ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁ 1
ᴍᴀʀᴄᴇʟɪɴᴀ
Obudziłam się z wielkim bólem głowy w jakimś obcym mieszkaniu. Skąd ja tu się wzięłam? Gdzie ja w ogóle jestem?
- Ooo śpiąca królewna się obudziła. Jak się czujesz?..- usłyszałam męski głos.
Spojrzałam w stronę usłyszanej wypowiedzi i powiedziałam:
- Kim jesteś i skąd przybywasz?
- Marcysiu jak poetycko się wyraziłaś. Nie pamiętasz mnie? Jak mogłaś mnie zapomnieć..- chłopak spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
- Słucham? Ale ja cię nie znam..- powiedziałam przestraszona, jednak dałabym sobie rękę uciąć, że skądś znam tego chłopaka.
- Powiedz ,że udajesz..- chłopak powstrzymywał się od uronienia łzy.
- Chciałabym udawać..
Zaczęłam się zastanawiać kim może być ten chłopak, który wydaje mi się być tak bardzo znajomym.
Przyjrzałam dokładnie tak, jakbym badała wzrokiem każdy szczegół opisujący jego wygląd.
Jego oczy były niebieskie niczym błękit oceanu. Jak niebo, na którym nie ma ani jednej chmurki. Jego czupryna była bujna, a twarz zmartwiona, jednak wyglądał na takiego, co jest zawsze uśmiechnięty. I nie da się ukryć, że był bardzo, ale to bardzo przystojny.
Kim może być chłopak, którego ujrzałam?
Zaczęłam łączyć wszystkie fakty, które dotychczas zebrałam.
Z każdą chwilą byłam coraz bliżej odkrycia jego tożsamości.
I bliżej..
Aż nagle mnie olśniło!
- Już wiem kim jesteś! Maciej Aleksy Dawidowski prawda?- krzyknęłam podekscytowana.
To on! To jest na bank on! Mój ulubiony bohater z "Kamieni na szaniec" stoi przede mną i na dodatek mnie zna!
Stop Marcelina nie ekscytuj się za bardzo.
- Dokładnie tak. Czemu tak oficjalnie się do mnie zwracasz Marcepanku? - chłopak pomierzwił moje włosy.
- Aleksy! - prychnełam oburzona.
- Panienka się nie denerwować raczy bo złość piękności szkodzi.- niebieskooki uśmiechnął się cwanie.
- To już raczej mi nie zaszkodzi mogę się denerwować ile tylko wlezie! - prychnęłam.
- Dobrze Marcepanku już będę grzeczny obiecuje. To były tylko niewinne żarty.- powiedział niebieskooki patrząc na mnie słodkimi oczkami.
Tym oczom nie da się oprzeć są takie piękne.
- No dobrze Aluś jestem w stanie wybaczyć ci twój niegodziwy czyn. - uśmiechnęłam się.
- Oh dziękuję ci łaskawa pani.- ukłonił się teatralnie.
Oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
Rechotaliśmy w niebo głosy. Czułam się w jego towarzystwie bardzo dobrze tak, jakbym go znała od lat.
To wszystko jest dla mnie zbyt skomplikowane. Nie wiem jakim sposobem się tu znalazłam. Owszem miewałam sny z bohaterami tej książki. Czasami też lubiłam sobie marzyć o tym, że ich spotykam, czy też uczestniczę z nim w różnych akcjach. Jednak to wszystko było nierealne. Wydawało się być tak odległe. Po prostu bujałam w obłokach bo czasem tak jest najlepiej zapomnieć o wszystkim, co nas otacza.
Nigdy nie wiemy, co nas spotka w ciągu dnia. Mamy więc tyle pola do wyobraźni.~ Ania Shirley.
Moja przepona bolała mnie niezmiernie. Widziałam po chłopaku, że on również nie ma siły już dalej się śmiać. Nie minęła więc chwila, aż wkońcu uspokoiliśmy się .
Postanowiłam więc spytać się chłopaka o to, jakie zdarzenie właściwie miało miejsce. Jak się tu znalazłam oraz dlaczego tak strasznie boli mnie głowa.
- Aluś mam pytanie.- powiedziałam nieśmiało.
- Pytaj o co zechcesz na wszystko odpowiem.- uśmiechnął się i puścił do mnie oczko.
- Jak to się stało,że znalazłam się u ciebie?
Chłopak jakby posmutniał w momencie. Jego oczy wcześniej pełne radości stały się bardziej zmartwione i troskliwe.
- Dzisiaj rano uparłaś się, że pójdziesz z nami zrywać hitlerowskie flagi z budynku Zachęty. Jak zawsze postawiłaś na swoim uparciuszku. - zaśmiał się słabo i począł kontynułować opowiastkę.- Miałaś zerwać jedną flagę, jednak jeden granatowy policjant cię zauważył i uderzył mocno swoją pałką w głowę..Byłaś strasznie blada..Z twojej głowy w jednym miejscu sączyła się krew..- Dawidowski znowu przerwał, aby nabrać powietrza w płuca. Złapałam go za rękę, aby dodać mu otuchy.- Myśleliśmy,że nie żyjesz.. Szybko wezwaliśmy doktora, który na szczęście stwierdził,że wyjdziesz z tego..
Widziałam,że w jego oczach pojawiły się łzy, lecz niebieskooki skutecznie próbował je powstrzymać.
Delikatnie ścisnęłam jego dłoń i pogłaskałam go po niej kciukiem.
- Wszystko jest już dobrze. Czuję się już lepiej. - uśmiechnęłam się do niego promiennie.
- Naprawdę nic nie pamiętasz z wydarzeń z dzisiejszego ranka?- zapytał troskliwym głosem.
I co ja mam mu teraz odpowiedzieć? Jeszcze przed chwilą przebywałam u siebie w domu. Byłam zwykłą, szarą nastolatką, która zwyczajnie położyła się spać po całym męczącym szkolnym dniu. Pragnęłam tylko odpocząć. Zasnęłam i nagle zjawiłam się tutaj.
- Nie pamiętam.. Naprawdę nic nie wiem.. I niczego nie rozumiem..
Chłopak widząc moje zakłopotanie postanowił nie naciskać. Czule pogłaskał mnie po policzku i kliknął w nosek.
Do pokoju wbiegł uradowany chłopak o rudawych włosach, piegowatej twarzy i zwadniackim usmieszku.
Od razu wiedziałam,że to nikt inny jak Jan Bytnar bo któż inny mógłby tak się zachowywać.
- Witam was serdecznie! Ktoś się stęsknił za moją osobą? - podskoczył uradowany i usiadł na brzegu łóżka,na którym leżałam.
- Za tobą Rudzielcu nie da się nie tęsknić.- powiedział sarkastycznie Alek.
Oj trafiła kosa na kamień. Te słowa wywołały bulwers u rudzielca, który zrobił oburzoną minkę.
- Wysoki jak brzoza a głupi jak koza! - powiedział oburzony Janek.
- Jaki stary taki głupi! - odgryzł się Alek.
- Dość! Nie żeby coś,ale pragnę zauważyć,że ja tu też jestem.- powiedziałam lekko podirytowana.
- Ah te kobiety. Zawsze pragnął zwrócić na siebie uwagę.- powiedział Janek z cwaniackim uśmieszkiem.
- Debil i kretyn!
Wkurzyłam się. Tak nie będzie! Nie na mojej zmianie!
Wzięłam więc moją broń, którą była poduszka i wycelowałam w Janka. Gdy byłam pewna, że mam szansę trafić w moją " ofiarę" rzuciłam moim "pociskiem".
Ale coś niestety nie wyszło, albowiem poduszką oberwał Alek. Dawidowski stwierdził, że nie będzie mi dłużny i również " uzbroił się " w broń, która była również poduszka.
I tak właśnie zaczęła się wielką bitwa na poduszki.
Ganialiśmy się po całym mieszkaniu, chichocząc tak, że pewnie cała kamienica nas słyszała.
Nagle do mieszkania Dawidowskich wszedł chłopak o bardzo wyjątkowej, kobiecej urodzie. Twarz jego była o rysach delikatnych oraz subtelnych. Wysoki blondyn o niebieskich oczach przyglądał nam się ze zdziwieniem. Byłam pewna,że to właśnie musi być Tadeusz" Zośka " Zawadzki.
Byliśmy tak wciągnięci w swoją zabawę, że przez swoją nieuwagę trafiliśmy blondyna poduszką w głowę. To się nazywa niezłe wyczucie czasu.
Chłopak spojrzał na nas, a my jak na zawołanie staliśmy się skruszeni niczym dzieci czekające na karę od swojego ojca.
- Ekhem. Widzę, że nasz Marcepanek czuje się lepiej.- Zośka skierował się do mnie.
- Ktoś mi wyjaśni, dlaczego wszyscy mówicie do mnie Marcepan?- powiedziałam lekko oburzona.
- Chyba wolisz być Marcepanem niż Krasnalem. - powiedział Janek,a na jego twarz wpłyną zwadniackim uśmiech.
Nienawidzę jak ktoś nazywa mnie krasnalem. Owszem jestem dość niska jak na swój wiek. No dobra bardzo mam 163 cm wzrostu, ale to nie powód, aby nazywać mnie w ten sposób.
- Już wolę Marcepan. - prychnełam i tupnęłam nóżką.
- Marcyś nie obrażaj się on to jest tępy jak szpadel.- Alek objął mnie ramieniem.
- Ej wypraszam sobie! - oburzył się Rudzielec.
- Dość! Normalnie jak z dziećmi.- powiedział Zośka i pokręcił głową.
Naprawdę był jak karcący ojciec. Na jego rozkaz wszyscy zostawali ustawieni do pionu.
- Może zaprowadzili byście mnie do mojego domu?
- Myślę, że powinnaś zostać u mnie dopóki nie wyzdrowiejesz w pełni.- powiedział Alek i mocno mnie przytulił, jednak czułam jakby biła od niego niepewność. Jakby coś przede mną ukrywał.
To był tylko przyjacielski uścisk proszę sobie tu za dużo nie wyobrażać.
Ja i Alek to tylko przyjaciele. Nic więcej.
- Gołąbeczki my też tu jesteśmy - zachichotał Janek.
- Przecież wiem. - odparłam sarkastycznie.- Janek ciebie jest wszędzie pełno, więc o twojej obecności nawet jak by się chciało,to nie da się zapomnieć.- powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Racja.- powiedział Janek z bananowym uśmiechem na twarzy.
Ten to lubi być w centrum uwagi. Ewidentnie wygląda na kobieciarza,za którym ogląda się pół Warszawy.
- Dobrze miło się powygłupiać,ale teraz do łóżka moja damo.- Alek powiedział poważnym tonem.
- Ale Alek jeszcze możemy..
- Nie ma żadnego ALE.. Musisz nabrać sił słoneczko.
-No dobrze..- spuściłam główkę i pokornie skierowałam się w stronę pokoju.
Zośka wraz z Jankiem zaczęli zawzięcie z sobą o czymś dyskutować. Aleksy postanowił nie wcinać się w ich rozmowę.
Objął mnie ramieniem i zaprowadził do pokoju cały czas będąc przy tym delikatnym jakbym była z porcelany. Nie chciał żeby coś mi się stało.
Wykonałam polecenie niebieskookiego i wygodnie położyłam się na łóżku.
- Aluś.- powiedziałam nieśmiało.
- Co tam Marcysiu?- zapytał i podszedł bliżej łóżka po czym okrył mnie kołderką.
- Będziesz tutaj dopóki nie zasnę?- zapytałam patrząc mu w oczy.
- Jasne, że tak Marcepanku.- kliknął mnie w nosek i usiadł na brzegu łóżka łapiąc mnie za rękę.
Nawet nie wiem, kiedy oddałam się w objęcia Morfeusza.
Gdy każdy z nas zasypia, każdego wieczoru śni nam się co innego. Najróżniejsze barwy wypełniają naszą głowy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro