Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁ 19

ᴍᴀʀᴄᴇʟɪɴᴀ

Nastała moja kolei na strzelanie. Powiem wam, że się stresuje aż mi się ręka trzęsie. Czuję na sobie wzrok wszystkich obecnych tu osób. Kiedyś byłam na strzelnicy i strzelałam z wiatrówki nawet dobrze mi szło. Trafić w tarczę się udało, więc chyba z moją celnością nie jest aż tak źle. Jednak i tak się stresuje, gdy wszyscy patrzą na mnie.

Ustawiłam się naprzeciwko słoików z wodą, które przed chwilą zostały wymienione, ponieważ po wcześniejszych zostały tylko drobne odłamki szkła.

- Panienka jaki pistolet sobie życzy?- zapytał Orsza.
- Mam swój..- powiedziałam niepewnie.

Wyciągnęłam z torebki Mausera C96,którego zabrałam szkopowi, który zasnął snem wiecznym w uliczce niedaleko koszar lotniczych.

Widziałam poddenerwowanie widoczne u druha komendanta. Ostatnie chwile przed opierdzielem check. Możecie zacząć obliczanie kiedy nastąpi mój koniec. Nie no, no może nie będzie aż tak źle, ale no wiecie jak dostaniesz od niego opierdziel to tragedia w trzech aktach. Nie wiadomo jaką karę wymyśli. Chyba,że będzie litościwy i tylko sobie pogada i przestanie, ale raczej to nie możliwe. Ochrzan w jego wykonaniu zwykle jest przedni. Ale jak to będzie tym razem? Tego nie wie nikt. Jak to mawia mój historyk:" Pożyjemy zobaczymy"

Orsza bez opierdzielenia kogoś jest jak drzewo bez liści, jak lampa bez żarówki, jak samochód bez opon, jak drzwi bez klamki. Można by tak wymieniać w nieskończoność.

Przeładowałam pistolet i wycelowałam w słoik.

Strzał.

Nie trafiłam...

Ręka za bardzo mi się zatrzęsła..

Rozejrzałam się wokoło. Niektórzy patrzyli na mnie wzrokiem mówiącym " Nic się nie stało, spróbuj jeszcze raz a napewno się uda". Byli też drudzy, którzy dalej sądzili, że kobiety nie nadają się do takich zajęć. Nie doczekanie chłopaki. Zaraz was ustawię. France jedne. Myślą, że dziewczyny powinny siedzieć w kuchni.

Strzał.

Kolejne chybienie.

Zdenerwowałam się na siebie i to bardzo. Muszę trafić inaczej te kupidoły będą mieli pożywkę, że dziewczyny są słabsze od chłopców a moim celem jest udowodnienie tego, że wcale tak nie jest.

Marcelina do jasnej cholery teraz albo nigdy!

Motywujące mam myśli. Bardzo motywujące.

Strzał.

Drugi strzał.

I trzeci.

Odgłos kruszącego się szkła i wylewającej się wody.

Trafiłam.

Odstrzeliłam trzy słoiki.

- Jest dobrze...ale poćwicz panowanie nad sobą. - powiedział Orsza.
- Tak jest...- powiedziałam i udałam się pod drzewo, gdzie znajdowali się moi przyjaciele.

Usiadłam sobie kulturalnie i położyłam głowę na kolanach Alka. Powiem wam, że ostatnio lubię tak robić. Jest fajnie fajniusio. Jakby to Patrycja powiedziała:"Chillera i Utopia".

Chłopak uśmiechnął się na ten gest i pogłaskał mnie po głowie.

- Udało się za drugim razem, ale jakoś to poszło.- powiedziałam.
- Nie taki wilk straszny jak go malują.- powiedział Dawidowski uśmiechając się i głaszcząc mnie po głowie.
- W sumie masz rację - uśmiechnęłam się.

Spojrzeliśmy w prawą stronę, mówię wam kolejny widok po prostu złoto.

- Czyżby nas Rudzielec usiłował po raz kolejny wyłudzić buziaka? - zaśmiałam się.
- Na to wychodzi. Jemu to nigdy się nie znudzi.- zaśmiał się Dawidowski.
- Czy to ptak? Czy to samolot? Nie to Jasiu wyłudzający buziaka.- powiedziałam, na co chłopak się zaśmiał.

Janek ganiał się z Patrycją, ponieważ zabrał jej torebkę a jak Rudzielec droczy się z kasztanowłosą to oznacza tylko jedno. Janek chce buziaka! Rudzielec jest jak takie duże dziecko. Wszystko wyprasza na ładne oczka, albo dokuczaniem lub też w ostateczności tak jak ostatnio wyolbrzymiając swoje dolegliwości. Na szczęście po jego siniakach nie ma już prawie śladu z wyjątkiem rozciętego łuku brwiowego.

- Janek ty debilu oddaj tą torebkę! - krzyknęła Patrycja.
- Nie nie nie! - Janek pokręcił głową i uniósł torebkę wysoko tak aby kasztanowłosa nie mogła jej dosięgnąć.
- No Janek! Oddaj! - Patrycja skakała usiłując dostać swoją własność.
- Oddam, ale nie ma nic za darmo.- Janek uśmiechnął się cwanie.
- No już dobrze.- Patrycja przekręciła oczami i złożyła na ustach Rudzielca czuły pocałunek.- Zadowolony?
- Taaaaaak! - Janek pokiwał główką.
- Oddaj co nie twoje.- powiedziała kasztanowłosa wystawiając rękę w stronę Rudzielca oczekując aż otrzyma swoją torebkę.
- No dobrze już oddaje.- Janek ze słodką minką na twarzy oddał swojej ukochanej jej własność.-Koza. - chłopak pstryknął Patrycję w nosek.
- Za tą kozę to buziaka nie dostaniesz! - powiedziała kasztanowłosa i usiadła obok mnie i Alka pod drzewem.

Janeczek taki skruszony usiadł obok swojej ukochanej i mruczał jej do uszka.

- Janek! - powiedziała kasztanowłosa.
- Wybacz mi..- Janek zrobił słodkie oczka.
- Zastanowię się..- powiedziała Patrycja patrząc na niego.
- Tym razem Janeczek sobie przeholował. Myślę, że Patrycja się z nim jeszcze chwilę podroczy.- szepnęłam Alkowi na ucho.
- Myślę, że za chwileczkę mu wybaczy.- odszeptał Dawidowski.
- Nie byłabym taka pewna.- szepnęłam.
- Zakład? Ja jestem pewien, że tak będzie.- szepnął Aleksy.
- No dobrze tylko o co chcesz się założyć?- szepnęłam.

Chłopak wskazał na swój policzek. Oznaczało to jedno. On też chcę buziaka tyle, że w policzek.

- Niech ci będzie, ale jak ja wygram to ja chcę dostać buziaka w policzek.- szepnęłam uśmiechnęłam się chytrze.
- Stoi.- odszeptał.

Obserwowaliśmy Janka i Patrycję. Co zrobi kasztanowłosa? Oto jest pytanie.

- No dobrze już dobrze.Nie gniewam się.- powiedziała kasztanowłosa i poczochrała Rudzielca po włosach.

Chłopak od razu był w znakomitym humorze. Ten to ma życie. Wyłudza buziaki kiedy chce i jak chcę. Cwaniaczek.

- Wygrałem.- uśmiechnął się Alek.
- Nagroda jest twoja.- westchnęłam i pocałowałam go w policzek.

Czułam wtedy jakbym od zawsze pragnęła to zrobić, ale Aleksy to mój przyjaciel. Nikt więcej. Jednak czy napewno tak jest? Może ja sobie tak wmawiam. To jest skomplikowane. Jak graliśmy w butelkę powiedział, że ktoś mu się podoba. Raczej jest małe prawdopodobieństwo, że to ja. Stawiałabym na Sapińską..

Z moich przemyśleń wyrwał mnie głos Orszy:

- W szeregu zbiórka! - krzyknął druh.

Wszyscy zrobili jak kazał.

- Dzisiejsze spotkanie dobiega końca. Możecie się rozejść. Proszę tylko, aby zostały jeszcze chwilę dziewczyny.- powiedział i spojrzał na nas.- Reszta do domu.

Spojrzałyśmy na siebie z przerażeniem, albowiem czekało nas jedno. Opierdziel i to porządny.

Alek i Janek powiedzieli, że poczekają na nas. Odpowiedziałyśmy im krótkie " Spoko " i czekałyśmy na wyrok.

- Wiecie, że wam jako harcerze nie wolno być w posiadaniu broni.- powiedział Orsza.
- Wiemy.- powiedziałyśmy w tym samym momencie.
- Słucham co macie na swoje usprawiedliwienie.- powiedział.
- Wzięłam ten pistolet od nieboszczyka..- powiedziałam.
- I ja mam ci w to wierzyć? - powiedział drwiącym głosem.
- No jakby ten nieboszczyk żył to on by panu powiedział, ale jak jest martwy to raczej trudno byłoby się z nim dogadać w tej sytuacji.- powiedziałam sarkastycznie.
- Nie tym tonem młoda damo.- powiedział Orsza.
- Marcelina wzięła ten pistolet przy mnie. Ja to widziałam. - powiedziała kasztanowłosa.
- Takie bajki to możecie małemu dziecku wmawiać a nie mi. Rozbroiłyście Niemców bez pozwolenia.- powiedział.- Musicie ponieść karę za swój czyn.- powiedział Orsza. - Nie uczestniczycie w następnej akcji.
- Ale to niesprawiedliwe! Przecież my nic nie zrobiłyśmy! - powiedziała Patrycja.
- Właśnie!- powiedziałam.
- Nic nie zmieni mojej decyzji. Żegnam drogie panie.- powiedział druh komendant i odszedł w nieznanym nam kierunku.

I tu sprawdza się powiedzenie: Sprawiedliwie nie znaczy równo, jednemu dużo drugiemu gówno.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro