ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁ 28
ᴏᴢɴᴀᴄᴢᴇɴɪᴀ:
• ᴄᴢᴄɪᴏɴᴋĄ ᴘᴏᴄʜʏŁĄ ꜱĄ ɴᴀᴘɪꜱᴀɴᴇ ᴍʏŚʟɪ ᴀʟᴋᴀ ᴏʀᴀᴢ ᴄʏᴛᴀᴛʏ.
• ᴢɴᴀᴋɪᴇᴍ "~" ʙĘᴅᴢɪᴇ ᴏᴢɴᴀᴄᴢᴏɴʏ ʙĘᴅᴢɪᴇ ᴏᴅʙɪᴏʀᴄᴀ ᴛᴇʟᴇꜰᴏɴᴜ.
Żʏᴄᴢᴇ ᴡꜱᴢʏꜱᴛᴋɪᴍ ᴍɪŁᴇɢᴏ ᴄᴢʏᴛᴀɴɪᴀ 😘❤️
__________________________________
ᴀʟᴇᴋꜱʏ
Szedłem spokojnym krokiem wzdłuż ruchliwej ulicy, na którą zdecydowałem się wbiec i zgubić swój " ogon". Za sobą usłyszałem ostatnie krzyki niemieckich żołnierzy, którzy zdezorientowani usiłowali zlokalizować mnie w tłumie, lecz zbędne były ich starania, ponieważ znalezienie kogoś w tak zaludnionej ulicy graniczy niemal z cudem.
Musiałem wrócić do mieszkania Janka. Dla bezpieczeństwa wybrałem dłuższą drogę. Nie chciałem mieć kolejnego dość niemiłego spotkania z szkopami.
Szedłem spokojnym krokiem z przysłowiową " głową w chmurach". W moich myślach cały czas była ona- czarnowłosa piękność, której spojrzenie przez moment zetknęło się z moim. Ile bym dał, żeby móc patrzyć nieustannie w te ciemne niczym bezgwiezdne niebo oczy. Osoba czarnowłosej dziewczyny od początku naszej znajomości mnie intrygowała. Nie mogłem przestać o niej myśleć. Cały czas chodziła mi po głowie nie ważne było w jakiej porze dnia czy nocy. Imponowała mi bardzo swoim sposobem bycia. Podobało mi się to, że potrafi się cieszyć jak dziecko z małych rzeczy. Nie będę owijał w bawełnę. Po prostu ją kocham całym sercem, lecz boje się jej to wyznać.. Nie wiem czy ona czuje to samo.. Zachowujemy się jak brat i siostra..
Kiedy tylko zobaczyłem jej sylwetkę w oknie Bytnarów uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy. Gdy okazało się, że ma kłopoty bez zastanowienia wybiegłem przed kamienice. Stanąłem niedaleko miejsca zdarzenia opierając się o blok mieszkalny przysłuchując się całemu zajściu. Po ciemnookiej dało się czytać jak z otwartej księgi. Zawsze wiedziałem kiedy jest szczęśliwa, podekscytowana czy też zestresowana. Widziałem po niej, że próbuje być opanowana choć się bardzo boi. Oliwy do ognia dolał gestapowiec, który kazał pokazać jej swoje dokumenty. Gdy usłyszałem jak ciemnooka z wyraźnym zdenerwowanie mówi drżącym głosem, że zapomniała kenkarty to nie myślałem długo nad tym co powinienem zrobić po prostu poczułem pewnego rodzaju impuls by wyciągnąć ją z opresji. Wyciągnąłem pistolet i bez zastanowienia wybiegłem na środek ulicy po czym wystrzeliłem w niebo, aby zwrócić uwagę kontrolujących ją gestapowców.
W świecie, gdzie śmierć jest na łowach,
nie ma czasu na wyrzuty sumienia czy wahania. Czasu wystarcza wyłącznie na decyzję. Obojętnie jakie są te decyzje, żadna z nich nie ma większej wagi od innych. W świecie, gdzie śmierć jest na łowach nie ma decyzji ważnych czy nieważnych. Są tylko decyzje podejmowane przez wojownika w obliczu nieuchronnej zagłady.~ Nenneke, Andrzej Sapkowski, Wiedźmin Sezon Burz
Po przejściu paruset metrów zorientowałem się, że na ulicy, na której obecnie się znajduje dzieje się coś niedobrego. Ludzie zaczęli uciekać w różnych kierunkach. Przed oczami mignęły mi zielone mundury policji niemieckiej. Bez większego namysłu skręciłem w najbliższą przecznicę, aby jak najdalej uciec z miejsca zdarzenia. Kolejna przecznica, kolejny skręt i....stanąłem oko w oko z niemieckim policjantem w hełmie na głowie oraz z karabinem wycelowanym w moją stronę.
- Hände Hoch! ( Ręce do góry!) - krzyknął, na co wykonałem jego polecenie.
Od Annasza do Kajfasza. Raptem uciekłem tamtemu patrolowi, a teraz miałem spotkanie z kolejnym. Wpadłem jak śliwka w kompot.
Gestapowiec zaprowadził mnie pod ścianę, gdzie znajdowało się już kilku mężczyzn.
Ucieczkę uniemożliwiał dość liczebny patrol niemieckiej policji z karabinami gotowymi w każdej chwili do wystrzału. Na miejscu zdarzenia był również obecny jakiś cywilny agent, który sprawdzał dokumenty.
Jasna cholera! Przecież jak tylko zajrzą do moich kieszeni to znajdą tam szkic planu restauracji Paprockiego, który zrobiłem dzisiaj rano..- mignęło w mojej głowie, gdy na rozkaz gestapowca podałem mu dokumenty.
- Ile pan za to zapłacił? - powiedział cedząc po polsku cywilny agent i potrząsając moim dowodem osobistym.
Nie odpowiedziałem nic tylko spoglądałem na tego typa. Ten chłop zna się na swoim fachu. Faktycznie mój dowód był fałszywy. Na szczęście sprawa skończyła się tylko na zatrzymaniu dokumentów w kieszeni cywila. Łaska Boska, że nie przeprowadzono rewizji osobistej.
Z każdą minutą przybywali kolejni mężczyźni i kobiety. Sytuacja dla mnie stała się jasna: łapanka.
Po pewnej chwili załadowali nas do bud w celu przewiezienia na Pawiak. Przepchnąłem się pierwszy i usiadłem w budzie jak najgłębiej. Miałem plan. Chciałem pozbyć się obciążających mnie rzeczy. Kiedy auto ruszyło ostrożnie wyjąłem "piekącą mnie bibułkę" i starałem się wyrzucić ją przez szczelinę pomiędzy deskami, a płótnem ciężarówki tak, aby wypadła na jezdnię.
Udało się.
Uśmiechnąłem się zadowolony z siebie.
Po chwili auto się zatrzymało, a po moim ciele przeszła fala ciepła.
Jak zauważyli to będzie grzana.
Okazało się, że był to zbyteczny niepokój, albowiem " buda" stanęła po kolejne osoby.
🌟
Po paru minutach byliśmy już na Pawiaku. Ogromna liczebność kobiet i mężczyzn stała na dziedzińcu oraz w korytarzach budynku. Stała w ponurym milczeniu i strachu bezradnie wyczekując na to co się z nimi stanie. Ja postanowiłem nie czekać. Byłem pewny swego. Chciałem uciec i pragnąłem to zrealizować jak najszybciej. Zorientowałem się, że na dziedzińcu stoi grupa do wywózki w jakieś nieznane miejsce. Postanowiłem, więc " cichaczem" przesunąć się do tej grupy. Ludzie pewnie mieli mnie za wariata, ponieważ wszyscy chcieli się od tej grupy trzymać z daleka, a ja się do niej pchałem. Można powiedzieć, że robiłem to "ochoczo".
Kilku podoficerów niemieckiej policji przydzielało ludność do transportów. Wypatrzyłem odkryte ciężarówki ZOM. Postanowiłem zrobić wszystko żeby dostać się właśnie do którejś z odkrytych pojazdów.
Zacząłem się pchać w stronę swojego celu.
- Panie życie ci niemiłe?!Co pan do jasnej cholery wyprawia?! Tak się panu tam spieszy?!- powiedział mężczyzna ubrany w przyciasny sweterek, a na jego nosie widniały okrągłe okularki.
Nie odpowiedziałem. Po prostu z lekkim uśmiechem na twarzy dążyłem do swojego upragnionego celu. Udało się. Wygramoliłem się na ciężarówkę i wybrałem najodpowiedniejsze miejsce w zewnętrznym tylnim rogu. Usiadłem z lekka uśmiechnięty i czekałem na dalszy rozwój wydarzeń. Gdy zobaczyłem, że do każdego z wozów przydzielono tylko dwóch szkopów, którzy zajęli miejsce obok szofera byłem pewny powodzenia swojego planu.
Ciężarówka ruszyła. Postanowiłem namówić współsiedzących tutaj mężczyzn do ucieczki.
- Psst.
Wszyscy panowie spojrzeli w moją stronę.
- Pryskamy panowie?- zapytałem się.- Jak zaczniemy uciekać wszyscy to nie opanują sytuacji.
- Kretyn. Już po nas. Nie ma dla nas ratunku. - powiedział ten sam mężczyzna w przyciasnym sweterku.
- Ale z pana pesymista.- powiedziałem.- Powodzenie jest gwarantowane. Jedzie z nami tylko dwóch szkopów, którzy są w szoferce. Przejeżdżamy przez tą część miasta gdzie najłatwiej da się skryć. Tempo jazdy ciężarówki jest niewielkie. Wszyscy damy radę wyskoczyć.
- Tak oczywiście i po drodze wystrzelają nas jak kaczki.- po raz kolejny odezwał się mężczyzna w sweterku.
- Jest ich dwóch.- powiedziałem.
- O dwóch za wiele.- powiedział mężczyzna.
Mężczyźni lękliwie spoglądali na mnie. Nie wiedzieli czy mogą mi wierzyć na słowo.
- Jak tam panowie wolicie. Jak się namyślacie to się namyślajcie dalej. Dobrej drogi! - powiedziałem z uśmiechem i wyskoczyłem z pojazdu.
Po chwili już byłem na jezdni. Zgrzytnęły hamulce wozu jadącego za ciężarówką, z której przed chwilą uciekłem. Rozległ się niemiecki krzyk- ale ja nie rozglądałem się za siebie. Wbiegłem w najbliższą przecznice. Następnie skręciłem w kolejną uliczkę i wybiegłem na ruchliwą ulice. Udało się ! Byłem wolny!
Jełopy jedne! Nie sądziłem, że to będzie takie łatwe!
Wbiegłem szybko do najbliższego sklepu z tabliczką " telefon czynny" i połączyłem się z Zośką, aby powiedzieć mu, aby przyszykował dla mnie kolejny dowód osobisty. Oczywiście fałszywy.
- Halo Zośka? - powiedziałem.
~ Słucham. - odpowiedział mi głos Zośki w słuchawce.
- Z tej strony Alek. Słuchaj, czy masz w domu jakieś dowody osobiste i czy mógłbyś mi jakiś przywieźć? Swoje papiery zgubiłem, a strach chodzić po mieście bez dowodu.
~ Aktualnie nie posiadam żadnych.
- Że co? Nie masz w domu nawet jednego?!
~ No nie mam. Jak kiepie chodzisz żeś zgubił?
- O ty franco! Patałachu jeden! Spodziewaj się mojej wizyty w najbliższym czasie! - wściekły rozłączyłem się.
Chciałem jeszcze zadzwonić do mieszkania Bytnarów, że ze mną wszystko w porządku i żeby się nie martwili, że za chwilę będę z powrotem, jednak na kolejne użytkowanie telefonu nie starczyło mi pieniędzy.
Wyszedłem ze sklepu i szybkim krokiem zacząłem iść w stronę kamienicy Janka.
🌟
Droga minęła mi dość szybko. Szedłem tak, aby nie narazić się żadnemu szkopowi, albowiem teraz nie miałem przy sobie żadnych dokumentów.
Wszedłem do kamienicy i wyszedłem po schodach po czym stanąłem przed drzwiami do mieszkania Janka.
Zapukałem do drzwi.
ᴍᴀʀᴄᴇʟɪɴᴀ
Od kilku godzin nie było Alka. Zbliżał się wieczór. Bardzo się martwiłam, że coś mu się stało.. Wszystko przez te pieprzone dokumenty.. Gdybym je zabrała.. Wszystko potoczyłoby się inaczej..
Każda świadomość jest lepsza od niepewności. ~Ania Shirley
Niepewność jest najgorszym uczuciem jakie może dotknąć człowieka. Każda świadomość jest lepsza.. Nawet najgorsza.. Nienawidzę odczuwać tego uczucia.
Siedziałam przytulona do moich przyjaciół w salonie Bytnarów. Szarik leżał mi na kolanach i spoglądał na mnie swoimi słodkimi oczkami. Przestałam już płakać bo nie miałam już siły. To było takie uczucie jakby wszystkie łzy się skończyły.
Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
- Pójdę otworzyć. - powiedział Janek.
Razem z Patrycją pokiwałyśmy głowami,a Rudzielec poszedł otworzyć drzwi.
- Dziewczyny chodźcie tu! - usłyszałyśmy krzyk Rudzielca.
- Już idziemy, ale na litość boską nie drzyj się tak! - krzyknęła Patrycja.
Szarik momentalnie zeskoczył z moich kolan i poleciał w stronę drzwi. Po chwili w cały mieszkaniu było słuchać odgłos szczekania.
Razem z Patrycją poszłyśmy do przedpokoju.
- Szarik też cię lubię słodziaku, ale nie skacz tak po mnie.- powiedział znajomy mi męski głos.
Spojrzałam w stronę drzwi, a w nich stał nie kto inny jak Alek.
Od razu rzuciłam się mu na szyję.
- Dziękuję za wszystko..- szepnęłam.-
- Nie ma za co księżniczko. - odszeptał i mocno mnie przytulił.
Stop! Księżniczko? To niemożliwe. Przecież w moim śnie tak do mnie powiedział.. Stop zejdź na ziemię Marcelina.
Po chwili wszyscy zrobiliśmy zbiorowego przytulasa.
- W sumie to może wejdźmy do mieszkania bo blokujemy ludziom przejście. - zaśmiał się Janek.
- Racja. - powiedziała Patrycja uśmiechając się.
Wszyscy weszliśmy do mieszkania.
- Moja mama upiekła sernik chcecie? - zapytał Janek. - Nie chwaląc się pomagałem jej.
- Skromny jak zawsze.- zaśmiał się Alek.- Ale trzeba przyznać, że marchewkowe było dobre.
- Ja mam skromność wrodzoną mój drogi. - zaśmiał się Janek. - Zapraszam do salonu, a ja jako gospodarz tego oto domu przyjmę gości jak należy.
- Tak jest. - odpowiedzieliśmy chórem.
Cała nasza trójka usadowiła się wygodnie w salonie. Szarik również przybiegł na swoich krótkich łapkach i położył się na dywanie.
- Co się działo, że nie było cię tak długo?.. Martwiliśmy się..- zapytałam.
- Trochę długa historia.- niebieskooki uśmiechnął się.- Drobne komplikacje.
- To znaczy?- zapytała Patrycja.
Chłopak zaczął żywo opowiadać całą historię, która się wydarzyła. Żywo przy tym gestykulując oraz uśmiechając się. Był jak wulkan energii. Mimo przeciwności losu potrafił poradzić sobie w każdej sytuacji.
- Oj Aluś ty niepoprawny optymisto.- powiedziałam i spojrzałam mu w oczy.- Naprawdę dziękuję.. Gdyby nie ty to..
- Ciii..- Alek uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.
Usłyszeliśmy brzdęk tłuczonego szkła, który dobiegał z kuchni.
- Cholera!- usłyszeliśmy pochodzący z kuchni.
Spojrzeliśmy po sobie i wybuchnęliśmy śmiechem.
- Czyżby Janek miał problem? - zaśmiał się Alek.- Idę go wspomóc.
- Tylko sobie krzywdy nie zróbcie.- zaśmiałam się.
- Jasna sprawa.- powiedział niebieskooki uśmiechając się i puścił do mnie oczko.
Blondyn wstał z kanapy po czym udał się w kierunku kuchni.
- Powiesz mu dziś?- zapytała Patrycja, gdy niebieskookiego nie było już w pomieszczeniu.
- Boje się.. Nie jestem jeszcze gotowa..
Na wszystko przyjdzie czas.
___________________________________
ᴡɪᴛᴀᴊ ʟᴜᴅᴜ ᴡᴀᴛᴛᴘᴀᴅᴀ!😂😂❤️
ᴅᴢɪꜱɪᴀᴊ ᴅʟᴀ ᴏᴅᴍɪᴀɴʏ Łᴀᴘᴄɪᴇ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁᴀ, ᴋᴛÓʀʏ ᴢᴀᴡɪᴇʀᴀ ᴘᴇʀꜱᴘᴇᴋᴛʏᴡĘ ᴀʟᴇᴋꜱᴇɢᴏ. ꜱʀᴏɢᴏ ᴛʀᴜᴅɴᴏ ᴍɪ ꜱɪĘ ᴊĄ ᴘɪꜱᴀŁᴏ, ᴀʟᴇ ᴊᴀᴋᴏŚ ᴘʀᴢᴇʙʀɴĘŁᴀᴍ. ᴍᴀᴍ ɴᴀᴅᴢɪᴇᴊᴇ,Żᴇ ᴡᴀᴍ ꜱɪĘ ꜱᴘᴏᴅᴏʙᴀŁᴀ.
ᴡ ᴋᴏᴍᴇɴᴛᴀʀᴢᴀᴄʜ ᴍᴏŻᴇᴄɪᴇ ᴢᴀᴅᴀᴡᴀĆ ᴘʏᴛᴀɴɪᴀ ᴅᴏ ʙᴏʜᴀᴛᴇʀÓᴡ ᴏᴘᴏᴡɪᴀᴅᴀɴɪᴀ. ᴏᴅᴘᴏᴡɪᴇᴅᴢĄ ɴᴀ ᴡꜱᴢʏꜱᴛᴋɪᴇ ɴᴀᴡᴇᴛ ɴᴀ ᴍᴏᴄɴᴇ 😂😂
ŻʏᴄᴢĘ ᴡꜱᴢʏꜱᴛᴋɪᴍ ᴍɪŁᴇɢᴏ ᴅɴɪᴀ/ᴘᴏᴘᴏŁᴜᴅɴɪᴀ/ ᴡɪᴇᴄᴢᴏʀᴜ/ ɴᴏᴄʏ ᴅᴏ ᴡʏʙᴏʀᴜ ᴅᴏ ᴋᴏʟᴏʀᴜ ᴊᴀᴋ ᴛᴀᴍ ᴋᴛᴏ ᴡᴏʟɪ 😂😂
ᴛᴜʟᴀꜱᴋɪ 🤗🤗🤗❤️❤️❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro