Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VIII - Selecta, znaczy wybrana

Następnego dnia rano Masato obudził się pierwszy. Zobaczył swój pierścionek na palcu śpiącej jeszcze Danilli i pomyślał: – Teraz już nic nie możecie. Od tej pory jesteśmy połączeni bardziej niż możecie to sobie wyobrazić, mamo i tato.

W tym momencie usłyszał dźwięk przychodzącego połączenia głosowego. Nie miała zapisanego tego numeru, ale początek wskazywał na Francję.

– Halo? – spytał, odbierając.

Bonjour, mon chéri – usłyszał znajomy kobiecy głos i zatrząsnął się ze złości.

– Bonjour, Georgette – odpowiedział sucho. – Czemu dzwonisz tak wcześnie?

– Mówiłam, że zadzwonię. Chciałabym się z tobą spotkać, a wiem, że wstajesz wcześnie, ranny ptaszku – zaszczebiotała. – Kiedy będziesz miał dla mnie czas?

– Moja narzeczona jeszcze śpi, mieliśmy wczoraj długi wieczór – odpowiedział Masato, celowo akcentując słowa „narzeczona" i „długi". W odpowiedzi usłyszał tylko parsknięcie. – Parskaj sobie, ile chcesz. Nie zmienisz faktów. – Wiedział, że ją wkurza. O to mu chodziło.

– Twój ojciec zapłacił mi kupę kasy, żebym dała ci spokój. Gdybym wtedy wiedziała, z jakiej potężnej pochodzisz rodziny, nie dałabym się tak łatwo spławić – wyrwało się Francuzce.

– Tak mi się właśnie wydawało. Uważam więc, że dobrze się stało. Będę musiał podziękować ojcu – zachichotał.

– Do rzeczy! Chcesz się ze mną spotkać, czy nie?

– Myślę, że nie powiesz mi nic, czego już bym nie wiedział. Poza tym, niedługo wyjeżdżamy, a chciałbym jeszcze spędzić trochę czasu z narzeczoną w Paryżu.

– Pożałujesz tego – usłyszał tylko w odpowiedzi.

– Nie sądzę. Żegnaj, Georgette. Życzę ci szczęścia. Najlepiej z dala od mojej rodziny – odparł

Danilla obudziła się, kiedy tylko usłyszała imię byłej kochanki Masato. Potem zrobiło jej się ciepło na sercu, kiedy powiedział o niej „moja narzeczona". A reszta rozmowy ją zaskoczyła. Masato nie chciał się spotkać z Georgette. – Jeden wrzód na dupie mniej – pomyślała i uśmiechnęła się, przeciągając się na łóżku.

Masato zauważył, że Danilla się obudziła dopiero, kiedy skończył rozmawiać.

– Dzień dobry, kochanie – powiedział do niej.

– Dzień dobry, kochanie – odpowiedziała.

– Co ty na to, żeby jeszcze nie iść na śniadanie? – spytał. Odpowiedział mu jej stłumiony poduszką chichot. – No co? Dziwisz mi się?

– Absolutnie nie. Ani tobie, ani sobie – odparła.

Na śniadanie poszli dopiero półtorej godziny później. Nie spieszyło im się nigdzie. Pociąg do Hiszpanii mieli dopiero na drugi dzień rano. To był ich dzień w Paryżu. Cały tylko dla nich.

– Twoja siostra jest jeszcze we Francji? – spytała Danilla, kiedy spacerowali sobie po śniadaniu brzegiem Sekwany. To zawsze było ich miejsce.

– Nie, z tego co wiem, skończyła studia, zdała wszystkie egzaminy i wróciła do Japonii jakiś tydzień przed naszym przyjazdem.

– Szkoda...

– Troszeczkę, ale nie martw się. Jesteśmy tu dla siebie. Korzystaj z Paryża, kochanie.

– Taki mam zamiar. – Danilla wtuliła się mocniej w ramię Masato i poddała się nastrojowi, który mówił jej, że jest w miejscu, gdzie zaczęła się ich przyjaźń i gdzie on się jej wczoraj oświadczył, potwierdzając swoją miłość, i przywiązanie i deklarując, że to z nią chce spędzić życie. Ona też tego chciała. – Co z tego, że to facet „ z bonusami"? Z tym inwentarzem w postaci komplikacji wcale nie jest mniej interesujący. I nie jest też mniej kochany...

Po południu wpadli do Romaina. Kolega przedstawił im swoją żonę i synka, który miał się urodzić za dwa miesiące. Powspominali razem stare czasy. Romain nie omieszkał zauważyć pierścionka na palcu Danilli, a Masato skwitował to tylko dumnym uśmiechem.

– Cieszę się, że udało wam się być razem. Od zawsze było wiadomo, że to się tak skończy, tylko oboje musieliście nad tym popracować – powiedział.

– A ja ci dziękuję jeszcze raz za pomoc, przyjacielu – odpowiedział Masato, dumnie obejmując Danillę.

To był dla nich przyjemny dzień i jeszcze lepszy wieczór. Następnego dnia rano wsiedli w TGV [fr. Train à grande vitesse – kolej wysokich prędkości] z napędem magnetycznym trzeciej generacji, które od dwudziestu lat osiągało już prędkość rejsową rzędu pięciuset kilometrów na godzinę. Nie licząc króciutkiej przesiadki na koleje AVE [hiszp. Alta Velocidad Española – hiszpańska wysoka prędkość] w Figueres, te nieco ponad trzy godziny jazdy spędzili na rozmowach i pracy. Przez południem byli w Maladze.

– Dlaczego pojechaliśmy pociągiem? – spytała Danilla, kiedy byli już na miejscu i dowiedziała się, że znowu muszą jechać tym środkiem lokomocji. Tym razem z Hiszpanii do Algierii.

– Bo jeśli ktoś nas szukał, robił to na pewno na lotnisku w Paryżu.

– Ale będziemy jechać długo.

– Spokojnie, przejedziemy się wzdłuż Algierskiego wybrzeża, a potem przesiądziemy na samolot w Marakeszu – odpowiedział Masato, dając tym samym popis swojego geniuszu. Danilla pomyślała, nie po raz pierwszy zresztą, że uwielbia to w nim.

– Znamy kogoś w Marakeszu czy ot tak wybrałeś sobie cel?

– Znamy. A ty znasz mnie, Dani. Nie jestem aż tak spontaniczny.

– Dla mnie jesteś wystarczająco spontaniczny – puściła do niego oko. Zarumienił się nieznacznie.

– Dla ciebie chcę być jak najlepszy – wypalił i po chwili całował ją na środku dworca w Maladze. – A może zostaniemy tutaj jeden dzień? – puścił do niej oko. – Chciałabyś pójść na plażę? Spróbować hiszpańskich potraw w restauracji? Mamy prawie dwa tygodnie do powrotu. Nie musimy się spieszyć.

– Kusisz – uśmiechnęła się do niego. – Pewnie, że chcę.

Masato chyba tylko na to czekał. Wyjął swój ekran multimedialny i wyszukał wolny pokój w najbliższym hotelu, który nie należał na pewno do konglomeratu Mitsubishi International. Po chwili mieli już rezerwację pokoju i zamówiony stolik w restauracji.

– Chodź, ukochana – podał jej ramię. Znajdziemy sobie taksówkę z kierowcą i ruszamy na podbój Malagi.

Zameldowali się w hotelu na nazwisko Danilli. Potem wzięli prysznic i zjedli obiad w hotelowej restauracji, a później wybrali się nad morze. Danilla pomyślała sobie, że wiele by dała, żeby zobaczyć miny swoich rodziców, kiedy spaceruje z Masato po hiszpańskim wybrzeżu. Jak by nie patrzeć, była właśnie w kraju swoich przodków, a nazwisko Estevez było w Hiszpanii tak naturalne, jak Gomez czy Lopez.

– O czym myślisz, skarbie? – Masato przerwał jej te rozmyślania.

– O rodzicach. I o moich hiszpańskich przodkach. Żałuję, że nie poznałam dziadków – odparła z nostalgią w głosie.

– Ja też nie jestem stuprocentowym Japończykiem – wyrwało się wtedy Masato.

– Co??? – To była ostatnia rzecz, jaką Danilla spodziewałaby się usłyszeć od przyjaciela. – Jak to?

– To jest to, co mogłem ci powiedzieć dopiero, jak zostaniesz moją żoną – wyjaśnił – ale ponieważ już jesteś narzeczoną...

– Czyli co? – Masato schylił się i szepnął jej do ucha:

– Jeden z moich przodków był amerykańskim żołnierzem, który stacjonował w Japonii po drugiej wojnie światowej.

– Czyli po tym, jak Amerykanie spuścili na twój kraj dwie bomby atomowe?

– Właśnie. I dlatego mam grupę krwi bez Rh.

– Ale numer! – Danilla uśmiechnęła się do Masato. – Pewnie dlatego jesteś tak niesamowity.

– Skoro już rozmawiamy o przodkach, to musiałem ci powiedzieć... Ja wiem od dawna, że mamy te samą grupę krwi.

– Od jak dawna?

– Od czasów mojej pracy dyplomowej z biochemii. Pamiętasz? Ty i kilkoro kolegów oddaliście po próbce krwi do moich badań.

– Jej, rzeczywiście. To było tak dawno, że zapomniałam zupełnie. I co w związku z tym?

– W związku z tym od dawna jestem pewien, że jesteś stworzona dla mnie. Jesteś moją wybranką, Dani.

– Jesteś słodki. I kto tu mówił, że nie wierzy w bajki związane z grupami krwi? – zaśmiała się.

– Nie wierzę w te ludowe przesądy – wyjaśnił jej Masato. – Ale wierzę w naukę.

– W to nie wątpię.

– Chodź, kochana. Plaża i morze na nas czeka – zaśmiał się po chwili, zmieniając temat i ciągnąc ją za rękę, bo właśnie zobaczył piasek i wodę.

To był, jak dotąd, najlepszy dzień od wyjazdu z Chile. Czysty relaks, same przyjemności i uczucie szczęśliwej, odwzajemnionej miłości u nich obojga.

Byli tak zapatrzeni w siebie, że nie zauważyli nawet, że ktoś za nimi chodzi i śledzi każdy ich ruch.



Słodko? No, przecież to jeszcze nie koniec przygód ;-) :-P

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro