Rodział III - Urodziny Danilli
6 stycznia Danilla obudziła się późno, bo po dziewiątej. Z trudem zwlekła się z łóżka. Nie pamiętała, co jej się śniło, ale uznała, że to musiały być męczące sny, bo było jej gorąco i bolały ją mięśnie.
– Skończyłaś dziś trzydzieści lat, staruszko – powiedziała sama do siebie, patrząc w lustro w łazience. Wzięła prysznic, ubrała się wygodnie i poszła do kuchni, żeby przygotować sobie śniadanie. Tam już czekał na nią głodny Ramón, który od razu zaczął ocierać się o jej nogi, mrucząc głośno. Pogłaskała kota i nałożyła mu karmę do miski. Potem usmażyła i zjadła placki z bananem, do tego wypiła kakao. Zrobiło jej się słodko. – Dobre śniadanie, to słodkie śniadanie...
W końcu Danilla uznała, że jest najedzona, posprzątała po śniadaniu i wzięła się za przygotowywanie tortu. Przekroiła biszkopt, robiąc z niego trzy warstwy, które przełożyła kremem i polała czekoladą. Zadowolona z efektu, wstawiła tort do lodówki i zastanowiła się, co jeszcze powinna przygotować wcześniej. Nic nie przyszło jej do głowy, więc wróciła do sypialni, żeby pościelić łóżko. Wtedy przypomniała sobie jeden sen. Był mocno erotyczny...
Danilla doszła do wniosku, że jej dziwne samopoczucie, to na pewno wina kilkutygodniowej abstynencji. Sama się zdziwiła, że nie była z żadnym facetem od końca listopada. To nie było do niej podobne. Danilla, od kiedy skończyła dwadzieścia pięć lat (czyli mniej więcej pół roku po tym, jak wróciła z Francji), uprawiała seks tak często, jak miała ochotę i nie miało znaczenia czy była akurat w stałym związku, czy nie. Jeśli była, tym lepiej. Jeśli nie... chętnych i tak nigdy nie brakowało. Zastanowiła się skąd ta długa posucha... – No tak, pogoniłam tego typa na imprezie u Inez – przypomniała sobie. – A potem... w moim życiu pojawił się znowu Masato i nic już nie jest tak, jak dawniej.
Danilla doszła do wniosku, że nie ma czasu na głupoty, niezobowiązujące spotkania czy randki w ciemno. – Trzeba dorosnąć – stwierdziła, patrząc w lustro na swojej szafie. – Żadnych więcej wygłupów. Postanowienie noworoczne obowiązuje. – Posprzątała w sypialni, a potem przeniosła się do salonu, gdzie, jak uznała, trzeba było odkurzyć. Ustawiła robota na sprzątanie podłogi, a sama usadowiła się na kanapie. Po chwili zadzwonił Masato:
– Dani, będę najpóźniej za godzinę. Nie będę przeszkadzał?
– Nie, czekam na ciebie – odparła i uśmiechnęła się, rozłączając rozmowę. – Masato – pomyślała z uśmiechem. Potem przyjrzała się swoim „domowym" dresom i doszła do wniosku, że chciałaby ubrać się trochę lepiej. Stanęła przed szafą i zaczęła myśleć, przymierzać, kilka razy zmieniła zdanie i w końcu nie wybrała niczego. Została więc w dresach. Nie chciała pobrudzić sukienki, którą miała przygotowaną na wieczór. Pół godziny później zadzwonił dzwonek do drzwi. Przekonana, że to Masato, pobiegła otworzyć. Ale to nie był jej przyjaciel...
– Hola, carina – powiedział głos, którego szczerze nienawidziła od dwóch lat.
– Co tu robisz, Ernesto? – spytała, wściekła.
– Przyszedłem do ciebie. Masz przecież urodziny, prawda? – stwierdził. – Tęskniłem...
– A ja nie. Rozstaliśmy się dwa lata temu. Skąd znasz mój adres?
– Nie mogę powiedzieć...
– Nie masz tu czego szukać – powiedziała wtedy. – Przestań mnie nękać.
– Nie robisz dziś przyjęcia? Twoje życie towarzyskie upadło? Jestem tu, żeby cię ratować, maleńka.
– Nie trzeba mnie ratować. Mam się świetnie – odparła Danilla, już mocno zdenerwowana. Ernesto specjalnie ją prowokował.
– Ale przecież widać, że nie masz czego świętować. Jak ty wyglądasz? – spytał wtedy lekceważącym tonem.
– Spadaj. Nie masz tu czego szukać – powtórzyła Danilla i już zamierzała zamknąć mu drzwi przed nosem, kiedy Ernesto zablokował drzwi butem i popchnął je mocno, tak, że Danilla przewróciła się na podłogę w przedpokoju.
– Ja nie mam czego szukać? – oburzył się. – Chyba ci trzeba coś wyprostować w tej pokręconej główce – krzyknął. – Wróciłem do ciebie i oczekuję godnego przyjęcia – dodał i podszedł do niej. Danilla, ciągle jeszcze siedząc na podłodze, przyjrzała się swojemu położeniu. Nie wyglądało najlepiej. Ona nie była jednak strachliwa. Przeważyła złość. Wstała:
– Posłuchaj, gnoju! – krzyknęła. – Odeszłam od ciebie dwa lata temu, bo jesteś zakłamanym zdrajcą i damskim bokserem. Nie wiem czego tu szukasz, ale właśnie dzwonię na policję – dodała, sięgając do szafki, na której leżał jej telefon. Ernesto wyciągnął nóż i zbliżył się do niej:
– Nigdzie nie zadzwonisz – stwierdził ze złośliwym uśmieszkiem. – Ja tu dyktuję warunki.
– Tak ci się tylko wydaje.
Danilla usłyszała głos i podniosła wzrok. Za Ernestem stał Masato. Przestraszyła się, że ten świr zrobi krzywdę jej przyjacielowi, ale... nie doceniła przyjaciela. Agresor odwrócił się, wymachując przed sobą nożem, który Masato zaraz mu wytrącił. Japończyk zrobił jeszcze dwa ruchy ręką i Ernesto leżał na glebie. Wtedy Masato przycisnął go kolanem do podłogi.
– Teraz posłuchaj, gościu – powiedział. – Nie znam cię, nie obchodzi mnie kim jesteś, ale źle trafiłeś. Wyjdziesz stąd teraz w podskokach albo nie wyjdziesz już w ogóle – dodał. – Nożyk sobie zatrzymam – stwierdził, odrzucając nóż Ernesta w kąt pokoju. – A teraz cię wypuszczę i więcej się nie zobaczymy, jasne?
– Jasne – odpowiedział Ernesto, ciągle jeszcze w szoku. Po chwili wstał i wybiegł przez ciągle otwarte drzwi. Masato zamknął za nim drzwi i zwrócił się do Danilli.
– Nic ci nie zrobił? Co się stało? Kto to był Dani?
– Ernesto – powiedziała Danilla i się rozpłakała. Przyjaciel pomógł jej wstać i przytulił. Poczekał aż się uspokoi i zapytał jeszcze raz:
– Ernesto, czyli kto?
– Były facet, z którym rozstałam się ponad dwa lata temu. Ale nie miałam pojęcia, że to taki świr. Odeszłam od niego, bo mnie zdradzał i spoliczkował moją przyjaciółkę, która mu wygarnęła, jaką jest świnią. Sama powinnam była to mu powiedzieć. A ja po prostu uciekłam, zmieniłam numer telefonu i niedługo potem się przeprowadziłam. Nie mam pojęcia, jak mnie znalazł...
– Dani, mam nadzieję, że tu nie wróci, ale jeśli tak, nigdy mu nie otwieraj i zawsze od razu dzwoń na policję.
– Jasne. A powiesz mi jak ci się udało go tak szybko przewrócić?
– Od dziecka ćwiczyłem karate – zaśmiał się. – Nigdy ci nie mówiłem?
– Jakoś pominąłeś ten fakt w naszych konwersacjach – odparła urażona. – To było niesamowite... – dodała po chwili, wbrew sobie czując dreszcz podniecenia.
– Cieszę się, że mogłem pomóc. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić, że on zrobiłby ci krzywdę. Że ktokolwiek zrobiłby ci krzywdę – musiał przyznać. Ciągle obejmując Danillę, przytulił ją mocniej, a potem pocałował w czoło. – Dani...
– Tak?
– Nic takiego – rozmyślił się.
– Mów! – nakazała.
– W takiej chwili? Jesteś jeszcze zdenerwowana, oboje jesteśmy...
– Mów, Masato – powtórzyła, już łagodniej.
– No dobrze – poddał się. – Strasznie za tobą tęskniłem od wczoraj. Nie mogłem sobie miejsca znaleźć...
– Ja też – odparła. Podniosła głowę i spojrzała mu w oczy. On skupił wzrok na jej twarzy. I pocałował ją w usta. Oddała mu pocałunek. Po chwili oboje się zreflektowali i zmieszani patrzyli na siebie przez moment. Wtedy Masato pocałował ją znowu. Nie protestowała.
– Wybacz. Nie mogłem się powtrzymać, ale nie żałuję...
– Nie mam ci czego wybaczać. Ale moje postanowienie noworoczne...
– Co takiego?
– Właśnie sobie dziś je przypomniałam. Żadnych facetów...
– Mnie to też dotyczy? – zdziwił się.
– Nie. Przecież ty jesteś moim przyjacielem – zaśmiała się. Zawtórował jej.
– Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin, Danillo – powiedział wtedy i cmoknął ją w usta. Potem z torby, którą przyniósł ze sobą, wyjął małe pudełeczko z kokardką, które zaraz jej wręczył. – Otwórz – poprosił. W środku była mała buteleczka japońskich perfum. Danilla obejrzała ją z każdej strony, a potem otworzyła i powąchała, skrapiając sobie wewnętrzną stronę nadgarstka. Pachniały słodko i tajemniczo.
– Dziękuję. Są piękne – powiedziała.
– Cieszę się, że ci się podobają. – Masato się uśmiechnął. Dopiero teraz Danilla zobaczyła, jaki jest przystojny. Wysoki, szczupły, śniady, jego czarne oczy błyszczały, jakby był zaintrygowany. Ubrany był w kremowe lniane spodnie i białą koszulkę polo. Poruszał się swobodnie, a jednocześnie pewnie. No i trzema ruchami wytrącił Ernestowi nóż i położył go na ziemię, a nawet się nie spocił. Danilla poczuła, że się rumieni. Zrobiło jej się gorąco. I zaraz zakręciło jej się w głowie z emocji.
– Przepraszam cię, ale muszę usiąść – powiedziała i poszła w stronę kanapy w salonie.
– Dobrze się czujesz? – spytał.
– Właśnie nie bardzo. Chyba mam dziś za dużo emocji – musiała przyznać, siadając.
– Przykro mi... Miałem nadzieję, że będziesz dziś miała cudowny dzień.
– Trzydziestka to nie powód do świętowania – zaśmiała się Danilla. – A co z sałatką z surimi?
– Zrobię. Kupiłem wszystko, co trzeba. Tylko potrzebuję miski, deski i sztućców.
– Już idę z tobą do kuchni – odparła, podnosząc się z kanapy.
– Może jednak zostaniesz tu, odpoczniesz?
– Nie, mam jeszcze robotę. Muszę wstawić mięso do pieczenia, ugotować ryż...
– Pomogę – zaoferował się Masato. Poszli do kuchni razem. Danilla wstawiła mięso do piekarnika, zaparzyła ryż, a Masato przygotował sałatkę, którą zaraz schowali do lodówki. – O której przyjdzie twoja rodzina i przyjaciele? – spytał, kiedy już skończyli.
– Powinni być o osiemnastej.
– To mamy jeszcze mnóstwo czasu – zauważył. – Jest dopiero czternasta...
– A pieczeń się musi jeszcze zostać w piekarniku z godzinę...
– Danilla, wyluzuj trochę – Masato spojrzał na nią uważnie. – To twoje urodziny, nie stresuj się tak.
– Masz rację – westchnęła. – Wszystko jest pod kontrolą. Teraz już jest.
Muszę spytać... Podoba Wam się, że Masato nie jest "mięczakiem" i ma tyle tajemnic? Czy wolelibyście grzecznego chłopca? ;-)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro