Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

III.3.

Danilla ubrała się w krótką dopasowaną sukienkę. Czarną. Założyła do niej tylko biały ozdobny pasek i naszyjnik ze sztucznych pereł. Mokre włosy rozpuściła, żeby wyschły i nabrały naturalnego skrętu. Obejrzała się jeszcze w lustrze i zadowolona z efektu wyszła ze swojego pokoju. Masato nie było na korytarzu ani w salonie. Poszła więc sprawdzić w kuchni.

– Ja biały, a ty czarna? – zażartował sobie z ich strojów.

– Mówiłam ci, że trzydziestka to nie powód do świętowania. A więc schowałeś się w kuchni...

– Schowałem się? – zdziwił się. – Nie, szukałem tylko czegoś do przegryzienia. Umieram z głodu – przyznał.

– Och... Nie jedliśmy dziś obiadu – zauważyła dopiero Danilla. – Przepraszam. Gdybym nie zasnęła...

– Nie, nic się nie stało...

– Stało się, stało. Głodzę cię – westchnęła. – Na co masz ochotę?

– Ja bym spróbował tej twojej pieczeni.

– Okej, już ci ukroję.

– Twoi rodzice się nie pogniewają?

– Mam ich w nosie – odparła. Wyjęła pieczeń z piekarnika, ukroiła trzy plastry i położyła je na talerzu. Potem wyjęła dwa talerzyki – Częstuj się. – Masato wziął sobie od razu dwa kawałki mięsa. I wciągnął je w ekspresowym tempie.

– Mmmmm.... Ale dobre – oblizał się.

– Musiałeś być bardzo głodny, skoro nie zaczekałeś nawet na chlebek – zaśmiała się, wyciągając z chlebaka bułki. Jedną podała przyjacielowi, a drugą przekroiła i wrzuciła w nią sobie kawałek mięsa.

– Jak wilk – przyznał. – A ty rzeczywiście robisz pyszną pieczeń. Gdzie się tego nauczyłaś?

– Jak to gdzie? – zdziwiła się. – Przecież we Francji. To klasyczna pieczeń w czerwonym winie.

– Nie będę już zadawał głupich pytań – stwierdził. Zjedli i dopiero po chwili znowu spojrzeli na siebie. – Też byłaś głodna – zauważył.

– No to kolację mamy z głowy – zaśmiała się Danilla. – Wiesz co? Nigdy w życiu nie spędziłam dnia urodzin tak spontanicznie i bez żadnego planu... I nigdy nie czułam się taka szczęśliwa z tego powodu, że nic z moich planów nie wyszło.

– Dzień się jeszcze nie skończył – zauważył Masato. I jakby na komendę w tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi.

– Pójdę otworzyć – stwierdziła Danilla.

– Tylko najpierw sprawdź, kto to.

– Danillo, witaj moja droga – usłyszał głos z przedpokoju i już wiedział, kto. – Kochanie, wyglądasz ślicznie. – Rodzice Danilli.

– Siostra... – to był głos brata.

– Cześć, starsza... – głos drugiego brata.

– Fabian i Sebastian – usłyszał również głos Danilli. Ciągle stał w kuchni i bał się stamtąd wyjść. – Wchodźcie wszyscy i siadajcie do stołu. Zaczęliśmy już jeść bez was – dodała.

– Zaczęliście? – zdziwiła się jej matka.

– Tak – odparła Danilla, kierując się do kuchni. – Pomożesz mi? – zwróciła się do Masato.

– Oczywiście. Co mam wziąć?

– Kosz z pieczywem i twoją cudowną sałatkę – odparła. – I nie stresuj się – położyła mu rękę na ramieniu i spojrzała w oczy. Uśmiechnął się, bo momentalnie zeszło z niego napięcie.

– Dobrze. – Danilla pokroiła do końca pieczeń i razem poszli do salonu.

– Mamo, tato, braciszkowie... Przedstawiam wam Masato – powiedziała, wskazując głową na swojego przyjaciela.

– To TEN Masato? – spytał Fabian.

– Tak, Fabi. Ten sam.

– A on nie powinien być w Japonii?

– Od tygodnia mieszkam w Chile – wyjaśnił Masato. – I pracuję na uniwersytecie w Oresta. – odczekał chwilę, żeby rodzina Danilli przetrawiła tę informację.

– Ktoś mi wyjaśni o co tu chodzi? – spytała zdezorientowana matka Danilli. – Kim jest ten człowiek? Spodziewałam się tu kogoś innego... - wygadała się.

– Kogo, mamo? – spytała Danilla.

– Ernesta.

– Mamo... – Danilla zbladła. – To ty dałaś mu mój adres?

– Tak bardzo prosił...

– Mamo! On mnie o mało dziś nie zabił! – krzyknęła Danilla. – Jak mogłaś być taka bezmyślna?!

– Co takiego? – matka Danilli się przeraziła.

– Wpadł do mnie koło południa. Z nożem. Gdyby nie Masato, nie wiem jak to by się skończyło... – w oczach Danilli pojawiły się łzy.

– Coś ty narobiła? – zdenerwował się na żonę ojciec Danilli. Jej mama też się wtedy rozpłakała.

– Przepraszam, córeczko. Ja tylko chciałam, żebyś była szczęśliwa.

– A nie wpadłaś na to, że z jakiegoś powodu bez niego jestem bardziej?

– Mama jest mało spostrzegawcza – podsumował rodzicielkę Sebastian. – I nie wiedziała, że najlepszy przyjaciel wszechczasów naszej Danilli, to jej kolega ze studiów we Francji, chodzący ideał, Masato Yahiro. A teraz on jest w Chile. – Sebastian spojrzał na Masato, a ten zrobił się czerwony na twarzy.

– Najlepszy przyjaciel wszechczasów? – spytał, patrząc na Danillę. Ona też się zarumieniła ze wstydu.

– No przecież musiałeś o tym wiedzieć – odparła. – Jak mogłabym nie mówić nic o tobie mojej rodzinie?

– Nie, nie musiałem wiedzieć. Nigdy mi nie powiedziałaś, że tak mnie postrzegasz – odparł, nie umiejąc ukryć zaskoczenia.

– Ta sytuacja robi się surrealistyczna – zauważył Fabian. W tym momencie znowu rozległ się dzwonek do drzwi. Danilla pobiegła otworzyć, z ulgą przerywając tę konwersację. Nikt jej nigdy nie zawstydził tak, jak jej własna rodzina. – Co ten Masato sobie o nas pomyśli?

– Danilla, kochanie, sto lat! – Wszyscy usłyszeli teraz głos Inez, która ściskała swoją najlepszą przyjaciółkę.

– Wszystkiego najlepszego, Danillo – Adrián też się dołączył do życzeń.

– Dziękuję wam, wejdźcie, już tylko na was czekamy – stwierdziła jubilatka. Inez i Adrian weszli, przywitali się z rodziną Danilli i z zaskoczeniem zauważyli Masato:

– To on tu jest? – zdziwiła się Inez.

– A mogłabym go nie zaprosić? – zdziwiła się Danilla. – A poza tym nie grab sobie już bardziej, Ina. Mamy do pogadania...

– O co ci chodzi?

– O żonę Savia – odparła Danilla ze złością w głosie.

– Ups...

– No właśnie. Jeszcze ci się dostanie za to opiernicz.

– Czy ktoś mógłby mi wyjaśnić o co w tym wszystkim chodzi? – spytała w końcu matka Danilli.

– Długo by opowiadać, mamo... – westchnęła. – Grunt, że jesteście już wszyscy. Jedzcie, bo chciałabym podać tort. – Danilla wskazała na stół, gdzie stały mięso, ryż, sałatka z surimi i pieczywo. Udało jej się zwrócić uwagę gości w stronę pysznego jedzenia, które przygotowała razem z Masato. Wszystkim smakowało. Szczególnie Inez, która objadała się sałatką z surimi.

– Jest taka pyszna... Chyba zatrudnię cię jako kucharza – zwróciła się do Masato.

– Chcesz zatrudnić geniusza biochemii jako kucharza? – Danilla się roześmiała. – Tylko kobieta w ciąży może wymyślić coś tak głupiego.

– Inez spodziewa się dziecka? – ożywiła się matka Danilli.

– Tak, pani Estevez – potwierdził Adrián. – Moja żona jest w ciąży.

– Gratuluję wam. A wy, moje dzieci? – zwróciła się do Danilli i swoich synów. – Kiedy ja zostanę babcią?

– Przecież ty wcale nie chcesz być babcią, mamo – zauważył Fabian, czym zasłużył sobie na poklask pozostałej dwójki rodzeństwa.

– Ja zostałam matką trzydzieści lat temu – zauważyła Juana Estevez.

– I zawsze musisz mi to wypominać w moje urodziny? – zdenerwowała się Danilla.

– Dziecko... Czy ja ci coś wypominam? To był drugi najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Zaraz po ślubie z waszym ojcem. Narodziny pierwszego dziecka to magiczny dzień. I dlatego zawsze go razem z tobą świętuję – wyjaśniła.

– Dziękuję, mamo – Danilla ze łzami w oczach przytuliła się do matki. Znowu poczuła się jak w domu. Miała przy sobie wszystkie najważniejsze dla siebie osoby. Rodziców, braci i przyjaciół. Kiedy zjedli kolację, Danilla przyniosła tort. Wyświetliła na nim hologram z trzydziestoma świeczkami, które zdmuchnęła za pierwszym razem.

– Sto lat, Danillo! – krzyknęli wtedy wszyscy goście i zaczęli do niej podchodzić po kolei z prezentami.

– Dziękuję wam – powiedziała po prostu, próbując opanować wzruszenie. Spędzili jeszcze razem przynajmniej dwie godziny. Koło dwudziestej pierwszej goście zaczęli się rozchodzić do domów. Inez pożegnała się ostatnia:

– Uważaj na siebie, Dani – powiedziała, bo Danilla zdążyła już opowiedzieć jej o historii z Ernestem.

– Uważam, Ina. I ty też bądź ostrożna. A przede wszystkim nie opowiadaj bzdur żonie mojego kumpla – dodała.

– Wiem, wiem... muszę ją przeprosić – stwierdziła przyjaciółka, wychodząc.

– Dani... W życiu nie uczestniczyłem w tak emocjonalnym i surrealistycznym przyjęciu urodzinowym – zauważył Masato, kiedy Danilla zamknęła drzwi za ostatnim gościem. – Masz wspaniałą rodzinę, bardzo cię kochają... i uroczych przyjaciół. Cieszę się, że mogłem dziś poznać cię lepiej – dodał.

– Jak to, „lepiej"? – zdziwiła się.

– Podobno człowiek jest tak naprawdę sobą tylko w domu i w otoczeniu rodziny – stwierdził. – Ja dowiedziałem się dziś o tobie tyle, że czuję się, jakbym dopiero teraz cię poznał.

– I?

– I to jest super. Jesteś taka barwna i pełna życia... I taka emocjonalna. Zupełnie inna niż ja, niż większość Japończyków. Fascynujesz mnie.

– Przestań, bo się zawstydzę – odparła Danilla. – To brzmi, jakbym była jakimś niebieskim ptakiem. A ja jestem normalną kobietą – stwierdziła.

– Może i normalną, ale na pewno nie przeciętną – uznał Masato. – I z pewnością nie japońską – zażartował sobie.

– Nie zaprzeczę. – Danilla też uznała, że to zabawne. – Masz może ochotę na resztę wina? – zmieniła wtedy temat. – W butelce zostało akurat tyle, ile wystarczy na dwie lampki.

– Jasne. – Danilla podała mu butelkę, a on nalał resztę wina sobie i jej. Stuknęli się lampkami, które wydały charakterystyczny dźwięk. – Twoje zdrowie, Dani – powiedział.

– Dziękuję. – Masato spojrzał na nią. Ona mimowolnie skupiła wzrok na jego czarnych oczach. Jak on to robił, że kiedy się uśmiechał, jego oczy śmiały się razem z nim?

– Siadaj ze mną na kanapie – zaproponowała. – Naprawdę się cieszę, że przyjechałeś do Chile – powiedziała, kiedy już usiedli. – Od tygodnia znowu czuję, że żyję. Przez te ostatnie lata nie wiedziałam czego mi brakowało. A brakowało mi ciebie. I to już od kiedy wyjechałam z Francji...

– A jak myślisz, czemu tu przyjechałem? – spytał.

– Dla posady wykładowcy na Universidad de Oresta – odparła z szelmowskim uśmiechem.

– To tylko pretekst. Ja, w przeciwieństwie do ciebie, doskonale wiedziałem czego mi brakowało. A właściwie, kogo. Wiedziałem to już, kiedy żegnaliśmy się na lotnisku Charles de Gaulle w Paryżu...

– Myślisz, wierzysz, każdy ma na tym świecie kogoś stworzonego dla ciebie i tylko musi go spotkać?

– Nie myślę ani nie wierzę. Ja to wiem – stwierdził. – I nawet wiem, kto to, dlatego przyjechałem do Chile – to mówiąc popatrzył jej prosto w oczy.




Kończę paskudnym cliffhangerem, wiem ;-)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro