III.4.
– Kto? – spytała kpiącym tonem. – Milagros Parana? – Zażartowała, nawiązując do osoby chilijskiej noblistki w dziedzinie chemii. Panna Parana zgarnęła nagrodę w zeszłym roku, jako jedna z najmłodszych noblistów w historii, mając zaledwie trzydzieści pięć lat. Okrzyknięto ją „wschodzącym słońcem" chilijskiej nauki.
Masato jednak zachichotał i pokręcił głową.
– Ty, Danillo. Ty jesteś moją gwiazdą przewodnią. Dla ciebie mi się chciało zostawić wszystko, co miałem i wybrać się na drugi koniec świata.
– Gadasz – prychnęła. – Kto normalny by chciał niezrównoważoną psychicznie nimfomankę?
– Hmmm... Po raz pierwszy w życiu nie wiem, co ci odpowiedzieć – musiał przyznać.
– A jednak...
– Nie. Jednak nie. Wiem co ci odpowiem. Rozbiorę twoje pytanie na części. Metodycznie. Na pytanie „kto normalny by chciał?" muszę odpowiedzieć, że to błąd w doborze próby. Dlaczego by ograniczać wybór tylko do „normalnych"? A teraz trochę filozoficznie... Co to w ogóle znaczy „normalny"?
– Mieszczący się w „normie".
– W normie intelektualnej czy w normie społecznej albo kulturowej? A może po prostu w większości? Wiesz co by powiedział Platon ustami Sokratesa o takim doborze?
– Wyobrażam sobie. Coś w stylu „prawda ginie pod głosem większości"? – odburknęła Danilla. Ta rozmowa była jej nie po myśli.
– Punkt dla ciebie. Widzę, że uważałaś na filozofii.
– Chciałam być dobrą dziennikarką – zauważyła.
– I jesteś. A więc na pierwszą część pytania „kto normalny by chciał" odpowiem, że może nikt „normalny", ale czy to źle? Czasem lepiej nie mieścić się w niektórych normach.
– Właśnie sobie przypomniałam, jak się poznaliśmy... To było na pierwszych ćwiczeniach z filozofii, pamiętasz?
– Oczywiście, że pamiętam. Wdałaś się ze mną w dyskusję. Prowadzący ćwiczenia młody doktor musiał nas uspokajać – zaśmiał się. – Po zajęciach zostaliśmy na korytarzu i rozmawialiśmy jeszcze, a nie mogąc dojść do porozumienia, poszliśmy na spacer i rozmawialiśmy jeszcze do wieczora, chodząc wzdłuż Sekwany. Pamiętam, jaki byłem wtedy głodny...
– A ja spragniona... W końcu kupiłam butelkę wody w épicerie au coin [fr. sklepik na rogu], wydając na nią majątek...
– Ale nie skończyliśmy tej dyskusji tego dnia.
– No nie. Ani następnego. Odprowadziłeś mnie do akademika i obiecaliśmy sobie, że jeszcze o tym porozmawiamy...
– A następnego dnia po zajęciach mieliśmy już nowe tematy do rozmowy.
– I tak nam zostało do dziś.
– Tak, Danillo. Nigdy nie mam dość rozmowy z tobą. No dobrze, to wróćmy teraz do twojego pytania...
– Psujesz mi humor. Musimy?
– Tak, lubię być konsekwentny.
– No trudno, mów...
– Skoro obaliłem już sens pierwszej jego części, zajmę się drugą. Brzmiała ona „niezrównoważoną psychicznie nimfomankę", prawda?
– Tak – przyznała Danilla ze wstydem. – Że też nie przemyślałam tej wypowiedzi...
– Tak o sobie myślisz?
– A ty tak o mnie nie myślisz? Po tym, czego się dziś o mnie dowiedziałeś?
– Nie myślę tak. Po pierwsze, jesteś zupełnie zdrowa – fizycznie i psychicznie, a więc i zrównoważona. Wiesz, że filozofia Wschodu mówi o zdrowiu tylko, kiedy ciało i dusza żyją w harmonii? U ciebie żadnej dysharmonii nie zauważam.
– Może jesteś mało spostrzegawczy?
– Jestem naukowcem. I uważam się za bardzo spostrzegawczego. Co to ostatniego stwierdzenia, czyli że jesteś nimfomanką... Cóż. Nie mogę tego stwierdzić, bo nie znam cię od tej strony – spojrzał na nią wymownie, a Danilla zaczerwieniła się ze wstydu.
– Masz może na myśli moje bogate doświadczenia?
– Nigdy wcześniej nie rozmawialiśmy ze sobą na ten temat. Z tego co opowiadasz, masz różnorodne doświadczenia, ale nie powiedziałbym o nich, że są „bogate". Bogate są takie, które coś wnoszą w twoje życie. Ty się po prostu bawiłaś kosztem swojego ciała... i swojej duszy przy okazji – stwierdził. – Robiłaś coś, czego wcale nie chciałaś i przez to byłaś rozdarta i zniesmaczona.
– Skąd wiesz, że tego nie chciałam?
– Bo sama mi to powiedziałaś.
– Nieprawda! Nic takiego nie mówiłam.
– Prawda. Dowiedziałem się dziś od ciebie, że nie byłaś szczęśliwa. Że twoja dusza cierpiała. Stąd problemy z depresją. Że szukałaś czegoś, ale tego nie znajdowałaś. Przez to wpakowałaś się w nieudany związek...
– Czy ty aby nie zrobiłeś trzeciego fakultetu z psychiatrii? – spytała Danilla podejrzliwie.
– Nie, Dani. Ja to wszystko przeżyłem. Choć w innej skali i w innej kolejności, niż ty – wyznał.
– O ja cię nie mogę... Masato, opowiadaj w tej chwili! – zażądała.
– O czym?
– O twoich doświadczeniach. O tym, czego szukałeś i dlaczego uważasz, że to ja odpowiadam na twoje wyobrażenie kobiety. Strasznie mnie to ciekawi...
– Nie planowałem takiego zwrotu rozmowy – stwierdził, robiąc głupią minę.
– Mów! – rozkazała tonem nie znoszącym sprzeciwu. – Przecież się przyjaźnimy. Twoje pierwsze doświadczenie, to...
– To było we Francji...
– Żartujesz? Dopiero na studiach?
– Tak.
– Nie przypominam sobie ciebie z żadną kobietą.
– Bo ciebie jeszcze wtedy tam nie było – musiał przyznać. – Ja zacząłem studia z biochemii rok wcześniej. Dopiero przyjechałem do Paryża i zamieszkałem z moją starszą siostrą, Maiko. Od początku uczyłem się jak szalony, całe dnie spędzałem w bibliotece, a potem nad książkami w mieszkaniu. Maiko śmiała się ze mnie i w końcu wyciągnęła mnie na imprezę. To była prywatka u jej znajomych. Wszyscy byli tam ode mnie starsi. Tak poznałem koleżankę mojej siostry.
– Poważnie? Chodziłeś ze starszą dziewczyną?
– Trudno powiedzieć, żebym z nią chodził. Miałem dziewiętnaście lat. Byliśmy już po paru drinkach, kiedy zaciągnęła mnie do łóżka. Byłem zbyt oszołomiony, żeby protestować.
– Wykorzystała cię?
– To nie tak... ale na drugi dzień miałem potwornego kaca, a jeszcze gorsze wyrzuty sumienia. Ona jednak przyszła do mojej siostry i spytała o mnie. Siedziałem w swoim pokoju i uczyłem się, chcąc zabić wyrzuty sumienia. Mimo potwornego bólu głowy, powtarzałem materiał z biologii. Nic mi nie wchodziło. Maiko mnie zawołała, mówiąc, że mam gościa. Kiedy ją zobaczyłem, spaliłem buraka, a ona jakby nigdy nic spytała czy nie mam już dość nauki i czy nie chcę się z nią przejść do kina, bo nie ma z kim iść. Maiko też uznała, że powinienem wyjść. I tak zacząłem spotykać się z Georgette.
– To była Francuzka?
– Tak.
– Dużo starsza?
– O cztery lata. Ja byłem na pierwszym roku studiów, a ona i moja siostra na piątym. W czerwcu skończyła studia i wyjechała do rodzinnej miejscowości. Nie pożegnała się i nigdy jej więcej nie zobaczyłem.
– Byłeś w niej zakochany?
– Wtedy mi się tak wydawało. Potem stwierdziłem, że to była czysta fascynacja. Pierwsza kochanka, bardziej doświadczona ode mnie. Imponowała mi. Ale okazało się, że wcale mi jej nie brakuje.
– Nie szukałeś więcej takich do świadczeń we Francji?
– Nie.
– A czemu?
– Bo po wakacjach poznałem ciebie – odparł, patrząc jej w oczy. Oboje się zarumienili w tym samym momencie.
– Przeze mnie odechciało ci się seksu? – zaśmiała się wtedy Danilla.
– Głupol z ciebie, Dani – odparł. – Przez ciebie zachciało mi się miłości... Kiedy cię poznałem doszedłem do wniosku, że te dwie rzeczy powinny iść w parze. – Miłości???
– Przecież przez pięć lat nie dałeś mi odczuć, że mnie chcesz. Byliśmy przyjaciółmi.
– Bałem się. Nie chciałem cię spłoszyć. Nie wiedziałem jak zareagowałabyś na wyznanie miłości z mojej strony. Ale musiałaś wiedzieć, jak mi zależy na tobie...
Danilla zastanowiła się nad słowami przyjaciela. Tak, wyczuwała to, oczywiście. Tylko zawsze taki temat gasiła z zalążku. Nie dlatego, że chciała mieć przyjaciela, który będzie tylko przyjacielem. Dlatego, że się bała. Bała się od momentu, kiedy jej chłopak z liceum, jej pierwsza miłość i pierwszy mężczyzna w jej życiu, zostawił ją, twierdząc, że nie spełnia jego oczekiwań. Nie wiadomo o jakie oczekiwania mu chodziło. Poczucie własnej wartości Danilli zdołowało, a strach przed odrzuceniem obudowała otoczką z bezpośredniości i nonkonformizmu. Stała się bezczelna. I obiecała sobie, że żaden facet jej więcej tak nie skrzywdzi. A i tak udało się to jeszcze Ernestowi.
– Masz rację, Masato – przyznała. – Wiedziałam, ale trzymałam cię na dystans. Ja po prostu nie chciałam cię skrzywdzić.
– A teraz?
– Co teraz?
– Kiedy już wiesz, że cię kocham. I że przyjechałem tu dla ciebie...
– Nie wymagaj ode mnie teraz odpowiedzi. Jeszcze nie minął tydzień, od kiedy przyjechałeś. Daj mi trochę czasu...
– Masz go tyle, ile chcesz. Ja jestem – powiedział. Danilla wtedy z wdzięcznością przytuliła go mocno.
– Dziękuję. Jesteś kochany.
– Ale jest mały problem, Dani...
– Co się stało?
– Znowu uciekł mi ostatni pociąg – zaśmiał się.
– Nie szkodzi. Przecież jutro jest niedziela. Zostań u mnie.
– Dobrze. Dzięki, że mnie nie wyganiasz – powiedział. Danilla położyła głowę na jego ramieniu:
– Nie wiem jak to robisz, ale od zawsze czuję się przy tobie bezpiecznie. Pamiętam jak w Paryżu spędzaliśmy razem wieczory rozmawiając albo oglądając stare filmy. Mogłam zasnąć u ciebie na kanapie i zawsze czułam tylko jak okrywasz mnie kocem.
– A co, miałem pozwolić, żebyś zmarzła? – zdziwił się.
– Jesteś najporządniejszym facetem, jakiego w życiu spotkałam – stwierdziła.
– Nie wiem, co mam ci na to odpowiedzieć. Z tego co mówiłaś, nie miałem za dużej konkurencji – zaśmiał się. – Spotykałaś się z samymi łajdakami.
– Ej, bo to odwołam – oburzyła się. – A właśnie – przypomniała sobie – nie opowiedziałeś mi jeszcze o swojej japońskiej narzeczonej. Jak wszystko, to wszystko – szturchnęła go w bok.
– No i tu mnie masz... – westchnął. – Celowo nie wracałem do tego tematu. Coś ci już jednak powiedziałem wcześniej.
– A teraz mów od początku.
– Nie wiem czy to zrozumiesz bez znajomości naszej kultury.
– Wprowadź mnie – poprosiła.
– Dani, w Japonii małżeństwo jest rodzajem obowiązku wobec rodziny i społeczeństwa. Zwłaszcza jak się ma taką rodzinę, jak moja. Rodzice przedstawili mi kiedyś na przyjęciu córkę swoich kontrahentów. Keiko. Ładna, inteligentna, dobrze wykształcona, zrobiła doktorat z prawa na Uniwersytecie Tokijskim, o dwa lata młodsza ode mnie. Czyli na japońskie standardy już stara panna – zaśmiał się.
– I ona cię chciała?
– Nie, też nie chciała. Rodzice jej kazali.
– Przecież to okropne.
– Okropne by było, gdyby kazali jej wyjść za jakiegoś półgłówka. Ona wolała mnie, bo myślała, że jestem jej ostatnią szansą na małżeństwo z kimś wykształconym tak, jak ona.
– Nadal uważam, że to okropne.
– Dani... mówiłem, że trudno ci to będzie zrozumieć.
– Coś cię z nią łączyło?
– Byliśmy parą przez rok. Tak, prawdziwą parą. Mieszkaliśmy razem. Keiko myślała, że się jej oświadczę. A ja uciekłem. Pewnego dnia doszedłem do wniosku, że nie zniosę takiej obłudy. Że nie mogę zniszczyć życia komuś i sobie. Do tego doszła ta historia z przywłaszczeniem sobie mojego odkrycia przez profesora... Tak więc postawiłem wszystko na jedną kartę. I jestem.
– Nie widziałeś mnie pięć lat, nie miałeś ode mnie żadnych wieści ani nawet małego kontaktu. A gdybym miała już rodzinę?
– Wtedy miałbym pewność, że przynajmniej ty będziesz szczęśliwa. I może byłoby mi już wszystko jedno... Albo zostałbym tu i miałbym chociaż moją przyjaciółkę w pobliżu. Ale przyjechałem i widzę, że to ciebie trzeba ratować, Dani.
– Nie da się ukryć, że dzisiaj było trzeba. Ale zwykle nie jest aż tak źle – puściła do niego oko. Masato spojrzał na nią litościwie, ale po chwili zmienił nastawienie:
– Moja najlepsza we wszechświecie przyjaciółko – powiedział, przytulając ją mocno i całując w czoło – myślę, że my się nawzajem ratujemy. – Danilli wino i późna pora dały się we znaki, bo już nie odpowiedziała. Zasnęła na jego ramieniu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro