8. Spacer
- Niall?
- Tak?
- Mogę cię o coś spytać?
- Możesz.
- Jak to możliwe?
- Jak wy to ludzie mówicie? Ach, tak, no tak.. magia.
Stare zawiasy zaskrzypiały pod wpływem ruchu. Chuda, blada, koścista ręka pchnęła powoli drewniane drzwi, które pod naporem posłusznie choć głośno otwarły się na oścież. Ciemność w pomieszczeniu rozmyła się wraz z bladymi promieniami światła wpadającymi z zewnątrz. Moje nozdrza napełniło rześkie, wilgotne powietrze. Za każdym razem byłam tak samo zafascynowana widokiem. Spojrzałam w prawo na mojego towarzysza. Odpowiedział milczącym skinieniem głowy. Złapałam ręką futrynę i przestąpiłam przez próg. Po odsłoniętych kostkach przebiegły mi lekkie ciarki po kontakcie ze zroszonymi źdźbłami. Miękki, wilgotny mech uginał się przyjemnie pod naciskiem buta. Gdzieś w oddali echem poniosło się trzaskanie otwierających się szyszek. Miałam rację, zaczynało już świtać.
- Ale na jakiej zasadzie to działa? To jakiś portal, który nas teleportuje? Iluzja? Czy może coś w rodzaju wrót do innego wymiaru? Przecież musi być na to jakieś wytłumaczenie. - spytałam. Jak zwykle urok chwili psuła moja realistyczna natura.
- Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi. Mówi się, że optymiści widzą szklankę do połowy pełną, pesymiści do połowy pustą. Ty jako zagorzały realista widzisz szklankę z wodą. Ale każde z was skupia się na szkle z płynem, a nie na tym, co przez tę przezroczystą wodę widać. - po tych słowach Niall również przekroczył próg i zamknął za sobą drzwi.
Znajdowaliśmy się w lesie. Obejrzałam się za siebie, by ostatni raz spojrzeć na piękne, rzeźbione odrzwia, po czym ruszyłam powolnym krokiem przed siebie. Kilka metrów dalej zaczynała się wąska ścieżka. Kiedy się na niej znalazłam, ponownie obejrzałam się za siebie. Moim oczom ukazały się jedynie wysokie sosny, po drzwiach nie było ani śladu. Westchnęłam z rozczarowaniem. Nie lubiłam, kiedy moje wątpliwości pozostawały nierozjaśnione a pytania bez odpowiedzi. Nie pozostawało mi nic innego, jak tylko ruszyć dalej przed siebie. On podążał dwa kroki za mną bezszelestnie niczym cień.
- Niall?
- Tak?
- Dzięki. To pewnie irytujące, spędzać tyle czasu z takim niedorobionym człowiekiem jak ja. Zadaję za dużo pytań, wszystko chcę wiedzieć, wszystko wytłumaczyć, wszystko zrozumieć. Pewnie dużo łatwiej byłoby ci jakoś sfingować mój wypadek samochodowy lub upadek ze schodów niż użerać się ze mną. Normalnie bym tego nie powiedziała, bo nie należę do otwartych, ale naprawdę doceniam twoje poświęcenie. Może ty chciałbyś mnie o coś spytać?
Na moje pytanie odpowiedziała cisza. Gałązki chrupały pod nogami, gdy przemierzaliśmy połacie lasu, kierując się do wyjścia. W tym momencie pomyślałam, że nie mogłam z siebie zrobić większej idiotki.
- Po co? - usłyszałam nagle przerywające niezręczne milczenie pytanie.
- No żeby się czegoś o mnie dowiedzieć. - odpowiedziałam zdezorientowana. Czy nie temu właśnie służą pytania, żeby uzyskać na nie odpowiedzi?
- Nie widzę sensu. Ja wiem o tobie wszystko. - te słowa poniosły się echem w mojej głowie. Zanim jednak zdążyłam zalać go lawiną pytań, wznowił wypowiedź. - Każdy z nas ma przypisany do siebie obiekt. Aby napisać coś, co będzie dla ciebie odpowiednie, muszę wiedzieć kim jesteś, jak się zachowujesz w różnych sytuacjach, co cię trapi, co cię męczy, czego się boisz, co robisz na co dzień, jak odreagowujesz stres, jaka jest twoja przeszłość... Chyba dalej nie muszę wymieniać, wiesz o co mi chodzi. Dobre zaplecze informacyjne jest jedynym sposobem na odpowiednie spersonalizowanie projektu. Wniosek jest taki, że nie możesz mi powiedzieć nic, czego już nie wiem.
Słuchałam tego w skupieniu. Jakie to było niesprawiedliwe. Od tygodnia próbuję poznać go i zrozumieć jego świat, który jest mi kompletnie obcy, z marnym skutkiem dodając. Każda poznana odpowiedź rodzi trzy kolejne pytania. On tymczasem wie wszystko. Zna mnie lepiej niż ktokolwiek inny. Wydaje mi się, że wychodzi na to, że nawet lepiej niż ja sama.
- Och... - tyle jedynie zdołałam z siebie wydobyć. To było ciężkie do przełknięcia. Nie lubiłam nigdy z nikim o sobie rozmawiać. Zawsze zamykałam się na ludzi i świat, wszystkie żale chowałam dla siebie, wszystko zakopywałam pod niewzruszoną maską obojętności. Nie lada wyzwaniem było dla mnie zmusić się do życia wśród ludzi po tym, jak zginęła jedyna osoba, która znała prawdziwą mnie. Źle zniosłam stratę jedynej w moim życiu przyjaciółki. Od tamtej pory nie dopuszczałam do dłuższej rozmowy z nikim, bo bałam się, że jeśli zacznę kogoś do siebie dopuszczać, zdradzę pamięć o niej i pozwolę komuś zająć jej miejsce. Była dla mnie zbyt ważna. A ja bałam się sobie zaufać i zaryzykować. Nie wiedziałam, czy uda mi się wygenerować jeszcze jedno miejsce w mojej głowie na kogoś nowego. Życie potraktowało mnie podle. Zawsze miałam dla siebie jedynie babcię i ją. Od dwóch lat nie miałam już nikogo.
- W zasadzie to może jednak możesz mi odpowiedzieć na jedno pytanie. - ni z tego ni z owego, po kilku naprawdę długich minutach cichego marszu jego głos zakłócił spokój lasu i przyprawił mnie o ciarki. Cały czas szedł za mną, więc całkowicie zaskoczył mnie tym, że się odezwał. - Gdybyś mogła znaleźć się w tym momencie w dowolnym miejscu i mogła robić wszystko, czego dusza zapragnie, gdzie miałbym cię szukać?
To pytanie wydawało mi się kompletnie nie na miejscu. Nie pasowało mi do niego, do czarnej jak smoła natury szeptaczy. W ich gestii było poznawanie tego, co mroczne i przerażające, przynoszące cierpienie. Pytanie mnie o miejsce, w którym czułabym się szczęśliwa było totalnym zaprzeczeniem tego, czego oczekiwałam. Poza tym nie należałam do osób, które rozmyślają o nierealnych scenariuszach - jak na realistkę przystało - wyobrażając sobie rzeczy, które nie miały prawa się ziścić. Odpowiedź wymagała ode mnie dłuższego zastanowienia. Jednak ciągle pozostawał przed nami kawał drogi, a z tygodniowego już doświadczenia wiedziałam, że w rozmowach z Niallem czas gra niszową rolę, mogłam go wykorzystać tyle, ile potrzebowałam. To akurat była jedna z niewielu rzeczy, które polubiłam w całej tej chorej sytuacji. Mój szeptacz był doskonałym słuchaczem.
- Nad morzem. Wieczorem, kiedy nie byłoby już ludzi. Siedziałabym sobie na piasku. W jednej ręce jakaś książka, w drugiej butelka wina. Z dala od wszystkich problemów. W uszach szum spokojnych fal, nad głową piękne, różowe niebo, może kilka chmurek... Gdybyś już miał mnie gdzieś szukać, to właśnie w takich okolicznościach mnie znajdziesz. Ale to przecież tylko abstrakcja.
Po tych słowach znowu zapadła cisza, nieprzerwana już do końca naszej wędrówki. Czas mijał powoli, ale przyjemnie. Wizja odpoczynku od świata wprowadziła trochę melancholijny nastrój. Żadne z nas już o nic nie pytało. Rozkoszowaliśmy się pustką. Mijaliśmy kolejne drzewa, wszystkie wyglądały tak samo. Może dlatego tak bardzo lubiłam przebywać w lesie. Wszystko było przewidywalne, monotonne, stałe. Nie tak jak życie, które potrafiło chamsko zaskoczyć, wszystko pomieszać. Wszystko zepsuć.
W końcu dotarliśmy pod mój dom. Weszłam powoli na werandę i otworzyłam drzwi. Na ulicy panował spokój. Było jeszcze za wcześnie, żeby którykolwiek z sąsiadów wstał wyprowadzić psa czy na poranne bieganie, pracujący nocą zaś jeszcze nie skończyli swojej zmiany. Nikt nie był świadkiem moich codziennych powrotów nad ranem. Nie żeby kogoś to interesowało. Niemniej jednak czułam się dzięki temu spokojniej. W środku od razu udałam się do kuchni i wyciągnęłam z lodówki karton mleka. Nalałam trochę do szklanki, po czym pchnęłam ją po gładkim blacie w stronę Nialla, sama odwracając się jednocześnie, by odłożyć resztę na miejsce. W tym samym czasie mój towarzysz wyciągnął spod poły płaszcza niebieską fiolkę i wlał jej zawartość do szklanki, po czym łyżeczką wymieszał.
- Dobranoc Niall.
- Dobranoc Erin.
Chwyciłam szklankę i udałam się na piętro do swojego pokoju. W tle usłyszałam kliknięcie klamki. Od tygodnia prowadziłam podwójne życie. Jedno za dnia, drugie nocą. Nie było w nim miejsca na sen. Z tego względu po każdej nocy dostawałam od Nialla coś, co pozwalało obejść brak czasu. Nie wiedziałam co to jest. Nigdy mi nie powiedział. A ja nie pytałam. I tak byłam zdana na jego łaskę lub niełaskę, pozostawało mi jedynie zaufać temu, co powiedział mi na samym początku. Jedyne, co wiedziałam, to że w połączeniu z mlekiem zyskuje zbawienne dla mnie właściwości. Po wypiciu wystarczyło się położyć, sen przychodził niemal natychmiastowo, trwał dokładnie godzinę i regenerował wszystkie zużyte siły - jednym słowem kompresował osiem godzin snu w jednej. Nie zawierał przy tym żadnych snów, był spokojny i stabilny. Po tygodniu stosowania czułam się bardziej wypoczęta niż przez ostatnie dwa lata.
Nie czekając dłużej, usiadłam na łóżku, wypiłam i zaciągnąwszy kołdrę pod szyję, zasnęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro