Rozdział II - Kłopoty na początek
2 stycznia, we wtorek rano, Danilla poszła do pracy. Redakcja jej wydawnictwa mieściła się w pięknej okolicy, w centrum Oresta de Chile, w zachodniej części Parku Centralnego. Obowiązki Danilli, jako redaktora działu dziennikarstwa naukowego, obejmowały przede wszystkim czytanie artykułów i recenzji napisanych przez jej kolegów – dziennikarzy redakcyjnych – oraz wolnych strzelców, piszących artykuły na zlecenie Amer Soledad, a potem składanie działu. Kiedy tylko weszła do biura, oczy wszystkich zwróciły się na nią.
– Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku, Danilla! – usłyszała chór kolegów i koleżanek, dziennikarzy. – Estevez, do mnie proszę – powiedział szef, wychylając się ze swojego gabinetu. – Danilla zostawiła swoje rzeczy w biurze i poszła do naczelnego redaktora. Podejrzewała, że szef jak zwykle zamierzał dowiedzieć się czegoś o jej życiu prywatnym, co ją irytowało i co zazwyczaj ignorowała, ale w końcu postanowiła odpowiedzieć ostro. Weszła do jego biura szykując się do odparcia ataku. A jednak stary Imar Caballero tym razem uprzejmie i profesjonalnie się z nią przywitał:
– Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku, Estevez. – Redaktor naczelny zawsze mówił do swoich ludzi po nazwisku.
– Wszystkiego najlepszego. Dziękuję szefie – Danilla uśmiechnęła się i odprężyła nieco.
– Proszę, żebyś przyszła do mnie, kiedy numer lutowy będzie już gotowy. Chciałbym omówić strategię na drugi kwartał tego roku. Śledziłem ostatnio światowe trendy i obawiam się, że jeśli nie wyskoczymy z czymś „większym" w najbliższym czasie, nasz nakład będzie spadał...
– Oczywiście, szefie. Pojawię się pod koniec tygodnia. Na razie kontynuujemy cykl kwartalny, ale od kwietnia możemy zmienić optykę pisma.
– Mam nadzieję, że coś wymyślimy, Estevez. Szkoda by było tego pisma... – powiedział. – Możesz odejść, dziękuję – dodał.
– Do zobaczenia później, szefie – odpowiedziała i wyszła. – Ciekawe, co miał na myśli, mówiąc, że szkoda by było pisma? – zastanowiła się przez chwilę, ale szybko zabrała się do pracy.
Dzień pracy mijał powoli i Danilli dłużyło się już siedzenie w biurze. Czasem żałowała, że została redaktorem. Chciała znów jeździć po kraju, zbierając materiały do artykułów, poczuć ten dreszczyk emocji w pogoni za sensacją... Tymczasem musiała sprawdzać artykuły kolegów i decydować, które z nich znajdą się w następnych numerach pisma „Enfoque en la ciencia" [hiszp. zbliżenie do nauki] wydawnictwa Amer Soledad.
Tym razem żaden artykuł nie przykuł jej uwagi, choć właściwie wszystkie były na przyzwoitym poziomie. Zdecydowała, że skoro zaczęli ten rok tematyką astronomiczną, z wielkim artykułem na temat komet, teraz można pozostać przy fizyce, ale zbliżyć się nieco do ziemi. Artykuł młodej dziennikarki, Pilar Santander, na temat najnowszych odkryć związanych z optyką uznała za odpowiedni. Poprosiła więc Pilar do siebie, by ją zawiadomić, że jej artykuł będzie przewodnim w lutowym wydaniu. Jej młodsza koleżanka ucieszyła się:
– Dzięki, Dani. Wiesz, że to dla mnie wielka szansa.
– Zasłużyłaś, Pilar. Gratuluję. – Danilla uśmiechnęła się. Potem po kolei prosiła wszystkich kolegów i koleżanki z redakcji, żeby poinformować ich o artykułach wybranych do lutowego numeru. Jeden artykuł uznała za nieodpowiedni i musiała poinformować o tym autora, swojego starszego kolegę, z którym relacje były, ostrożnie mówiąc, napięte od kiedy awansowała na stanowisko redaktora działu. Odetchnęła głęboko zanim go poprosiła do siebie. Esteban Fortunato był wściekły.
– Pójdę z tym do szefa – zagroził.
– Proszę bardzo – odparła Danilla, nie dając się zastraszyć. – Miałeś napisać o mechanice, takie były ustalenia, a tymczasem twój artykuł mówi o transgenicznej żywności. Co ma piernik do wiatraka???
– Nie udało się znaleźć wystarczająco materiałów – bronił się dziennikarz.
– W takim razie powinieneś był mi o tym powiedzieć wcześniej, a nie kiedy składamy numer – odparła Danilla. – Masz szansę dokończyć artykuł do następnego numeru, Estebanie. O żywności na razie nie piszemy, to zakłóciłoby nam tematykę pisma. Jeśli chcesz się kłócić, proszę bardzo – dodała – ale ja w tej kwestii nie ustąpię. Jestem redaktorem czy ci się to podoba, czy nie.
– Nie podoba mi się i dobrze o tym wiesz – odpowiedział mężczyzna buńczucznie.
– Niemniej jednak, to ja podejmuję decyzję, więc musisz się dostosować – odpowiedziała Danilla spokojnie, nie pozwalając sobie, żeby okazać wściekłość, jaką wywołały w niej słowa Estebana. – Czy jeszcze coś chciałbyś powiedzieć? – zapytała.
– Idę do szefa, żegnam – odparł na to Fortunato, odwrócił się na pięcie i wychodząc trzasnął drzwiami. Danilla usiadła i znów westchnęła głęboko. Tym razem z ulgi, że już nie musi oglądać Estebana Fortunato. Wiedziała, że to się skończy jak zwykle. Starszy kolega będzie na nią pomstował przez kilka dni, a potem wróci do pracy i może nawet przyłoży się do następnego artykułu, z korzyścią dla wszystkich. Tym razem jednak tak się nie stało. Godzinę później szef poprosił ją do siebie.
– Pewnie wiesz, dlaczego cię wezwałem? – zapytał Imar Caballero, kiedy weszła i zamknęła za sobą drzwi, widząc za plecami nienawistne spojrzenie Fortunato.
– Niezupełnie, szefie – odpowiedziała, zgodnie z prawdą, gdyż w ogóle nie spodziewała się takiego obrotu spraw.
– Fortunato znów na ciebie złożył skargę. Tym razem oficjalną. Do tej pory ignorowałem jego głupie komentarze, bo wiedziałem, że jak sobie pogada, przejdzie mu i będzie dobrze pracował, ale tym razem, do oficjalnego pisma, muszę się jakoś ustosunkować. Proszę, przeczytaj je – i tu podał Danilli kartkę ze skargą na nią od jednego z podległych jej dziennikarzy. W miarę czytania, oczy Danilli robiły się coraz szersze ze zdumienia:
– Ale szefie, chyba nie wierzy pan, że ja molestuję tego obleśnego Fortunato?! – zapytała.
– Ja nie wierzę, ale sąd pracy może mieć inne zdanie. Fortunato twierdzi, że często krytykujesz jego i jego pracę, robisz osobiste wycieczki w stronę jego męskości, a on, upokorzony w oczach innych, traci poczucie własnej wartości jako mężczyzna.
– Ależ to absurd! – Danilla prawie krzyczała z bezsilności. – Ja mu tylko powiedziałam, że napisał artykuł nie na temat, nie konsultując tego ze mną – i w dodatku zrobiłam to w cztery oczy, w moim biurze, a nie przy wszystkich.
– A to niestety, nie służy tej sprawie. Lepiej by było, gdybyś to robiła publicznie, a nie za drzwiami gabinetu. Miałabyś świadków i nie byłoby problemu.
– To bez sensu! – Danilla prawie się popłakała, ale całą siłą woli powstrzymała łzy.
– Danillo Estevez, wiem, że to brzmi absurdalnie, ale żyjemy w czasach, kiedy absurdy dochodzą do głosu. A kiedy to robią na drodze sądowej, sprawa przestaje być zabawna. Ile ty masz lat, kobieto?
– Za kilka dni kończę trzydzieści, szefie. – odpowiedziała i pomyślała: - I znów te osobiste pytania. – Ale dodała: – A czemu Pan pyta?
– Bo czas najwyższy, żebyś założyła rodzinę, na chwilę odpuściła sobie karierę, którą robisz w tak zawrotnym tempie od kilku lat... Jesteś za młoda na szefową. Ale życie ci ucieka. Nie marnuj go na kłótnie i utarczki z podstarzałym frustratem. Co ty na to? – a kiedy Danilla dalej milczała, dodał: - Fortunato obiecał, że wycofa skargę, jeśli odejdziesz z tego stanowiska.
– Czy Pan mnie zwalnia???
Imar Caballero śmiał się tak, że aż się trząsł. Danilla za to była zbyt zestresowana, żeby udzielił jej się humor szefa. W końcu chciał ją zwolnić... Chyba chciał, prawda?
– Nie, Danillo. Aż taki głupi nie jestem – zażartował naczelny. – On mówił tylko o twoim stanowisku. Nie o tobie – zachichotał. – Przenoszę cię. Można nawet powiedzieć, że cię awansuję, Estevez.
– Jak to? – Danilla dziwiła się coraz bardziej.
– Zostajesz samodzielnym pracownikiem nowo utworzonego Działu Innowacji. Oczekuję, że się zgodzisz i że zostaniesz odtąd moim najbliższym współpracownikiem w misji ratowania tego pisma. Twoja kreatywność, świeżość spojrzenia są mi bardzo potrzebne. I twoja energia – dodał starszy mężczyzna, zyskując tym samym wiele w oczach Danilli. - Za kilka lat odejdę na emeryturę, ale wtedy chcę wiedzieć, że Enfoque funkcjonuje świetnie, a ty będziesz moim godnym następcą na fotelu redaktora naczelnego.
– Słucham??? – zdziwiła się Danilla.
– Dobrze słyszysz. Ale do tego czasu oczekuję, że pomożesz mi znaleźć rozwiązanie dla kłopotów finansowych pisma, a w międzyczasie zwiążesz się z porządnym facetem, urodzisz dzieci i będziesz spełnioną życiowo, a nie tylko zawodowo kobietą.
– Oczekuje pan ode mnie wiele, szefie. A gdybym chciała jednak iść na drogę sądową z Fortunato?
– Dostaniesz moje wsparcie, ale obawiam się, że dla naszego pisma nie skończy się to najlepiej. Niepotrzebne nam rozłamy ani czarny PR.
– Czy mogę się zastanowić i dać odpowiedź do jutra?
– Masz czas do piątku, Danillo. Tylko, proszę, rozważ dobrze moją propozycję.
– Dziękuję, szefie.
Danilla wyszła z gabinetu Imara Caballero. Poszła od razu do swojego biura i zamknęła drzwi. Usiadła i pozwoliła sobie poczuć napięcie, jakie wywołała w niej ta rozmowa, zanim je z siebie zrzuci. Wiedziała, że nie powinna postępować pochopnie, choć miała ochotę iść na drogę sądową, by udowodnić przemądrzałemu frustratowi, że ma do czynienia z kobietą sukcesu, która, choć młoda, nie boi się walczyć o swoje. A przede wszystkim całym sercem czuła, że racja jest po jej stronie i że znajdzie świadków, którzy potwierdzą jej niewinność. Był wtorek. Do piątku miała czas na to, żeby udowodnić sobie i innym, że nie odejdzie ze stanowiska pod wpływem szantażu. A jeśli szef chciał ją awansować, powinien to zrobić oficjalnie, a nie bocznymi drogami. Tylko jak to zrobić?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro