Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział IV - Kto tu kogo ratuje?

Rano Masato usłyszał dźwięk budzika o szóstej. Budzik wyrwał go z bardzo erotycznego snu. Dawno takich nie miał. Przez chwilę leżał w łóżku, próbując doprowadzić się do porządku. Kiedy to się nie udało, poszedł wziąć chłodny prysznic. Dopiero woda go otrzeźwiła. – Czas iść do pracy, Masato Yahiro – powiedział sam do siebie – dość bzdur. Badania się same nie zrobią. Trzeba spłacić dług zaufania. – Wyszedł spod prysznica, wytarł się, ubrał, potem zszedł do restauracji hotelowej na śniadanie i w końcu wyszedł do pracy. Na uniwersytecie był jak zwykle przed ósmą, co portier skwitował porozumiewawczym uśmiechem. O ósmej zaczęli schodzić się asystenci, a o dziewiątej studenci. Tydzień pracy można było uznać za rozpoczęty.

W południe asystenci i studenci wybrali się na przerwę. Doszedł do wniosku, że też jest głodny, więc poszedł z nimi do stołówki. Wrócił zaraz po obiedzie, nie robiąc sobie dłuższej przerwy. Nie mógł się jednak skupić na pracy. Myślał od rana co robi Danilla, jak idzie jej w pracy. Chciał wiedzieć czy ona też myśli o nim. W końcu poddał się i zadzwonił. W tym czasie Danilla jadła akurat obiad ze znajomymi z pracy. Wyszli na przerwę razem. Odebrała telefon i od razu powiedziała mu, że nie może rozmawiać i obiecała oddzwonić.

– No trudno – odparł. – Będę czekał. – Był trochę zawiedziony, że kiedy on myśli o niej, ona przebywa akurat w towarzystwie, ale nic nie mógł na to poradzić. Nie sposób przecież było jej zabronić spotykać się ze znajomymi...

Rzeczywiście oddzwoniła niedługo. Dokładnie zaraz po tym, jak wróciła do redakcji i zamknęła się w swoim biurze.

– Czego ci trzeba, mój przyjacielu? – zapytała rozbawiona.

– Niczego. Po prostu chciałem cię usłyszeć. Wszystko w porządku?

– Na razie tak. Ale jutro muszę przedstawić redaktorowi naczelnemu mój pomysł na zwiększenie sprzedaży pisma... – westchnęła.

– A masz pomysł?

– Mam. Ale nie wiem czy wypali.

– Tego ci nie zagwarantuję, ale ufam twojemu zmysłowi. Wierzę, że jak coś wymyślisz, to się sprzeda.

– Dzięki. Takiego wsparcia mi było trzeba. A jak twoje badania?

– Idą do przodu, ale jeszcze daleka droga przed nami... Dani, spotkamy się dziś wieczorem?

– A nie byłeś przypadkiem zbyt zmęczony?

– Wczoraj byłem, ale dziś to co innego.

– To dobrze. Gdzie chcesz się spotkać?

– Na kolacji w jakiejś dobrej restauracji, a potem zobaczymy?

– Pasuje. Mam zarezerwować Lagunę czy poszukać czegoś nowego, gdzie jeszcze nie byłeś?

– Lagunę – zdecydował Masato.

– To jesteśmy umówieni. Osiemnasta trzydzieści przed restauracją?

– Myślę, że zdążę. Do zobaczenia.

– Do zobaczenia.

Tego wieczora zjedli kolację w Lagunie. Owoce morza i ryż. Potem słodki owocowy deser.

– To naprawdę jest najlepsza restauracja w tym mieście – stwierdził Masato.

– Skoro tak twierdzisz...

– Dani, wiem że to głupie pytanie w poniedziałek o tej porze, ale... pójdziesz ze mną na bal uniwersytecki?

– Dopiero tu przyjechałeś, a już macie bal?

– Dziś mi powiedziano w sekretariacie. Asystenci mówią, że nie wypada odmówić. Nie znam się na waszych zwyczajach, ale nie chciałbym być niegrzeczny i im odmówić.

– Kiedy masz ten bal?

– Pod koniec stycznia.

– I naprawdę chcesz na niego iść?

– Raczej czuję, że powinienem. Niegrzecznie byłoby odmówić, nie uważasz?

– Dobrze, pójdę z tobą – zgodziła się w końcu.

– Dzięki, jesteś kochana – pocałował ją w policzek. – A teraz podstawowe pytanie: mogę cię odprowadzić?

– A nie chcesz przypadkiem spóźnić się na ostatni pociąg i zostać u mnie do rana?

– Jesteś okropna – wystawił do niej język w żartobliwym geście. – Wiesz dobrze, dlaczego nie chcę, żebyś wracała sama wieczorem.

– Wiem, Masato... Ale nie chcę się bać wracać do domu, chyba rozumiesz?

– Pozwól mi, będę spokojniejszy.

– Okej, chodź, bo rzeczywiście nie zdążysz potem wrócić. – Pojechali metrem na osiedle, gdzie mieszkała Danilla. Masato odprowadził ją pod same drzwi i pocałował w usta.

– Dobranoc, Dani. Kiedy się zobaczymy?

– Zadzwonię jutro w południe.

– W porządku. Do jutra – powiedział i pobiegł na pociąg.

Do końca tygodnia Danilla i Masato nie spotkali się jednak, choć dzwonili do siebie codziennie. Masato miał dużo pracy, a Danilla jeszcze więcej. Codziennie siedziała w redakcji do wieczora. W czwartek przedstawiła redaktorowi swój pomysł na rozwój pisma.

– Abonament na wybrane artykuły? – zdziwił się Imar Caballero – Możliwość zamawiania tematów? Pismo skorojone pod czytelnika? Co ty za rewolucję mi to szykujesz, Estevez?

– Chcemy sprzedawać, prawda szefie?

– Prawda. Myślisz, że to pomoże?

– Jeśli chciał szef, żebyśmy wprowadzili trochę nowoczesności do pisma, to taki jest mój pomysł.

– Daj mi się zastanowić – poprosił naczelny.

– W porządku, pan jest tu szefem – zauważyła – myślę jednak, że największą szansą dla nas jest, jeśli to my wyjdziemy na rynku pierwsi z takim pomysłem.

– Masz rację. Dam ci odpowiedź do jutra i działamy – zdecydował.

Danilla wieczorem zadzwoniła do Masato i opowiedziała mu tę rozmowę. Przyjaciel był zachwycony jej pomysłem i uznał, że redaktor też się przekona. Musiał się przekonać. Masato spytał też czy mogą się spotkać w piątek po pracy. Danilla odpowiedziała mu, że po całym tygodniu ciężkiej pracy ma ochotę gdzieś wyjść. Zaprosił ją więc na kolację do restauracji, którą polecili mi współpracownicy na uniwersytecie. Umówili się przed jego hotelem o dziewiętnastej.

W czwartek Danilla zasypiała pełna nadziei. Przeczucie jej nie zmyliło. Imar Cabellero dał jej w piątek wolną rękę na zmiany, które proponowała. Była tak szczęśliwa i podekscytowana, że już w południe zadzwoniła do przyjaciela z dobrą nowiną:

– Mówiłem ci przecież, że to świetny pomysł – odparł Masato, wcale nie zdziwiony tym faktem.

– Czuję się wspaniale – musiała przyznać.

– Cieszy mnie to. Zachowaj ten dobry humor do wieczora – dodał.

– Postaram się. Do zobaczenia. – Danilla rozłączyła się i zastanowiła się co ją bardziej cieszy – awans i to, że redaktor naczelny zaakceptował jej pomysły czy perspektywa spotkania z Masato po kilku dniach niewidzenia się. Doszła do wniosku, że obie te rzeczy są wspaniałe. Tego dnia wyszła z pracy już o piętnastej. Po drodze zrobiła zakupy na weekend i wróciła do domu.

Widząc, że ma jeszcze sporo czasu do wyjścia, spędziła leniwą godzinę ze swoim stęsknionym kotem, Ramonem. Potem wzięła prysznic, ubrała bordową sukienkę i sandały na szpilkach, wzięła torebkę i pożegnała się z futrzakiem, który właśnie układał się do drzemki. 

Pojechała metrem do centrum miasta i potem przeszła się pod Hotel Centro, gdzie mieszkał Masato. Był bardzo ciepły wieczór. Kiedy podeszła do wejścia, okazało się, że Masato już na nią czekał. Podszedł i pocałował ją w policzek, a po chwili namysłu jeszcze w usta:

– Wyglądasz przecudnie – powiedział jej do ucha. – Specjalnie ubrałaś tę bordową sukienkę, żeby mnie dręczyć? – spytał i mrugnął do niej okiem.

– Oczywiście – odparła Danilla żartobliwym tonem. – Cały dzień myślałam tylko o tym, co zrobić, żeby zbić cię z tropu – zaśmiała się. – Myślałam, że idziemy do eleganckiej restauracji – zauważyła – a ty jesteś w garniturze.

– Podobno – odparł. – Jeszcze tam nie byłem, ale ma dobre opinie wśród najstarszych stopniem pracowników uniwersytetu.

– To chodźmy – podała mu rękę, a on ją złapał i się uśmiechnął. – Próbuję sobie wyobrazić ciebie, jak wypytujesz profesorów w pracy o elegancką restaurację. Nie pytali cię, po co ci taka?

– Pytali, owszem – odpowiedział. – Musiałem im się przyznać, że potrzebuję miejsca, gdzie mógłbym zabrać uroczą damę.

– I?

– I kilka osób zgodnie podało mi tę nazwę. A poza tym wszyscy zaczęli wypytywać co to za dama – dodał.

– Trzeba było im powiedzieć, że żadna dama, tylko stara przyjaciółka.

– A czy to się wyklucza?

– W moim przypadku słowo „dama" to oksymoron – zaśmiała się.

– Ech, Dani – westchnął. – Właśnie taką cię uwielbiam. Nikt tak jak ty nie zmusza mnie do ciągłego myślenia o tym, co mówię. Potrafisz wychwycić najdrobniejszy niuans lub nieścisłość w mojej wypowiedzi i obrócić je przeciwko mnie.

– Jestem dziennikarką – zauważyła. – Pracuję słowem, nieprawdaż?

– Prawdaż – odparł i wystawił do niej język. Oboje się roześmiali. Niedługo doszli na miejsce. Restauracja przy Hotelu Plaza była chyba najdroższą w mieście. Danilla nigdy tam nie była.

– Zaprosiłeś mnie do Plaza? – zdziwiła się. – Nie stać mnie na taką kolację...

– Mnie stać. I to ja ciebie zapraszam, nie próbuj nawet rozważać płacenia za siebie – ostrzegł ją. – To mój prezent dla ciebie z okazji twojego awansu.

– Dzięki, Masato – podziękowała. – Obiecuję, że nie będę robić ci wstydu w miejscu publicznym – dodała.

Masato mocniej ścisnął jej dłoń i zaprowadził ich do środka. Przy recepcji musiał podać nazwisko, na które została zrobiona rezerwacja. Kelner zaprowadził ich do stolika. Podał kartę win. Masato wziął ją od niego, otworzył i spytał, co poleca do ryb i owoców morza. Kelner podał nazwę, a on zauważył, jak jego przyjaciółka zmarszczyła brwi.

– Danillo, na jakie wino masz ochotę? – spytał przyjaciółki.

– Białe – odparła. – I najlepiej chilijskie. Trzeba być lokalnym patriotą i kupować produkty z krótkim łańcuchem węglowym – wyjaśniła. Kelner zmienił propozycję.

– Proponuję w takim razie Casa Silva typu Chardonnay – powiedział.

– Poprosimy – odpowiedział Masato. Kelner zostawił im menu i zabrał kartę win. – Na co masz ochotę, Dani? – spytał.

– Zaraz sobie coś wybiorę – stwierdziła otwierając kartę. Masato zrobił to samo. Po chwili Danilla powiedziała szeptem: – Widzisz te ceny? Jesteś pewien, że chcesz tu jeść kolację?

– Jestem pewien – odpowiedział jej konspiracyjnym szeptem. Niedługo wrócił kelner z winem i przystawkami, nalał im wino do kieliszków i spytał czy wybrali danie główne.

– Tak, poproszę duszonego łososia w sosie z zielonego pieprzu, opiekane ziemniaki i brokuły pod beszamelem – zamówiła Danilla.

– Doskonały wybór, droga pani – kelner skłonił się w uprzejmym geście.

– A ja proszę panierowaną doradę, ryż i zieloną sałatę z vinaigrette – zażyczył sobie Masato.

– Służę uprzejmie, proszę pana – odparł kelner. Kiedy oddalił się, żeby złożyć ich zamówienie w kuchni, Danilla z trudem opanowała śmiech.

– Naprawdę dziwnie się czuję w takim snobistycznym entourage...

Przyzwyczajaj się – stwierdził Masato.

– Czemu? – zdziwiła się.

– Tak tylko mówię – zreflektował się. Danilla pomyślała, że w tym momencie wyglądał, jakby chciał coś ukryć. – Nie powiesz, że nie jest fajnie zrobić czasem taką odmianę od Laguny? – Wyszedł jednak z tego potknięcia zwycięsko.

– Masz rację. Odmiana czasem jest dobra. Zwłaszcza taka. Ale mam nadzieję, że nie zamierzasz często wydawać połowy wypłaty na kolację – zaśmiała się.

– Nie zamierzam, nie martw się, Dani. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro