przytrzasnął przy tym palców swojej siostrze.

- Mamy akcje do omówienia..- powiedział poważnym tonem.
- Spokojnie Zosiu bo złość piękności szkodzi. - zaśmiał się Janek.

Blondyn o urodzie jakże kobiecej zgromił go wzrokiem.

- Mamy do zagazowania kino..- zaczął tłumaczyć Zośka.
- Wchodzimy w to prawda? - uśmiechnęłam się i szepnełam do Patrycji.
- No pewnie, że tak! - odszeptała uradowana.
- Słuchajcie uważnie. Przydzielam zadania. - powiedział poważnym tonem. - Do kina wchodzi Janek i odpala grant dymny. Maciek pisze slogan " Tylko świnie siedzą w kinie". Natomiast Anoda stanie na czatach. Czy wszystko jasne?
- Tak jest! - odpowiedzieli chórem harcerze.
- Wraz z Pawłem pójdziemy ściągnąć parę szkopskich flag i zrobimy małą podmiankę. - powiedział uśmiechając się chytrze.
- A możemy iść z wami?- zapytałam.
- Akcje Małego Sabotażu nie są dla dziewczyn.. - oznajmił Zośka.
- No skoro tak to czemu ty dowodzisz?

Wszyscy obecni tu zgromadzeni wybuchnęli śmiechem. Tylko niebieskookiemu nie było do śmiechu. Moja odzywka sprawiła, że chłopak się rozsierdził.

- Chyba wystarczy ci to, że ostatnio dostałaś w głowę. Nie będziemy was narażać.
- Ja się znakomicie czuję. Jak młody bóg po prostu. Po za tym może zmądrzałam przez to. - uśmiechnęłam się chytrze.
- Wy sądzicie, że dziewczyny to się nadają tylko do kuchni, a my wam pokażemy, na co nas stać! - dodała Patrycja.

Zośka został przyparty do ściany.

- Niech wam będzie, ale tylko tym razem. - powiedział niebieskooki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro