Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

V.10.

Na kolację z jego rodzicami wyszli punktualnie. Masato nauczył się już zamawiać taksówkę z kierowcą, więc nie stresował się. Wiedział, że zdążą. Po drodze coś innego nie dawało mu spokoju, nie wiedział jednak, jak jej o tym powiedzieć. Uznał, że będzie reagował, jeśli zajdzie taka potrzeba. Wysiedli z taksówki pod hotelem Plaza, Masato podał jej ramię i weszli razem do hotelu. Recepcjonista rozpoznał go od razu i zawołał kelnera, który zaprowadził ich do stolika jego rodziców. Danilla tymczasem przyciągała uwagę wszystkich. Masato był jednocześnie dumny, że idzie z nią pod ramię, i zazdrosny, że wszyscy pożerali ją wzrokiem. A najbardziej jego własny ojciec.

– Dani, wyglądasz tak pięknie, że mam ochotę cię schować przed wszystkimi, którzy się na ciebie gapią – wyszeptał jej do ucha, kiedy już przywitali się z jego rodzicami i usiedli przy stoliku.

– Jesteś zazdrosny? – spytała równie cicho.

– Bardzo. Nigdy w życiu nie czułem się tak źle z tego powodu. – Danilla uśmiechnęła się nieznacznie na te słowa, a potem spojrzała mu w oczy i powiedziała:

– Wiesz, że nie masz żadnych powodów do zazdrości?

– O czym tak szepczecie? – spytał w końcu Satoshi Yahiro.

– Tato, mówiłem właśnie Danilli, że jest taka cudowna i piękna, że najchętniej schowałbym ją przed całym światem – przyznał Masato.

– A ja mu odpowiedziałam, że nie ma o co być zazdrosnym – dodała Danilla – bo dla mnie to on jest najważniejszy.

– I nie zmienisz zdania? – spytał Satoshi, patrząc jej przenikliwie w oczy.

– Nie zmienię – odparła, wytrzymując jego spojrzenie.

– Widzę, że oboje poważnie traktujecie swoje deklaracje – stwierdził Satoshi.

– Tak, jak tylko można – potwierdził Masato.

– I nie ma szans, żebyś wrócił z nami do Japonii, synu? – zwrócił się do Masato.

– Nie ma. Mam tu pracę, ważne badania do dokończenia i najważniejsze – kobietę mojego życia – wskazał na Danillę. A właśnie, może powiecie nam, po co przyjechaliście do Chile?

– Przecież mówiliśmy ci już, że w interesach – odpowiedział Satoshi, przewracając oczami.

– Ale nie mówiliście, jakie to interesy...

– Dowiesz się w swoim czasie. Na razie nie interesuje cię rodzinna firma – stwierdził jego ojciec.

– To może przejdziemy do przyjemniejszych tematów? – wtrąciła się jego mama.

– Bardzo chętnie – Danilla uśmiechnęła się do niej promiennie. – Opowie mi pani jaki był Masato, kiedy był dzieckiem?

– Z przyjemnością – odparła Youko z uśmiechem. Na to Masato i jego ojciec przewrócili oczami i obaj westchnęli głośno w tym samym czasie. – Masato był bardzo żywiołowym dzieckiem. Musiał zawsze mieć jakieś zajęcie. Chodził na basen, na karate i ciągle mu było mało ruchu.

– O, to już zauważyłam – zaśmiała się Danilla. – Jak byliśmy na basenie, wyprzedził mnie o pół długości. – Taktownie przemilczała sprawę karate. Rodzice Masato nie musieli wiedzieć, że bił się na ulicy z trzema chuliganami. On spojrzał na nią z wdzięcznością. Porozumieli się bez słów.

– Coś chyba przed nami ukrywacie – zauważyła Youko Yahiro. – Za dobrze znam mojego syna, żeby nie poznać, że ta mina coś znaczy.

– Ja myślę, że wy przed nami ukrywacie znacznie więcej, więc darujmy sobie te przesłuchania – zdenerwował się Masato.

– No dobrze, więc tak to z nim było – Youko wróciła do przerwanego wątku. – Kiedy jednak poszedł do szkoły, tak bardzo zainteresował się nauką, że od razu było wiadomo, że z kariery sportowca nic nie będzie.

– Tylko zawsze dziewczyny odrywały go od tego, co najważniejsze – wtrącił Satoshi z wyrzutem. – Pamiętasz tę kiepską ocenę z egzaminu z biologii w liceum?

– Ty akurat nie powinieneś się w tym temacie wypowiadać, tokijski Casanovo – zarzucił ojcu Masato.

– Synu... – zganiła go wzrokiem matka. – Nie mów tak do ojca. Co się z tobą stało? Zawsze byłeś taki grzeczny.

– Nie, on ma rację – musiał przyznać Satoshi, nie bez dumy. – Miałem mojego syna za mięczaka, którego urobi każdy, a z niego wyrósł odważny i pewny swego mężczyzna.

– Miło, że pan to zauważył – wtrąciła się do tej utarczki słownej Danilla. Masato spojrzał na nią z wdzięcznością, a ona położyła swoją dłoń na jego ramieniu.

– Nie wiesz nawet jakim jesteś szczęściarzem, synu – westchnął wtedy Satoshi, patrząc na niego i Danillę.

– Skąd pomysł, że nie wiem? – uśmiechnął się Masato do ojca. Mina pana Yahiro momentalnie się zmieniła.

– Powiedziała ci? – spytał tylko.

– Oczywiście.

– I mimo to przyszliście tu razem? – zdziwił się jeszcze bardziej.

– Tato, byłem na ciebie wściekły. Danilla przez ciebie płakała, a ja miałem ochotę ci wszystko wygarnąć i szczerze nie chciałem już cię więcej oglądać, ale ona mnie uspokoiła. Powiedziała, że na pewno mnie kochasz, tylko się pomyliłeś. – Mina jego ojca ewoluowała jeszcze bardziej w kierunku zdziwienia.

– Czy ja o czymś nie wiem? – wtrąciła się wtedy pani Yahiro.

– Nie mów, proszę... – powiedział mu ojciec cicho.

– Mów natychmiast! – rozkazała Youko, patrząc na syna stanowczo.

– Dlaczego mnie stawiacie w takiej sytuacji? – zdenerwował się Masato. – Nie jestem kartą przetargową między wami. Całe życie to samo. Mam to nieszczęście, że jestem waszym jedynym synem. Moje siostry mają lżej w życiu, niż ja... Posłuchajcie mnie w końcu, bo nie będę się powtarzał. Mamo, tato, kocham was oboje, Jesteście moimi rodzicami i zawsze będziecie, ale... mam trzydzieści lat, pracę, którą sam sobie znalazłem i życie prywatne, którego nie będziecie mi ustawiać. Czy to jasne? – Satoshi i Youko Yahiro spojrzeli najpierw na siebie, a potem na syna:

– Jasne, synku – powiedziała jego mama.

– Tak, synu – dodał jego tata.

– To dobrze. Teraz więc załatwcie to między sobą. Tato, ty powiedz mamie o co chodzi, ale dopiero w domu. Lepiej, żebyś sam się do tego przyznał niż, żebym ja to jej powiedział. – Ojciec Masato spuścił głowę po raz pierwszy, od kiedy Danilla go poznała.

– Masz rację. Przepraszam was oboje. Ciebie też, żono – zwrócił się do Youko – wyjaśnię ci to w domu. – Masato ucieszył się z takiego obrotu spraw, ale Danilla przeczuwała, że pan Yahiro nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Jedno przynajmniej Satoshi zrozumiał. Że jego syn stał się dorosłym mężczyzną. I musiał to wreszcie uznać.

Masato i Danilla pożegnali się z jego rodzicami po kolacji, deserze i długiej rozmowie. Wrócili do domu późno, więc zaraz poszli spać. Oboje mieli ciężki tydzień. Nie sądzili jednak, że ta kolacja z jego rodzicami będzie jeszcze tak wyczerpująca psychicznie. Z jednej strony oboje poczuli ulgę, że wiele rzeczy się wyjaśniło, z drugiej każde z nich miało ciągle jakieś obawy, choć inne.

Masato cieszył się, że rodzice choćby wstępnie zaakceptowali jego dorosłość i prawo do samostanowienia, a obawiał się, że Danilla rozmyśli się i stwierdzi, że jednak nie chce z nim być.

Danilla cieszyła się, że dowiedziała się o nim czegoś nowego, ale zaczęła obawiać się tego, że sytuacja rozwija się tak szybko i w sposób nieprzewidywalny dla niej. Dotąd jej życie było dość przewidywalne, ale liczba niespodzianek, jakie spotkały ją w ciągu ostatnich tygodni wyczerpała limit jej cierpliwości. Zapragnęła odrobiny spokoju i stabilizacji, a właśnie zauważyła, że z Masato to może nie być proste. Ich związek nie miał szansy na naturalne etapy, w jakich rozwija się każda relacja międzyludzka. Oczekiwano od niej deklaracji, na które nie była gotowa i musiała bronić czegoś, czego jeszcze dobrze nie poznała. Jedyna rzecz, której była pewna, to ta, że nie pozwoliłaby go skrzywdzić. Ani sobie, ani nikomu innemu. – A może to właśnie jest miłość? – pomyślała, zasypiając.

Masato obudził się rano i jak zwykle w weekend, kiedy nie musiał spieszyć się ze wstawaniem, podziwiał śpiącą Danillę. W ciągu kilku tygodni, od kiedy przyjechał do Chile, jego relacja z Danillą ewoluowała niespodziewanie w kierunku, którego pragnął od dawna. Mógł przecież pracować gdziekolwiek na świecie. Przyjechał do Chile dla niej. Wiedział jednak, że historia z jego rodzicami mocno nią wstrząsnęła. Choć ją ostrzegał, Danilla nie spodziewała się takiego traktowania z ich strony. Poczuł czułość w sercu na myśl o tym, jak pełna sprzeczności jest Danilla. Zawzięta i delikatna, wojownicza i troskliwa, skoncentrowana i roztargniona...

– Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo cię kocham – powiedział do niej cicho po francusku. Tak, jak sobie pragnął to wypowiedzieć wiele razy, kiedy studiowali razem we Francji. Nie otwierając oczu odpowiedziała:

– Skąd pomysł, że sobie nie wyobrażam?

– Och, nie śpisz już?

– Śpię, nie śpię, jakie to ma znaczenie? – zażartowała sobie.

– Złapałaś mnie – zawstydził się. Danilla objęła go i przytuliła się do niego całym ciałem. – Nie rób tak – jęknął, czując, że pożądanie go roznosi.

– A dlaczego nie? Nie chcesz mnie?

– Ty to masz pomysły – zaśmiał się nerwowo, przypominając sobie, że ostatnio kochali się w poniedziałek. A teraz była już sobota. – Chcesz zobaczyć, jak bardzo cię chcę?

– A jeśli chcę zobaczyć? – Masato nie trzeba było tego powtarzać. Przewrócił ją na plecy i zaczął całować po całym ciele, a ona rozpłynęła się pod jego pieszczotami. W końcu sama przyciągnęła go do siebie i objęła nogami w pasie, nie dając mu wyboru. Kochał się z nią szybko i energicznie, nie mając cierpliwości na dłuższe zabawy. Ale jej też wcale nie było trzeba więcej.

– Ale odlot... – wyjęczała mu do ucha, kiedy leżał już obok niej i próbował odzyskać oddech. Nawet przy jego kondycji takie szaleństwa były męczące.

– Dziękuję szanownej pani za wyrazy uznania – odpowiedział po chwili i uśmiechnął się szelmowsko.

– Widzę, że skromność nie jest twoją najważniejszą cechą – zaśmiała się i pocałowała go w usta.

– Nie zawsze skromność jest na miejscu – odparł ze śmiechem. – Kocham cię, Dani – dodał po chwili – i najszczęśliwszy jestem, kiedy mogę ciebie uszczęśliwić. – Co Danilla mogła odpowiedzieć na takie wyznanie? Nie odpowiedziała nic. Uśmiechnęła się tylko i przymknęła na chwilę oczy, czując, że jest jej dobrze, jak nigdy dotąd.

Do końca lutego nic się nie zmieniło w ich relacji. Żyli tylko pracą i miłością. Masato trochę za bardzo eksploatował swoich asystentów, bo studenci i doktoranci skończyli praktyki i mieli w lutym wakacje, a on nie zamierzał robić sobie wolnego. Danilla wiedziała, że nie ma co odrywać go od pracy. Miał misję i chciał ją wypełnić.

Ona też miała co robić w pracy, ale czuła się spełniona, bo pierwszy raz od wielu lat, miała nie tylko udane życie zawodowe, ale i prywatne.




Koniec Rozdziału V :-)

Tu mniej więcej skończyłam kiedyś pisać... Następne rozdziały będą więc pisane na bieżąco :-)))

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro