Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. Szeptacz

Czy się bałam? To raczej oczywiste. Chyba każdy na moim miejscu odczuwałby strach. To nie było jednak jedyne uczucie, które w tej chwili szargało moje myśli. Spod ogromnej warstwy przerażenia przebijało się zaintrygowanie. Byłam ciekawa jakim cudem pojawił się w moim śnie, skoro nigdy wcześniej nie widziałam go na oczy. Czy to nie dziwne, że najpierw nawiedza mnie podczas snu, a potem okazuje się, że jest w moim pokoju? I jakim cudem on w ogóle się tu znalazł?

Okno było otwarte.

No tak, to wyjaśnia, jak wszedł do domu. Chociaż i to napawało wątpliwościami, bo mój pokój znajdował się na piętrze. Jednak zastanawianie się nad tym postanowiłam odłożyć na później, bo nie było to w tej chwili moim największym problemem. Chłopak powoli, jakby leniwie, postępował krok za krokiem w moją stronę.

- K-k-kim jesteś? - wykrztusiłam. Ujrzawszy błysk w jego oku, dotarło do mnie, że odczuwa satysfakcję z postrachu, jaki na mnie wywołuje. Wzięłam się w garść i zebrałam wszystkie siły, by opanować szalejący oddech.

- Kim jestem? - po pomieszczeniu przebiegł jego ociekający sarkazmem szept, który mimo iż cichy, był bardzo wyraźny. Odbijał się echem w moich myślach, czułam, jak pochłania je w całości. - Jestem twoją zagadką, twoim prześladowcą, twoim... Koszmarem - dodał po chwili z sarkastycznym uśmiechem i dzikim spojrzeniem.

Koszmarem.

Moim... Koszmarem.

- Byłeś w moim śnie. - wyszeptałam pod nosem bardziej do siebie, niż do niego.

-Och, i to nie raz kotku. - zaśmiał się, a ja momentalnie zamarłam.

Patrzyłam na niego z mieszanką zdezorientowania i przerażenia. Przecież pojawił się tylko ten jeden jedyny raz...

- Słoneczny dzień, lekka bryza, szum drzew, złote pola, obłoki na niebie... I nagłe pufff! - wykonał w tym miejscu jakiś nieokreślony gest rękami. - Czar pryska, zapada noc. Szarość, kilka błyskawic, deszcz krwi, siarka w powietrzu. - to mówiąc, zaciągnął się głęboko, przymykając powieki, jakby rozkoszował się samym wspomnieniem tego zapachu.

I to uczucie, że ktoś tam jest, które pozostaje tylko uczuciem, bo wzrok zawodzi...

- Następnym razem wybrałem bardziej ustronne miejsce. Gęsty las. Las pułapka. Żadnej ścieżki, żadnego wyjścia. Żadnego życia. Jedynie gęsta zbitka drzew. Podobało mi się tam. - kontynuował, a mi przed oczami z każdym jego słowem pojawiały się kolejne wspomnienia.

Może zniknie to uczucie, że ktoś jest gdzieś obok, chociaż nikogo nie widzę...

- Co było następne? A tak, ocean. Sztorm. To chyba jednak podobało mi się najbardziej. To miejsce, ta aura... Wszędzie dookoła woda. Od dołu, od góry, po bokach. Prawdziwa skarbnica jodu, nie sądzisz? - spytał, ja jednak w osłupieniu patrzyłam na niego, nie mówiąc ani słowa. Dziwiło mnie to, jak wielką satysfakcję sprawia mu opowiadanie o tych rzeczach. - Zakończyliśmy to bardzo teatralnie. Scena godna Titanica, tylko że zapomniałem przydzielić ci jakiegoś DiCaprio do towarzystwa. Wybacz.

Rozbłysk błyskawicy oświetla ciemną, skrzydlatą postać unoszącą się ponad bijącymi falami...

- No i ostatnia sesja. Na początku trochę nie w moim klimacie. Ta cała biel, ugh. Ale czego się nie robi dla rewelacyjnego efektu. Wszystko było jak należy, świat idealny jak na zawołanie zmienia się w porażające pustkowie. I udałoby się to wyśmienicie, gdyby nie ty... - wskazał na mnie swoim długim, kościstym palcem. - Przerwałaś trans, zniszczyłaś wszystko. Cała moje praca poszła na marne przez ciebie. - zarzucił mi oschle. Jego oczy zaszły mgłą i trochę pociemniały.

- Jaką pracę? O czym ty mówisz? - próbowałam połapać się w tym wszystkim, co do mnie mówił, jednak szok, który się utrzymywał, nie pozwalał mi się skupić i połączyć tego wszystkiego jakimś logicznym wytłumaczeniem.

- Czy ty myślisz, że te wszystkie koszmary się pojawiają ot tak? To ja. Ja je wymyśliłem. Ja zaprojektowałem. Ja spisałem z dokładnością do najmniejszego szczegółu. Ja zmarnowałem na to całe noce.

- Ja wszystko zepsułam? To ty nieomal dwa razy mnie uśmierciłeś! - oburzyłam się. Nie rozumiem o co tu chodzi, ale wiem jedno. Skoro te sny są jego pomysłem, to znaczy że właśnie przez niego utonęłam, a później o mało co nie zostałam zarżnięta z jego ręki. Serio to ja tu ponoszę największą winę?

- Uwierz mi złotko, że czekały na ciebie gorsze rzeczy niż to. - prychnął z lekceważeniem, przewracając oczami.

- Chwila, czekały? To już nie czekają? - spytałam zbita z tropu. Na moje pytanie chłopak wziął głęboki oddech i uśmiechnął się sztucznie.

- Przerwałaś trans, przyłapałaś mnie. Myślisz że teraz tak po prostu pójdziesz spać, a ja dalej będę przychodził do ciebie i fundował noc horrorów psychologicznych? Miałabyś świadomość, że to ustawione, spróbowałabyś to kontrolować. Jestem spalony. A ty razem ze mną. Pewnie chciałabyś mnie więcej nie spotkać. Cóż, muszę rozczarować cię nieco. Jesteś od teraz na mnie skazana. Jesteś tylko człowiekiem, poszłabyś się wygadać. I nawet nie próbuj mi tu wyjeżdżać z zapewnieniem, że by tak nie było. Prędzej czy później byś pękła, bo milczenie doprowadziłoby cię do szaleństwa. A wtedy oboje mielibyśmy ogromne kłopoty.

Trawiłam w milczeniu każde słowo, układając je w jedną spoistą całość niczym puzzle. Wszystko zaczynało do siebie pasować. Jak kostki domina upadające w reakcji łańcuchowej, napływające informacje wyjaśniały kolejne wątpliwości i zagadki. Jedna jednak pozostała nietknięta.

- Z czyjej strony miałyby one nadejść? - spytałam. Blondyn momentalnie spochmurniał jeszcze bardziej, jeśli to w ogóle było możliwe, i spuścił wzrok. Widać było, że nie bardzo cieszy go poruszanie tego tematu.

- Rada.

- Rada?

- Rada. Wiesz, jest trochę takich jak ja. Rada pilnuje porządku. Dba o to, żeby nasze istnienie pozostało niezauważone i kara tych, którzy się do tego nie zastosują. Dlatego nie może się wydać, że się dowiedziałaś.

- Ja naprawdę nikomu nie... - zaczęłam zapewniać, ale mi przerwał.

- Nie słuchasz mnie. Nieładnie. - pokręcił głową. Mimo iż zdawał się być opanowany, dało się zauważyć, że jego cierpliwość i nerwy się kończą. - Oni się dowiedzą, mają swoje źródła. A nawet gdybyś nikomu o tym nie powiedziała, a ja bym zniknął, to co będzie jak przyjdzie do ciebie inny? Wyczuje, że wiesz. Zauważy to po twoim zachowaniu, twój umysł cię zdradzi. A to zgubi nas oboje.

- Więc co teraz zrobimy? - zaczęłam panikować. Przecież to wszystko jest chore, co można w tej sytuacji zrobić. Jak tego uniknąć? Musiałabym zniknąć... - Usuniesz mnie. - wymamrotałam tępo.

- Usunę cię? Nie jestem mordercą, jeśli to ci przyszło do głowy. Nie... Mam lepszy pomysł, który będzie korzystny dla obu stron. Wykreuję cię na taką, jak ja. Rada się nie dowie, ty przeżyjesz, a ja będę miał mniej do roboty. - wyjaśnił zadowolony z własnego pomysłu. W tym momencie jego tęczówki stały się na powrót przejrzyste i jaśniejsze. - Nie będzie łatwo, bo jesteś tylko człowiekiem, ale to nie oznacza, że to całkowicie niemożliwe. Trochę potrwa, zanim się tego wszystkiego nauczysz, ale po pewnym czasie staniesz się zawodowcem.

- Skoro ja jestem tylko człowiekiem, to kim ty w zasadzie jesteś?

- Ja..? Jestem szeptaczem.

********************************************************


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro