3. Sztorm
Jest mokro... Zimno...
Mocna ulewa w mgnieniu oka przemoczyła mnie całkowicie. Gwałtowny wiatr przeszywa mnie do szpiku kości. Podłoga chwieje się pode mną na wszystkie strony. Spojrzałam w dół.
Stałam na zalanych wodą deskach, które kończyły się barierką. Ta z kolei obiegała podłogę ze wszystkich stron zamykając ją na wzór jakiegoś pokładu.
Pokład.
To była łódź. Dopiero teraz to do mnie dotarło. Podobnie jak szum roztrzaskujących się o burtę fal gnanych mocnym wichrem.
Był sztorm. Silny sztorm.
Niebo... W zasadzie to nie było nieba. Wszystko wyglądało tak samo. Gęsta powłoka burzowych chmur niczym wzburzony ocean, przypominała bijące o siebie fale, miejscami rozdzierane przebłyskami światła piorunów. Podobnie i woda gęsta i ciemna była niczym te chmury - nieprzeniknione, gwałtowne.
Wszystko było wszystkim. I nic nie było niczym.
Można było zobaczyć wszystko, ale nie widziało się nic. Jakby niewidomy patrzył w słońce. Albo widomy w ciemność.
Patrząc tak na to wszystko można stracić orientację. Teraz już nie wiadomo czy góra to góra, a dół to dół. A może góra jest dołem, a dół górą? Momentalnie wszystko jest na swoim miejscu, w następnej chwili zdaje się, że łódź zmaga się z gęstymi fałdami chmur, a nad nią wisi ocean. A może morze? Tego nie byłam w stanie określić.
Aura jest bardzo przytłaczająca. Natura jakby okazała swoje prawdziwe oblicze, szarpie się, wyrywa z jarzma człowieka, chce wyzbyć się jego ingerencji, zwalcza go. Pokazuje swoją prawdziwą moc. Jest bardzo silna.
O wiele za silna.
Woda zaczyna zatapiać pokład. Nieokiełznane fale coraz agresywniej wdzierają się przez burtę. Żywioł pozostaje niemiłosierny. Powoli niszczy, torturuje...
... aż ostatecznie zwycięża.
Woda zasysa wszystko, jej siła utworzona po wciągnięciu pod powierzchnię okrętu pochłania też ludzi, którzy bezskutecznie próbują utrzymać się na powierzchni.
Wśród nich jestem ja. Czuję, jak słona ciecz wdziera się w moje nozdrza, zalewa płuca. Ale ja już nie walczę, oddałam się rezygnacji, bo wiem, że to i tak nic nie da. Rzucam ostatnie spojrzenie na burzowe niebo. Rozbłysk błyskawicy oświetla ciemną, skrzydlatą postać unoszącą się ponad bijącymi falami...
A potem ogarnia mnie czarna otchłań.
******************************************
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro