ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁ 13
ᴍᴀʀᴄᴇʟɪɴᴀ
Proszę państwa oto jest ten dzień! Dzisiaj nastąpi druga akcja w moim życiu. Mam nadzieję, że będzie bardziej udana od tej pierwszej. Oby Zośka przydzielił mnie do rysowania kotwic. W końcu poczuje adrenalinę i udowodnię wszystkim, że się do tego nadaje! Plan mam dobry, oby wykonanie było równie dobre.
Niedługo ma po mnie wpaść Alek, Patrycja i Jasiu. Ostrzegam was Janek nie lubi, jak się tak do niego mówi bo mama go tak pieszczotliwie nazywa, czego Rudzielec nie znosi. Wiecie każda okazja żeby wkurzyć Janka jest dobra. A później możemy się pośmiać z obrażonego Rudzielca wyłudzającego buziaka od Pati. Przekomiczny widok po prostu.
Muszę wam również wspomnieć, że zamieszkałam sama. Nie chciałam siedzieć Dawidowskim na głowie. Wiele im zawdzięczam uwielbiam ich za to. Zżyłam się z nimi i to bardzo. Brakuje mi ich towarzystwa. Zawsze panowała tam taką rodzinna atmosfera, która sprawiała, że czułam się jak w domu. Było wesoło bo ktoś zawsze strzelił jakimś tekstem. Muszę wam powiedzieć , że tęsknię w szczególności za Aleksym. Za tą Glizdą przebrzydłą, która mnie cały czas łaskotała albo oblewała wodą z rana. Z Alkiem się zawsze mogę się spotykać, a jego mamę i siostrę mogę odwiedzić.
Ogólnie to ubrałam się w kombinezon ,który miał krótkie spodenki a góra jego była na cienkich ramiączkach. Był w kolorze musztardowym, na którym znajdywały się drobne, czerwone kwiatuszki. Ubrałam również wygodne trampki. Nie będę biegać na akcji w obcasach. Ja ledwo umiem w nich chodzić, a o bieganiu to raczej nie wspomnę. Bym się w nich dosłownie zabiła. U nas w XXI wieku ubiór dziewcząt znacząco różni od tego obecnego tutaj. Cóż moda z czasem się zmienia.
Usłyszałam dzwonek do drzwi to oznaczało, że moi towarzysze już przybyli. Mamy iść na zbiórkę, na której Zośka przydzielił nas do wyznaczonych zadań. A miejscem spotkania jest.. Uwaga was zaskoczę.. las! Tak dokładnie ten sam, w którym z Alkiem mieliśmy życiową szkołę przetrwania. Przygody tej nie zapomnę do końca swoich dni. Podobno szkopy dały sobie spokój z obstawianiu tego lasu, ponieważ stwierdzili, że nic nie osiągnął. Pierdoły jedne. Przez parę tygodni zbiórki odbywały się u Zośki, ale teraz gdy już jest bezpiecznie możemy wrócić na łono natury.
Otworzyłam drzwi kończąc zaplatać jednego z dwóch warkoczy . No nie moja wina że mi się jeden zepsuł. W drzwiach stali moi przyjaciele, którzy ilustrowali mnie wzrokiem.
- Dłużej się nie da? - zapytał Dawidowski.
- Przecież już jestem gotowa tylko warkocz mi się rozwalił.- prychnęłam wiążąc wstążeczkę na końcu warkocza.
- Kobiety.- westchnął Aleksy.
- Coś się nie podoba Aleczku? - zaśmiałam się.
- Nie skądże.- chłopak przekręcił oczami- Gotowa?
- Gotowa. - uśmiechnęłam się i wyszłam z mieszkania zamykając za sobą drzwi.
Proszę państwa widok znowu niezapomniany. Ten moment jest godny upamiętnienia. Janeczek znowu wyłudza buziaka, a raczej próbuje. Czy mu się uda? Możemy robić zakłady jak ktoś chce.( Możecie obstawiać w komentarzach czy naszemu Janeczkowi uda się wyłudzić czy też nie🤣🤣~dopis od aut.)
- Co mu się stało ? - zapytałam podśmiewując się.
- Strzelił focha za nazwanie go Jasiem.- powiedziała rozbawiona kasztanowłosa.
- Ale nerwus z tego Rudzielca. - zaśmiałam się - Temperament ma równie ognisty jak jego włosy .
- Ej! Wypraszam sobie! - odparł Janek zakładając ręce na klatce piersiowej- Ja nie jestem aż taki rudy! Mam tylko lekko rudawe końcówki!
- No dobrze dobrze spokojnie jak na wojnie. Pan Jan dzisiaj coś nie w humorze. - powiedziałam podśmiewując się .
Janeczek stał oparty o ścianę. Widać było, że on chce buziaka. On bez tego żyć nie może.
- Oj Janeczku co ja z tobą mam..- westchnęła kasztanowłosa i złożyła na ustach Rudzielca czuły pocałunek.
Janeczek już jest dzieckiem szczęścia. Już wcale nie jest zły. Jemu tylko buziaki w głowie. Jak Janeczek nie wyłudza buziaka to wiedz, że coś się dzieje !
- Zośka nas zabije.. - spojrzałam na zegarek.- Mamy mało czasu.
- Spokojnie..- powiedział Janek.
- Jak na wojnie ! - powiedzieli chórem Patrycja i Aleksy.
- To się nazywa synchronizacja- zaśmiałam się .
🌟
Wszyscy zaczęliśmy iść w stronę wyznaczonego miejsca spotkania. Droga minęła nam dość szybko na żartach i ciśnięciu szkopów. No nie moja wina,że jak jakiegoś widzimy i on zniknie z pola widzenia to taka piękna wiązanka się tworzy. Kiedyś ich tu nie będzie i wkońcu Polska będzie wolna. Znowu będzie można beztrosko odpocząć nad Wisłą.Piękny zapach wrzosów będzie unosił się w powietrzu. Ulice już nie będą spływać krwią niewinnych ludzi. Gdy szliśmy widzieliśmy beztrosko bawiące się dzieci. Niektóre z nich jeszcze nie wiedzą co to wojna. Są takie niewinnie i niczego nieświadome. Czasami chciałabym być beztroska tak jak one...
- No nie znowu zapora z pokrzyw?! Dalej ktoś jej nie wykosił?! - zapytałam oburzona.- Po co nam ona skoro i tak wiemy, że nie działa!
- Ktoś tu mówił, że ja jestem dzisiaj nerwowy. - zaśmiał się Rudzielec, na co prychnęłam.
- Już Cii.. Złość piękności szkodzi.- Aleksy wziął mnie na ręce .
- Ej no!- prychnęłam.
- Ale z ciebie dzisiaj Pan Maruda.-zaśmiał się Dawidowski pstrykając mnie w nosek, na co westchnęłam.
Janek delikatnie wziął na ręce Patrycję i uśmiechnął się zadowolony z siebie.
- Oj Janeczku, co ja z tobą mam. - westchnęła kasztanowłosa.
- I tak mnie kochasz.- Janek się chytrze uśmiechnął i zaczął iść w głąb lasu.
- Aleksy możesz mnie puścić dam radę..- powiedziałam patrząc mu w oczy.
- Nu nu nu.- niebieskooki pokręcił głową i wszedł w głąb lasu.
🌟
Doszliśmy do miejsca docelowego. Większość harcerzy byli już na miejscu co oznaczało tylko jedno- jesteśmy jednymi z ostatnich, na których czekają.
- Witamy spóźnialskich. Czekaliśmy tylko na was. - oznajmił Zośka.
- Przepraszamy za spóźnienie. - powiedzieliśmy równocześnie to się nazywa synchronizacja.
- No dobrze tym razem wam podaruje ,ale następnym razem zaczniemy akcje bez was. - powiedział Zośka.
Chłopcy postawili mnie i Patrycję na ziemi i poszliśmy się przywitać z wszystkimi.
- Janek, Patrycja, Anoda i Paweł idą rozwieszać plakaty z cytatem Piłsudskiego, który wymyślił Rudy .- oznajmił Zośka, na co wszyscy zgromadzeni zaczęli bić brawo dla Janeczka. Należało mu się w końcu wymyślił znakomite hasło.
- Dziękuję dziękuję. - powiedział Janeczek kłaniając się teatralnie.
- Dobrze już koniec..- powiedział uciszając wszystkich Zośka - Alek ,Marcelina, Buzdygan i ja namalujemy parę kotwic na mieście. Czy wszystko jest jasne? - zapytał blondyn.
- Tak jest! - wszyscy zgromadzeni odpowiedzieli mu chórem.
- Po wykonaniu zadania spotykamy się tutaj. Życzę wszystkim powodzenia. - powiedział Zośka - Uważajcie na siebie i nie dajcie się złapać. Czuwaj!
- Czuwaj!- odpowiedzieli wszyscy zgromadzeni.
- Powodzenia. - uśmiechnęłam się i zbiłam piątkę z Patrycją i Jankiem.
- Nawzajem i uważaj żebym znowu nie musiała wparować i spacyfikować jakiegoś szkopa. - zaśmiała się kasztanowłosa.
- Postaram się. - zaśmiałam się.
- Spróbuje ją przypilnować. - zaśmiał się Aleksy zbijając sztamę z Rudym i piątkę z Patrycją.
- Sama się przypilnuje. -zaśmiałam się.
- Marcepanku oboje wiemy, że ty się nie upilnujesz. - zaśmiał się niebieskooki i poczochrał mnie po włosach.
- Aleksy! - prychnęłam.
Alek był bardzo zadowolony z siebie, że poczochrał mi włosy. Ten chłopak jest niemożliwy.
Wszyscy zaczęli dobierać się w swoje grupy. Nasza grupa podzieliła się na dwie dwójki. Jestem z Alkiem, natomiast Zośka jest z Buzdyganem. Plan jest prosty jak zabranie dziecku cukierka. Jedna osoba stoi na czatach a druga jak tylko szybko umie rysuje znak Polski walczącej. Miejmy nadzieję, że ten symbol przywróci naszym rodakom poczucie patriotyzmu oraz pozwoli im uwierzyć w to, że kiedyś wszyscy będziemy cieszyć się wolnością.
Udało mi się przekonać Alka, abym to ja poszła na pierwszy ogień i namalowała kotwice na czerwonej cegle koszar lotniczych.
- Teraz albo nigdy. Tylko uważaj na siebie.. - powiedział z troską Aleksy.
- Będę. Obiecuję.- pocałowałam go w policzek i pobiegłam narysować moją pierwszą kotwicę.
Strasznie się bałam, ale nie pozwolę mu aby mną zawładną. Nie tym razem. Dam radę i to zrobię!
Podbiegłam do czerwonej cegły koszar lotniczych i zanurzyłam pędzel w czarnej farbie. Mimo, że trzęsły mi się ręce niemiłosiernie to udało się! Narysowałam ją!
- Szkopy! - powiedział na tyle głośno żebym usłyszała i podbiegł do mnie łapiąc mnie za rękę i wciągając w jakąś uliczkę.
Wszystko jak zawsze musiało się spierdzielić..
- Alek farba..- szepnęłam.
- Cii..- Alek pogłaskał mnie po dłoni.
Dwóch szkopów podeszło do ściany i spojrzeli na namalowany symbol.
- Was ist das?! ( Co to jest ?! ) - powiedział wściekły gestapowiec kopiąc puszkę farby, która rozlała się na chodnik.
- Polnische Banditen! ( Polscy bandyci ! )- powiedział drugi rozglądając się .- Sie nicht können weit entkommen! ( Nie mogli uciec daleko!)
Obaj gestapowcy zaczęli przeczesywać teren. Już myśleliśmy że nie zajrzą do uliczki gdzie byliśmy. Niestety pomyliliśmy się . Jeden nas zobaczył .
- Halt! ( Stać !) - zaczął drzeć się na całą okolicę.
Wraz z Alkiem zerwaliśmy się do biegu. Biegliśmy przed siebie.
- Polnische Hunde! ( Polskie psy! ) - krzyczał goniący nas szkop.
- Alek co my teraz zrobimy ? - zapytałam biegnąc obok chłopaka .
- Zgubimy ich biegnąc uliczkami.- oznajmił.
- A znasz drogę?- zapytałam się na co chłopak kiwnął głową.
Musiał się z Jankiem i Zośką chyba dużo po Warszawie szlajać skoro zna wszystkie uliczki. Pewnie im się na lekcjach w Batorym nudziło to sobie na wagary chodzili. Nie no żarcik z nich pilni uczniowie byli.
Mam nadzieję, że ich zgubimy w przeciwnym razie dostaniemy bilet w jedną stronę..
Na Aleję Szucha..
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro