VI.3.
Mina Danilli była bezcenna, kiedy dotarło do niej, co powiedział jej brat. On, teleinformatyk pracujący dla „systemu", jak by nie patrzeć, bo przecież zatrudniony w rządowej agencji informacyjnej, ukrywał u siebie dziewczynę, która uczestniczyła w nielegalnych demonstracjach.
– Dani, musiałem jej pomóc. Dziewczyna ledwo uciekła tym draniom... – westchnął.
– A skąd ona jest?
– Stąd.
– Z Santiago?
– Tak.
– To dlaczego jest u ciebie, a nie w domu?
– Może, żeby jej tam nie szukali?
– Ale przecież rodzina może się o nią martwić – zauważyła Danilla. – Może już jej szukają, oznaczyli w systemie, jako zaginioną? Przecież to dopiero nakieruje na nią podejrzenia...
– Nie mogłem jej odmówić, kiedy poprosiła o pomoc – Fabian wyraźnie się krępował tym „przesłuchaniem". Danilla zrozumiała, że między tą dwójką coś musi być. Jej brat nie zachowywał się tak rozsądnie, jak zwykle.
– Dobrze, jej też trzeba pomóc, jedziemy do ciebie – zakomenderowała Danilla.
„Poprawili" trochę wygląd Alvara, żeby nie rozpoznały go kamery, a potem Dani zamówiła taksówkę autonomiczną i pojechali do mieszkania jej brata.
Kiedy weszli wszyscy, ekoaktywistka chowała się w sypialni Fabiana. On otworzył drzwi i wyciągnął ją stamtąd za rękę. Dziewczyna wyglądała na przerażoną. Fabi jednak zaraz ją uspokoił:
– Spokojnie, Rito, to jest moja siostra, Danilla, jej partner, Masato, i jego współpracownik, Alvaro, który był z tobą w niedzielę na placu. Właśnie wyciągnęliśmy go ze szpitala – wyjaśnił. Wyraz twarzy dziewczyny się wtedy trochę zmienił.
– Już myślałam, że po mnie przyszli... że ty ich przyprowadziłeś – wyszeptała. – Przepraszam, że ci nie zaufałam.
– Nic się nie stało. Rozumiem, że się boisz. – Fabian spojrzał na dziewczynę z czułością, co spowodowało natychmiastowy wybuch sympatii do niej u Danilli. Nie pomyliła się. Fabian naprawdę coś czuł do tej młodej.
– Usiądźmy może gdzieś razem – zaproponowała wtedy. – Musimy porozmawiać.
Fabian zaprosił ich do kuchni. Wszyscy usiedli przy stole, a on postawił dzbanek z wodą i szklanki, i zaproponował zapiekankę, bo tylko to miał w domu.
– Nic z tego, zjadłam ją na śniadanie – zaprotestowała Rita – ale zrobiłam paellę – dodała zaraz.
– Widzę, że zaczynasz czuć się u mnie, jak w domu – zażartował sobie Fabian. Dziewczyna spłonęła rumieńcem. – To bardzo dobrze. Dziękuję, że coś ugotowałaś – dodał zaraz i uśmiechnął się do niej.
– O, ja też chętnie spróbuję – wtrącił Alvaro. – Nie karmili szczególnie w tym szpitalu...
– I my też – dodała Danilla, konsultując się wzrokowo z Masato. Rita promieniała. Pomogła Fabianowi podać do stołu i rozdzieliła paellę pomiędzy nich i gości. Nie była to porcja na pięć osób, ale wystarczyło na zaspokojenie pierwszego głodu.
Kiedy zjedli, Danilla poprosiła dziewczynę, żeby opowiedziała im, jak się znalazła w takich tarapatach.
– Czemu pytasz? – zdziwiła się.
– Przynajmniej z dwóch ważnych powodów – odparła Danilla. – Po pierwsze, Fabian i pracownik mojego partnera opowiedzieli nam dziś o dziwnych wydarzeniach, które miały miejsce w stolicy, a po drugie... jestem dziennikarką i jeśli coś się dzieje, moim obowiązkiem jest informowanie o tym społeczeństwa.
– Jesteś dziennikarką? – w oczach Rity pojawiła się nadzieja, którą zaraz zastąpił strach. – Też możesz być w niebezpieczeństwie, jeśli zaczniesz o tym pisać.
– Nie boję się – odparła Danilla, czym zasłużyła sobie na pełne oburzenia spojrzenie swojego chłopaka.
– Jak ty się nie boisz, to ja się będę o ciebie bał – zaprotestował Masato.
– Ja też – dodał Fabian.
– Przestańcie wszyscy! – Do rozmowy włączył się Alvaro, który dotąd milczał. – Tu nie chodzi przecież tylko o nas. Nie ryzykujemy tak wiele, jak ci, których złapano, i następni, którzy będą mieli takiego pecha. Jedno jest pewne: nie możemy zostać w Santiago de Chile.
– Ja muszę – wtrącił Fabian.
– Jesteś pewien, że chcesz nadal pracować dla tego rządu? – Alvaro przewiercał wzrokiem brata Danilli, aż ona poczuła się w obowiązku bronić Fabiana.
– To jego praca!
– Macie rację... – westchnął Fabi. – Wykonując tę pracę, przysługuję się reżimowi. Zaleta jest jednak z tego taka, że dzięki temu też wiem, co się dzieje. Myślę, że przydam wam się bardziej tutaj niż w Oresta.
– Ale... – Danilla chciała coś powiedzieć, ale Masato jej przerwał:
– Fabian ma rację, kochanie. Potrzebujemy go tutaj.
– Dzięki, stary – Fabi spojrzał na niego z wdzięcznością. – Musicie jednak zabrać ze sobą Ritę.
– Nie! – zaprotestowała dziewczyna. – Nie zostawię cię tu samego.
– Dam sobie radę, Rito – Fabian znowu spojrzał na dziewczynę z czułością – a ty będziesz bezpieczniejsza z dala od stolicy. Niedługo przyjadę – obiecał. – Zaopiekujecie się nią? – spytał, patrząc z nadzieją na Danillę i Masato.
– A moje studia? – Rita chwyciła się ostatniej deski ratunku. – Miałam kończyć badania i napisać pracę magisterską.
– Jakie badania? – zainteresował się Masato.
– Studiuję biochemię – wyjaśniła dziewczyna, przewracając oczami. – Nie pomożecie mi.
– Tu cię zaskoczę – zachichotał Japończyk. – Jeśli nie będziesz przeszkadzała, wpuszczę cię do swojego laboratorium.
– Masz laboratorium? – oczy Rity zrobiły się okrągłe, jak dawne złote pięć pesos.
– Na uniwersytecie. Kieruję katedrą biochemii w Oresta – Masato uśmiechnął się pod nosem, a Danilla poczuła dumę, widząc nabożne spojrzenie Rity na swoim mężczyźnie.
– Jesteś profesorem? – niedowierzała młoda. – Ile ty masz lat?
– W tym roku skończę trzydzieści jeden i jestem doktorem na stanowisku profesorskim – wyjaśnił.
– To jadę – odpowiedziała krótko.
– Ale... – tym razem Fabian chciał zaprotestować, ale Danilla go uspokoiła:
– Braciszku, u nas będzie bezpieczna, a ty pozałatwiaj swoje sprawy w stolicy i wracaj do Oresta.
– Masz rację, siostra. Rita, pozwolisz? – Fabian wyciągnął rękę do dziewczyny, a ona podała mu swoją. Pociągnął ją do swojego pokoju.
Kiedy Fabian zamknął za nimi drzwi, przyciągnął Ritę do siebie i przytulił, a potem pocałował ją w czubek głowy.
– Najważniejsze, że będziesz bezpieczna. W ciągu miesiąca powinienem się wyrobić. W Oresta też bez problemu znajdę pracę.
– Dziękuję za wszystko, co dla mnie robisz – odpowiedziała Rita.
– I wzajemnie – odparł Fabian ze śmiechem, ciągle trzymając ją w ramionach. – Nie wiedziałem, że mogłoby dla mnie być coś ważniejszego niż praca, a teraz jesteś ty, Rito... – Po chwili wahania, przyciągnął ją do siebie mocniej i cmoknął w usta. – Opowiedz wszystko Danilli. Ona ci pomoże. I czekaj na mnie. Przyjadę. To obietnica – powiedział tylko, a dziewczyna wtuliła głowę w jego klatkę piersiową i westchnęła. Jeszcze niedawno, idąc na protest, nie wyobrażała sobie, że nie tylko naraża się władzy, ale przypadkiem znajdzie kogoś tak wyjątkowego, jak Fabian Estevez.
Fabian pożyczył Alvarowi inne swoje rzeczy, a kiedy tamten się przebrał, odprowadził ich wszystkich na pociąg. Potem z ciężkim sercem wrócił do domu i zaczął rozważać za i przeciw. Lubił tę pracę, to prawda, ale od niedawna był dla niego ktoś ważniejszy niż jakakolwiek praca. Niepozorna studentka ostatniego roku biochemii, która uznała za stosowne protestować razem z ekologami i która wpadła na niego na klatce schodowej, uciekając przed porwaniem z placu przez uzbrojonych typów, skradła jego serce.
Danilla kupiła na dworcu wodę i coś do jedzenia. Na peronie Masato pokazał konduktorowi swój cyfrowy bilet. Zostali zaprowadzeni do wynajętego przedziału, gdzie nikt miał im nie przeszkadzać aż do Oresta. Wsiedli tam, zamknęli się i dopiero poczuli, jak schodzi z nich adrenalina. Alvaro wyglądał kiepsko, jakby miał zaraz zemdleć.
– Przepraszam, że narobiłem wam tyle kłopotu – kajał się. – Teraz nie nadaję się do niczego. Nie pomogę ci nawet w badaniach, szefie – zwrócił się już bezpośrednio do Masato.
– Rita pomoże za ciebie – uznał Masato – a przy okazji się czegoś nowego nauczy. Właśnie... jaki jest temat twojej pracy dyplomowej? – zwrócił się do dziewczyny.
– Zanieczyszczenia żywności – odpowiedziała.
– Idealnie nam się wpasujesz – stwierdził wtedy, patrząc porozumiewawczo na Danillę. Zrozumiała go bez słów. Nie zdradzać nic, czego młoda na razie nie musi wiedzieć.
– A powiedz mi, Rito – Danilla zwróciła się teraz do dziewczyny, zmieniając temat – co takiego dzieje się w Santiago de Chile, że niebezpiecznie jest być tutaj teraz ekologiem?
– To nie tylko teraz i nie tylko w Santiago – odparła dziewczyna bez wahania. – Od dłuższego czasu już ekolodzy są na cenzurowanym na całym świecie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro