Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VII.3.

Masato miał dość nerwowy dzień. Kiedy policja zabrała ochroniarza, który go zaatakował i sprowokował do reakcji, zaczął szukać ewentualnych strat lub zniszczeń po włamaniu, ale nic nie rzuciło mu się w oczy. Ktoś dokładnie przeszukał laboratorium, szukając konkretnej rzeczy i najwyraźniej jej nie znalazł, ale nic nie było zniszczone. Wezwany ślusarz przyszedł naprawić zamek koło południa. Naprawdę nie było łatwo znaleźć takiego rzemieślnika w Oresta, ale Masato miał zaufanego człowieka, który montował mu ten zamek w styczniu.

Dopiero po południu udało im się wznowić pracę. Masato odesłał jednak studentów, w tym Ritę, i został w laboratorium tylko z asystentami. O piętnastej odesłał też asystentów, a potem zapisał swoje spostrzeżenia w notesie, zamknął uważnie drzwi, sprawdził zamknięcie i wyszedł.

Miał zamiar iść na pociąg, ale zauważył, że ktoś za nim idzie. Nadrobił drogi i upewnił się, że śledzi go nie jedna osoba, ale trzy. Wtedy postanowił ich zmylić. Pobiegł w stronę centrum i zaczął kluczyć. W końcu zadzwonił do Danilli, żeby ją ostrzec, ale ona kazała mu przyjść do swojej redakcji.

Kiedy dotarł na miejsce upewnił się jeszcze, że nie jest śledzony, wpisał w bramie umówiony kod i wszedł do budynku, który był już właściwie pusty. Na dole siedział portier, któremu podał nazwisko Danilli. Facet skierował go do windy i kazał wjechać na trzecie piętro i pójść w lewo do redakcji działu naukowego.

– A jeśli wolałbym iść schodami?

– Jak ma pan młode i zdrowe nogi, to proszę bardzo – portier wyjechał zza lady i ukazał mu się na wózku inwalidzkim.

– Raczej mam klaustrofobię, winda nie wchodzi w grę. – Masato puścił oko do staruszka i poszedł w kierunku schodów. Nie mógł się już doczekać, kiedy zobaczy Danillę.

Trzy piętra nie były dla niego wyzwaniem, nawet jeśli był już trochę zmęczony tym bieganiem po mieście. Wszedł szybko i skierował się tam, gdzie wskazywały tabliczki informacyjne. Zawahał się przed drzwiami, ale kiedy usłyszał krzyk Danilli, wszedł i pobiegł tam, skąd dobiegał jej głos.

Wpadł do biura w momencie, kiedy próbowała się wyrwać jakiemuś typowi. Niewiele myśląc, podbiegł i oderwał gościa od niej tak szybko, że facet upadł z impetem i przyrżnął głową w biurko, tracąc przytomność.

– Coś ty zrobił? – spytała Danilla, kiedy otrząsnęła się z szoku. – Musimy sprawdzić czy nic mu nie jest!

– Dani, poczekaj! – zatrzymał ją Masato. – Co się stało? Kim on jest? Czemu krzyczałaś, żeby cię zostawił?

– To mój kolega z pracy. Kłóciliśmy się, ale nie zrobiłby mi krzywdy... chyba.

– Czyli sama nie jesteś pewna?

– Proszę, sprawdźmy czy nic mu nie jest. Trzeba wezwać karetkę... – W tym momencie Masato zauważył, że facet się poruszył, a Danilla odwróciła głowę, kiedy usłyszała jego jęk.

– Wyjdź, proszę, i poczekaj na korytarzu – powiedziała szybko do przyjaciela. Masato niechętnie jej posłuchał. Chciał być obok, kiedy gość się ocknie, żeby się dowiedzieć, czego on chciał od Danilli i dlaczego ją szarpał. Wyszedł jednak, ciągle nasłuchując.

Danilla tymczasem podeszła do Mauricia i dotknęła jego ramienia.

– Wszystko w porządku? – spytała, kiedy otworzył oczy.

– Nie, boli mnie głowa. Co się stało? – spytał, ciągle jeszcze nie do końca kojarząc.

– To ja powinnam spytać, czemu rzuciłeś się na mnie z łapami – odpowiedziała Danilla, nie dając zbić się z tropu. – Szarpaliśmy się i upadłeś tak niefortunnie, że uderzyłeś głową w biurko, stąd chwilowe zamroczenie. Możesz wstać?

– Mogę. – Mauricio podniósł się i usiadł, łapiąc się za głowę. – Nie, jednak jeszcze chwilę posiedzę. Wiesz... miałem wrażenie, jakby jakaś niewidzialna siła mnie przewróciła. To nie mogłaś być ty, bo nie jesteś aż taka silna. Nie wiedziałem, że tu straszy – zachichotał. Danilla uznała, że skoro kolega żartuje, to czuje się już lepiej i w myślach podziękowała sobie, że wygoniła Masato z redakcji.

– Przepraszam, przestraszyłeś mnie, to pewnie dlatego.

– Czym? Pretensjami o to, że mnie podkablowałaś do naczelnego czy tym, że chciałem cię pocałować?

– Pierwszego się spodziewałam...

– Okej, rozumiem, że naruszyłem twoją przestrzeń osobistą – przyznał Villegas, wstając z podłogi. Danilla podał mu rękę. Przyjął ten gest z wdzięcznością.

– Owszem. Lepiej, żeby to się więcej nie powtórzyło. Na pewno wszystko w porządku? – spytała, zabierając rękę i wskazując na jego głowę.

– Bywało lepiej, ale będę żył.

– To ulga.

– Zgoda? – spytał wtedy Mauricio, wyciągając do niej rękę.

– Zgoda. Nie narzucaj się i szanujmy się nawzajem, to będzie nam się dobrze współpracowało.

– Kurczę, już wiem, co Caballero w tobie widzi... – westchnął Villegas.

– Co?

– Jesteś twardą i inteligentną babką w ładnym opakowaniu. To się zawsze dobrze sprzedaje. Będziesz kiedyś świetnym redaktorem naczelnym.

– Skąd ty...?

– Mam oczy, Danillo – zachichotał znowu Villegas. – Byłby z nas niezły duet, ale skoro wolisz kogoś innego, mój pech. Trzymaj się! – dodał, wychodząc. Danilla zastanowiła się nad słowami kolegi i... musiała przyznać mu rację.

Masato tymczasem czekał na korytarzu przed wejściem do redakcji i umierał z niepokoju. Kiedy zobaczył, że wychodzi ten koleś, podniósł się odruchowo.

– Czekasz tu na kogoś? – spytał tamten.

– Tak, na Danillę Estevez.

– A długo już tu jesteś? – dopytał dla pewności, ale nie podejrzewał, żeby chudy Azjata w okularach był w stanie odrzucić go z taką siłą, z jaką nie mogła odepchnąć go Danilla.

– Niedawno przyszedłem.

– A więc to ty jesteś tym szczęśliwcem? – dziennikarz puścił do niego oko i wyszedł.

– Najwyraźniej... – odpowiedział Masato za nim cicho. Po chwili wstał i wszedł znowu do redakcji. Danilla właśnie wyłączyła komputer, zamknęła rolety zewnętrzne i uzbroiła alarm.

– Wyjdź, Masato – poleciła mu.

– Ale musimy porozmawiać! – zaprotestował.

– No, przecież nie tutaj, AI – przypomniała mu. Musiał przyznać jej rację. Danilla czasem onieśmielała go swoją bystrością. I pomyśleć, że to ona uważała go za geniusza...

Kiedy Danilla zamknęła drzwi redakcji, podeszła do swojego faceta, żeby przywitać się jak należy. Zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała go, mrucząc z zadowoleniem.

– Z czego jesteś taka zadowolona, Dani? – spytał podejrzliwie.

– Uwielbiam cię, jak jestem taki... impulsywny, jak pozwalasz, żeby kierowały tobą najdziksze instynkty. A ponosi cię, zwłaszcza, kiedy jesteś o mnie zazdrosny – zachichotała.

– Ja tego nie lubię. To się zwykle źle kończy... w łóżku. Mam ochotę cię zdominować, wykorzystać... – zaczął mówić i urwał. – To źle o mnie świadczy.

– A kto ci powiedział, że to źle? – zdziwiła się. – Ja lubię, jak sobie czasem zaszalejemy. Nie ma w tym nic złego.

– Ale ja dziś już drugi raz musiałem komuś wlać i trochę mnie to martwi. A wiem, że na dziś to nie koniec stresów. Wolałbym się zrelaksować i cię rozpieścić.

– Wynagrodzimy sobie wszystko w sypialni. A teraz chodź – zignorowała jego obiekcje i pociągnęła go za rękę.

Zeszli po schodach do jakiejś piwnicy.

– Co to za miejsce?

– Stary magazyn. Kiedyś trzymaliśmy tu matryce drukarskie. Teraz to zwykła graciarnia.

– I co my tu robimy. Chyba nie chcesz...? – Masato już przestraszył się, że Danilli wpadł do głowy jakiś głupi pomysł.

– Nic z tych rzeczy, kochany – zaśmiała się. – Stąd jest przejście do podziemnego parkingu. Odkryłam je kiedyś przypadkiem, jak jeszcze była na stażu w wydawnictwie.

– Prowadź – Masato uśmiechnął się do swojej kobiety. Już zaczął sobie ją wyobrażać w wyuzdanych pozach, ale szybko przywrócił myśli do porządku. To nie był czas ani miejsce na nakręcanie emocji. Musieli dostać się do domu.

Na szczęście z tej strony budynku nikogo nie było. Wyszli do parku, zatrzaskując za sobą drzwi, które miały klamkę tylko od strony wewnętrznej, a z zewnątrz pokryte były szkłem weneckim. Nikt by się nie domyślił, patrząc na budynek, że tam było jakieś przejście. Potem poszli na najbliższą stację metra. Kiedy wsiadali do pociągu, Masato zauważył na peronie jednego ze swoich prześladowców, ale drzwi się zamknęły zanim tamten zdołał dobiec do pociągu.

Dojechali do domu i nikt już ich nie śledził.

– Wyjaśnisz mi teraz, co się dziś działo od rana?

– Jasne. Było włamanie do mojego laboratorium. Ktoś widocznie szukał mojego notesu, ale go nie znalazł, bo noszę go przy sobie. Jeden z ochroniarzy musiał maczać w tym palce, bo kiedy chciałem zadzwonić na policję, zaatakował mnie. Położyłem go na glebę dwa razy, dopiero sobie odpuścił. Potem zabrała go policja. A teraz musiałem interweniować drugi raz. Naprawdę mam już dość bijatyk...

– Rozumiem. A u mnie był dziś rano Esteban Fortunato.

– Ten stary, który cię chciał oskarżyć o molestowanie w styczniu? – zdziwił się Masato.

– Ten sam. Okazało się, że Mauricio nie spytał go o zgodę przed publikacją jego artykułu. I... że facet jest po naszej stronie.

– To znaczy po czyjej?

– Naszej, ekologów, antysystemowców. Nie ma mi za złe tamtej akcji. Stwierdził, że sam się pomylił.

– Ale numer.

– No właśnie. Ale Mauricio miał mi za złe, że powiedziałam o tym redaktorowi naczelnemu i tak wyszło, jak wyszło...

– Dani, kochanie, nie podoba mi się to wszystko. Myślę, że nie powinnaś chodzić już do pracy przed wyjazdem.

– A ty?

– A ja muszę, ale tylko na egzaminy.

– Nie możesz poprosić asystentów, żeby je przeprowadzili?

– To jakaś myśl, chociaż... nigdy tak nie pokpiłem sprawy.

– A ja myślę, że to wyjątkowa sytuacja.

– Dobrze, tak zrobimy. Weźmy urlop od środy i przyśpieszmy wyjazd.

– A tak się da?

– Zaraz się dowiemy – uznał Masato i zalogował się na swoje konto w Mondelez. Zgłosił tam konieczność przyspieszenia wyjazdu. Dostał automatyczną odpowiedź, że łącznik skontaktuje się z nim niezwłocznie. – To co teraz? – spytał.

– Jak to co? Robimy kolację, a potem spełnisz swoje groźby – puściła do niego oko. Japończyk zaczerwienił się na twarzy, wyobrażając sobie te spełnienia... Danilla to zauważyła, bo uśmiechnęła się do niego łobuzersko.

– Kocham się, Dani – powiedział Masato tylko i pomaszerował do kuchni, dopóki jeszcze umiał nad sobą panować.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro