VIII.6.
Danilla nie doczekała się odpowiedzi tego dnia. Wieczorem Masato obiecał jej, że – tak jak się umówili wcześniej – wszystkiego dowie się w Japonii. Była zdenerwowana i bardzo się bała, ale nie miała innego wyjścia, mogła tylko zaufać mężczyźnie, którego pokochała. To nie była pierwsza tajemnica, która się pojawiła, a wiele poprzednich już zostało wyjaśnionych.
Następnego dnia rano Masato pocałował ją na dzień dobry, a potem poinformował, że po śniadaniu idzie do laboratorium. Na jej ciężkie westchnienie dodał jeszcze:
– I chyba nie wyjdę stamtąd, dopóki nie potwierdzę swoich wyników badań – ostrzegł ją lojalnie.
– A zrobisz to w jeden dzień? – zdziwiła się Danilla.
– Nie wiem, Dani. Może zajmie mi to dzień, może dwa albo trzy. Wtedy oczywiście będę wracał na noc do hotelu. Do tego czasu zostaniemy na farmie.
– A co ja mam robić w tym czasie?
– Porozmawiaj z Dominguezem i zastanówcie się, jak ugryźć ten temat od strony medialnej.
– Dobrze. To mogę zrobić.
– Cieszę się, że mogę na ciebie liczyć, Dani – Masato spojrzał na nią łagodnie i z miłością. – Z tobą czuję się wystarczająco silny, żeby przez to przejść.
– Oby tak było – westchnęła, przytulając się do niego.
Wstali razem i poszli do stołówki na śniadanie, a potem musieli się rozdzielić. Masato poszedł do laboratorium, a Danilla na spotkanie z Luísem Dominguezem.
– Panie Dominguez...
– Proszę mówić mi po imieniu, jestem Luís.
– W takim razie ty też mów mi po imieniu, jestem Danilla.
– W porządku. Dziękuję. Jaki masz plan? – spytał mężczyzna bez ogródek.
– Ja bym zrobiła cały numer tylko o tym. Na pierwszej stronie „Wielkie oszustwo", na drugiej „Kawa nie szkodzi", na trzeciej „Badania naukowe przeprowadzone niezależnie w Ameryce i Afryce..." i ta dalej. W końcu coś o spisku korporacji, niebezpiecznych sytuacjach, w jakich znaleźli się działacze ekologiczni.
– Ale wiesz, że to ciągle mało? Nie wszyscy ludzie czytają czasopisma naukowe ani nawet popularnonaukowe, jak twoje. Potrzebujemy pozycjonowania w Google i Xi-Mi*, pierwszych stron najważniejszych dzienników na świecie... telewizji.
– Tego już ja nie ogarnę. No, może poza pozycjonowaniem. Znam kogoś, kto by dał radę z Google. Do Xi-Mi trzeba jakiegoś Azjaty. Ich kody są zbyt skomplikowane dla naszych hakerów.
– Myślę, że znajdę kogoś odpowiedniego – zaoferował się Luís. – Telewizję też ogarnę. Pieniądze otwierają wszystkie drzwi.
– Powiedz mi, Luís, co firma Mondelez z tego będzie miała?
– Jak to co? Przecież jako jedyni produkujemy w tej chwili kawę zdatną do spożycia. Nasze fabryki mają linie produkcyjne gotowe zmienić tryb w każdej chwili. Mój dziadek od czterdziestu lat nie może przeboleć utraty takiego rynku... Byliśmy potentatem kawy i nam to zabrali...
– Ale wiesz, że to nie wina Masato, że pochodzi z takiej rodziny? – upewniła się.
– Wiem. Aminata też nie ma najciekawszego rodowodu – zachichotał. – Jej dziadek był lokalnym przemytnikiem. Jakoś musiał utrzymać rodzinę po tym, jak wszystkich zwolnili z kawowych plantacji. W końcu wyrosły z tego spore struktury przestępcze, z którymi rząd nie radzi sobie od dłuższego czasu. Ale rodzina Aminaty pracuje teraz u nas.
– Zrobimy to – postanowiła nagle Danilla. – Przywrócimy ludziom kawę, prawdę i nadzieję – dodała z pasją w głosie.
– Ty naprawdę jesteś wyjątkowa – zauważył Dominguez. – Nie dziwię się Masato, że wybrał ciebie.
– Co wy wszyscy macie z tym wybieraniem? – spytała podejrzliwie.
– Sama niedługo się przekonasz.
Badania zajęły Masato trzy dni, ale to tylko dlatego, że trzy razy sprawdzał wszystko, żeby się nie pomylić. Wyniki z laboratorium pod Konakry nie różniły się od tych, które uzyskał w Oresta de Chile. Kawa z plantacji była zupełnie bezpieczna dla żywych organizmów.
Uzbrojony w swój nieśmiertelny papierowy notatnik i gigabajty danych zapisane w chmurze na jego prywatnym serwerze chronionym kodem DNA, wrócił do Danilli i uścisnął ją w całej siły.
– To prawda, kochanie. To wszystko prawda! Udało nam się!
– Tobie się udało, skarbie – zauważyła. – Nikt w to nie wierzył, a ty się podjąłeś niemożliwego. Jestem z ciebie taka dumna!
– A więc teraz polecisz ze mną do Japonii?
– Jasne. Cokolwiek mnie tam czeka, od kiedy pojawiłeś się w moim życiu, nie mogę narzekać na nudę. Przez ostatnich pięć lat nie przeżyłam nawet ułamka tego, co spotkało mnie przez siedem miesięcy, od kiedy przyjechałeś do Chile.
– I jakie to jest uczucie?
– Wspaniałe! – Masato, słysząc entuzjazm Danilli, uścisnął ją, podniósł i okręcił się wokół własnej osi, trzymając ją w objęciach.
– Kocham cię, Dani, moja wybranko.
– Też coś – prychnęła – ja cię chyba kocham bardziej, bo godzę się na te wszystkie tajemnice.
– Cały mój świat kręci się wokół ciebie, a ja razem z nim – odparł na to Masato, ignorując jej przytyk, po czym postawił ją na podłodze i pocałował gorąco.
To był ich wieczór. Nie mogli się sobą nasycić, nie wiedząc, jak będą wyglądały ich najbliższe dni. Było już późno, kiedy zasnęli, tak zmęczeni, że nie myśleli o niczym innym niż fakt, że czują się szczęśliwi w swoich objęciach.
Następnego dnia zjedli jeszcze pożegnalne śniadanie z Aminatą i jej mężem, a potem Lugo zawiózł ich na lotnisko, skąd mieli samolot do Kairu. Niestety, bezpośrednich połączeń między Konakry a Tokio nie było, a Danilla koniecznie chciała zobaczyć jeden z cudów świata starożytnego, który dotrwał do współczesności – wielką piramidę w Gizie.
Do Tokio wybrali się więc dopiero następnego dnia, bo nie wypadało nie pozwiedzać. Szczególnie, że dla nich obojga to była pierwsza w życiu wizyta w Egipcie, nawet jeśli króciutka. Dopiero w samolocie uświadomili sobie, że minęło już dwanaście dni, od kiedy wyjechali z Chile, a to oznaczało, że jest już sierpień i... że niedługo trzeba wracać do pracy.
– Wyobrażasz to sobie? Myślałam, że te dwa i pół tygodnia, które mamy na podróż, to tak strasznie dużo... – zauważyła Danilla, kiedy ich samolot podchodził do lądowania na lotnisku Tokio-Narita.
– Też mi się na początku to wydawało niebywałe, ale objechaliśmy pół świata w niecałe dwa tygodnie – stwierdził Masato. – A dokończymy kółko, wracając do Ameryki. Teraz jednak mamy coś jeszcze do załatwienia w Japonii – to mówiąc ścisnął delikatnie jej dłoń. Gotowa, kochanie?
– Sama nie wiem.
– To ja ci powiem. Witaj w moim kraju, ukochana – pocałował ją w momencie, kiedy koła samolotu dotknęły płyty lotniska. – Marzyłem o tym od tylu lat...
– Cieszę się, że mogę spełnić jakieś twoje marzenie – odparła. W tym momencie usłyszeli komunikaty po japońsku i angielsku, rozpięli pasy i zaczęli przygotowywać się do wyjścia. Danilla poczuła ekscytację. Pierwszy raz w życiu była w Japonii. To było coś ekstra nie tylko dlatego, że stąd pochodził Masato. Kraj tak odległy, egzotyczny, o zupełnie innej kulturze, języku, zwyczajach... i dotarło do niej, że nie wie, czego się do tej pory tak bała. Ona i Masato byli żywym przykładami na to, że ludzie mogą się porozumieć ponad różnicami kulturowymi.
Wysiedli z samolotu i Masato skierował ich w miejsce, skąd mogli odebrać bagaże.
– Gdzie idziemy? – spytała Danilla. – Wiesz, gdzie będą nasze bagaże?
– Rzadko bywam na lotnisku Narita – stwierdził. – Częściej latam z Haneda, ale ogarniam mniej więcej, gdzie powinniśmy iść, Dani – puścił do niej oko.
Odebrali swoje rzeczy, które niedawno przywiózł robot wprost z ładowni samolotu.
– A teraz co robimy?
– Jedziemy do mnie, oczywiście.
– A nie do twoich rodziców?
– Mam swoje mieszkanie, Dani. – Masato uśmiechnął się pobłażliwie.
– I co się z nim działo przez ponad siedem miesięcy?
– Moja starsza siostra do niego zaglądała od czasu do czasu. A co miało być?
– Nie wiem, myślałam, że je wynająłeś czy coś...
– Nie chciałbym, żeby ktoś obcy przebywał w moim mieszkaniu albo używał moich rzeczy. Jak wiesz, pieniądze nie stanowią problemu, dostałem taki spadek po dziadku, że do końca życia nie musiałbym pracować – wyjaśnił.
– O tym mi nie powiedziałeś... – zauważyła.
– Kochanie, obiecałem, że wszystkiego dowiesz się w Japonii. I oto jesteśmy – znowu się uśmiechnął, obejmując ją ramieniem.
Do mieszkania Masato dostali się zamówioną taksówką (z kierowcą). Okazało się, że to „mieszkanie" to studwudziestometrowy apartament na trzydziestym piętrze przeszklonego drapacza chmur, które tworzyły jakby małe miasto w mieście. – A więc to jest dzielnica Shinjuku – pomyślała Danilla, próbując ogarnąć ogrom brył wieżowców. Przestała w momencie, kiedy zobaczyła zapierający dech w piersiach widok z okna. Stała tak bez ruchu jeszcze przez chwilę, aż Masato podszedł do niej z tyłu i objął, opierając delikatnie brodę na jej głowie.
– Jak tu pięknie – westchnęła.
– Cieszę się, że ci się podoba, skarbie. Dla ciebie nie ma nic z byt dobrego, moja wybranko.
– Czemu tak mnie nazywasz? Czemu wszyscy tak na mnie mówią? – spytała znowu.
– Bo... – zaczął, ale przerwało mu czyjeś gwałtowne wtargnięcie do apartamentu. Masato odruchowo obrócił się, zasłaniając Danillę swoimi plecami.
Zgadujemy - kto przyszedł, jak do siebie? ;-)
*Chiński odpowiednik firmy Google, rosnący w siłę od lat'80 XXI wieku.
** Shinjuku - dzielnica mieszkaniowa Tokio z wysokościowcami i widokiem na wulkan Fuji.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro