Rozdział 9~Ognisty Ptak
Dziewczyny oraz konie dotarły nareszcie do Ognistych Bagien. Pierwsze co ich przywitało to żar, duchota, dym szczypiący w oczy i spiekota.
-Długie są te Ogniste Bagna? - spytała Renet ocierając z czoła pot. Przerzuciła warkocz na drugie ramię.
-Na szczęście nie - westchnęła Nifarella. - Zaledwie kilometr.
-No to pięknie - zaczęła narzekać.
-Nie przesadzaj, to nie tak dale... - utrwała zamykając mocno oczy i wzdychając ciężko. Oparła się mocno o kark Eme powoli zsuwając.
-Mona! - zawołała Karai szybko podbiegając na Kaze z April i przytrzymujac ją. - Wszystko w porządku?
-Tak - odetchnęła. - Chodźmy.
Przyjaciółki spojrzały na siebie trochę zmartwione, a potem ruszyły dalej.
Po dwóch minutach wszyscy usłyszeli skrzeczenie. Jakby taki ogłos sokoła z chrypą. Przyjaciele wbili wzrok w niebo zasnute dymem zauważając jakiegoś pomarańczowego dużego ptaka, a za nim dwa czarne gryfy.
-O nie! - zawołał Kaze. - Feniks Netsu!
-Lećmy za nim! - zawołała April.
Pegaz poleciał przodem, a klacze ruszyły po ziemi. Gryfy daleko nie poleciały, ale gdy przyjaciele dotarli na miejsce ciemne stwory zdążyły zamęczyć biednego ptaka. Jednorożec i kelpie popedziły, a Lisa i Pani Czasu przegoniły gryfy. April zaskoczyła z Kaze biegnąc do biednego feniksa. Miał czerwonopomarańczowozłote pióra, a nie tylko pomarańczowe jak wszyscy widzieli na początku. Nie wiedzieć czemu April z policzka spadła łza na skrzydło feniksa. Po chwili zamienił się w kupę popiołu po czym ponownie się odrodził. Dziewczyna odsunęła się nieco przerażona, ale Netsu zbliżył się powoli do niej mówiąc :
-Dziękuję.
Wielkością przypominał gryfa.
-Netsu, ciebie też dopadły? - spytała Nifarella.
-Tak - odparł. - Atakują do wczoraj.
-Mogą wrócić? - dociekała Karai.
-Z nimi nic nie wiadomo - odrzekł. - Lepiej stąd uciekać.
-My zmierzamy do Kriss - wtrąciła April.
-Do Kriss?-zdziwił się feniks.
-Net, to one - wyrwał Kaze. - O nich mówi przepowiednia. Podejrzewam, że dzięki tobie April zyskała moc ognia.
Rudowłosa pstryknęła palcami jak to robią na filmami i wtedy na jej palcu powstał płomień.
-Niezłe - skomentował.
-To jak, pomożesz? - spytała Emerald.
-Dla Selected Żywiołów? - odparł. - To prawdziwy zaszczyt.
Skłonił się nisko przed April, a ona dotknęła jego dzioba po czym w wskoczyła mu na grzbiet. Reszta dziewczyn zrobiła to samo. Rudowłosa i Karai wzbiły się w niebo na feniksie i pegazie podczas gdy Mona z Renet popędził na klaczasz przed siebie. Nagle Miwa zauważyła kogoś w Gaju Aniołów.
-Co oni... April, widzisz to co ja? - spytała.
Dziewczyna zmróżyła oczy spostrzegając to samo.
-Dziewczyny, szybko! - zawołała do przyjaciółek na dole.
Klacze pogrzały dalej, pegaz z feniksem też przyspieszyły. Po dwóch minutach Karai z April wylądowały przy granicy bagien i gaju. Następnie zjawiły się Renet na Nif i Mona na Eme. Zaskoczył ze swych wierzchowców. Lisa trochę się zachwiała, ale w porę oparła się o jednorożca.
-To przez bagna - wyjaśniła klacz. - Natura tam była zniszczona. Wejdź do lasu to zrobi ci się lepiej.
-Możesz mi wyjaśnić dlaczego tylko ja tak cierpię? - spytała.
-Bo nie zostałaś obdażona wyłącznie mocą ziemi, czyli gleby albo roślin, ale całą naturą. A ona cierpi w Mithopii codziennie. Od chwili gdy znalazła się tu Kriss.
-Mona, idziesz? - spytała April.
-Tak, już idę - odparła.
Dołączyła do przyjaciółek.
-Zaczekajcie tu - poradziła Karai zwierzętom. - Sprawdzimy czy jest bezpiecznie.
Selected weszły bardziej w głąb lasu. Z tego co widziały tajemnicze osoby nie mogły być daleko.
-Karai? - rozległ się głos Leo.
Dziewczyny spojrzały w lewo.
-Chłopaki!!! - zawołała Renet.
Dziewczyny szybko pobiegły do nich rzucając im się na szyję. Żółwie przytuliły ich z całej siły.
-Boże, jak my za wami teskniłyśmy! - powiedziała April hamując łzy.
-Nic wam nie jest? - dociekał Leo odsuwając od siebie Karai by sprawdzić, czy nie ma obrażeń. - Wszystko w porządku?
-Tak, jest dobrze - zapewniła go Miwa. - Ale co wy tu robicie?
-Szukaliśmy was - wyjaśniła Shinigami.
-A... Co ty tutaj robisz? - zdziwiła się Mona.
-Ktoś musiał przenieść chłopaków do tej zakichanej Mithopii- odparła.
-Ty płaczesz? - zdziwił się Mikey patrząc na Renet.
-Nie, to tylko oko mi łzawi - wyjaśniła. - Taki skutek uboczny.
Nagle April coś sobie przypomniałam po czym gwizdnęła w palce. W przeciągu kilku sekund dotarły zwierzęta Selected.
-Ale napakowani kolesie - wyrwała Nifa.
Chłopcy mocno byli zaskoczeni dziwnymi stworzeniami, ale przyjęli komplement z pysznymi uśmiechami. Naprawdę im to schlebiało. Eme podeszła do Mony z wyraźnym niepokojem.
-Już ci lepiej? - spytała. - Dobrze się czujesz?
-Co? - przestraszył się Raph przyciągając dziewczynę do siebie. Szybko zrozumiał, że Gwiazda mówiła prawdę. - Coś cię boli? Źle z tobą?
-Nie, nic mi nie jest - odparła szybko wyrywając się z uścisku. - Po prostu Emerald nie potrafił trzymać języka za zębami.
-No to mamy niespodziankę - oznajmiła April. - Te dziewczyny z przepowiedni... to my.
-Można się było domyśleć - rzuciła Shini. - A znalazłyście wasze mitologiczne Ja?
-Nie - westchnęła Karai.
-Sorki, że przerywam, ale macie coś do jedzenia? - spytał Mikey. - Renet pachnie jabłkami tak pięknie, że aż zgłodniałem.
-Mona, pozwolisz? - poprosiła Pani Czasu.
Salamandrianka pstryknęła palcami i zaraz po tym na ziemię spadł deszcz owoców.
-Kurcze, jak ty to zrobiłaś? - zdziwił się Leo.
-Magiczne zdolności ma każda z nas - wyjaśniła April. - Jesteśmy jak cztery żywioły. Mona natura, Renet woda, Karai wiatr a ja ogień. Po tym jak pomogłyśmy Eme, Netsue, Kaze i Nif, zostałyśmy obdarzone.
-Zaraz, obdarzone? - zatrzymała się przy tym Shini. - Słuchajcie... No wiem! Waszymi Ja są właśnie te zwierzęta. Pomagając im dały wam swe zdolności a przez to połączyły się z wami nadzwyczajną więzią.
-Co? - nie do końca zrozumiała Mona. - Chcesz powiedzieć, że cały czas odpowiedź miałyśmy pod nosem?
-Tak - potwierdziła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro