7. Nauka
- Jeszcze raz.
- Po co? To będzie już szesnasty.
- Bo tak mówię. Masz to przyswoić, zapamiętać, wsiąknąć. To ma być tak naturalne jak zamykanie oczu przy kichaniu. No więc..?
- Każde działanie wykonywane przez szeptacza można zidentyfikować na podstawie zmian zachodzących w jego oczach. W normalnej sytuacji tęczówki większości osobników gatunku są niebieskie. Zdarzają się zielone odchylenia, rzadziej ciemnobrązowe. Nigdy piwne ani szare. Tyczy się to również procesu pisania, ponieważ nie wykorzystuje on żadnych zdolności szczególnych charakterystycznych dla szeptaczy, a jedynie opiera się na wywiadzie środowiskowym, wyobraźni i zdolnościach pisarskich danego osobnika.
Założyłam niesforny kosmyk za ucho i oparłam zmęczoną głowę na dłoni. Od siedzenia w miejscu od wielu godzin bolała mnie kość ogonowa, a oczy zaszkliły się od mrużenia. Znajdowałam się w małym, ciemnym pomieszczeniu. Nie miało okien, na środku stało małe biurko ze skośnie nachylonym blatem, na nim pióro z inkaustem a obok gruba woskowa świeczka, która mimo rozmiarów dawała skąpe ilości światła. W tej ciemnicy spędziłam w ciągu ostatniego tygodnia więcej czasu niż we własnym łóżku.
- Podczas wprowadzania się w trans oczy szeptacza zachodzą mgłą. W zależności od rodzaju transu przyjmują różne barwy. Przy snach neutralnych stają się żółte, przy koszmarach czernieją.
- Dobrze, możesz...
- Nie skończyłam. - przerwałam mu stanowczo wpół słowa. Jeśli czegoś się tu nauczyłam, to na pewno to, że muszę być czujna. - Poza wprowadzaniem ofiary w trans...
-Aplikowaniem projektów obiektowi transu.
-Poza aplikowaniem projektów obiektowi transu szeptacze wykazują silnie rozwinięte zdolności perswazyjne. Stopień ich rozwinięcia zależy od przeszkolenia oraz uwarunkowań genetycznych. W efekcie potrafią skutecznie nakłaniać osobników innych gatunków do podejmowania określonych decyzji lub działań. Im lepiej rozwinięta umiejętność, tym łatwiej osiągnąć cel. Szczytem umiejętności jest zdolność wymuszania konkretnych zachowań nie wymagająca przychylności, wątpliwości lub niestabilności, bez względu na opór psychiczny i fizyczny ofiary..
- Obiektu.
- ... pod wpływem perswazji. Teraz skończyłam.
Po chwili milczenia podniosłam ociężałą głowę, potem leniwie wyprostowałam kręgosłup, czemu towarzyszyło przyjemne dla mego ucha strzykanie w kościach. Odsunęłam krzesło od blatu i wstałam. Przez cały ten czas w pomieszczeniu panowała względna cisza. Podniosłam wzrok na ledwie widoczny zarys twarzy wyłaniający się ze ściany mroku dzięki migoczącemu płomykowi. Złączyłam dłonie za plecami i oparłam je o dolną część kręgosłupa, jednocześnie stając w lekkim rozkroku. W tej żołnierskiej pozycji stałam ze wzrokiem utkwionym w jednym punkcie, czekając na werdykt.
- Wystarczy. - szept poniósł się echem w mojej głowie, przerywając martwe stanie w milczeniu i bezruchu niczym rzeźba na mrozie. - Wystarczy. - powtórzył dosadniej, a ja poczułam jak moje zesztywniałe mięśnie nagle z lekka wiotczeją. Opuściłam luźno ręce wzdłuż ciała. Nie wiedziałam, która była godzina, ale z pewnością powoli zbliżał się świt.
- Długo jeszcze będziesz mnie katować "Anatomią" Decharta?
- Masz dzisiaj wyjątkowo paskudny humor. Ofiary, katowanie... Może upuścisz atramentu na pergamin? Mam wrażenie, że wyszłoby z tego coś złego.
Mój towarzysz postąpił krok w moim kierunku. Spuściłam głowę, próbując ukryć zaskoczenie i przerażenie panoszące się w moich oczach. Szybko zganiłam się za utratę kontroli nad emocjami i przekułam dotychczasowe w niezadowolenie i opór. Tej sztuki musiałam się szybko nauczyć, bo bez niej moja psychika była tak podatna na skrzywienia i urazy jak dmuchawiec na tornado. Po chwili poczułam jak koścista dłoń zaciska się na mojej szczęce i gwałtownie ciągnie ją do góry. Spojrzałam wyzywająco w oczy przede mną, które natychmiast wpiły się w moje, szukając odpowiedzi na swoje zadane wcześniej pytanie. Gdybym chciała zobrazować to, co się w tym momencie działo, porównałabym to do labiryntu. Błądził po wszystkich ścieżkach, sprawdzając każdy zakamarek i każdą możliwą ścieżkę wiodącą do tego, co chciał wyszukać. Każdą jednak z nich zablokowałam. Z tą małą różnicą, że całość trwała aż trzy sekundy. To zdecydowanie zbyt mało, by w realu pokonać jakikolwiek labirynt.
- Nie? Zatem nie. Możesz opuścić gardę. Nie będę cię do tego przymuszał, to jedno zaczniesz sama, kiedy nadejdzie twój czas i sama tego zapragniesz. - na te słowa odetchnęłam głęboko i pozwoliłam pierwotnym emocjom powrócić. Wiedziałam, że nie spróbuje wykorzystać tego ponownie. Był słowny. - Możesz już iść, Erin O'Conner.
- Dziękuję, ee... Właściwie jak mam się do ciebie zwracać? Minęło już tyle czasu, a ja nadal nie wiem jak się nazywasz. Znacznie łatwiej byłoby mi się z tobą porozumiewać, gdybym nie musiała szukać konstrukcji nie wymagających bezpośredniego zwrotu. Przecież nigdzie nie uciekłam, nikomu nie powiedziałam, bo o ironio, nawet nie miałabym komu, od prawie miesiąca noc w noc siedzę tu z tobą i uczę się tego jak działasz, czytam to opasłe tomisko, wkuwam na pamięć humory melaniny w waszych tęczówkach... To czemu nie wiem nawet jak masz na imię?
- Bo nie chciałaś wiedzieć. - usłyszałam w odpowiedzi.
- Jak to nie? Po pierwsze to chyba powinno być naturalne, że mi się w końcu przedstawisz, bo tak by wymagała kultura osobista. A nawet jeżeli jej nie posiadasz, przecież pytałam kilka razy, myślałam, że widzisz o co chcę spytać i moje zażenowanie, kiedy próbowałam jakkolwiek coś do ciebie powiedzieć. A poza tym..
- Nie chciałaś. - ponownie tej nocy mi przerwał. - Nie pragnęłaś tego wiedzieć. Ty jedynie pytałaś. Prośbami wymurowane są schody prowadzące donikąd. Jeśli chcesz, to weź. Nie czekaj aż ci podadzą. Nie zapominaj, że ja nie jestem człowiekiem, nie obowiązuje mnie wasza etykieta. Za to ciebie obowiązuje moja.
Zamknęłam oczy i wykonałam kilka głębokich oddechów. Jak on mi działał na nerwy. Nie wiem czy to jego podły charakter, czy to ciągłe przebywanie w mroku po nocach, czy też to nauka w końcu zaczęła przynosić efekty, ale nikt nigdy nie potrafił mnie tak łatwo i tak często rozsierdzić.
- Przestań, za dużo myślisz.
- Jak mam sobie wziąć to, co chcę wiedzieć. Przecież i tak będę musiała cię zapytać.
Spojrzał na mnie z politowaniem i zażenowaniem, zawiedzeniem, rozczarowaniem? Nie wiem. Nie wiem jak na mnie spojrzał, ale ta mina, ten wzrok sprawiły, że na nowo się we mnie zagotowało. Ugh, dlaczego ja muszę być cholerykiem. Nie znosiłam, gdy ktoś mnie poniżał, gdy był mną rozczarowany. Zbyt wiele wycierpiałam przez to w przeszłości.
Nagle usłyszałam w swojej głowie śmiech.
Jego śmiech.
Nie poruszał ustami, jego szczęka nawet nie drgnęła. Patrzył na mnie w ten sam sposób co przed chwilą, cienie tańczyły na tym grymasie w półmroku, podkreślając jeszcze bardziej jego szyderczość. Zamiast tego wybrzmiewał w mojej głowie. Śmiał się z moich myśli, mojej frustracji, bezradności. Niosące się echo rozsadzało mi czaszkę...Dłużej już tak nie mogłam.
- Skończ! - wrzasnęłam w furii. I w tym momencie stała się rzecz, która całkowicie zbiła mnie z tropu.
Skończyło się.
Tylko ten zamrożony grymas nadal trwał na jego obliczu.
- Zastanów się, zanim coś zrobisz. - tym razem powiedział normalnie przerywając ciszę w pomieszczeniu. Posłuchałam, próbowałam zrozumieć co takiego zrobiłam, że usłuchał. I wtedy do mnie dotarło.
- Przedstaw mi się. - powiedziałam już nie w amoku, tylko spokojnie tudzież stanowczo. W odpowiedzi zostałam obdarzona kolejnym szyderczym uśmiechem. Tyle że tym razem wyrażał on raczej satysfakcję.
- Już myślałem, że prędzej słońce zajdzie na wschodzie niż zrozumiesz, co przez ten czas robiłaś źle. Ale dobrze, wąż pokazał zęby. W końcu nie bez powodu Tiara Przydziału przydzieliła cię na Pottermore do Slytherinu. Poza tym cechami Ślizgonów są przecież spryt i zaradność.
- Nie tym razem. Nie wygadasz się z tego. Dość mam zadawania pytań bez odpowiedzi, polecenia.. Rozkazu bez wykonania nie zdzierżę.
- Dwa razy nie musisz powtarzać. Mojego prawdziwego imienia nie poznasz, szeptane imię na razie zostawię dla siebie. Ale możesz mówić mi Niall.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro