Rozdział I - Spotkanie po latach
Słońce wstało rano nad Oresta de Chile, pierwszego dnia stycznia 2091 roku. Piękne słońce. Ale nie wszyscy zwrócili na to uwagę. Po co wstawać tak wcześnie? W końcu wczoraj była impreza... Inne zdanie miał jednak budzik ustawiony w radiu:
– Tu Radio Chevar, minęła godzina dziewiąta zero-zero. Witaj Nowy Roku, u nas środek lata, zapowiada się wspaniały dzień.
– No tak, piękny dzień się zapowiada... już to widzę. Zamknij się, Alexo! – Danilla Estevez kazała swojej wirtualnej asystentce wyłączyć radio, bo po wczorajszej nocy jeszcze trochę bolała ją głowa. – Nienawidzę Sylwestra, Nowego Roku... i w ogóle co ja mam dzisiaj robić? – zastanowiła się głośno. Zaczęła dzień od kubka gorącej guarany.
Kiedy czterdzieści lat temu zabroniono produkcji kawy po odkryciu i przedstawieniu dowodów jej szkodliwości przez amerykańskich naukowców (czemu to zawsze muszą być amerykańscy naukowcy?), ludzie dość szybko znaleźli zamiennik, przestawili się na guaranę – miała podobne właściwości pobudzające, ale była obojętna dla zdrowia... Zaczęto dodawać do niej różne smaki, aż uzyskano całkiem apetyczny i aromatyczny napój, nadający się zarówno do picia na zimno, jak i na gorąco. Prawie jak kawa. Prawie. Oczywiście ludzie pijący herbatę nie mieli takich problemów, ale Danilla, jak każda mieszkanka Ameryki Południowej wyssała z mlekiem matki miłość do kofeiny.
Pijąc samotnie gorący napój w pierwszy dzień nowego roku Danilla próbowała sobie przypomnieć dlaczego tak bardzo boli ją głowa i co tak naprawdę wydarzyło się wczorajszego wieczoru, ostatniego w 2090 roku. – Byłam na imprezie sylwestrowej u Inez Cortez...
Danilla znała Inez od przedszkola, wtedy jeszcze Inez Castillo, ale w dzieciństwie się nie znosiły. Jako trzylatki biły się o wszystkie zabawki. Dorastały osobno, lecz potem na nowo odkryły się w liceum. Początkowo sobie obojętne, polubiły się naprawdę dopiero w klasie maturalnej. Ich przyjaźń przetrwała nawet kilkuletnią rozłąkę, kiedy Danilla opuściła Chile wybierając stypendium i studia w Europie. Na szczęście, dla tej przyjaźni i własnej kariery, w końcu wróciła, pozostawiając romantyczne zakątki kulturalnej stolicy starego kontynentu dla rzecz nowoczesnych dzielnic Oresta de Chile i pracy w międzynarodowym koncernie wydawniczym Amer Soledad LTD., który wydawał wiele czasopism o zasięgu ogólnoświatowym. – ... Ilu ludzi ona zaprosiła?... – myślała Danilla – połowy z nich wcale nie znam, może to byli znajomi jej męża? Dlaczego nie spytałam wczoraj o to Inez? Nawet nie znam imion facetów, z którymi tańczyłam... – wyrzuciła sobie – ani szczególnie imienia tego, z którym obmacywałam się w toalecie – przypomniała sobie nagle i przebiegł ją nieprzyjemny dreszcz – dobrze, że ktoś wtedy wszedł – przyznała sama przed sobą z ulgą. – Nie chciałabym sobie dziś przypominać co zaszło wczorajszego wieczora i zastanawiać się czy jakiś napalony głupek nie zadzwoni do mnie z rana...
Dzwonek telefonu przerwał jej rozmyślania. – O wilku mowa? – zdziwiła się, ale zapytała rozsądnie:
– Halo?
– Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku! Jak ci się spało po tej szałowej imprezie?
– Kto mówi? – zdziwiła się, pomstując w duchu na swój rozdawany na imprezach lekką ręką numer telefonu.
– To ja, Masato Yahiro, nie poznałaś mnie? – Rzeczywiście, ten głos jej się wydał znajomy. Tego się jednak nie spodziewała.
– Masato Yahiro? Ten Masato?! Przecież ty nie mówisz po hiszpańsku...
– Nie mówiłem... ci, że mówię. Ale mogę przejść na francuski, jeśli ci tak wygodniej – zaśmiał się i zmienił język. Teraz już była pewna, że to on. – Jestem w Oresta od dwóch dni, szukałem cię wczoraj u Cortezów, ale za szybko wróciłaś do domu. – Acha, taktownie nie wspomina w jakim stanie wróciłam... – pomyślała Danilla. – Ale przecież nie musi tego wiedzieć... – A jej rozmówca kontynuował: – Trafiłem do Inez, bo ona, w przeciwieństwie do ciebie, przez te lata nie zmieniła adresu e-mail. Próbowałem się z tobą skontaktować jeszcze przed przyjazdem do Chile. Inez dała mi numer twojego telefonu domowego. Gdzie mieszkasz? – spytał. A po chwili, zdziwiony brakiem odpowiedzi dopytał: – Jesteś tam, Danillo?
– Zaraz. Daj mi pomyśleć... – Danilla była kompletnie zdezorientowana, jeszcze bolała ją głowa, a tu zadzwonił rano Masato Yahiro, Japończyk, kolega ze studiów, z którym zaprzyjaźniła się w Paryżu i którego nie widziała od kiedy wróciła do Chile. To było już pięć lat temu... Wiedział o jej przyjaźni z Inez, nawet ją poznał, kiedy przyjaciółka odwiedziła Danillę w Paryżu. Ale skąd wiedział, że spędziła tam wczorajszy wieczór? - Masato, tak się cieszę, co u ciebie? Czemu się nie odzywałeś przez te wszystkie lata? Jak to się stało, co robisz w Chile? – Danilla nie wiedziała o co najpierw go spytać.
– Daj mi szansę, to chętnie ci wszystko opowiem. – odpowiedział ze śmiechem. - Spotkajmy się, masz dzisiaj trochę czasu? – Tak – pomyślała Danilla. – Czasu mam dziś aż nadto.
– Jasne – odpowiedziała. – Café Salas w centrum handlowym Monte Salas, o 11, pasuje ci? – zaproponowała szybko.
– Myślę, że znajdę... Au revoir, Danielle – rozłączył się. – Mam jeszcze godzinę – pomyślała Danilla – tylko on nazywa mnie Danielle. Nie widziałam go od pięciu lat. Masato... najlepszy student na naszym roku. Ten kujon nauczył się hiszpańskiego! Ciekawe, co on tu robi? – Danilla sama nie wiedziała co ma myśleć o tej kuriozalnej sytuacji, a raczej ... miłej niespodziance w Nowy Rok. Spodziewałaby się wszystkiego, ale nie tego. Cóż, trzeba było zmierzyć się z tym, co ją czekało. Ostatecznie, to była jedna z milszych wiadomości, jakie mogła dziś dostać.
– Alexo, znajdź mi proszę dostępne informacje w sieci na temat Masato Yahiro – poprosiła. Sztuczna inteligencja przeszukiwała zasoby przez chwilę, po czym powiedziała:
– Nie znalazłam wielu informacji, ale sporo rekordów. Ludzi o tym imieniu i nazwisku jest w Japonii siedemdziesięciu czterech. Proszę przybliżyć zapytanie.
– Masato Yahiro, rocznik 2060. Studiował ze mną w Paryżu.
– Znalazłam. Urodzony 17 listopada 2060 roku w Tokio. Na stronie absolwenci Université de Sorbonne w Paryżu. Oficjalna biografia na stronie uniwersytetu tokijskiego została usunięta, ale znalazłam po niej ślad. Musiał tam pracować. Uniwersytet wydał trzy jego artykuły naukowe z biochemii. Nie ma kont na portalach społecznościowych. Mogę w czymś jeszcze pomóc?
– Nie, dziękuję, Alexo. Sama dowiem się reszty. Możesz się wyłączyć – zarządziła. Alexa pozostała w trybie stand-by. Danilla ubrała się w lekką lnianą sukienkę, na głowę włożyła kapelusz słomkowy z błękitną wstążką. – Trochę rustykalnie – stwierdziła – ale nie zaszkodzi. Rozejrzała się jeszcze po mieszkaniu w poszukiwaniu czegoś, co jak zwykle zapomniała zrobić lub zabrać ze sobą, ale uświadomiła sobie, że idzie tylko do kawiarni. Nazwa pozostała niezmieniona, choć od dawna nie podawano tam kawy. Nazwa guaranarnia jakoś się nie przyjęła, ludzie wciąż tęsknili do kawy, jej smaku, aromatu, uroku... a przede wszystkim do rytuałów z nią związanych. – Ciekawe, jak ludzie się zmieniają, kiedy nie widzi się ich przez tyle lat? – pomyślała. – A to niespodzianka, Masato Yahiro w Chile... Witaj Nowy Roku! – Do centrum miała niedaleko, więc poszła piechotą.
Do Café Salas Danilla chodziła tylko z wyjątkowymi ludźmi. Tym razem przybyła na miejsce prawie dziesięć minut przed umówionym czasem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro