Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IV.7.

Danilla usiadła na ławce i wyjęła swój ekran multimedialny. Weszła na stronę restauracji i sprawdziła czy są wolne miejsca, a kiedy to potwierdziła, zarezerwowała im stolik na za pół godziny. Przejrzała jeszcze menu i doszła do wniosku, że na pewno wybiorą coś dla siebie. A potem wzięła się za czytanie.

Na czytniku miała rozpoczętą książkę sprzed ponad dwóch tygodni. To była pierwsza część opowieści o trzydziestoletniej kobiecie, która przyjechała do Francji, żeby zacząć nowe życie. Wyjechała ze swojego kraju, żeby zmienić pracę, miejsce, ludzi, którzy ją otaczali, bo dość miała swojego codziennego życia i ewidentnie nie układało jej się w związkach. Choć akcja toczyła się kilkadziesiąt lat wcześniej, Danilla miała wrażenie, że zna to uczucie, że to jakby trochę o niej... Po chwili zatonęła w tej historii. Z zaczytania wyrwał ją głos, który mówił:

– O, proszę, znowu się spotykamy. – Nie był to przyjazny dźwięk. Danilla podniosła oczy znad swojego czytnika i zobaczyła Ernesta w towarzystwie dwóch kolegów. – Masz mi chyba coś do wyjaśnienia, prawda? – spytał z pretensją. Danilla odpowiedziała tak spokojnym tonem, na jaki ją było stać:

– Nie wiem o czym mówisz, Ernesto. Rozstaliśmy się dwa lata temu, nie mamy sobie już nic do wyjaśniania. Najlepiej będzie jak sobie pójdziesz i więcej nie będziemy sobie wchodzili w drogę – zaproponowała. Ernesto jednak w towarzystwie kumpli czuł się jeszcze pewniej niż w jej mieszkaniu z nożem.

– Nie bądź taka cwana. Twoja matka twierdziła, że chcesz się ze mną spotkać. Fatygowałem się specjalnie do ciebie, a ty mi tak podziękowałaś?

– Nie odpowiadam za to, co pomyślała sobie moja mama. Powtarzam ci, rozstaliśmy się ponad dwa lata temu i tak powinno zostać. Nie wiem też po co przychodziłeś do mnie z nożem, ale zapewniam cię, że jeśli zaraz stąd nie odejdziesz, wezwę policję i opowiem o wszystkim. – Ernesto podszedł do ławki, na której siedziała Danilla i spojrzał na nią z góry:

– Słuchaj, mnie się nie odrzuca. Nie wiem z jakiego powodu kiedyś ode mnie uciekłaś. Przecież każdy facet zdradza. Nie wiem też dlaczego napuściłaś na mnie tego kolesia u siebie w mieszkaniu, ale nie odejdę stąd, dopóki się ze mną nie umówisz. – Danilla miała dwie opcje. Albo pobiec szybko w kierunku wejścia do restauracji i liczyć na to, że jej nie dogonią, albo spróbować zadzwonić na policję. Obie wyglądały kiepsko. Postanowiła grać na zwłokę:

– Ernesto, nie masz co na to liczyć. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Znajdź sobie kogoś innego do oszukiwania i zdradzania. Dla mnie nie istniejesz. Poza tym jestem już umówiona.

– Taak? A ciekawe z kim?

– Ze mną – powiedział Masato, który pojawił się nie wiadomo skąd. Kiedy tylko zobaczył z daleka, jak trzech gości otoczyło Danillę, a jeden z nich przypomina jej byłego, podbiegł do nich i bezszelestnie stanął za ich plecami. Wszyscy trzej obrócili się w tym samym momencie. – Dani, idź do restauracji – polecił jej Masato.

– Nie ma mowy, nie zostawię cię z nimi samego – zaprotestowała.

– Idź, bo nie chcę, żebyś patrzyła, jak spuszczam im manto – powtórzył. W tym momencie trzech gości zarechotało chóralnie.

– Może i jesteś wysoki, ale nie takim leszczom dołożyłem – żachnął się Ernesto.

– Tak, zwłaszcza ostatnio w mieszkaniu Danilli, kiedy wąchałeś podłogę – odparł Masato. Wtedy Ernesto go poznał.

– Zaskoczył mnie – zaczął się tłumaczyć kolegom. – A poza tym teraz jest nas trzech. Pomożecie? – Koledzy najwyraźniej mieli ochotę pomóc, więc Masato delikatnie odsunął się do tyłu. Oni wzięli to za oznakę tchórzostwa, a on po prostu odmierzył odległość. Rzucili się na niego we trzech. Danilla chwyciła za telefon i zadzwoniła na policję. Z restauracji wybiegło kilka osób. Po chwili okazało się, że nie była potrzebna ani policja, ani pomoc. Masato rozłożył wszystkich trzech sam. Trochę zmęczony i rozciętą wargą oddychał ciężko, ale nadal stał, w przeciwieństwie do oponentów. Policja pojawiła się w ciągu dziesięciu minut. Nie mieli problemu z identyfikacją winnych. Danilla, Masato oraz kilku gości restauracji zgodnie stwierdzili, że to tamci trzej rzucili się na niego, a wcześniej zaczepiali ją.

– Nie szuka pan pracy w policji? – spytał rosły gliniarz, który skuwał trzech obitych bandziorów.

– Nie, jestem biochemikiem – odparł Masato – pracuję na uniwersytecie.

– Proszę przyjść w poniedziałek na komisariat, żebyśmy mogli spisać państwa zeznania – odezwał się wtedy również do Danilli.

– Oczywiście – odpowiedziała i podeszła do przyjaciela. – Wszystko w porządku? – spytała, kładąc mu dłoń na ramieniu. – Wyglądasz kiepsko.

– Jestem trochę zmęczony. Dawno nie walczyłem przeciw trzem przeciwnikom. Ale mieliśmy iść na kolację, prawda?

– Ale na pewno dasz radę?

– Dani, za kogo ty mnie masz? – spytał, mierząc ją takim wzrokiem, jakby pozwoliła sobie na obelgę w stosunku do niego. Zreflektowała się.

– To chodźmy – Danilla złapała przyjaciela pod ramię, a kilku ludzi, stojących przed wejściem biło mu brawo.

– Bardzo dobrze pan zrobił – powiedziała pewna staruszka konspiracyjnym tonem. – Więcej nie będą zaczepiali pana dziewczyny. – Masato i Danilla uśmiechnęli się na te słowa. – Moja dziewczyna – pomyślał Masato o Danilli. – Jestem jego dziewczyną – pomyślała Danilla w tym samym momencie. Weszli do restauracji i zajęli swój stoli. Zjedli pyszną chili con carne, po której można było zionąć ogniem. A po kolacji wyszli z restauracji już w całkiem dobrych humorach.

– Chodź do mnie – poprosiła Danilla. Czuła, że emocje ją rozniosą, jeśli nie będzie go miała w swoim łóżku tego wieczora.

– Nie wiem czy to dobry pomysł, Dani – obawiał się Masato. Walka była żywiołem, którego starał się unikać. Budziła w nim wojownika. Tak jakby drzemała w nim druga dusza, tak inna od tej standardowej. – Nie boisz się mnie?

– Czemu?

– Bo widziałaś jak wlałem trzem gościom na ulicy? Nie wiem czy...

– Chodź do mnie, proszę – powtórzyła. – Nie pożałujesz. I ja też nie zamierzam – dodała.

Tego wieczora oboje odkryli inną stronę swojej natury. Wojowniczą, drapieżną. Masato nie był delikatny, a Danilla podrapała mu plecy. Pijani adrenaliną i oszalali z namiętności nie do końca zdawali sobie sprawę z tego, że przekroczyli granice, o których nie mieli pojęcia. Że od tej pory, ilekroć pomyślą o sobie, będą wiedzieć, że są dla siebie stworzeni, bo myślą, czują i rozumieją pewne rzeczy tak samo.

Danilla uznała, że nigdy wcześniej żaden mężczyzna nie dotarł do wszystkich zakamarków jej duszy tak, jak to teraz zrobił Masato. Poczuła, że przy nim może być sobą, nie musi niczego udawać, bo on ją kocha tak, jak nikt inny i taką, jaką jest naprawdę. A Danilla była złożona. Tak jak i Masato. On doszedł do podobnych wniosków. Co więcej, stwierdził, że taka Danilla podoba mu się o wiele bardziej niż delikatna księżniczka, za jaką ją miał. A rano, kiedy wstawał do pracy, pocałował ją namiętnie i na odchodne powiedział, że to dopiero początek. Danilla zadrżała na te słowa, bo to, co robili w nocy, odpowiadało na jej najskrytsze pragnienia, zaspokajało ciekawość i otwierało bramy rozkoszy, o jakiej wcześniej nie miała pojęcia.

Masato, kiedy zamknął za sobą drzwi jej mieszkania, odetchnął głęboko i pobiegł na pociąg. Wiedział, że musi iść do pracy i czeka go wiele trudnych wyzwań, ale w głowie nie miał myśli o biochemii. Siedząc w wagonie metra, przed oczami miał ciągle ciało Danilli w wyuzdanych pozach, słyszał jej jęki i przypominał sobie wyraz twarzy, kiedy miała trzy orgazmy, jeden po drugim. Otrząsnął się z tych wspomnień, bo obawiał się, że nie będzie mógł skupić się na pracy. W laboratorium rzeczywiście pomylił się trzy razy tylko przed południem. W końcu asystent nie wytrzymał i spytał:

– Co panu jest, panie doktorze? Dobrze się pan czuje?

– Nie, przepraszam, Alvaro, to chyba nie jest mój dzień. Muszę wcześniej wyjść na przerwę...

– W porządku. Będę tu, kiedy pan wróci – odparł asystent. Masato wyszedł z laboratorium i wyszedł do parku przed budynkiem uniwersytetu. Usiadł na ławce i zaczął myśleć gorączkowo. Z rozmyślań wyrwał go dźwięk telefonu. To była Danilla.

– Słucham cię, Dani?

– Jak się masz? – spytała.

– Całkiem nieźle, kochana. Tylko nie mogę skupić się na pracy – zaśmiał się nerwowo.

– To tak jak ja... Myślisz, że to normalne?

– Nie wiem. To zależy co uznać za normę...

– A ty znowu te swoje naukowe definicje – westchnęła.

– Pytasz, to odpowiadam – odparł urażony.

– Nie urażaj się, tylko mi powiedz co zrobić, żebyśmy mogli pracować.

– Nie wiem.

– Myślisz, że gdybyśmy to powtórzyli...

– Dani, muszę pracować. Zepsułem dziś trzy odczynniki.

– A ja nie napisałam ani słowa. Może musimy sobie dać to, czego pragniemy, żeby przestać o tym myśleć?



Niegrzeczny Masato... Co Wy na to? ;-)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro