VI.2.
Masato był zaskoczony przenikliwością brata Danilli.
– Skąd wiedziałeś? – zdziwił się.
– Znam dobrze moją siostrę – odparł Fabian. – Niech ci to wystarczy za odpowiedź.
– Dobrze trafiłeś, braciszku – przyznała Danilla. – Ja tu jestem służbowo, a Masato bardziej prywatnie. Niepokoją nas doniesienia o manifestacjach, starciach z policją, a przede wszystkim o ofiarach. Ludzie nie chcą już czytać o niczym innym niż bezpieczeństwo żywności, muszę przemodelować cały następny numer pisma... a Masato chciał odwiedzić kolegę, który leży ranny w szpitalu. Alvaro jest ekologicznym aktywistą – wyjaśniła bratu cicho.
– A, to o to chodzi... Wiesz, że ja mieszkam przy tym placu, gdzie były rzekome zamieszki? – spytał.
– Jak to „rzekome"?
– Normalnie. To nie były żadne manifestacje. Grupa aktywistów zebrała się na placu i wykrzykiwali antykorporacyjne hasła. Że mają dowody na celowe zatruwanie żywności, że to spisek gigantów itp.
– Ale widzieliśmy filmiki, tłumy ludzi przechodziły ulicami miasta...
– To nie są filmiki z tej manifestacji – stwierdził Fabian.
– Skąd wiesz?
– Bo moja firma dostała zlecenie ich zmontowania – odparł cicho.
– O co tu chodzi, Fab? – zdenerwowała się Danilla.
– O to, co zrobili tym ludziom na placu... – westchnął Fabian.
– A co im zrobili?
– To nie była policja. Jakaś prywatna firma ochroniarska ogrodziła plac i wyłapała prawie wszystkich. Tych, którzy nie uciekli. Ludzie chowali się w prywatnych domach, jeśli ktoś otworzył im drzwi. Sam przenocowałem jedną aktywistkę.
– To od niej o tym wiesz?
– Tak. W końcu ktoś wezwał policję, bo ludzie zorientowali się, że coś jest nie tak. Wtedy tamci szybko się ewakuowali.
– Muszę zobaczyć się z Alvaro – zdecydował Masato.
– Nie wiem... czy to dla niego bezpieczne. Skoro jest w szpitalu, to znaczy, że jakoś stamtąd uciekł i nikt się nie domyślił, skąd się tam wziął.
– Albo znaczy, że jest sam i nie ma kto mu pomóc – zauważył Masato.
– Dobrze, pójdziemy tam dzisiaj – zadecydował Fabian – ale bez Danilli.
– Zaraz! – zaprotestowała. – Jak to beze mnie? Co wy sobie myślicie?
– Fabian ma rację – zgodził się Masato. – To może być niebezpieczne.
– Jestem dziennikarką – przypomniała im Danilla.
– Ale naukową, a nie śledczą. Dani, pomyśl racjonalnie. Jeśli możemy mu pomóc, to łatwiej wyciągniemy go bez ciebie. Poza tym możemy potrzebować pomocy z zewnątrz – zauważył Fabian.
– Dobrze, tylko dlatego się na to zgodzę – stwierdziła. – Będę na was czekać w parku.
– Czasem myślę sobie, że jesteś zbyt odważna, aż brawurowa – zauważył Masato.
– Jesteśmy w połowie Araukanami – zaśmiała się Danilla. Fabian jej zawtórował.
– Co to znaczy?
– To znaczy, że nasi przodkowie byli prekolumbijskimi Indianami zamieszkującymi górskie rejony Chile.
– A zabrzmiało, jakby byli jakimiś kosmitami – zaśmiał się Masato.
– A ja miałam wrażenie, że to twoi przodkowie byli kosmitami – odparła mu Danilla i wystawiła do niego język. Oboje się zaśmiali po chwili. Fabian miał taką minę, jakby nic nie rozumiał.
– Coś mnie ominęło? – spytał.
– Tak, braciszku. Wizyta rodziców Masato w Oresta – zachichotała Danilla.
– Oj, to musiało być mocne – uznał Fabian.
– Było – potwierdziła. Masato już nic nie powiedział.
Po obiedzie poszli do mieszkania Fabiana, a stamtąd on i Masato poszli do szpitala, a Danilla do parku nieopodal. Fabian wziął też dla Alvara jakieś swoje ubranie, na wypadek, gdyby ten nic nie miał. Recepcjonistka znalazła Alvara po dłuższych poszukiwaniach.
– A panowie kim są?
– Ja jestem kuzynem, a ten pan kolegą z pracy – odpowiedział Fabian, zanim Masato zdążył się odezwać.
– Gdzie panowie razem pracują? – spytała podejrzliwie, patrząc na Masato.
– Na uniwersytecie w Oresta de Chile – odpowiedział. Kobieta sprawdziła coś w komputerze:
– Zgadza się. Pokój 215 na chirurgii, drugie piętro – powiedziała. Pojechali windą, choć Fabian protestował, bo Masato uznał, że wchodząc schodami, za bardzo będą rzucać się w oczy. Bez problemu znaleźli pokój 215. Alvaro był tam sam, ale co chwilę ktoś przechodził obok drzwi. Weszli więc do niego obaj, a po chwili Fabian wyszedł i czekał na korytarzu obserwując drzwi.
– Szefie, nie spodziewałem się ciebie tutaj... – powiedział asystent Masato.
– Co ci się stało, Alvaro? – spytał Masato cicho, kiedy już zostali sami.
– Kto z tobą przyszedł? – zapytał Alvaro, widocznie przestraszony.
– Spokojnie, to tylko brat mojej Danilli.
– W porządku... Pytam, bo obserwują mnie tu – powiedział wtedy.
– A czemu tu jesteś?
– Złamałem nogę, wskakując komuś do piwnicy – powiedział. – Ludzie mnie przywieźli do szpitala w niedzielę wieczorem.
– Ale po co wskakiwałeś komuś do piwnicy?
– Musiałem uciekać przed tymi zabijakami.
– Czyli przed kim? – zdziwił się Masato.
– Manifestowaliśmy na jednym z placów w stolicy, jak co tydzień. Wtedy otoczyła nas duża grupa dziwnie umundurowanych ludzi. Część z nas uciekła, resztę złapali, obili i wsadzili do takich furgonetek... Nie widziałem nigdy takich samochodów w mieście. Nie widziałem też takich mundurów. To nie była ani nasza policja, ani wojsko.
– Długo tu zostaniesz?
– Właściwie to chciałbym wracać do domu – przyznał. – Założyli mi egzoortezę. Ale jest większy problem. Od wczoraj nie ma kontaktu z tymi kolegami, którzy się dali złapać. Nikt nie wie, co się z nimi stało...
– Po prostu zniknęli? Nie wrócili do domów, nie ma ich w aresztach, w szpitalach?
– Ślad po nich zaginął – odparł Alvaro poważnie. Miałem kilka telefonów od ich rodzin. Boję się, że mnie tu namierzą. Pomóż, szefie.
– Spróbujemy cię stąd wydostać z Fabianem, ale, szczerze mówiąc, nie wiem jak wrócimy do Oresta. Masz jakieś swoje rzeczy?
– Nie, zabrali mi wszystko oprócz portfela, kluczy do domu i telefonu.
– Czyli pewnie telefon jest namierzany – zauważył Fabian, który właśnie wszedł do sali. Masato aż podskoczył, Alvaro o mało się nie zapowietrzył. – Spokojnie, to tylko ja.
– A skąd to wiesz?
– Jestem przecież teleinformatykiem. Radzę ci zostawić telefon, zgłosić u operatora zaginięcie telefonu i karty identyfikującej i zwiewać stąd jak najszybciej.
– Za szybko nie mogę – Alvaro wskazał swoją nogę.
– No tak. I niestety, masz rację, ktoś cię obserwuje. Ale spróbujemy go zmylić. Muszę tylko zawołać Danillę.
– Nie mieszaj jej w to, proszę – Masato spojrzał na Fabiana groźnie.
– Spokojnie, to moja siostrzyczka, nic jej nie grozi – uspokoił go Fabian. – Ma tylko odwrócić uwagę od nas.
– Jak daleko mamy do windy?
– Długość dwóch sal. Gościu, który obserwuje drzwi łazi co jakiś czas na pewno do łazienki, po coś do picia... Musi być taki moment. Masz, ubierz to – Fabian rzucił Alvarowi swoje ciuchy i wybrał numer Danilli: – Siostra, przyjdź do szpitala, drugie piętro, pokój 215 – powiedział.
– Jasne, niedługo będę – odparła i się rozłączyła.
– To ja wychodzę, a on niech będzie zaraz gotowy – polecił Fabian. – Będę obserwował tego obserwującego. Jak tylko przyjdzie Danilla, zaczniemy przedstawienie.
Fabian wyszedł znowu na korytarz i usiadł przy dystrybutorze wody. Nalał dobie zimnej wody do kubka i udawał, że pije. Tymczasem Masato pomógł Alvarowi ze spodniami, bo z resztą ubrań sobie sam poradził. Kiedy stał, nie było nawet widać, że ma egzoortezę. Gorzej było przy próbie chodzenia, zwłaszcza szybszego. Alvaro spakował jednak portfel i klucze do kieszeni, a telefon zostawił w szafce, żeby nie wyglądało na celowe porzucenie. Niedługo przyszła Danilla. Podeszła do dystrybutora i nalała sobie wody. Usiadła koło Fabiana z kubkiem.
– Co mam robić?
– Pilnować gościa pod oknem, a w razie czego odwrócić jego uwagę, żebyśmy mogli dojść z Alvarem do windy. Potem wejdź do sali obok, pokręć się chwilę, powiedz głośno, że pomyliłaś piętra i idź do windy, a później wyjdź ze szpitala.
– Chyba dam radę.
– Wiem, że dasz. Zobaczymy się w parku figur.
– Jasne.
– No to do roboty – powiedział Fabian po czym dopił wodę i wstał, żeby wyrzucić kubek. Potem wszedł do pokoju Alvara i przygotowali go obaj z Masato do wyjścia, trzymając pod ramiona.
Danilla zauważyła, że koleś przy oknie spojrzał w stronę drzwi, a potem znowu patrzył w okno, udając, że interesuje go widok. Podeszła więc do windy i ją przywołała, potem stuknęła raz w drzwi do sali Alvara i poszła do toalety. Za chwilę wyszła stamtąd i podbiegła do gościa przy oknie.
– Proszę pana, proszę mi pomóc, w toalecie ktoś się zatrzasnął i chyba zasłabł – spojrzała na niego błagalnie. Koleś jeszcze raz spojrzał w stronę zamkniętych drzwi i po chwili poszedł za Danillą. Wszedł do toalety i zaczął szarpać zamknięte drzwi.
– Zajęte! – dobiegł ich stamtąd wściekły krzyk jakiejś kobiety. – Ludzie, to już spokojnie nie można w toalecie posiedzieć?
– To czemu się pani nie odzywała, jak wcześniej stukałam? – Danilla też udała zdenerwowaną. Przez panią o mało zawału nie dostałam! – krzyknęła, grając swoją rolę. – Przepraszam pana, widzi pan, jacy są ludzie. Chce się pomóc, to jeszcze pretensje mają – westchnęła i teatralnie przewróciła oczami. Facet wyszedł więc szybko z toalety i wrócił na swoje miejsce do obserwacji. Danilla tymczasem poszła do sali 217 i zamknęła za sobą drzwi.
– Kim pani jest? – spytał zdziwiony pacjent.
– Och, przepraszam, musiałam pomylić sale – odpowiedziała. – Mam nadzieję, że nie przeszkodziłam za bardzo? – spytała, robiąc słodkie oczy.
– Ależ nie, niespodziewane wizyty tez są miłe, zwłaszcza tak uroczych dam – odpowiedział facet.
– Cóż, przepraszam jeszcze raz – powiedziała wtedy Danilla. – Muszę jeszcze odwiedzić wujka na trzecim piętrze – dodała już głośniej, wychodząc. Skierowała się do windy i choć serce waliło jej jak szalone nie odważyła się spojrzeć na faceta przy oknie. Pewnie ciągle tam stał, bo co miał innego do roboty? Zjechała na partner, wyszła ze szpitala i poszła szybkim krokiem w stronę umówionego miejsca.
Kiedy Danilla zaciągnęła obserwatora do toalety, Masato i Fabian błyskawicznie wyprowadzili Alvaro do windy i zjechali na partner. Tam, korzystając z dużego ruchu przy recepcji, wyszli niepostrzeżenie z budynku i skierowali się do parku. Czekali już tam na nią, na ławce, podziwiając rzeźby. Kiedy przyszła Danilla, Masato rzucił się prawie na nią z radości:
– Kochana, wszystko w porządku? – spytał, ściskając ją tak, że aż zabrakło jej tchu.
– W jak najlepszym – odpowiedziała. – Ale puść mnie już, Masato. Udusisz mnie – zachichotała, wyplątując się z jego objęć. – Powiedzcie mi teraz, jak my wrócimy do Oresta z Alvarem?
– Mam pomysł – odpowiedział Masato. Przypomniał sobie sytuację, którą opowiadała mu matka. Podobno, kiedy zginął jej ojciec, jej brat Yoshito był w delegacji na drugim końcu Japonii. Nie wolno było latać i było już wolnych miejsc na żaden pociąg. Wynajął wtedy cały dodatkowy wagon do superszybkiego pociągu, żeby być w Tokio jak najszybciej. Cóż, wujowi chodziło o władzę w firmie, a on może inaczej pomóc przyjacielowi. Wszedł więc na stronę linii kolejowych RA [Rapidamerica] i używając swojej złotej karty wynajął cały przedział na 6 osób do wieczornego pociągu. – A ty, Fabian, też jedziesz z nami?
– Myślę, że nie powinienem... – zaczął kręcić brat Danilli.
– Jak to?
– Jest u mnie ta aktywistka – przyznał się Fabian.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro