ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁ 15
ᴍᴀʀᴄᴇʟɪɴᴀ
Gdy czyta się różne smutne historie, łatwo jest sobie wyobrazić, że bohatersko stawiamy czoło trudnościom, znacznie trudniej jest poradzić sobie z nieszczęściem, które naprawdę nas dotyka.~ Ania Shirley
Ania z Zielonego Wzgórza. Dziewczyna, która zarażała innych optymizmem mimo doznań jakie przeżyła. Los podkładał jej kłody pod nogi, lecz mimo to nigdy się nie poddała. Czasem miewała chwilę zawahania. Nie była pewna czy to co robi ma jakiś głębszy sens. Któż z nas nie zwątpił chociaż raz w to, czy nasze działania są słuszne?
Gdy czytamy powieści, w których bohaterowie muszą poradzić sobie z trudnościami, które zostały postawione na ich drodze. Myślimy sobie wtedy, że my byśmy sobie z tym dali radę, że my od razu znaleźlibyśmy odpowiedź na rozwiązanie problemu.
Ale czy tak jest naprawdę? Czy w życiu realnym tak szybko i tak łatwo radzimy sobie z trudnościami?
Mam w głowie więcej pytań niż odpowiedzi..
Chciałabym być w tym momencie optymistką jak Ania. Tymczasem ja nie umiem.. Nie potrafię. Moją głowę cały czas zaprzątają pesymistyczne myśli. Boje się o Alka i Janka. Nie mogę ich stracić.. Są dla mnie najbliższą rodziną. Straciłam rodziców.. Nie chcę stracić i ich.. Dobrze, że tutaj jest ze mną Patrycja, gdyby nie ona nie poradziłabym sobie. Jest dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam..
Trzeba myśleć pozytywnie. Chłopaki nie raz uciekali przed szkopami. Dadzą sobie radę. Wierze w to..
Ale czy napewno?
Staramy się z Patrycją wyjść z tej przeklętej uliczki. Wszystko działo się tak szybko.. O wiele za szybko.. Zapomniałyśmy drogi..
- Co my teraz zrobimy?!Nie pamiętam po prostu nie wiem! To wszystko działo się tak szybko.. Nie mam pojęcia jak stąd wyjść! - chodziłam nerwowo po uliczce w której nadal tkwiłyśmy.
- Spokojnie.. Napewno znajdziemy stąd jakieś wyjście..- powiedziała kasztanowłosa, która błądziła w swoich myślach.
- Kiedyś napewno wyjdziemy. Musimy się skupić.- chodziłam nerwowo po całej długości uliczki zastanawiając się.- Pamiętasz, w którą stronę skręciłaś zanim zobaczyłaś ciało szkopa?
Odpowiedziała mi cisza.
- Pati! - powiedziałam głośniej.
Dziewczyna się wystraszyła, aż wzdrygnęła na mój głos.
- Przepraszam.. zamyśliłam się..- powiedziała kasztanowłosa.
- Nic się nie stało. - uśmiechnęłam się kojąco.- Pytałam się tylko czy pamiętasz, w którą stronę skręciłaś zanim zobaczyłaś ciało szkopa.
- Hm.. To było chyba w prawo.. a może w lewo? Już sama nie wiem! - westchnęła zrezygnowana.
Widać było, że dziewczyna myśli o swoim ukochanym. Boi się o niego i bardzo go kocha.
Chciałabym jej jakoś pomóc.
Chciałabym mieć pewność, że chłopakom nic się nie stało.
Chciałabym, żeby to wszystko okazało się tylko złym snem..
- Spokojnie.. Wszystko będzie dobrze. Wyjdziemy stąd i spotkamy się z chłopakami. Janek znowu upiecze ciasto marchewkowe, a z Alusiem będziemy ganiać się po pokoju i bić poduszkami..
-Mam nadzieję, że tak będzie..- powiedziała Patrycja.
- Będzie! Musi być! -powiedziałam nadal krążąc po uliczce.- Po dłuższej rozkminie stwierdziłam, że pasuje sprawdzić obie drogi. Jest małe prawdopodobieństwo, że za pierwszym razem trafimy na tą właściwą.- oznajmiłam.
- No dobrze. To, w którą stronę idziemy najpierw? - zapytała niebieskooka.
- Do wyboru do koloru.- uśmiechnęłam się lekko.
- To może w prawo?- zapytała Patrycja.
- Hm.. W sumie czemu nie. Chociaż ja widziałam, jak Alek biegł w lewo.
- To mamy dylemat..- powiedziała kasztanowłosa.
- Papier, kamień, nożyce? - zapytałam.
- No dobrze.- odpowiedziała Patrycja.
Jak postanowiłyśmy tak zrobiłyśmy. Grałyśmy w papier, kamień, nożyce do jednego punktu. Zwycieżcą została Patrycja. Wystawiła kamień, natomiast ja nożyce.
- Zwyciężyłam!- powiedziała niebieskooka.
- Gratulacje, kłaniam się uniżenie! - zaśmiałam się lekko i skłoniłam się teatralnie.
Kasztanowłosa lekko się zaśmiała.
- Chodźmy już. - powiedziała Patrycja i skierowała się w stronę wyjścia z uliczki.
Kiwnęłam głową i udałam się razem z dziewczyną w kierunku wyjścia. Skręciłyśmy w prawą stronę tak jak postanowiłyśmy. Z daleka było widoczne światło dzienne. Oznaczało to jedno- jesteśmy blisko wyjścia.
🌟
Szłyśmy w stronę światła, aż w końcu blask promieni słonecznych poraził nas w oczy. Znalazłyśmy wyjście! Udało nam się! Oby chłopcy mieli tyle szczęścia co my..
Postanowiłyśmy chwilę poczekać w tym miejscu, ponieważ chłopcy mogli po nas wrócić. Stałyśmy oparte o kamienice pogrążone w swoich myślach.
- Chcesz papierosa? - zapytała mnie kasztanowłosa wyciągając do mnie paczkę.
- Harcerze podobno nie palą. - zaśmiałam się.
- Nikt nie musi o tym wiedzieć. To może być nasza słodka tajemnica.- zaśmiała się Patrycja.
- W takim razie trudno nie przystać na twoją propozycje. Jednym się chyba nie otruje. Co mnie nie zabije to mnie wzmocni- wzięłam z paczki jednego papierosa.- Najwyżej będziesz mnie widelcem z chodnika zbierać - zaśmiałam się i zapaliłam papierosa.
- Nie no może, aż tak źle to nie będzie - zaśmiała się kasztanowłosa paląc papierosa.
- Jakby to powiedział mój historyk: "Pożyjemy zobaczymy" - zaśmiałam się i paliłam papierosa.
Ten słynny historyk, który zaspoilerował mi większość lektury. W jedno 45 minut zniszczył wszystkie moje marzenia o przeczytaniu książki. Cóż takie życie, jak w Madrycie.
Stałyśmy i paliłyśmy papierosy. Czekałyśmy na chłopców, lecz oni wciąż nie nadchodzili. Razem z Patrycją wypaliłyśmy na spółe całą paczkę. Nie dziwcie się nam. Jesteśmy zdenerwowane.
- Długo ich nie ma..- powiedziałam spoglądając na dziewczynę.
- Za długo.. Może dotarli już do lasu..- odpowiedziała Patrycja gasząc papierosa.
- To może pójdźmy na miejsce zbiórki, a jak ich tam nie spotkamy to zawsze możemy wrócić tutaj.
- Dobra rozkmina.. Chodźmy stąd..- oznajmiła Patrycja.
🌟
Doszłyśmy do miejsca docelowego. Ludzie te pokrzywy są jakieś nienormalne! Mam całe nogi poparzone przez te france. Zwariować idzie. Uprzejmie doniosę o tym Zośce i dopilnuje żeby on to ściął! Ma to zrobić na moich oczach!
Rozglądałyśmy się po całej polanie z nadzieją, że ujrzymy Janka i Alka. Niestety ani jednego, ani drugiego nie było. Większość harcerzy przybyła już na miejsce zbiórki. Brakowało tylko ich.. Usiadłyśmy pod drzewem i czekałyśmy.
Cóż innego nam pozostało?
Nic..
Tylko czekanie..
Nie wyobrażam sobie gdyby miało ich zabraknąć..
Nie wyobrażam sobie życia gdyby nie było nerwowego Rudzielca, który samym swoim byciem potrafi rozbawić. Bez naszego wymieniania się ciętymi ripostami.. Nie wyobrażam sobie życia bez uśmiechu Alusia. Bez jego pięknych niebieskich jak ocean oczu..
Bez samego niego całego..
Spełnione sny i złote wieże,
U stóp leżący świat bez ciebie,
Nie wystarczy mi.
Nie wystarczy mi.
Ten świat..
ᴊᴀɴᴇᴋ
Już nie wytrzymam. Brakuje mi sił. Czuję, że słabnę. Zostawiłem za sobą grupę wzajemnej adoracji- trzech szkopów, ale został jeszcze jeden. Jeden uparty jak osioł który cały czas biegnie za mną. Zwiedziłem już pół Warszawy. I szczerze wam powiem, że to nie była przyjemna wycieczka krajoznawcza. Hitlerowiec niedługo dotrzyma mi tępa.
Cały czas moją głowę zajmują myśli o mojej Kruszynce, a co jak ją złapali? Nie darował bym sobie gdyby coś jej się stało. Mam nadzieję, że wszystkich szkopów ściągnąłem na siebie, że żaden nie zajrzał do tej uliczki..
Najgorsza jest niepewność. Nigdy nie wiesz co się wydarzy. Nie wiesz co się dzieje z bliskimi twojemu sercu. Na wojnie nic nie jest pewne.
Poczułem ból na plecach. Szkop mnie dogonił. Zaczął mnie okładać pałką. Nie poddam się bez walki! Co to to nie! Dla mojej Kruszynki zrobię wszystko! Dla niej będę silny..
Zaczęliśmy się bić.
Uderzyłem go pięścią w twarz, za co on mi oddał i rozciął łuk brwiowy. Mój tata zawsze mówił, że trzeba trzymać gardę wysoko, aby chociaż trochę zasłonić twarz. Teraz nie trzymałem jej zbyt wysoko to mam ładnie rozciętą brew.
Okładaliśmy się pięściami. Podbiłem mu oko, na co on trafił mnie w nos. Wyczerpany wcześniejszą gonitwą szybko traciłem resztki sił. Szkop ściągnął mnie do parteru i zaczął kopać gdzie popadnie. Myślałem, że to mój koniec. Modliłem się do Boga o ratunek.
I go otrzymałem..
ᴀʟᴇᴋꜱʏ
Szedłem właśnie, aby udać się po Marcysię. Zostawiłem dziewczynę w uliczce, aby była bezpieczna. Nie chce żeby coś jej się stało. Jest dla mnie najważniejsza..
Zabiłem pierwszego szkopa w swoim życiu. Odebrałem komuś życie. Źle się z tym czuję. Każdy ma prawo żyć na tym świecie. Nawet taki zwyrodnialec jak on. Gdybym tego nie zrobił, a on by dostrzegł Marcelinę. Mógłby jej zrobić krzywdę. Nie wybaczyłbym sobie tego. Musiałem ją ochronić za wszelką cenę..
Zauważyłem, że hitlerowiec brutalnie pastwi nad chłopakiem. Wygląd jego był bardzo podobny do Janka. Jego rude włosy rozpoznam z kilometra! To musi być on! Postanowiłem się wtrącić. Nie mógłbym obojętnie przejść obok cierpienia.
Jak przyglądasz się złu i odwracasz głowę albo nie pomagasz, kiedy możesz pomóc, to stajesz się współodpowiedzialny. Bo twoje odwrócenie głowy pomaga tym, którzy dopuszczają się zła.
Podbiegłem do gestapowca tak szybko jak to możliwe i z całej siły przywaliłem mu pięścią w twarz. Mówię wam chłopa, aż obróciło. Walnął obrót o 360 stopni w powietrzu. Zaczęliśmy się szarpać i okładać pięściami gdzie popadnie.
Janek z jękiem podniósł się z ziemi i dołączył się do bójki. W pewnym momencie szkop wyciągnął pistolet. I wystrzelił.
Poczułem ból w lewym ramieniu. Z rany zaczęła się lać krew. Przyłożyłem do niej rękę, aby zatamować krwawienie.
Szkop wycelował w Janka ,lecz chłopak był sprytniejszy i wykręcił rękę hitlerowcowi tak, aby lufa pistoletu była skierowana w jego stronę.
Pistolet wystrzelił.
Ciało Niemca leżało bezwładnie na chodniku..
- Alek musimy uciekać. Dasz rade?- zapytał Rudzielec.
- Uciekajmy zanim kolejne szwaby tu się pojawią..- oznajmiłem.
Tak szybko jak to tylko możliwe ulotniliśmy się z miejsca zdarzenia. Ból przeszywał moje ramię na wskroś..
Najgorsze jest to, że jak znajdą ciało tego Niemca to zabiją sto naszych..
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro