II.7.
Masato odprowadził Danillę na stację metra.
– Dani...
– Tak?
– Nic takiego – zrezygnował. – Życzę ci dobrej nocy i mam nadzieję, że do zobaczenia wkrótce.
– Dobranoc, Masato – odpowiedziała i pocałowała go w policzek na pożegnanie, ale potem zeszła po schodach stacji metra. Potem wsiadła w pociąg i pojechała do domu. Masato tymczasem wracał na piechotę do hotelu, rozmyślając o tym, co by było, gdyby był bardziej odważny...
Następnego dnia rano Danilla jak zwykle pojechała do pracy, rozmyślając po drodze o tym, co powinna odpowiedzieć nazajutrz redaktorowi naczelnemu. Lubiła swoją pracę redaktora działu naukowego, ale była ciekawa co przyniosłoby jej i czasopismu stanowisko w nowym dziale kreatywnym. Tymczasem jednak dała się pochłonąć obowiązkom, kiedy tylko przekroczyła próg redakcji. Nie zauważyła nawet, że przyszło południe i redakcja opustoszała. Wszyscy wyszli na obiad i została sama. Nie była głodna, więc znowu zaczęła rozmyślać.
- Jak mogłabym pomóc „Enfoque" w odzyskaniu należnego miejsca w sercach czytelników? - Nie umiała sobie wprost odpowiedzieć czy podoła temu wyzwaniu. Poczuła, że musi z kimś porozmawiać i tym kimś był... Masato. Tylko jego bystry i otwarty umysł mógł pomóc jej w rozważeniu wszystkich „za" i „przeciw". Nie chciała mu przeszkadzać w pracy, więc postanowiła, że nie będzie go wyciągać z laboratorium na przerwę obiadową. Zresztą i tak było już za późno. Liczyła jednak na to, że ten pracuś nauczy się robić sobie (i studentom) południową sjestę.
Postanowiła, że zapyta go o to przy najbliższej okazji. No właśnie... Kiedy się z nim spotkać i jak to zrobić, żeby nie pomyślał, że mu się narzuca ze swoimi problemami? Jej rozmyślania przerwał dzwonek telefonu. Nie było zaskoczenia. To był on.
– Halo?
– Dani, wyszłaś na przerwę obiadową? – spytał.
– Nie, zostałam w redakcji, bo miałam dużo pracy – odparła, niezupełnie zgodnie z prawdą.
– Hihi, to tak jak ja – zaśmiał się Masato – ale za to wypuściłem studentów na przerwę, tak jak ci obiecałem – dodał.
– To miło z twojej strony – zauważyła. – Aklimatyzujesz się...
– Nie chcę być tyranem. Ale nie o tym chciałem z tobą rozmawiać – zreflektował się. – Mogę w końcu ja zaprosić cię na kolację? – spytał.
– Masato... – Danilla zawahała się, nie chcąc urazić przyjaciela odmową, ale uznała, że najlepiej, jeśli będzie szczera: – Ja nie mam ochoty dziś nigdzie dziś wychodzić. Chciałabym w końcu spędzić wieczór w domu. Za dużo się ostatnio dzieje...
– Liczyłem, że opowiesz mi, co wyszło u ciebie w pracy. I chciałbym cię zobaczyć – poprosił.
– Rzeczywiście! – przypomniała sobie Danilla. – Tak się wczoraj zgadaliśmy w restauracji, że zapomniałam ci powiedzieć o tym, co się stało u mnie w pracy.
– No właśnie! Coś się wyjaśniło?
– Jeszcze jak – zaśmiała się.
– Śmiejesz się? – zdziwił się.
– Tak. Stary Fortunato sam się wkopał. Zaatakował naszą redakcyjną koleżankę, a potem zwyzywał ją i mnie na oczach całej załogi. Naczelny nie miał wyboru i go zwolnił. A właściwie wysłał go na emeryturę. I tak zbytek łaski dla takiego typa...
– Czyli nikt cię już nie szantażuje i możesz pracować jak do tej pory? – spytał Masato upewniając się czy dobrze rozumie.
– Tak, mogę, ale naczelny liczy na to, że pójdę na jego propozycję... Wiesz co? – namyśliła się po chwili. – Rzeczywiście, nie chcę o tym rozmawiać przez telefon. A może ty przyjdziesz do mnie na kolację? – zaproponowała.
– Bardzo chętnie, ale to ja chciałem zaprosić dziś ciebie... – marudził jej przyjaciel.
– No to mamy pat – westchnęła. – Chyba, że przygotujesz coś u mnie – zaśmiała się nagle, ciesząc się z własnej pomysłowości.
– Zgoda – Masato nieoczekiwanie zgodził się bez zastanowienia na tę propozycję. – A na co masz ochotę?
– A jak myślisz? – spytała ze śmiechem.
– Sałatka z surimi. Nie musiałem pytać, masz rację – odparł rozbawiony.
– Nie musiałeś... Co mam kupić?
– Nic. Czekaj na mnie w domu, zrobię zakupy i przyjadę po pracy.
– Nie umrę z głodu do tej pory? – spytała prześmiewczym tonem.
– Nie martw się, wyjdę wcześniej, żeby zdążyć.
– Laboratorium nie zawali się bez ciebie? – znów zaśmiała się Danilla.
– Nie, bo pracuję w czasie waszej sjesty – odparł poważnie. – Dziś jestem do przodu z czasem.
– Dobrze, w takim razie jesteśmy umówieni. Do zobaczenia wieczorem.
Danilla rozłączyła się i wróciła do pracy. Chciała dziś wcześniej skończyć, żeby wrócić do domu zanim przyjdzie jej przyjaciel. Złapała się nawet na myśli, że zastanawia się nad ubraniem bordowej sukienki, która tak mu się spodobała. To stanowczo wykraczało poza przyjacielską kolację...
Wyszła z pracy już po piętnastej, spiesząc się na pociąg. W domu była pół godziny później. Nakarmiła kota, szybko weszła pod prysznic i dopiero tam uświadomiła sobie, że zostawiła w biurze telefon. – Jesteś dziś mistrzynią roztargnienia, Danillo – westchnęła, zastanawiając się czy będzie w stanie przeżyć do jutra bez telefonu. Wychodząc spod prysznica doszła do wniosku, że ubierze się normalnie i że telefon nie będzie jej już dziś potrzebny. Usiadła na kanapie, a Ramón wskoczył jej na kolana.
– Dawno już nie wracałam tak wcześnie z pracy, co kotku? – spytała mruczącego futrzaka. Ramón nie zaszczycił jej odpowiedzią, ale mruczał z tą samą intensywnością co przed jej pytaniem. Uznała, że nie ma sensu gadać z kotem. Niedługo usłyszała dzwonek do drzwi. To był Masato:
– Obiecałem, że będę wcześniej, żebyś nie umarła z głodu – zażartował sobie od wejścia. Było tuż po siedemnastej. Niewyobrażalne.
– Rzeczywiście, przyłożyłeś się – odparła, całując go w policzek na przywitanie.
– Odstaw to, proszę, do kuchni – powiedział wtedy, podając jej torby z zakupami – bo ja muszę umyć ręce.
– Jasne – odparła, biorąc torby. Masato wiedział już, gdzie jest łazienka, więc poradził sobie szybko i dołączył do niej w kuchni.
– A teraz siadasz w kuchni albo w salonie, a ja przygotuję kolację - uprzedził ją. W tym momencie rozległ się następny dzwonek do drzwi. – Spodziewasz się jeszcze kogoś? – spytał.
– O cholera! – obudziła się Danilla. – Zapomniałam o Inez!
– Jak to „zapomniałaś"?
– Byłam z nią umówiona, zanim umówiłam się z tobą – wyjaśniła w pośpiechu, biegnąc do drzwi.
Rzeczywiście po drugiej stronie stała przestraszona Inez, której wyraz twarzy szybko zmienił się we wściekły, gdy tylko zobaczyła, że Danilla jest cała i zdrowa.
– Jak mogłaś o mnie zapomnieć? – wyrzuciła jej przyjaciółka, wparowując do jej przedpokoju jak burza. Za nią posłusznie wszedł jej mąż. – I czemu do cholery nie odbierasz telefonu?! – krzyknęła.
W tym momencie z kuchni wyjrzał Masato i spojrzał zaniepokojony na dantejską scenę rozgrywającą się między Danillą a jej najlepszą przyjaciółką.
– Przepraszam, Ina. Zupełnie zapomniałam... A telefon zostawiłam w pracy.
– I widzę, że powód twojego roztargnienia stoi tu – wskazała na Masato, który nie mówił jeszcze po hiszpańsku tak biegle, żeby zrozumieć wściekłe krzyki Inez, ale zrozumiał, że jego się obwinia o tę sytuację. Postanowił wziąć więc winę na siebie:
– Cześć, Inez. Masz rację, to moja wina. Zadzwoniłem dziś do Danilli w południe, bo chciałem odwdzięczyć jej się za gościnność zaproszeniem na kolację. Do tej pory to ona mnie zapraszała, pokazując mi wasze urocze restauracje... – wyjaśnił. – To pewnie przeze mnie zapomniała o spotkaniu z tobą...
– Nie mam wątpliwości, że przez ciebie – wysyczała Inez, ale widząc skruszoną minę Masato i smutne oczy Danilli, kiedy tylko mąż złapał ją za rękę, odpuściła sobie złośliwości. – Nie, w sumie nic takiego się nie stało. Normalnie po prostu bym ją opieprzyła przez telefon i już... Problem w tym, że nie odbierała telefonu i naprawdę się zmartwiłam – wyjaśniła poruszona.
– Naprawdę mi przykro, Ina – westchnęła Danilla. – To oczywiście wszystko moja wina, a nie Masato. Strasznie jestem w tym tygodniu roztargniona. Za dużo nowych spraw i problemów w pracy, chyba nie ogarniam – dodała. – Ale skoro już jesteście, zostańcie na kolacji. Znając Masato, pewnie kupił tyle jedzenia, że starczy dla wszystkich.
– Danilla ma rację. Właśnie robię sałatkę z surimi. Zostańcie – Masato dołączył się do prośby przyjaciółki.
– Dobrze – zgodziła się Inez za siebie i męża. – Za ostro zareagowałam. Ja też się ostatnio dziwnie zachowuję – zauważyła.
– Jesteś kochana, jak zwykle – odparła jej Danilla i uścisnęły się serdecznie. Tymczasem Masato ulotnił się do kuchni, żeby dokończyć przygotowanie kolacji, a mąż Inez taktownie milczał, przyglądając się scenie pogodzenia się przyjaciółek. W końcu Inez przypomniała sobie o nim:
– Kochanie, usiądź sobie na kanapie w salonie – poprosiła. – Nie stój tak na środku korytarza.
– Jasne – odpowiedział Adrián, kierując się do salonu. Inez za chwilę dołączyła do niego, a Danilla dyskretnie ulotniła się, żeby sprawdzić czy nie trzeba pomóc Masato w kuchni.
– Jak idzie? – spytała.
– Prawie gotowe – odpowiedział jej przyjaciel. – Sałatkę się szybko robi.
– Mogę jakoś pomóc?
– Miałaś dziś nie pomagać...
– Ale mamy wyjątkową sytuację, gości na kolacji – zaśmiała się Danilla.
– Dobrze, nakryj do stołu, Dani.
– Zbytek łaski – żachnęła się Danilla, biorąc z szafki kuchennej talerze i sztućce. Kiedy weszła do salonu, Inez i Adrián całowali się na kanapie.
– Kocham cię – wymruczała Inez mężowi do ucha.
– Zachowujecie się jak para nastolatków na prywatce – powiedziała Danilla, przerywając im tę chwilę czułości. Inez aż podskoczyła.
– Dani, a co z tobą? – zdziwiła się.
– To ja pytam, co z wami?
– Tak ciężko to zrozumieć? Kochamy się.
– Jesteście pięć lat po ślubie – zaśmiała się Danilla.
– Tak. I będziemy mieli dziecko – odparła Inez. Teraz to Adrián o mało nie podskoczył.
– Naprawdę? Kiedy zamierzałaś mi o tym powiedzieć?
– Dziś się dowiedziałam. Wróciłam od lekarza i miałam ci powiedzieć, kiedy okazało się, że nie ma kontaktu z Danillą... Musiałam się najpierw dowiedzieć co u niej.
– Kochanie... I ty się tak denerwowałaś? A jak to zaszkodzi naszemu dziecku?
– To szósty tydzień ciąży, ciężko mu zaszkodzić – zaśmiała się Inez. Danilla stała z boku i przyglądała się tej abstrakcyjnej wymianie zdań między przyjaciółką a jej mężem, która odbywała się na jej kanapie. W pewnym momencie odłożyła talerze i sztućce na stół i podbiegła do Inez. Uścisnęła ją z całej siły:
– Kochana, to... niesamowite. Gratuluję - wyksztusiła z siebie.
– Dziękuję – odparła Inez. – Sama się jeszcze oswajam z tą myślą, ale bardzo się cieszę. A tymczasem jestem głodna jak wilk – dodała. – Kiedy ta kolacja?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro