ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁ 34
ᴀʟᴇᴋꜱʏ
Gwiazdy spowiły całe niebo. Nastała noc. Noc głucha i ciemna. Wszyscy mieszkańcy Warszawy zaczęli gasić światła w swoich domostwach. Na ulicy od godziny policyjnej nie było żadnego żywego ducha z wyjątkiem szkopskich patroli, które pilnowały każdy zakątek miasta.
Gdy Marcelina zasnęła przyglądałem się jej. Obserwowałem jej twarz z troską mocno ją przy tym przytulając. Czym zawiniła tak delikatna istota, że spotkało ją coś takiego? Za jakie grzechy to się stało? Straciła rodziców, a teraz prawie została skrzywdzona w najgorszy i brutalny sposób..
Ale też przeze mnie..
Gdyby nie ten pocałunek nie wybiegłaby z mieszkania..
Gdyby nie ten pocałunek z jej ciemnych jak noc oczu nie lały by się łzy..
Gdyby nie ten pocałunek nie byłaby zraniona..
Czy czułem się winny?..
Tak..
Dlaczego?..
Bo zraniłem najważniejszą osobę w moim życiu, którą kocham całym sercem..
Spytacie dlaczego jej o tym nie powiesz?..
Bo jestem tchórzem. Po prostu tchórzem, który boi się przyznać do swoich uczuć bo myśli, że tym wszystko zepsuje. Zachowujemy się jak rodzeństwo, choć ona wcale nie jest dla mnie niczym siostra. Ta dziewczyna jest panią mojego serca..
Delikatnie wziąłem moją księżniczkę na ręce. Poczułem jak jej drobne ręce oplatają się na mojej szyi. Czułem bicie jej serca. Biło strasznie szybko. Cały czas bił od niej niepokój.
Skierowałem się w stronę mojego pokoju. Szedłem powoli i spokojnie, aby nie przerwać snu czarnowłosej. Wszedłem do pomieszczenia i podszedłem do łóżka delikatnie kładąc na nim śpiącą Marcysię. Dziewczyna niespokojnie zaczęła się panicznie wiercić, a jej oddech stał się przyśpieszony. Położyłem się obok niej i mocno ją przytuliłem.
Po dłuższej chwili ciemnooka stała się spokojniejsza. Dziewczyna położyła głowę na mojej klatce piersiowej i słodko westchnęła przez sen. Pocałowałem ją w czoło i okryłem ją kołdrą.
Głaskałem ją uspokajająco po głowie i mocno przytulałem do siebie. Nie chce wypuścić jej z rąk nawet na chwileczkę. Uwielbiam jak jest blisko mnie. Czułem jak powoli się uspokaja, a jej serce zaczyna bić spokojniej, jednak czy na długo?
Przez żaluzje do pokoju wpadało załamujące się światło księżyca. Była pełnia. Postanowiłem pilnować mojej księżniczki i uspokajać ją, gdy będzie to potrzebne.
🌟
Obudziłem się gwałtownie, gdy promyki słońca padały na moją twarz. Przez większość nocy nie spałem i uspokajałem moja księżniczkę. Musiało mi się przysnąć..
Spojrzałem w swoją lewą stronę. Na szczęście nie obudziłem Marcysi. Słodko spała mając niesforne kosmyki na twarzy, które delikatnie odgarnąłem dłonią, na co ona słodko zamamrotała coś pod nosem. Spojrzałem na zegar, który wskazywał godzinę siódmą.
Usłyszałem pukanie do pokoju. Drzwi się otworzyły, a w nich stanęła Marysia, która zbierała się do szpitala, aby pomóc w opiece przy rannych.
- Alek..- powiedziała szeptem i pokazała żeby wyszedł z nią z pokoju.
Kiwnąłem głową na znak, że rozumiem i wstałem jak najciszej tak, aby nie obudzić Marcysi. Zobaczyłem, że Marcelina nie leżała do końca pod kołdrą, więc okryłem ją pościelą, a następnie pocałowałem w czoło. Skierowałem się w stronę wyjścia z pokoju. Cicho wyszedłem z pomieszczenia przymykając za sobą drzwi.
- O matko wyglądasz jak siedem nieszczęść! - powiedziała głośno Marysia.
- Ciszej proszę cię Maryś. - przyłożyłem palec do ust.
- No dobrze.. Chodź do kuchni Macieju.- powiedziała i poszła w stronę wspomnianego pomieszczenia.
Moja siostra mówiła do mnie Maciej tylko wtedy, gdy miała poważny temat do rozmowy.
Poszedłem za nią i oparłem się o szafki kuchenne.
- Słuchaj.. Co się dzieje? Co się wczoraj wydarzyło? Pół nocy nie spałam bo się martwiłam..- powiedziała zmartwiona Marysia.
- Wczoraj.. Byliśmy na urodzinach Basi.. I..- głos mi zadrżał.
- I?..- zapytała Marysia.
- Basia mnie pocałowała.. Nie spodziewałem się tego. .Odepchnąłem ją.. ale Marcysia wszystko widziała..- zeszkliły mi się oczy.- Z jej oczu zaczęły płynąć łzy i wybiegła z mieszkania. Próbowałem jej to wytłumaczyć, ale nie chciała mnie słuchać.. Pobiegłem za nią, a na zewnątrz padał deszcz. Zobaczyłem że jakiś szkop..- głos mi zadrżał.- Się do niej dobierał.. Załatwiłem go, a Marcelinę zabrałem do nas. Resztę już znasz..
Marysia od razu mnie mocno przytuliła.
- Wiem, że czujesz się winny za to, co się stało. Wiem też, że nie jest ci obojętna, a wręcz przeciwnie. Widać to od samego początku waszej znajomości. To w jaki sposób na nią patrzysz, jak się o nią troszczysz. Kochasz ją i to widać. To nie była twoja wina, że Basia cię pocałowała. Nie wiedziałeś, że to się stanie. Uratowałeś Marcelinę. Napewno jest ci za to wdzięczna. Ona czuję to samo co ty. To również widać z daleka, ale wy mężczyźni nie dostrzegacie czasem rzeczy oczywistych. Musicie to sobie wyjaśnić i musisz jej powiedzieć to co czujesz. Nie możesz kryć swoich uczuć. Ona teraz może jeszcze nie być gotowa na to, żeby o tym rozmawiać po tym co się stało, ale uwierz mi, że wszystko się ułoży. Chociaż ten raz posłuchaj siostry i zrób to co mówię. Tylko jeszcze nie teraz. Na wszystko przyjdzie czas..- powiedziała mocno mnie przytulając.
- Masz rację Marysiu. Dziękuję ci za radę. Na wszystko przyjdzie czas..
Trwaliśmy w uścisku jeszcze przez chwilę dopóki Marysia nie oznajmiła, że musi już iść do szpitala.
Wziąłem sobie radę siostry do serca. Ona ma rację. Powinienem to zrobić, ale jeszcze nie teraz. Nie po tym co się stało. Marcysia miewa napady strachu, bije od niej niepewnością. W nocy zdarzyło jej się wiercić i mieć przyśpieszony oddech. To jeszcze nie jest odpowiednia chwila na takie wyznanie..
Na wszystko przyjdzie czas..
Zrobiłem sobie kawusie rozbudzającą i stałem opierając się o szafki kuchenne.
Stałem tak jeszcze chwilę, a gdy skończyłem pić kawę miałem zamiar wrócić do Marcysi, jednak usłyszałem dzwonek do drzwi.
Zacząłem iść w ich kierunku. Po drodze zajrzałem jeszcze do pokoju, żeby upewnić się czy Marcysia jest spokojna i czy się nie obudziła. Dotarłem do drzwi i otworzyłem je, a na klatce schodowej ujrzałem Patrycję i Janka trzymających się za ręce.
- Marcelina jest z tobą?- zapytała zmartwiona.- I co się właściwie wczoraj stało nagle zniknęliście z przyjęcia?..
- Jest tutaj, ale jeszcze śpi potrzebuje trochę odpoczynku..- powiedziałem i zaprosiłem moich przyjaciół do środka.- Za chwilę wszystko wyjaśnię..
- Widzisz kochanie mówiłem, że tutaj są.- powiedział Janek i pogłaskał kciukiem dłoń kasztanowłosej, na co ona pokiwała głową.
- Chodźmy do salonu.- powiedziałem i wskazałem w stronę wspomnianego wcześniej pomieszczenia.
Cała nasza trójka weszła do salonu i usadowiła się na kanapie.
- Napijecie się czegoś?- zapytałem.
- Nie dziękujemy. Lepiej opowiadaj co się stało..- powiedziała kasztanowłosa przytulając się do swojego ukochanego.
- No dobrze..
Zacząłem opowiadać historię nie pomijając żadnego szczegółu. Nie kryłem się ze swoimi emocjami. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Głos mi drżał.
- Jak ona się ma?- zapytała troskliwym głosem Patrycja.
- Jak na razie śpi, ale przez całą noc była niespokojna..- powiedziałem i otarłem łzy z policzków.
- Dobrze, że tam wtedy byłeś..- powiedział Janek przytulając swoją ukochaną.
- To wszystko moja wina..
- Alek nie obwiniaj się, bo to nie jest twoją winą, że Basia cię pocałowała. Od początku wiedziałam, że ta franca coś knuje. Widziałam jak zazdrośnie patrzy w waszą stronę. Wiem, że ty byś nie skrzywdził Marceliny bo ją kochasz..- powiedziała kasztanowłosa.
- Kocham i to bardzo..- oznajmiłem.- Ale ją skrzywdziłem..
- Alek spokojnie. Wszystko się ułoży. Jestem pewna, że ona czuje to samo..- Patrycja położyła głowę na ramieniu Janka.
- Jakbym słyszał dzisiaj rano moją siostrę.- stwierdziłem.
- Czyli nie tylko ja tak uważam.- powiedziała kasztanowłosa.
- Dokładnie.
- Słuchaj bracie głowa do góry. Wyjaśnicie sobie wszystko i będzie dobrze, ale na razie skupmy się na tym, żeby Marcelina doszła do siebie.- powiedział Janek przytulając Patrycję.
- Macie rację..
Zdawało mi się przez moment, że usłyszałem cichy głos, który wypowiedział moje imię. Pomyślałem niemal od razu, że należy on do Marcysi.
- Wy też to słyszeliście?- zapytałem.
- Taki cichutki głos chyba cię wolał.- powiedział Janek przytulając swoją ukochaną.
- To Marcysia. Pójdę do niej i zobaczę co się dzieje. Jak będzie wszystko okej to was zawołam.- powiedziałem, na co moi przyjaciele pokiwali głowami.
Udałem się do mojego pokoju i wszedłem do środka. Zobaczyłem na łóżku Marcysię, która leżała z przyciągniętymi kolanami do klatki piersiowej i spoglądała w moją stronę. Podszedłem bliżej i usiadłem na łóżku, na co ona trochę się odsunęła.
- Hej słoneczko nie bój się to ja..- powiedziałem troskliwym głosem.
- Aluś..- powiedziała i podniosła się wyżej po czym mocno się do mnie przytuliła.- Przepraszam, chciałam się upewnić, że to ty..
- Nic nie szkodzi księżniczko.- mocno ją przytuliłem.- Może zaparze ci ziół na uspokojenie? Moja siostra jak się czymś denerwuje to pije melisę.
- Poproszę. Jeśli to nie problem..- powiedziała lekko drżącym głosem i mocno się wtuliła.
- To żaden problem słoneczko..- pocałowałem ją w czoło.- W salonie jest Patrycja i Janek zawołać ich?
Gdy usłyszała ich imiona lekko się uśmiechnęła i pokiwała głową.
- Za chwileczkę wracam..- powiedziałem i kliknąłem ją w nosek, a ona znowu lekko się uśmiechnęła.
Poszedłem do salonu i powiedziałem Patrycji i Jankowi, żeby poszli do Marceliny, a sam udałem się do kuchni, aby zaparzyć zioła dla Marceliny.
Gdy wykonałem wspominaną czynności wróciłem do pokoju. Patrycja z Jankiem siedzieli na łóżku obok Marceliny.
- Jak się czujesz kochana?- zapytała czarnowłosą Patrycja i delikatnie ją przytuliła.
- Jest lepiej niż wczoraj..- oznajmiła ciemnooka i wtuliła się.
Janek siedział można powiedzieć jak nie on. Niezbyt wiedział jak się zachować. Nie chciał wystraszyć dziewczyny. Rozumiałem go doskonale bo również sam czułem to samo za każdym razem, gdy chciałem podejść do czarnowłosej.
Niepewnie podszedłem bliżej i podałem Marcysi kubek.
- Dziękuję.- powiedziała i lekko się uśmiechnęła.
- Nie ma za co księżniczko.- uśmiechnąłem się po czym obróciłem się z zamiarem, aby usiąść na fotelu.
- Nie idź proszę..- powiedziała czarnowłosa z prośbą w głosie.
- Nigdzie nie idę słoneczko.
Dziewczyna złapała moją dłoń i delikatnie pociągnęła mnie, aby usiadł obok niej na łóżku po czym usiadła mi na kolanach i lekko uśmiechnięta piła sobie melissę. Objąłem ją i pocałowałem w policzek.
- Jasiu stało się coś, że jesteś taki cichutki?- zapytała się kasztanowłosa przytulając się do swojego ukochanego.
- Właśnie Jasiu, dlaczego?- odezwała się cichym głosem czarnowłosa.
- Ej ej! Wiecie, że nie cierpię jak się na mnie mówi Jasiu.- prychnął Rudzielec.
- A dlaczego?- zapytała czarnowłosa nadal cichym głosem, ale z nutką cwaniactwa.
- Mam opowiedzieć pasjonującą historię o tym, jak moja mama nazwała mnie tak, gdy byłem w wieku młodzieńczym? - powiedział oburzony Janek.- Ale ty Alek masz się nie śmiać.
- Taaaak! Powiedz! - powiedziała jego ukochana.
- No dobrze. Było to tak.. Razem z całą naszą klasą w Batorym staliśmy przed salą lekcyjną. Jak zawsze droczyłem się z Alkiem, a Tadeusz próbował nas uspokajać. Czyli nic nowego. Okazało się, że zapomniałem śniadania. To moja mama stwierdziła, że mi je przyniesie. No i przyszła do szkoły pod sale i publicznie powiedziała do mnie " Jasiu ale z ciebie gapa". Od tamtej pory nienawidzę jak ktoś nazywa mnie Jaś. Ot cała historia.- powiedział Rudzielec przytulając swoją ukochaną.
Lekko się podśmiechiwałem na myśli o tym wspomnieniu. Mówię wam gdybyście widzieli wtedy minę Janka. To było złoto. Usłyszałem cichutki chichot Marceliny, która piła sobie ziółka. Jak dobrze było usłyszeć chociaż chwilę jej śmiech..
- Ale zdrobnienie Jasiu jest słodkieeee.- powiedziała kasztanowłosa z uśmiechem na twarzy i złożyła na ustach swojego ukochanego czuły pocałunek.
Wszyscy wiemy jak na Janka działają buziaki.
Siedział z bananem na twarzy i zadowolony z życia. Ten to ma dobrze.
_________________________________
ᴡɪᴛᴀᴊ ʟᴜᴅᴜ ᴡᴀᴛᴛᴘᴀᴅᴀ! 🤣❤️
ᴅᴢɪꜱɪᴀᴊ ᴅʟᴀ ᴏᴅᴍɪᴀɴʏ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁ ᴢ ᴘᴇʀꜱᴘᴇᴋᴛʏᴡĄ ᴀʟᴇᴋꜱᴇɢᴏ. ᴊᴀᴋ ᴍʏŚʟɪᴄɪᴇ ᴏ ᴄᴏ ᴄʜᴏᴅᴢɪ ᴢ ᴛʏᴍɪ ꜱŁᴏᴡᴀᴍɪ" ᴘʀᴢʏᴊᴅᴢɪᴇ ɴᴀ ᴛᴏ ᴄᴢᴀꜱ?" ᴄʜʏʙᴀ ᴋʟᴜᴄᴢᴏᴡᴇ ʜᴀꜱŁᴏ ᴛᴇɢᴏ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁᴜ🤣🤣🤣
ᴘʀᴢʏᴄʜᴏᴅᴢĘ ᴅᴏ ᴡᴀꜱ ʀÓᴡɴɪᴇŻ ᴢ ᴅᴏŚĆ ɪꜱᴛᴏᴛɴĄ ɪɴꜰᴏʀᴍᴀᴄᴊĄ. ᴏᴛÓŻ ᴢᴀᴄᴢʏɴᴀ ꜱɪĘ ʀᴏᴋ ꜱᴢᴋᴏʟɴʏ, ᴀ ᴄᴏ ᴢᴀ ᴛʏᴍ ɪᴅᴢɪᴇ- ɴᴀᴛŁᴏᴋ ɴᴀᴜᴋɪ. ᴊᴇꜱᴛᴇᴍ ᴛᴇʀᴀᴢ ᴡ ɪ ʟɪᴄᴇᴜᴍ ɪ ʙĘᴅĘ ᴍɪᴀŁᴀ ᴛʀᴏꜱᴢᴇᴄᴢᴋĘ ᴍɴɪᴇᴊ ᴡᴏʟɴᴇɢᴏ ᴄᴢᴀꜱᴜ ɴɪŻ ᴊᴀᴋʙʏᴍ ʙʏŁᴀ ᴡ ᴘᴏᴅꜱᴛᴀᴡÓᴡᴄᴇ. ᴛᴀᴋ ᴡɪĘᴄ ɪɴꜰᴏʀᴍᴜᴊᴇ ᴡᴀꜱ, Żᴇ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁʏ ʙĘᴅĄ ꜱɪĘ ᴘᴏᴊᴀᴡɪᴀĆ ᴄᴏ ᴅᴡᴀ ᴛʏɢᴏᴅɴɪᴇ ᴊᴇŻᴇʟɪ ᴄᴢᴀꜱ ᴍɪ ɴᴀ ᴛᴏ ᴘᴏᴢᴡᴏʟɪ.
ŻʏᴄᴢĘ ᴍɪŁᴇɢᴏ ᴅɴɪᴀ/ ᴡɪᴇᴄᴢᴏʀᴀ/ ɴᴏᴄʏ
ᴛᴜʟᴀꜱᴋɪ🤗🤗🤗❤️❤️❤️❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro