VII.9.
Danilla ułożyła się na łóżku, nadal owinięta ręcznikiem, i spojrzała w sufit. Był biały i idealnie równy, bez żadnej skazy. – Gdyby wszystko było takie, jak ten sufit... – pomyślała. – Ale przecież wtedy życie byłoby koszmarnie nudne – dotarło do niej zaraz. Niedługo przyszedł Masato. Położył się obok niej na łóżku, też na plecach, i także spojrzał w sufit. On jednak zobaczył tam coś innego.
– Mówi się, że kochać, to nie znaczy patrzeć na siebie, tylko w tę samą stronę – powiedział.
– A ja słyszałam, że nie ma miłości bez prawdy – odpowiedziała.
– Pewnie oboje mamy rację – uznał.
– Masato!
– No co? Rozmawiamy, prawda?
– Nie wkurzaj mnie, bo pożałujesz!
– Nie wątpię, moja waleczna Danillo... ale nawet, gdybyś mi wlała, niczego bym nie żałował. Zasłużyłem.
– Czego chciałeś ode mnie? Dlaczego zaprosiłeś mnie na kolację akurat tam? Co robiła tam Georgette? Czemu rzuciła się na ciebie? I... co chowałeś w kieszeni? – Masato, słysząc to ostatnie pytanie, zdziwił się. Nie spodziewał się, że Danilla jest aż tak spostrzegawcza.
– To może po kolei, skarbie?
– Kolejność dowolna, ale chcę znać odpowiedź na wszystkie pytania – zażądała. – I na wszystkie inne, jakie mi się pojawią.
– Jest już późno...
– Masato!
– Dobrze już, wiem, że mam cię nie drażnić, moja tygrysico – zachichotał. Próbował ją objąć, ale zrzuciła jego rękę z siebie.
– Najpierw odpowiedzi, potem macanki – zaśmiała się, bo powoli schodziła z niej złość, ale ciągle nie zamierzała mu odpuścić.
– Zaprosiłem cię do tej restauracji, bo to najlepszy lokal w mieście. Nieważne, że należy do mojej rodziny, to nie było żadne kryterium, ale, jak widać, powinienem był wziąć to pod uwagę. Na przyszłość będę unikał przybytków z kapitałem Mitsubishi International.
– Dobra, słucham dalej...
– Nie mam pojęcia, co robiła tam Georgette i nie wiedziałem, że tam ją spotkamy. Nie miałem z nią kontaktu od dziesięciu lat, mówiłem ci już o tym. Nie wierzysz mi?
– Powiedzmy, że ci wierzę. A naprawdę masz ten sam numer telefonu od dziesięciu lat?
– Ja tak. To ty zmieniłaś swój po powrocie do Chile.
– To prawda. Chcesz się z nią jeszcze spotkać?
– Nie chcę, ale czuję, że ona wie coś, co my też powinniśmy wiedzieć.
– Co poczułeś, kiedy cię pocałowała? – Danilla rzuciła pytanie z grubej rury. Dręczyło ją to, naprawdę.
– To była ostatnia rzecz, jakiej bym się spodziewał.
– Pytałam, co poczułeś.
– Zaskoczenie. A chwilę potem oburzenie. Na pewno nic miłego, jeśli tego się obawiasz – próbował ją uspokoić.
– Jest piękna. I taka wysoka...
– Kwestia gustu. Ty mi się bardziej podobasz.
– Kłamczuch!
– Gdzieżbym śmiał cię okłamać. Dani – Masato położył się na boku, przodem do niej – spójrz na mnie. – Zrobiła więc to samo. Zauważył, że kiedy leży na boku, jej ciało układa się w kształt litery S, leżącej na boku. Różnica poziomu, między biodrami a talią Danilli była inspirująca. Masato miał ochotę przesunąć dłonią po jej biodrze i zjechać nią na pośladek, ale bał się ją dotknąć, żeby znowu go nie odrzuciła. Patrzył więc na nią, jak na zjawisko, którym dla niego była. – Ty jesteś dla mnie wyznacznikiem kobiecości i wszystkim, co mi się podoba. Kocham cię i pragnę, jak żadnej innej kobiety w życiu. I to się nigdy nie zmieni.
– Obiecać każdy potrafi... – prychnęła. Wtedy zdecydował, że jednak ją dotknie. Przysunął się, objął ją jednym ramieniem i przyciągnął do siebie mocno. Ich ciała się stykały, a twarze były tak blisko, że czuł jej oddech.
– Ja ci nie obiecuję, Dani. Ja cię informuję, że tak jest – powiedział i pocałował ją.
Danilla, choć jeszcze chwilę wcześniej była wściekła, nie umiała go odepchnąć. Oddała mu pocałunek, a Masato tylko na to czekał.
– Kochanie, tak się martwiłem, że nie będziesz mnie już chciała – wymruczał jej do ucha, zanurzając nos między jej włosy i całując szyję.
– Nie odpowiedziałeś mi jeszcze na wszystkie pytania – przypomniała mu.
– Och, teraz muszę? – spytał rozproszony, orientując się, że właściwie był gotowy, żeby zupełnie zapomnieć o sytuacji z restauracji i przejść do przyjemniejszych zajęć.
– Tak! Co miałeś w kieszeni?
– Naprawdę muszę ci to mówić teraz?
– Tak.
– To nieodwołalne? Teraz i już? – próbował się upewnić. Nie było mu to w smak. Inaczej wyobrażał sobie tę rozmowę.
– Teraz i już – potwierdziła.
– Jak sobie życzysz, kochanie, ale usiądź chociaż – poprosił.
– Okej. – Danilla usiadła na łóżku, nadal owinięta w ręcznik i przyciągnęła nogi do siebie, obejmując ramionami kolana. – Słucham cię.
– Zaczekaj. – Masato pobiegł do łazienki i wyjął z kieszeni spodni malutkie pudełeczko, kasetkę właściwie. Wyglądała, jak przenośna pamięć, jakiej używano dość powszechnie jeszcze jakieś pięćdziesiąt lat wcześniej.
– Po co nosisz przy sobie archaiczną pamięć usb? – zdziwiła się. Roześmiał się. Gdyby nie ciekawość, Danilla skupiłaby się głównie na tym, jak jej facet genialnie wygląda w samym ręczniku. A jednak przeważyła chęć uchylenia rąbka tajemnicy.
– To nie jest pamięć usb. To tylko takie pudełko – odparł spokojnie, po czym potworzył kasetkę i wyjął z niej... pierścionek. Teraz wydarzenia potoczyły się naprawdę szybko. Danilla otworzyła usta w zdumieniu, kiedy Masato uklęknął przed łóżkiem i wyciągnął w jej stronę otwartą dłoń, trzymając na niej złoty pierścionek z jednym niewielkim oczkiem w kolorze... jej oczu. – Błękitny diament?
Przyjaciel, tak jak ona, popatrzył najpierw na pierścionek, a potem śledził jej wzrok, aż ich spojrzenia się spotkały.
– Danillo Estevez, czy uczyniłabyś mi ten zaszczyt, przynosząc jednocześnie niewyobrażalne szczęście i zgodziła się zostać moją żoną? – Jestem idiotką do kwadratu – pomyślała. – Swoim uporem zmusiłam swojego faceta, żeby oświadczył mi się w samym ręczniku tuż po tym, jak się kłóciliśmy. Tego się nie da już odkręcić... – Dani! Odpowiesz mi coś? – spytał desperacko, ciągle klęcząc przed łóżkiem hotelowym i jedną ręką trzymając ręcznik, który właśnie zaczął mu spadać.
– Przepraszam, kochany – Danilla zeskoczyła z łóżka i usiadła na podłodze obok niego, przytulając się. Masato objął ją ręką, którą trzymał ręcznik, pozwalając mu opaść. Ręcznik Danilli też się zsunął. – Przepraszam, że wymusiłam to na tobie. Nie musiałeś, naprawdę...
– Chciałem cię spytać w restauracji po kolacji, ale jakoś tak wyszło – wyjaśnił zmieszany. – Odpowiesz mi... cokolwiek? – ponowił pytanie.
– Jestem okropna...
– Przestań, nie musiałaś się spodziewać, miałaś prawo się zdenerwować... ale Dani, proszę, odpowiedz, bo umieram z niepokoju, że mnie nie chcesz.
– Chcę.
– Naprawdę?
– Naprawdę – podała mu dłoń, na którą wsunął jej pierścionek. Gdyby patrzył na nich ktoś z boku, miałby niezły ubaw. Oboje siedzieli na podłodze obok łóżka, ręczniki z nich pospadały. Patrzyli jednak tylko sobie w oczy.
– Kocham cię, Danillo.
– A ja ciebie kocham, Masato. Chodźmy już spać, co? – ziewnęła zaraz. – Ledwo żyję.
– Chodź – Masato wstał i podał jej rękę. Pomógł jej wstać i przyciągnął do siebie. – Jesteś pewna, że chcesz już spać? – spytał szelmowskim tonem, gładząc jej plecy i pośladki.
– Jestem bardzo zmęczona, ale przy tobie niczego nie jestem pewna – uśmiechnęła się delikatnie.
– Na to liczyłem – szepnął jej do ucha tak, że dreszcze przebiegły przez całe jej ciało.
Masato powoli przesuwał się w kierunku łóżka, nie wypuszczając Danilli z objęć. Cały czas ją całował i głaskał, nakręcając coraz bardziej ich oboje. W końcu popchnął ją delikatnie na łóżko i położył się na niej, nie tracąc kontaktu.
– Kocham cię tak bardzo, że nie wiem, co bym zrobił, gdybyś mnie nie chciała – westchnął, wchodząc w nią delikatnie. Jej cichy jęk był jedyną odpowiedzią.
Niech będzie, że to maleńki spojler, ale... myślicie, że Danilla dostała ZWYKŁY pierścionek? ;-)
Uwaga! Zrobiłam mały remont ;-). Przedłużyłam Rozdział VII o trzy podrozdziały i właśnie się skończył :-)
Nie czytaliście jeszcze nowego początku Rozdziału VIII - nie sugerujcie się nazwą - już jutro pojawi się dalsza część historii.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro