Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7~Z przepowiedni

Dziewczyny obudziły się z pierwszymi promieniami słońca. Emerald była strasznym śpiochem i z trudem ją dobudziły. Przyjaciółki i klacz ruszyły w dalszą drogę.

Dochodziły już do końca pięknego ogrodu gdy nagle Renet, a raczej jej brzuch dał znać, że jest pusty.

-Kurcze, kiedy znajdziemy coś do jedzenia? - spytała.

-Do jedzenia? - zaśmiała się Eme. - Możesz zapomnieć o owocach w tej części Mithopii.

-Ale ja nie wytrzymam! - narzekała. - Już 50 godzin jestem na głodówce.

-Renet! - wkurzyła się Lisa. - Bądź Selected! Myślisz, że tak na pstryk znajdzie się jedzenie? Weź się w garść!

Gdy to mówiła rzeczywiście pstryknęłam palcami i nagle wprost na nią spadło 40 kilo jabłek. Pozostała czwórka wbiła wzrok w górę owoców. Po chwili Salamandrianka wygrzebała głowę ze stosu patrząc z zaskoczeniem na jabłka.

-Co to było? - zapytała. - Kto to zrobił?

Selected spojrzały w górę. Niczego na niebie nie było widać. Renet bez zastanowienia wzięła jedno z jabłek i ugryzła je. Wnioskując po jej minie było naprawdę dobre. Karai wyciągnęła przyjaciółkę z owoców. Y'Gythgba padła na kolana i zobaczyła, że między palcami wyrosły z ziemi kiełki. Gdy podniosła ręce rośliny znacznie urosły.

-Co się dzieje? - zdziwiła się.

-Panujesz... Panujesz nad naturą - wyjaśniła Emerald z niedowierzaniem. - Ty... Mona, jesteś jedną z wojowniczek z przepowiedni!

Ugięła jedną przednią nogę w kolanie klaniając się jej.

-Selected Natury, ujawniasz swoją więź z przyrodą Mithopii - przemówiła. - To prawdziwy zaszczyt móc towarzyszyć ci w twej wyprawie.

-To nie tylko jej wyprawa - wtrąciła Renet.

April trąciła ją łokciem.

-Jeżeli to prawa, Mona, jesteś być może jedyną nadzieją dla Mithopii - nadmieniła rudowłosa.

-Ale to niemożliwe - zaprzeczyła.

- Natura wybrała ciebie - rzuciła Eme wstając z kolana. - Potrzebujesz tylko swego mitologicznego Ja.

-A gdzie go szukać? - spytała Karai.

-Na pewno w Mithopii - odparła.

-Hola, hola!-zawołała Mona. - Kto powiedział, że jestem nadzieją Mithopii?

-Przepowiednia - rzuciły wszystkie.

-No to w drogę! - zawołała Renet. - Pójdziemy dopiec Kriss i znaleźć ci drugą tożsamość!

Zapakowała jeszcze kilka jabłek w chustę i dogoniła przyjaciółki.

Po jakimś czasie dziewczyny razem z jednorożcem dotarły do jakiejś wodno - wietrznej "prowincji". Dookoła był tylko krystalicznie czysty ocean w kolorze niebieskiego, a przez niego prowadził wąski pas gruntu. Niełatwo było przejść gdy wiał tak silny wiatr. Ale Selected musiały podjąć to ryzyko. W grę wchodziła przyszłość Mithopii, ich, chłopaków, Emerald, ogólnie całego wszechświata. Pierwsza poszła Karai, potem April, następnie Renet, Mona i Eme.

-Zatrzymajcie się! - zawołała Miwa. - Słyszycie?

-Ale co? - dociekała Pani Czasu gryząc już trzecie jabłko. - Ja tam nic nie słyszę.

-Nie słyszysz, bo mlaszczesz - zwróciła jej uwagę Lisa.

-Ej, ej, to, że jesteś jakąś Selected Natury to nie znaczy, że możesz na mnie naskakiwać- fuknęła.

-Cicho! - uciszyła je Karai. - Tak jakby coś rżało.

April popatrzyła w górę i szybko cofnęła przyjaciółkę. Nagle na pas gruntu spadł szary pegaz z czarną grzywą i ogonem oraz piwnymi oczami.

-O kurcze - wyrwała Renet. - Najprawdziwszy pegaz!

-Krzyczałem, żebyście zeszły mi z drogi- warknął ogier.

-Witaj, Kaze - rzekła Eme.

-Emerald? - zdziwił się. - Co ty tu robisz? To nie twój rewir.

-Jak zawsze oschły - westchnęła.

Ogier prychnął próbując się podnieś. Stawając na nogi podniósł dumnie głowę unosząc skrzydła. Ale nagle gwałtownie opuścił prawe. Karai podnosząc je zauważyła ranę. Bez namysłu urwała kawałek chusty obwiązujac obrażenie.

-Teraz będzie lepiej - powiedziała.

Pegaz podniósł skrzydło i nim poruszył.

-A swoją drogą Kaze to wiatr - zauważyła.

-Tak - potwierdził. - Ale opatrunek nie był potrzebny. Zagoiłoby się samo.

-Może, ale to zawsze bezpieczniej.

Nagle Emerald uderzyła pyskiem w ramię Mony podnosząc prawe kopyto obowiązane strzępkiem chusty. Salamandrianka kucnęła rozwiązując "bandaż". Eme powoli postawiła nogę z powrotem na ziemi.

-Ciebie też dopadły?- spytał zdziwiony Kaze.

-Gryfy? Tak - potwierdziła.

-One atakują wszystkie zwierzęta tutaj? - spytała April.

-Muszą coś jeść - westchnęła Emerald.

-Tak samo jak my - porównała Renet dalej jedząc jabłko.

Monie w końcu puściły nerwy i wytrąciła jej owoc z ręki.

-Hej no! - zawołała.

-Przestań tak się objadać bo wkrótce i woda cie nie utrzyma - przestrzegała ją.

-Ciekawe czy ciebie utrzyma - odparła Pani Czasu.

-Chodźcie dalej - rzekła April.

Selected razem z pegazem i jednorożcem ruszyły w dalszą drogę. Kaze bardzo zainteresowały dziewczyny.

-Emerald, a dokąd wy idziecie? - zapytał lecąc nad klaczą.

-Do Kriss - odparła.

-Że gdzie?

-Jedna z  nich jak się okazuje jest z przepowiedni. Panuje nad naturą. Nie uważasz, że to zaszczyt jej pomagać?

-Po czym to poznałaś?

-Sprawiła, że z ziemi wyrosły rośliny.

Wiem usłyszeli krzyk Lisy. Wszyscy błyskawicznie znaleźli się przy Salamandriance, która trzymała się za głowę kuląc z bólu.

-Co z tobą? - spytała Karai.

-Czuje jakiś ból - odparła. - Jakieś krzyki. To nie do zniesienia! Ach!

-A myślałaś, że gdy obudzisz w sobie moc to wszystko będzie cacy? - wtrącił ironicznie Kaze. - Wiąże się to też ze sporym cierpieniem. To co słyszysz to krzyki natury. Prosi cię o pomoc. To przesadna wrażliwość na jej niszczenie.

-I tak będzie cały czas? - dociekała April.

-Dopóki jest w Mithopii, tak - dodała Eme.

Po chwili Mona wyprostowała się choć nadal było widać ból na jej twarzy.

-Trzymasz się? - spytała Renet.

-Możemy iść - oznajmiła.

Nagle przyjaciele usłyszeli kolejne rżenie choć to bardziej przypominało odgłos delfina. Cała szóstka błyskawicznie ruszyła za hałasem. By szybko znaleźć się na miejscu Emerald wzięła na grzbiet Monę i Renet, a Kaze April i Karai. Zauważyli z czasem dwa czarne gryfy oraz klacz zrobioną z... wody. Była jedynie granatowa.

-To kelpie Nifarella! - zawołała Eme.

April szybko zaskoczyła z pegaza ciskając Tessen w dzioby gryfów. Mitologiczne stwory szybko rzuciły się na przyjaciół. Dziewczyny zaskoczyły na pas gruntu ruszając do ataku. Renet uderzyła jednego z gryfów Berłem w głowę. Mona natomiast dotknęła ręką ziemi. Widząc, że pod dłonią rośnie kiełek wpadła na pomysł.

-Dziewczyny, pomóżcie! - zawołała rudowłosa.

-Zaczekaj, chyba zaczynam rozumieć! - odparła Salamandrianka.

-A co tu rozumieć? - zdziwiła się Renet unikając skrzydła gryfa. - Po prostu mu przywal!

-Wedle życzenia! - odrzekła.

Nagle wielka łodyga oplątała się wokół stwora i odrzuciła go daleko poza horyzont.

-Jeszcze jakieś uwagi? - spytała ze zwycięskim błyskiem w oku.

Renet pokreciła głową.

Natomiast Karai wyciągając Tanto ruszyła na drugiego gryfa. Gdy podskoczyła spostrzegła, że nie spadła tylko leci. Też zrozumiała. Krążąc nad nad gryfem utworzyła tornado, które wyrzuciło go wysoko w górę. Nie bardzo chyba palił się do powrotu. Powoli wylądowała choć łatwe to nie było. Renet zauważyła, że kelpie podchodzi do niej z lekką stróżką wody na nosie między chrapami. Dziewczyna szybko nabrała wody w ręce lejąc na "ranę". Klacz uśmiechnęła się do niej.

-Dziękuję ci - odparła.

- Nie ma sprawy - odparła. - Jestem Renet.

-Nifarella - przedstawiła się.

-Te gryfy chciały cię wypić czy co? - spytała Karai.

-Tak - potwierdziła. - Woda z mojego ciała jest najlepsza.

-Coraz bardziej to porąbane, coraz bardziej - westchnęła April.

Nagle Miwa zaczęła drapać się po ramionach, a potem po bokach.

-Co ci?-zdziwiła się Renet.

-Nie wiem - odrzekła. - Czuje się, jakby chodziło po mnie stado mrówek.

-To wiatr - wyjaśnił Kaze. - W tobie jest wiatr i to on cię łaskocze. Na pewno przechodzą cię też dreszcze.

-No tak - potwierdziła. - Ale jaki wiatr? O czym ty mówisz?

-Jesteś Selected Wiatru, jedną z wybranych. Jak mówiłem, zdobyta umiejętność ma minusy- westchnął.

-Dokąd zmierzacie? - zapytała Nifarella.

-Do Kriss - odparła Renet.

-Zanim zaczniesz panikować chcę cię uświadomić, że dwie z nich, to te, o których mówi przepowiednia - wyrwała Emerald.

Nifarella już się nie odezwała. Postanowiła dołączyć do tej pokręconej ekipy. Doskonale wiedziała, że wybrała Renet a Renet ją.

...........
P. S. Wiem, że kelpie z natury są przerażające i odrażające, ale zmieniłam to na "przyjaźniejszą" wersję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro