ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁ 27
ᴡɪᴛᴀᴊ ʟᴜᴅᴜ ᴡᴀᴛᴛᴘᴀᴅᴀ! ❤️❤️
ᴡ ᴍᴇᴅɪᴀᴄʜ ᴢɴᴀᴊᴅᴜᴊᴇ ꜱɪĘ ᴘɪᴏꜱᴇɴᴋᴀ ᴢ ᴍᴜꜱɪᴄᴀʟᴜ ᴛʜᴇ ɢʀᴇᴀᴛᴇꜱᴛ ꜱʜᴏᴡᴍᴀɴ ᴘᴛ." ᴀ ᴍɪʟɪᴏɴ ᴅʀᴇᴀᴍꜱ", ᴋᴛÓʀᴀ ᴘᴀꜱᴜᴊᴇ ᴅᴏ ᴛᴇɢᴏ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁᴜ. ᴢᴀᴄʜĘᴄᴀᴍ ᴅᴏ ᴏᴅꜱŁᴜᴄʜᴀɴɪᴀ❤️😘
ᴅᴢɪĘᴋᴜᴊĘ ᴍᴏᴊᴇᴊ ᴘʀᴢʏᴊᴀᴄɪÓŁᴄᴇ AnonimHypnosis ᴢᴀ ᴘᴏᴍᴏᴄ ᴡ ᴡʏʙᴏʀᴢᴇ ᴘɪᴏꜱᴇɴᴋɪ❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️
ᴍɪŁᴇɢᴏ ᴄᴢʏᴛᴀɴɪᴀ ❤️😘
ᴘꜱ. ᴘʀᴢᴇᴘʀᴀꜱᴢᴀᴍ ᴡꜱᴢʏꜱᴛᴋɪᴄʜ ꜰᴀɴÓᴡ ʀᴏᴍᴀɴꜱÓᴡ ᴢᴀ ꜱᴋᴀʟᴇᴄᴢᴇɴɪᴇ ᴛᴇɢᴏ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁᴜ 😂😂
___________________________________
ᴍᴀʀᴄᴇʟɪɴᴀ
Był piękny zachód słońca. Przechadzałam się się brzegiem Wisły. Od tafli wody odbijały się promienie słoneczne, które współgrały w sposób niesamowity z paletą barw widoczną na niebie. Był to obraz niczym z bajki. Kula jakoby z ognia zanurzająca się w głąb rzeki powodująca, że wszystkie stworzenia wstrzymują dech, aby ujrzeć swoimi oczyma to jakże wspaniałe zjawisko.
Patrząc na zachód słońca przypominamy sobie radosne chwile z naszego życia. Każdy z nas ma nadzieję, że po tym zjawisku wstanie nowy, nieskalany dzień. Każda nowa doba jest niczym czysta biała kartka. Nasze życie jest niczym księga. Codziennie zapisujemy coś na jej kartach.
Szłam wolnym krokiem rozglądając się po okolicy. Nagle poczułam kogoś ręce na swojej talii. Obróciłam głowę w prawą stronę, a moim oczom ukazał się nie kto inny jak Maciej Aleksy Dawidowski.
- Tu jesteś księżniczko.- powiedział i pocałował mnie w policzek, na co zarumieniłam się.
- Nigdy tak mnie nie nazywałeś..- powiedziałam zawstydzona.
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz.- uśmiechnął się i złapał mnie za rękę.
- Masz rację.- uśmiechnęłam się nieśmiało.
Szliśmy brzegiem Wisły w ciszy nie była ona niezręczna, lecz błoga. Nie potrzebowaliśmy słów. Cieszyliśmy się swoim towarzystwem. Doszliśmy na molo. Patrzyliśmy na zachód słońca cały czas trzymając się za ręce.
Nadal panowała cisza.
Trwaliśmy w niej jeszcze przez moment, aż do chwili kiedy Aleksy zdecydował się ją przerwać.
- Muszę coś ci powiedzieć..- powiedział wpatrzony w taflę wody.
- Co takiego?..- zapytałam niepewnie spoglądając na niego.
- Od kiedy Cię zobaczyłem od razu mi się spodobałaś. Chodzisz mi cały czas po głowie. Potrafię o tobie myśleć godzinami. Od początku wiedziałem, że czuje do ciebie coś więcej niż przyjaźń. Kocham Cię..- powiedział i niepewnie spojrzał mi w oczy.- Zrozumiem jeśli nie czujesz tego samego..
Wpatrywałam się w jego oczy. Słowa, które powiedział nie dochodziły do mnie. Nie byłam w stanie wydusić ani słowa. Po prostu stałam jak wryta i wpatrywałam się w jego oczy jak zahipnotyzowana.
Chłopak czekał na jakąkolwiek reakcję z mojej strony. Wpatrywał się w moje oczy i próbował coś z nich wyczytać. W mojej głowie kłębiły się najróżniejsze myśli. Nie wiedziałam co mam powiedzieć ani w jaki sposób się zachować, jednak po chwili zdobyłam się na odwagę, aby coś z siebie wydusić.
- Ja..Ciebie też..ko..cham..- powiedziałam jąkając się, a na moją twarz wpłynął soczysty rumieniec.
Chłopak uśmiechnął się, a w jego oczach widoczne były iskierki.
- Jesteś słodka, gdy się rumienisz.- powiedział uśmiechając się.
- Nieprawda..- powiedziałam uśmiechając się nieśmiało.
- Prawda.- powiedział uśmiechając się.
- Niepra..- nie dane mi było dokończyć, albowiem Aleksy złączył nasze usta w czułym pocałunku.
Ta chwila mogłaby trwać wiecznie.
W tym pocałunku przekazywaliśmy sobie wszystkie uczucia jakie kłębiły się w nas od dłuższego czasu.
W końcu po pewnym czasie oderwaliśmy się od siebie.
- Nie ładnie przerywać komuś, gdy coś mówi Panie Dawidowski.- uśmiechnęłam się cwanie i pstryknęłam go w nosek.- Chociaż takie przerwanie mi się podobało.
- I tu cię mam Pani Kochanowska.- uśmiechnął się chytrze.
- No dobrze masz mnie chytrusku.- uśmiechnęłam się i rozwaliłam mu fryzurkę.
- Były układane.- mruknął i zaczął udawać obrażonego.
- Przepraszam.- powiedziałam słodkim głosem i spoglądając na niego niewinnie.
- Jestem w stanie wybaczyć ci twój niegodziwy czyn, ale nie ma nic za darmo.- uśmiechnął się cwanie.
- A więc co mam zrobić?- zapytałam, na co chłopak pokazał, że chce buziaka.
- Ale przed chwilą dostałeś.- powiedziałam.
- Ale to był taki pierwszy nieśmiały, a ja chcę takiego porządnego i już śmiałego. - powiedział uśmiechając się chytrze.
- Ale masz wymagania.- przekręciłam oczami i złożyłam na jego ustach czuły pocałunek.- Zadowolony?
- Hm..hm..hm.. No nie wiem nie wiem...Coś za krótko było.- chłopak uśmiechał się chytrze, na co przewróciłam oczami i pocałowałam go po raz kolejny tym razem dłużej.
- A teraz?- zapytałam się.
- Teraz możemy uznać, że jestem zadowolony.- powiedział uśmiechając się cwanie i pstryknął mnie w nosek, na co przekręciłam oczami uśmiechając się.
Nasze spojrzenia po raz kolejny zetknęły się ze sobą. Żadno z nas nie chciało ani na chwilę spuścić z siebie wzorku. Do naszych uszu zaczęły dochodzić odgłosy cykających świerszczy, które przypominały dźwięk grających skrzypiec. Łabędzie pływające po wiślańskiej wodzie zaczęły trzepotać skrzydłami.
Nie spuszczając z siebie wzroku zaczęliśmy tańczyć w rytm tej jakże pięknej, naturalnej muzyki, która tworzyła jakże niesamowitą atmosferę niczym w bajce. Czułam się jak prawdziwa księżniczka tańcząca z swoim księciem. Była to chwila niesamowita i wyjątkowa. Nie da się jej opisać żadnymi słowami. Zjawisko zachodzącego słońca dodawało uroku całemu zdarzeniu. Promienie słońca, które padały na twarz Alka powoli znikały, a jego oblicze nadal wydawało się być olśniewające. Aleksy jedną ręką zakręcił mnie, abym zrobiłam piruet. Wirowałam przez moment z zamkniętymi oczami.
Kiedy przestałam się kręcić i otworzyłam powieki przed moimi oczami nie było już Aleksego.
- Aleksy?!- krzyknęłam.- Nie zostawiaj mnie! Ja ciebie potrzebuje!
🌟
- Nie zostawiaj mnie!- krzyczałam i wierciłam się na łóżku.
Poczułam na swoim policzku podmuch powietrza. Bardziej bym to określiła jakby coś na mnie oddychało. Otworzyłam powieki, a moim oczom ukazał się Szarik, który był dosłownie nad moją twarzą. Po chwili polizał mnie po policzku.
- Szarik! Mówiłam ci, żebyś mnie nie lizał po twarzy.- powiedziałam i przetarłam dłonią swój policzek.
Szarik spojrzał na mnie niewinnie swoimi dużymi, słodkimi oczkami.
- Nie da się na ciebie gniewać słodziaku.- uśmiechnęłam się i pogłaskałam go za uszkiem.- Leć do kuchni zaraz dostaniesz coś dobrego.
Piesek zaszczekał i pobiegł we wcześniej wspomniane miejsce.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym obecnie się znajdowałam. Byłam w swoim mieszkaniu, do którego wczoraj po przysiędze zdecydowałam się wrócić. Po szkopach nie było ani śladu. Odjechali. Podobno tego dnia strasznie łapali. Nie tylko w kamienicach, ale również na ulicach.
Powoli wszystko zaczęło do mnie dochodzić. Wszystko co się działo nad Wisłą było snem.. Snem, który był niesamowity i magiczny, który zdawał się być tak realistyczny, tak jakbym się tam przeniosła.
Zaczęłam się zastanawiać co mógł oznaczać ten sen. Dlaczego śniła mi się akurat ta chwila? Ta jakże romantyczna i wyniosła chwila. Ten sen miał coś w sobie.. Coś co wzbudzało we mnie wewnętrzne pragnienie, aby on się nie kończył, aby trwał..
Wiecznie trwał..
Najczęściej śnimy o tym czego pragniemy..
Pragniemy tego co jest nierealne..
Każdej nocy, gdy każdy z nas kładzie się spać najskrytsze marzenia wypełniają naszą głowę. Najczęściej śnimy o swoich pragnieniach. Nierealnych pragnieniach..
Z zamyślenia wyrwało mnie szczekanie Szarika. Głodomór by tylko jadł. Już jest grubaskiem jak kiełbaska taka tyle, że pokryta futerkiem, biegająca oraz z ogonkiem. Trzeba również dodać, że również nieziemsko słodka i czasem krnąbrna.
- Już idę!- krzyknęłam i wstałam z łóżka przeciągając się.
Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 10.00.
- Oh fuck. Szarik jesteśmy spóźnieni! - krzyknęłam i szybko pobiegłam do kuchni i dałam szczeniakowi obiecany przysmak.-Tylko proszę z łaski swojej pośpiesz się.
Szybko pobiegłam do pokoju żeby się przebrać. Szybko ubrałam białą sukienkę w czarne grochy, która sięgała mi do kolan oraz moje czarne czółenka na średnim obcasie. Lekko się pomalowałam. Czerwona szminka musiała być walnięta. Włosy przeczesałam szczotką i zostawiłam je rozpuszczone.
- Szarik! Do nogi!- krzyknęłam, na co piesek miał mnie gdzieś.- Musisz się nie słuchać akurat wtedy kiedy musimy szybko wyjść?!
Szczeniak oczywiście miał mnie w głębokim poważaniu. Franca nie pies!
Szybkim krokiem poszłam do kuchni i złapałam szczeniaka. Następnie skierowałam się do przedpokoju i zgarnęłam z komody smycz oraz torebkę. Otworzyłam drzwi i wyszłam na klatkę schodową po czym zamknęłam mieszkanie na klucz.
Kierunek mieszkanie Bytnarów, albowiem mamy się naradzić jak "wykończymy" Paprockiego. Orsza zgodził się, abym razem z Patrycją pomogła w tej akcji chłopakom.
🌟
Szłam szybkim krokiem wzdłuż Alei Niepodległości, na której znajduje się kamienica Janka. Byłam już niedaleko miejsca docelowego. A Szarik? Ten to ma w życiu dobrze. Niosłam go przez całą drogę bo jemu niezbyt chciało się biec. Szedł przede mną patrol dwóch Niemców. Postanowiłam zachowywać się naturalnie. Wiecie stwarzamy pozory.
Modliłam się żeby mnie nie zatrzymali.
- Halt!(Stój!) - krzyknął do mnie jeden z szkopów.
Jak to się mówi: "Siła wyższa", więc wykonałam polecenie żeby się nie narazić.
- Kenkarte.( Dokumenty.) - powiedział drugi i ilustrował mnie wzrokiem.
Zaczęłam szukać swoich dokumentów w torebce, ale nigdzie ich nie było.
- Schneller!( Szybciej!)- powiedział niecierpliwy gestapowiec.
Byłam zestresowana. Ręce strasznie mi się trzęsły. Strach powoli zaczął mnie ogarniać.
- Ich habe nicht. Ich habe vergessen..( Nie mam. Zapomniałam..)- powiedziałam cała zestresowana.
Jeden z nich już miał coś powiedzieć, ale usłyszeliśmy strzał.
Moje serce stanęło.
Ujrzałam Alka stojącego na środku ulicy, który wystrzelił z pistoletu w niebo. Nasze spojrzenia spotkały się przez ułamek sekundy. Aleksy rzucił się do biegu, a za nim patrol, który mnie kontrolował. Stałam jak wryta z Szarikiem na rękach wpatrzona w miejsce gdzie jeszcze przed momentem widziałam mojego Alusia.
- Marcelina!- usłyszałam znajomy mi głos.
Nic nie odpowiedziałam stałam jak wryta. Czułam się tak jakby cały świat się zatrzymał. Nie dochodziło do mnie nic. Nie zauważyłam nawet kiedy znalazłam się w mieszkaniu Bytnarów.
- Marcelina powiedz coś..- powiedziała Patrycja spoglądając na mnie.
Spojrzałam na nią i położyłam Szarika na podłodze.
- Dlaczego on to zrobił?..- powiedziałam z łzami w oczach.
- Zobaczył przez okno, że masz kłopoty to od razu wybiegł z mieszkania..- powiedziała Patrycja przytulając mnie.
- Wszystko przeze mnie.. Mogłam wziąć te pieprzone dokumenty..- powiedziałam wtulając się i płacząc.
- Nieprawda.. Nie obwiniaj się..
- Prawda.- powiedziałam płacząc i wtulając się.
- Spokojnie.. Wszystko będzie dobrze.. Zobaczysz ucieknie im..- powiedziała przytulając mnie.
- Nic nie będzie dobrze! Wszystko przeze mnie.. A dopiero rano zrozumiałam, że...
- Że?- zapytała troskliwym głosem.
Rozpłakałam się. Czułam się jak bezbronna mała dziewczynka, która wcale nie jest taka silna jak myślała.
- Że go kocham..
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro