Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VI.2.

Masato był zaskoczony przenikliwością brata Danilli.

– Skąd wiedziałeś? – zdziwił się.

– Znam dobrze moją siostrę – odparł Fabian. – Niech ci to wystarczy za odpowiedź.

– Dobrze trafiłeś, braciszku – przyznała Danilla. – Ja tu jestem służbowo, a Masato bardziej prywatnie. Niepokoją nas doniesienia o manifestacjach, starciach z policją, a przede wszystkim o ofiarach. Ludzie nie chcą już czytać o niczym innym niż bezpieczeństwo żywności, muszę przemodelować cały następny numer pisma... a Masato chciał odwiedzić kolegę, który leży ranny w szpitalu. Alvaro jest ekologicznym aktywistą – wyjaśniła bratu cicho.

– A, to o to chodzi... Wiesz, że ja mieszkam przy tym placu, gdzie były rzekome zamieszki? – spytał.

– Jak to „rzekome"?

– Normalnie. To nie były żadne manifestacje. Grupa aktywistów zebrała się na placu i wykrzykiwali antykorporacyjne hasła. Że mają dowody na celowe zatruwanie żywności, że to spisek gigantów itp.

– Ale widzieliśmy filmiki, tłumy ludzi przechodziły ulicami miasta...

– To nie są filmiki z tej manifestacji – stwierdził Fabian.

– Skąd wiesz?

– Bo moja firma dostała zlecenie ich zmontowania – odparł cicho.

– O co tu chodzi, Fab? – zdenerwowała się Danilla.

– O to, co zrobili tym ludziom na placu... – westchnął Fabian.

– A co im zrobili?

– To nie była policja. Jakaś prywatna firma ochroniarska ogrodziła plac i wyłapała prawie wszystkich. Tych, którzy nie uciekli. Ludzie chowali się w prywatnych domach, jeśli ktoś otworzył im drzwi. Sam przenocowałem jedną aktywistkę.

– To od niej o tym wiesz?

– Tak. W końcu ktoś wezwał policję, bo ludzie zorientowali się, że coś jest nie tak. Wtedy tamci szybko się ewakuowali.

– Muszę zobaczyć się z Alvaro – zdecydował Masato.

– Nie wiem... czy to dla niego bezpieczne. Skoro jest w szpitalu, to znaczy, że jakoś stamtąd uciekł i nikt się nie domyślił, skąd się tam wziął.

– Albo znaczy, że jest sam i nie ma kto mu pomóc – zauważył Masato.

– Dobrze, pójdziemy tam dzisiaj – zadecydował Fabian – ale bez Danilli.

– Zaraz! – zaprotestowała. – Jak to beze mnie? Co wy sobie myślicie?

– Fabian ma rację – zgodził się Masato. – To może być niebezpieczne.

– Jestem dziennikarką – przypomniała im Danilla.

– Ale naukową, a nie śledczą. Dani, pomyśl racjonalnie. Jeśli możemy mu pomóc, to łatwiej wyciągniemy go bez ciebie. Poza tym możemy potrzebować pomocy z zewnątrz – zauważył Fabian.

– Dobrze, tylko dlatego się na to zgodzę – stwierdziła. – Będę na was czekać w parku.

– Czasem myślę sobie, że jesteś zbyt odważna, aż brawurowa – zauważył Masato.

– Jesteśmy w połowie Araukanami – zaśmiała się Danilla. Fabian jej zawtórował.

– Co to znaczy?

– To znaczy, że nasi przodkowie byli prekolumbijskimi Indianami zamieszkującymi górskie rejony Chile.

– A zabrzmiało, jakby byli jakimiś kosmitami – zaśmiał się Masato.

– A ja miałam wrażenie, że to twoi przodkowie byli kosmitami – odparła mu Danilla i wystawiła do niego język. Oboje się zaśmiali po chwili. Fabian miał taką minę, jakby nic nie rozumiał.

– Coś mnie ominęło? – spytał.

– Tak, braciszku. Wizyta rodziców Masato w Oresta – zachichotała Danilla.

– Oj, to musiało być mocne – uznał Fabian.

– Było – potwierdziła. Masato już nic nie powiedział.

Po obiedzie poszli do mieszkania Fabiana, a stamtąd on i Masato poszli do szpitala, a Danilla do parku nieopodal. Fabian wziął też dla Alvara jakieś swoje ubranie, na wypadek, gdyby ten nic nie miał. Recepcjonistka znalazła Alvara po dłuższych poszukiwaniach.

– A panowie kim są?

– Ja jestem kuzynem, a ten pan kolegą z pracy – odpowiedział Fabian, zanim Masato zdążył się odezwać.

– Gdzie panowie razem pracują? – spytała podejrzliwie, patrząc na Masato.

– Na uniwersytecie w Oresta de Chile – odpowiedział. Kobieta sprawdziła coś w komputerze:

– Zgadza się. Pokój 215 na chirurgii, drugie piętro – powiedziała. Pojechali windą, choć Fabian protestował, bo Masato uznał, że wchodząc schodami, za bardzo będą rzucać się w oczy. Bez problemu znaleźli pokój 215. Alvaro był tam sam, ale co chwilę ktoś przechodził obok drzwi. Weszli więc do niego obaj, a po chwili Fabian wyszedł i czekał na korytarzu obserwując drzwi.

– Szefie, nie spodziewałem się ciebie tutaj... – powiedział asystent Masato.

– Co ci się stało, Alvaro? – spytał Masato cicho, kiedy już zostali sami.

– Kto z tobą przyszedł? – zapytał Alvaro, widocznie przestraszony.

– Spokojnie, to tylko brat mojej Danilli.

– W porządku... Pytam, bo obserwują mnie tu – powiedział wtedy.

– A czemu tu jesteś?

– Złamałem nogę, wskakując komuś do piwnicy – powiedział. – Ludzie mnie przywieźli do szpitala w niedzielę wieczorem.

– Ale po co wskakiwałeś komuś do piwnicy?

– Musiałem uciekać przed tymi zabijakami.

– Czyli przed kim? – zdziwił się Masato.

– Manifestowaliśmy na jednym z placów w stolicy, jak co tydzień. Wtedy otoczyła nas duża grupa dziwnie umundurowanych ludzi. Część z nas uciekła, resztę złapali, obili i wsadzili do takich furgonetek... Nie widziałem nigdy takich samochodów w mieście. Nie widziałem też takich mundurów. To nie była ani nasza policja, ani wojsko.

– Długo tu zostaniesz?

– Właściwie to chciałbym wracać do domu – przyznał. – Założyli mi egzoortezę. Ale jest większy problem. Od wczoraj nie ma kontaktu z tymi kolegami, którzy się dali złapać. Nikt nie wie, co się z nimi stało...

– Po prostu zniknęli? Nie wrócili do domów, nie ma ich w aresztach, w szpitalach?

– Ślad po nich zaginął – odparł Alvaro poważnie. Miałem kilka telefonów od ich rodzin. Boję się, że mnie tu namierzą. Pomóż, szefie.

– Spróbujemy cię stąd wydostać z Fabianem, ale, szczerze mówiąc, nie wiem jak wrócimy do Oresta. Masz jakieś swoje rzeczy?

– Nie, zabrali mi wszystko oprócz portfela, kluczy do domu i telefonu.

– Czyli pewnie telefon jest namierzany – zauważył Fabian, który właśnie wszedł do sali. Masato aż podskoczył, Alvaro o mało się nie zapowietrzył. – Spokojnie, to tylko ja.

– A skąd to wiesz?

– Jestem przecież teleinformatykiem. Radzę ci zostawić telefon, zgłosić u operatora zaginięcie telefonu i karty identyfikującej i zwiewać stąd jak najszybciej.

– Za szybko nie mogę – Alvaro wskazał swoją nogę.

– No tak. I niestety, masz rację, ktoś cię obserwuje. Ale spróbujemy go zmylić. Muszę tylko zawołać Danillę.

– Nie mieszaj jej w to, proszę – Masato spojrzał na Fabiana groźnie.

– Spokojnie, to moja siostrzyczka, nic jej nie grozi – uspokoił go Fabian. – Ma tylko odwrócić uwagę od nas.

– Jak daleko mamy do windy?

– Długość dwóch sal. Gościu, który obserwuje drzwi łazi co jakiś czas na pewno do łazienki, po coś do picia... Musi być taki moment. Masz, ubierz to – Fabian rzucił Alvarowi swoje ciuchy i wybrał numer Danilli: – Siostra, przyjdź do szpitala, drugie piętro, pokój 215 – powiedział.

– Jasne, niedługo będę – odparła i się rozłączyła.

– To ja wychodzę, a on niech będzie zaraz gotowy – polecił Fabian. – Będę obserwował tego obserwującego. Jak tylko przyjdzie Danilla, zaczniemy przedstawienie.

Fabian wyszedł znowu na korytarz i usiadł przy dystrybutorze wody. Nalał dobie zimnej wody do kubka i udawał, że pije. Tymczasem Masato pomógł Alvarowi ze spodniami, bo z resztą ubrań sobie sam poradził. Kiedy stał, nie było nawet widać, że ma egzoortezę. Gorzej było przy próbie chodzenia, zwłaszcza szybszego. Alvaro spakował jednak portfel i klucze do kieszeni, a telefon zostawił w szafce, żeby nie wyglądało na celowe porzucenie. Niedługo przyszła Danilla. Podeszła do dystrybutora i nalała sobie wody. Usiadła koło Fabiana z kubkiem.

– Co mam robić?

– Pilnować gościa pod oknem, a w razie czego odwrócić jego uwagę, żebyśmy mogli dojść z Alvarem do windy. Potem wejdź do sali obok, pokręć się chwilę, powiedz głośno, że pomyliłaś piętra i idź do windy, a później wyjdź ze szpitala.

– Chyba dam radę.

– Wiem, że dasz. Zobaczymy się w parku figur.

– Jasne.

– No to do roboty – powiedział Fabian po czym dopił wodę i wstał, żeby wyrzucić kubek. Potem wszedł do pokoju Alvara i przygotowali go obaj z Masato do wyjścia, trzymając pod ramiona.

Danilla zauważyła, że koleś przy oknie spojrzał w stronę drzwi, a potem znowu patrzył w okno, udając, że interesuje go widok. Podeszła więc do windy i ją przywołała, potem stuknęła raz w drzwi do sali Alvara i poszła do toalety. Za chwilę wyszła stamtąd i podbiegła do gościa przy oknie.

– Proszę pana, proszę mi pomóc, w toalecie ktoś się zatrzasnął i chyba zasłabł – spojrzała na niego błagalnie. Koleś jeszcze raz spojrzał w stronę zamkniętych drzwi i po chwili poszedł za Danillą. Wszedł do toalety i zaczął szarpać zamknięte drzwi.

– Zajęte! – dobiegł ich stamtąd wściekły krzyk jakiejś kobiety. – Ludzie, to już spokojnie nie można w toalecie posiedzieć?

– To czemu się pani nie odzywała, jak wcześniej stukałam? – Danilla też udała zdenerwowaną. Przez panią o mało zawału nie dostałam! – krzyknęła, grając swoją rolę. – Przepraszam pana, widzi pan, jacy są ludzie. Chce się pomóc, to jeszcze pretensje mają – westchnęła i teatralnie przewróciła oczami. Facet wyszedł więc szybko z toalety i wrócił na swoje miejsce do obserwacji. Danilla tymczasem poszła do sali 217 i zamknęła za sobą drzwi.

– Kim pani jest? – spytał zdziwiony pacjent.

– Och, przepraszam, musiałam pomylić sale – odpowiedziała. – Mam nadzieję, że nie przeszkodziłam za bardzo? – spytała, robiąc słodkie oczy.

– Ależ nie, niespodziewane wizyty tez są miłe, zwłaszcza tak uroczych dam – odpowiedział facet.

– Cóż, przepraszam jeszcze raz – powiedziała wtedy Danilla. – Muszę jeszcze odwiedzić wujka na trzecim piętrze – dodała już głośniej, wychodząc. Skierowała się do windy i choć serce waliło jej jak szalone nie odważyła się spojrzeć na faceta przy oknie. Pewnie ciągle tam stał, bo co miał innego do roboty? Zjechała na partner, wyszła ze szpitala i poszła szybkim krokiem w stronę umówionego miejsca.

Kiedy Danilla zaciągnęła obserwatora do toalety, Masato i Fabian błyskawicznie wyprowadzili Alvaro do windy i zjechali na partner. Tam, korzystając z dużego ruchu przy recepcji, wyszli niepostrzeżenie z budynku i skierowali się do parku. Czekali już tam na nią, na ławce, podziwiając rzeźby. Kiedy przyszła Danilla, Masato rzucił się prawie na nią z radości:

– Kochana, wszystko w porządku? – spytał, ściskając ją tak, że aż zabrakło jej tchu.

– W jak najlepszym – odpowiedziała. – Ale puść mnie już, Masato. Udusisz mnie – zachichotała, wyplątując się z jego objęć. – Powiedzcie mi teraz, jak my wrócimy do Oresta z Alvarem?

– Mam pomysł – odpowiedział Masato. Przypomniał sobie sytuację, którą opowiadała mu matka. Podobno, kiedy zginął jej ojciec, jej brat Yoshito był w delegacji na drugim końcu Japonii. Nie wolno było latać i było już wolnych miejsc na żaden pociąg. Wynajął wtedy cały dodatkowy wagon do superszybkiego pociągu, żeby być w Tokio jak najszybciej. Cóż, wujowi chodziło o władzę w firmie, a on może inaczej pomóc przyjacielowi. Wszedł więc na stronę linii kolejowych RA [Rapidamerica] i używając swojej złotej karty wynajął cały przedział na 6 osób do wieczornego pociągu. – A ty, Fabian, też jedziesz z nami?

– Myślę, że nie powinienem... – zaczął kręcić brat Danilli.

– Jak to?

– Jest u mnie ta aktywistka – przyznał się Fabian.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro