III.3.
Danilla ubrała się w krótką dopasowaną sukienkę. Czarną. Założyła do niej tylko biały ozdobny pasek i naszyjnik ze sztucznych pereł. Mokre włosy rozpuściła, żeby wyschły i nabrały naturalnego skrętu. Obejrzała się jeszcze w lustrze i zadowolona z efektu wyszła ze swojego pokoju. Masato nie było na korytarzu ani w salonie. Poszła więc sprawdzić w kuchni.
– Ja biały, a ty czarna? – zażartował sobie z ich strojów.
– Mówiłam ci, że trzydziestka to nie powód do świętowania. A więc schowałeś się w kuchni...
– Schowałem się? – zdziwił się. – Nie, szukałem tylko czegoś do przegryzienia. Umieram z głodu – przyznał.
– Och... Nie jedliśmy dziś obiadu – zauważyła dopiero Danilla. – Przepraszam. Gdybym nie zasnęła...
– Nie, nic się nie stało...
– Stało się, stało. Głodzę cię – westchnęła. – Na co masz ochotę?
– Ja bym spróbował tej twojej pieczeni.
– Okej, już ci ukroję.
– Twoi rodzice się nie pogniewają?
– Mam ich w nosie – odparła. Wyjęła pieczeń z piekarnika, ukroiła trzy plastry i położyła je na talerzu. Potem wyjęła dwa talerzyki – Częstuj się. – Masato wziął sobie od razu dwa kawałki mięsa. I wciągnął je w ekspresowym tempie.
– Mmmmm.... Ale dobre – oblizał się.
– Musiałeś być bardzo głodny, skoro nie zaczekałeś nawet na chlebek – zaśmiała się, wyciągając z chlebaka bułki. Jedną podała przyjacielowi, a drugą przekroiła i wrzuciła w nią sobie kawałek mięsa.
– Jak wilk – przyznał. – A ty rzeczywiście robisz pyszną pieczeń. Gdzie się tego nauczyłaś?
– Jak to gdzie? – zdziwiła się. – Przecież we Francji. To klasyczna pieczeń w czerwonym winie.
– Nie będę już zadawał głupich pytań – stwierdził. Zjedli i dopiero po chwili znowu spojrzeli na siebie. – Też byłaś głodna – zauważył.
– No to kolację mamy z głowy – zaśmiała się Danilla. – Wiesz co? Nigdy w życiu nie spędziłam dnia urodzin tak spontanicznie i bez żadnego planu... I nigdy nie czułam się taka szczęśliwa z tego powodu, że nic z moich planów nie wyszło.
– Dzień się jeszcze nie skończył – zauważył Masato. I jakby na komendę w tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi.
– Pójdę otworzyć – stwierdziła Danilla.
– Tylko najpierw sprawdź, kto to.
– Danillo, witaj moja droga – usłyszał głos z przedpokoju i już wiedział, kto. – Kochanie, wyglądasz ślicznie. – Rodzice Danilli.
– Siostra... – to był głos brata.
– Cześć, starsza... – głos drugiego brata.
– Fabian i Sebastian – usłyszał również głos Danilli. Ciągle stał w kuchni i bał się stamtąd wyjść. – Wchodźcie wszyscy i siadajcie do stołu. Zaczęliśmy już jeść bez was – dodała.
– Zaczęliście? – zdziwiła się jej matka.
– Tak – odparła Danilla, kierując się do kuchni. – Pomożesz mi? – zwróciła się do Masato.
– Oczywiście. Co mam wziąć?
– Kosz z pieczywem i twoją cudowną sałatkę – odparła. – I nie stresuj się – położyła mu rękę na ramieniu i spojrzała w oczy. Uśmiechnął się, bo momentalnie zeszło z niego napięcie.
– Dobrze. – Danilla pokroiła do końca pieczeń i razem poszli do salonu.
– Mamo, tato, braciszkowie... Przedstawiam wam Masato – powiedziała, wskazując głową na swojego przyjaciela.
– To TEN Masato? – spytał Fabian.
– Tak, Fabi. Ten sam.
– A on nie powinien być w Japonii?
– Od tygodnia mieszkam w Chile – wyjaśnił Masato. – I pracuję na uniwersytecie w Oresta. – odczekał chwilę, żeby rodzina Danilli przetrawiła tę informację.
– Ktoś mi wyjaśni o co tu chodzi? – spytała zdezorientowana matka Danilli. – Kim jest ten człowiek? Spodziewałam się tu kogoś innego... - wygadała się.
– Kogo, mamo? – spytała Danilla.
– Ernesta.
– Mamo... – Danilla zbladła. – To ty dałaś mu mój adres?
– Tak bardzo prosił...
– Mamo! On mnie o mało dziś nie zabił! – krzyknęła Danilla. – Jak mogłaś być taka bezmyślna?!
– Co takiego? – matka Danilli się przeraziła.
– Wpadł do mnie koło południa. Z nożem. Gdyby nie Masato, nie wiem jak to by się skończyło... – w oczach Danilli pojawiły się łzy.
– Coś ty narobiła? – zdenerwował się na żonę ojciec Danilli. Jej mama też się wtedy rozpłakała.
– Przepraszam, córeczko. Ja tylko chciałam, żebyś była szczęśliwa.
– A nie wpadłaś na to, że z jakiegoś powodu bez niego jestem bardziej?
– Mama jest mało spostrzegawcza – podsumował rodzicielkę Sebastian. – I nie wiedziała, że najlepszy przyjaciel wszechczasów naszej Danilli, to jej kolega ze studiów we Francji, chodzący ideał, Masato Yahiro. A teraz on jest w Chile. – Sebastian spojrzał na Masato, a ten zrobił się czerwony na twarzy.
– Najlepszy przyjaciel wszechczasów? – spytał, patrząc na Danillę. Ona też się zarumieniła ze wstydu.
– No przecież musiałeś o tym wiedzieć – odparła. – Jak mogłabym nie mówić nic o tobie mojej rodzinie?
– Nie, nie musiałem wiedzieć. Nigdy mi nie powiedziałaś, że tak mnie postrzegasz – odparł, nie umiejąc ukryć zaskoczenia.
– Ta sytuacja robi się surrealistyczna – zauważył Fabian. W tym momencie znowu rozległ się dzwonek do drzwi. Danilla pobiegła otworzyć, z ulgą przerywając tę konwersację. Nikt jej nigdy nie zawstydził tak, jak jej własna rodzina. – Co ten Masato sobie o nas pomyśli?
– Danilla, kochanie, sto lat! – Wszyscy usłyszeli teraz głos Inez, która ściskała swoją najlepszą przyjaciółkę.
– Wszystkiego najlepszego, Danillo – Adrián też się dołączył do życzeń.
– Dziękuję wam, wejdźcie, już tylko na was czekamy – stwierdziła jubilatka. Inez i Adrian weszli, przywitali się z rodziną Danilli i z zaskoczeniem zauważyli Masato:
– To on tu jest? – zdziwiła się Inez.
– A mogłabym go nie zaprosić? – zdziwiła się Danilla. – A poza tym nie grab sobie już bardziej, Ina. Mamy do pogadania...
– O co ci chodzi?
– O żonę Savia – odparła Danilla ze złością w głosie.
– Ups...
– No właśnie. Jeszcze ci się dostanie za to opiernicz.
– Czy ktoś mógłby mi wyjaśnić o co w tym wszystkim chodzi? – spytała w końcu matka Danilli.
– Długo by opowiadać, mamo... – westchnęła. – Grunt, że jesteście już wszyscy. Jedzcie, bo chciałabym podać tort. – Danilla wskazała na stół, gdzie stały mięso, ryż, sałatka z surimi i pieczywo. Udało jej się zwrócić uwagę gości w stronę pysznego jedzenia, które przygotowała razem z Masato. Wszystkim smakowało. Szczególnie Inez, która objadała się sałatką z surimi.
– Jest taka pyszna... Chyba zatrudnię cię jako kucharza – zwróciła się do Masato.
– Chcesz zatrudnić geniusza biochemii jako kucharza? – Danilla się roześmiała. – Tylko kobieta w ciąży może wymyślić coś tak głupiego.
– Inez spodziewa się dziecka? – ożywiła się matka Danilli.
– Tak, pani Estevez – potwierdził Adrián. – Moja żona jest w ciąży.
– Gratuluję wam. A wy, moje dzieci? – zwróciła się do Danilli i swoich synów. – Kiedy ja zostanę babcią?
– Przecież ty wcale nie chcesz być babcią, mamo – zauważył Fabian, czym zasłużył sobie na poklask pozostałej dwójki rodzeństwa.
– Ja zostałam matką trzydzieści lat temu – zauważyła Juana Estevez.
– I zawsze musisz mi to wypominać w moje urodziny? – zdenerwowała się Danilla.
– Dziecko... Czy ja ci coś wypominam? To był drugi najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Zaraz po ślubie z waszym ojcem. Narodziny pierwszego dziecka to magiczny dzień. I dlatego zawsze go razem z tobą świętuję – wyjaśniła.
– Dziękuję, mamo – Danilla ze łzami w oczach przytuliła się do matki. Znowu poczuła się jak w domu. Miała przy sobie wszystkie najważniejsze dla siebie osoby. Rodziców, braci i przyjaciół. Kiedy zjedli kolację, Danilla przyniosła tort. Wyświetliła na nim hologram z trzydziestoma świeczkami, które zdmuchnęła za pierwszym razem.
– Sto lat, Danillo! – krzyknęli wtedy wszyscy goście i zaczęli do niej podchodzić po kolei z prezentami.
– Dziękuję wam – powiedziała po prostu, próbując opanować wzruszenie. Spędzili jeszcze razem przynajmniej dwie godziny. Koło dwudziestej pierwszej goście zaczęli się rozchodzić do domów. Inez pożegnała się ostatnia:
– Uważaj na siebie, Dani – powiedziała, bo Danilla zdążyła już opowiedzieć jej o historii z Ernestem.
– Uważam, Ina. I ty też bądź ostrożna. A przede wszystkim nie opowiadaj bzdur żonie mojego kumpla – dodała.
– Wiem, wiem... muszę ją przeprosić – stwierdziła przyjaciółka, wychodząc.
– Dani... W życiu nie uczestniczyłem w tak emocjonalnym i surrealistycznym przyjęciu urodzinowym – zauważył Masato, kiedy Danilla zamknęła drzwi za ostatnim gościem. – Masz wspaniałą rodzinę, bardzo cię kochają... i uroczych przyjaciół. Cieszę się, że mogłem dziś poznać cię lepiej – dodał.
– Jak to, „lepiej"? – zdziwiła się.
– Podobno człowiek jest tak naprawdę sobą tylko w domu i w otoczeniu rodziny – stwierdził. – Ja dowiedziałem się dziś o tobie tyle, że czuję się, jakbym dopiero teraz cię poznał.
– I?
– I to jest super. Jesteś taka barwna i pełna życia... I taka emocjonalna. Zupełnie inna niż ja, niż większość Japończyków. Fascynujesz mnie.
– Przestań, bo się zawstydzę – odparła Danilla. – To brzmi, jakbym była jakimś niebieskim ptakiem. A ja jestem normalną kobietą – stwierdziła.
– Może i normalną, ale na pewno nie przeciętną – uznał Masato. – I z pewnością nie japońską – zażartował sobie.
– Nie zaprzeczę. – Danilla też uznała, że to zabawne. – Masz może ochotę na resztę wina? – zmieniła wtedy temat. – W butelce zostało akurat tyle, ile wystarczy na dwie lampki.
– Jasne. – Danilla podała mu butelkę, a on nalał resztę wina sobie i jej. Stuknęli się lampkami, które wydały charakterystyczny dźwięk. – Twoje zdrowie, Dani – powiedział.
– Dziękuję. – Masato spojrzał na nią. Ona mimowolnie skupiła wzrok na jego czarnych oczach. Jak on to robił, że kiedy się uśmiechał, jego oczy śmiały się razem z nim?
– Siadaj ze mną na kanapie – zaproponowała. – Naprawdę się cieszę, że przyjechałeś do Chile – powiedziała, kiedy już usiedli. – Od tygodnia znowu czuję, że żyję. Przez te ostatnie lata nie wiedziałam czego mi brakowało. A brakowało mi ciebie. I to już od kiedy wyjechałam z Francji...
– A jak myślisz, czemu tu przyjechałem? – spytał.
– Dla posady wykładowcy na Universidad de Oresta – odparła z szelmowskim uśmiechem.
– To tylko pretekst. Ja, w przeciwieństwie do ciebie, doskonale wiedziałem czego mi brakowało. A właściwie, kogo. Wiedziałem to już, kiedy żegnaliśmy się na lotnisku Charles de Gaulle w Paryżu...
– Myślisz, wierzysz, każdy ma na tym świecie kogoś stworzonego dla ciebie i tylko musi go spotkać?
– Nie myślę ani nie wierzę. Ja to wiem – stwierdził. – I nawet wiem, kto to, dlatego przyjechałem do Chile – to mówiąc popatrzył jej prosto w oczy.
Kończę paskudnym cliffhangerem, wiem ;-)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro