Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VII.5.

We wtorek po południu byli już spakowani. Rodzice Danilli przyjechali po koty, zgodnie z umową. Zwierzaki nie były zbyt szczęśliwe, że mają trafić do kontenerków na czas podróży, ale to było niezbędne dla ich bezpieczeństwa. Masato długo żegnał się z Ao, a Danilla z Ramonem. Rosario zażartowała sobie z córki i jej chłopaka:

– Żegnacie się z nimi, jak z dziećmi. – Jej mąż prychnął ze śmiechu, ale po chwili zamilkł, zganiony spojrzeniem Danilli.

– I ty, tato? – spytała z pretensją. Gabriel Estevez uznał, że nie warto ryzykować utraty przychylności ukochanej córeczki, natomiast jego żona była nieprzejednana.

– No co, Danillo? Masz trzydzieści lat, nie masz męża, tylko „przyjaciela" – tu spojrzała pobłażliwie na Masato – a zamiast dzieci macie koty. Nie chcecie chyba powiedzieć, że to jest poważne dorosłe życie?

– Nie. Chcę powiedzieć, że to jest moje – też spojrzała na Masato i się poprawiła – nasze dorosłe życie i sami decydujemy o tym, jak je przeżyjemy. Wolę mieć faceta, który jest moim przyjacielem niż psychopatę, który rzuca się na mnie z nożem, twierdząc, że mnie kocha. Dacie mi wreszcie spokój? – Matka Danilli patrzyła na nią przez chwilę z szeroko otwartymi ustami, nie mówiąc nic. Wyglądała jak ryba wyjęta z wody. Danilla więc kontynuowała: – Zajmijcie się naszymi kotami i przestańcie analizować wszystko albo planować na dziesięć lat w przód. Kiedy ostatnio byliście na urlopie? A ty, tato, czemu nie zabrałeś nigdy mamy za granicę?

Masato był zaskoczony przebiegiem tej rozmowy nie bardziej niż Gabriel Estevez. Spojrzał na mężczyznę, który miał być kiedyś jego teściem i wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Ojciec Danilli objął wtedy swoją żonę ramieniem i powiedział:

– Kochanie, nasza córka ma rację. Zabierajmy te kociaki, a kiedy dzieci wrócą, zarezerwujemy sobie wakacje w Hiszpanii. Dawno już powinienem był cię tam zabrać.

– Ale... – Rosario zapowietrzyła się, patrząc z niedowierzaniem to na córkę, to na męża. W końcu odpowiedziała: – Macie rację. Dzieci, życzę wam miłej i bezpiecznej podróży. Koniecznie dawajcie znać, co u was słychać. – A potem zwróciła się do męża: – Zgoda, Gabrielu. Myślałam, że nigdy mi tego nie zaproponujesz. Przecież ja zawsze chciałam zobaczyć twój ojczysty kraj.

– Cieszę się, że doszliście do takich wniosków – Danilla w końcu się uśmiechnęła i uścisnęła oboje rodziców, a potem przysunęła się do Masato, który objął ją ramieniem i pocałował w czoło.

– Do zobaczenia, córeczko. Do widzenia, Masato – rodzice Danilli pożegnali się i wyszli obładowani, zabierając ze sobą koty, ich rzeczy i zapas karmy.

– Wow, Dani, ale ich spacyfikowałaś – Masato westchnął, kiedy tylko za jej rodzicami zamknęły się drzwi. – Jestem pełen podziwu.

– A co, myślisz, że tylko ty możesz objechać rodziców z góry na dół? – zaśmiała się.

– Uwielbiam cię – Masato zmienił wtedy temat z prędkością światła. Przyciągnął ją do siebie mocniej i pocałował namiętnie. – Dani, zwariuję, jak cię nie posmakuję. Pachniesz tak obłędnie, że mi ślinka cieknie. Chodź – pociągnął ją w stronę sypialni, nie dając czasu na zaprotestowanie. Zresztą, Danilla chyba wcale nie chciała protestować, bo kiedy przyjaciel położył ją na łóżku i bez ceregieli zanurkował między jej uda, ściągając majtki i wgryzając się w nią, miała na twarzy taki uśmiech, jakby przynajmniej wygrała los na loterii. I pomyśleć, że jeszcze siedem miesięcy wcześniej nie miała pojęcia, że los (i Masato) szykują jej takie niespodzianki.

W środę rano wyjęli z szafy i rozpakowali Alexę, i podłączyli ją z powrotem, jakby nigdy nic, a potem Danilla kazała jej pilnować domu i nagrywać wszystkie wejścia. W końcu zamówili sobie taksówkę autonomiczną, zamknęli mieszkanie i pojechali z bagażami na dworzec kolejowy. Tam wsiedli w superszybki pociąg RA na lotnisko do Santiago de Chile, skąd mieli samolot do Miami. Zgodnie z planem.

Kiedy siedzieli już w samolocie, który z zawrotną prędkością wiózł ich do jednego z największych miast Amerykańskiej Unii Północnej i jednego z ważniejszych portów lotniczych na świecie, Masato złapał Danillę za rękę i uśmiechnął się do niej. Odpowiedziała mu takim samym uśmiechem.

– Wszystko idzie zgodnie z planem – zauważyła Danilla.

– Tak – potwierdził. – Odpoczywaj, Dani, bo w Miami będziemy mieli bardzo mało czasu na przesiadkę. Niezgodnie z planem – puścił do niej oko.

Tak... Niezgodnie z planem. Potem już nic nie było z nim zgodne. Masato kazał asystentowi przebukować wszystkie pozostałe bilety tak, żeby lecieli dalej inną trasą niż zaplanowali pierwotnie. Po sześciu i pół godzinie lotu, wylądowali w na lotnisku Miami International. Tam, zamiast na samolot do Paryża, przesiedli się na lot do Londynu, który trwał siedem godzin. Zmęczeni i skołowani różnicą czasów, prosto z Heathrow pojechali do hotelu, gdzie po prostu padli na łóżko i poszli spać.

– Wierzyć się nie chce, że już jesteśmy w Europie... – westchnął Masato, który obudził się pierwszy, koło południa czasu londyńskiego. – Czuję się, jakbym – zamiast samolotami –podróżował rakietą kosmiczną. I to z potwornymi przeciążeniami. Nie mam pojęcia, ile spaliśmy...

– Nie martw się, ja też nie mam pojęcia – zaśmiała się Danilla – ale zegar w pokoju wskazuje prawie południe, więc chyba nici z hotelowego śniadania.

– Nawet nie jestem głodny – westchnął – ale wstać musimy, bo za dwie godziny trzeba zdać pokój, a za trzy mamy pociąg do Paryża. Swoją drogą, ciekawe czy ktoś nas wczoraj tam szukał na lotnisku Charles de Gaulle? – zachichotał.

– Mam nadzieję, że nie, ale jeśli tak, to dobrze, że nas tam nie było – uznała Danilla, podnosząc się powoli.

Kiedy kołdra spadła, odsłaniając jej nagie piersi, zorientowała się, że spali nago. Wzrok Masato na niej zaczął ją parzyć.

– Ej, gdybyś miał lasery w oczach, wypaliłbyś mi dziurę w piersiach – puściła do niego oko. Zarumienił się, jak uczniak przyłapany na podglądaniu nauczycielki.

– To nie rób mi takich widoków z rana, Danillo. Od razu odechciewa mi się wstawać.

– Zadziwiasz mnie czasem. Myślałam, że jesteś zmęczony.

– To się nie wyklucza – puścił do niej oko. Danilla przytuliła się do niego, a on położył się na plecach i przyciągnął ją do siebie tak, że po chwili leżała na nim. Poczuła na brzuchu to, co próbował jej powiedzieć. – Uwielbiam tego faceta. To jest spełnienie moich marzeń... – pomyślała, poddając się temu pragnieniu, które paliło ich oboje. Pocałowała go, a potem usiadła na nim i przejęła inicjatywę. Jego rozanielony wzrok potwierdził, że na to miał właśnie ochotę.

Dwie godziny później gonili na metro, żeby zdążyć na dworzec St-Pancras przed odjazdem ich superszybkiego pociągu Eurostar do Paryża, ale żadne z nich nie żałowało tego czasu spędzonego razem.

Kiedy po dwugodzinnej trasie wjechali na paryski Gare du Nord [Dworzec Północny], oboje spali. Obudził ich komunikat w pociągu.

– Masato! – pierwsza zapaliła się Danilla. – Jesteśmy w Paryżu! Znowu jesteśmy w Paryżu, kochany! Czy to nie cudowne? – Masato uśmiechnął się, widząc entuzjazm Danilli. Właśnie taką chciał ją widzieć w tym mieście, gdzie się poznali i gdzie on ją pokochał już wiele lat temu. Chciał, żeby była szczęśliwa, bo miał wobec niej pewne plany.



No, pewnie się nie domyślacie, jakie to plany?  Powiem tak... wszystkiego się na pewno nie domyślicie ;-)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro