II.5.
Danilla zareagowała na obelgę szybciej niż Fortunato mógł się spodziewać.
– Sam jest pan żenujący – stwierdziła i pobiegła prosto do biura redaktora naczelnego.
– Szefie, proszę tu wyjść – poprosiła. Imar Caballero wstał z trudem od biurka i spytał:
– Co się dzieje, Estevez?
– Tak się składa, że pan Fortunato molestuje pracownice i obraża koleżanki dziennikarki – odparła Danilla.
– Słucham? – zdziwił się naczelny.
– Dobrze pan słyszał. Mamy na to świadków – dodała.
– Co tu się dzieje? – spytał Caballero wkurzony, wchodząc do głównego biura redakcji, gdzie pracowali dziennikarze.
– Szefie, chciałabym zgłosić przypadek seksistowskiego molestowania i agresji ze strony dziennikarza Estebana Fortunato – powtórzyła Danilla głośno, przy wszystkich kolegach i koleżankach.
– Zgadza się, panie redaktorze – dodała Alisa. – Pan Fortunato klepnął mnie w tyłek, a potem wyzwał mnie i redaktor Estevez – potwierdziła.
– A pani dała mi w twarz – odparł Fortunato niewzruszony.
– To był odruch w obronie własnej – uznała Alisa. Danilla ją wsparła.
Imar Caballero przyglądał się tej wymianie zdań przez chwilę, a potem podrapał się po głowie i w końcu odpowiedział:
– Panie Fortunato, proszę do mojego gabinetu. A panie proszę o pozostanie w pracy do czasu wyjaśnienia tej sprawy. – I wrócił do swojego biura. Fortunato po chwili poszedł za nim.
– Iiiiii... wow, dziewczyny, ale akcja – pisnęła Pilar Santander, kiedy drzwi zamknęły się za starym dziennikarzem.
– Nadal nie wierzę w to, że ten stary cap mnie klepnął – stwierdziła Alisa, otrząsając się z obrzydzeniem.
– Ja też nie – uznał Miklos Alerhun, dziennikarz pochodzący z Węgier.
– A ja się tego spodziewałam. Ten facet jest niespełna rozumu – podsumowała Estebana Fortunato Milagros Saltito, najstarsza dziennikarka w redakcji.
– Takie rzeczy nie powinny mieć miejsca pod koniec XXI wieku – stwierdziła Danilla.
– Jeszcze długo będą się trafiać tacy troglodyci – uznała Marisa García, działaczka feministyczna i pro-choice, pisząca w rubryce socjologicznej. Pozostali dziennikarze taktownie milczeli. Może nie mieli nic do powiedzenia, a może... wstydzili się przyznać do swoich poglądów. Marisa wstała i już miała wygłosić jakąś płomienną mowę, gdy z gabinetu naczelnego wyszedł Fortunato, a redaktor zaprosił do siebie Danillę i Alisę. Poszły więc do niego.
– Słucham, szefie – pierwsza odezwała się Danilla. Alisa nie miała tyle śmiałości do redaktora naczelnego.
– Nie wiedziałem, że Esteban jest takim idiotą. Przepraszam was obie w jego imieniu. Szczególnie ciebie, Aliso – zwrócił się do młodszej dziennikarki. – Oczywiście wyciągnę wobec niego konsekwencje służbowe. Aliso, zamierzasz zgłosić go na policję? – spytał.
– Nie wiem, panie redaktorze. Chyba powinnam.
– A jeśli cię poproszę, żebyś tego nie robiła? – spytał. – Nie chciałbym zaszkodzić opinii pisma. Wyobrażacie sobie ten skandal?
– Ale szefie... - zaprotestowała Danilla.
– Pan redaktor ma rację, Danillo – wtrąciła się Alisa. – Nie będę tego zgłaszać. Ale jeśli to się powtórzy, to będę musiała.
– Nie powtórzy się, Aliso, zapewniam cię – odparł naczelny. – Dziękuję ci za wsparcie.
– Nie ma sprawy, panie redaktorze – odparła Alisa. – Mogę już iść?
– Tak, dziękuję ci. I jeszcze raz przepraszam. A ty, Danillo, zostań.
Alisa wyszła, a Danilla została w gabinecie naczelnego.
– Musimy porozmawiać. Wiem, że dałem ci czas do piątku, ale jak widzisz, sytuacja się komplikuje z dnia na dzień...
– Szefie... co będzie z Fortunato?
– Kazałem mu złożyć wypowiedzenie. Ma już uprawnienia emerytalne. Nie zrobię mu krzywdy. Ale, do cholery, nie pozwolę też, żeby niszczył atmosferę w pracy i reputację naszej redakcji! – Caballero wyglądał naprawdę na wzburzonego.
– To dobrze i źle – uznała Danilla. – Szkoda, bo jest dobrym dziennikarzem, ale... ma pan rację. Bardzo psuje atmosferę. Zwłaszcza od kiedy zostałam redaktorką działu.
– A co z moją propozycją?
– Proszę pozwolić mi się zastanowić do piątku – poprosiła Danilla. – Do tej pory rozważałam to tylko w kwestii poddania się woli Fortunato lub walki z nim. Teraz perspektywa się zmienia.
– Dobrze. W takim razie zostawiam tę sprawę do piątku – zgodził się naczelny. Danilla wyszła od szefa i poszła do swojego biura. – I co ja teraz mam zrobić? – zaczęła się zastanawiać. Wtedy przyszło jej na myśl, że musi o tym z kimś porozmawiać. W pierwszym odruchu zadzwoniła do Inez:
– Co jest, Dani? Nie jesteś w pracy? – zdziwiła się jej przyjaciółka.
– Jestem – odparła Danilla. – Po prostu muszę pogadać...
– Okej, słucham cię – przyjaciółka zawsze była gotowa do pomocy.
– Pamiętasz sprawę z Fortunato? – spytała Danilla, licząc na zdolność Inez do kojarzenia faktów.
– Jasne, podstarzały frustrat, tak?
– Dziś przegiął pałę i naczelny go zwalnia.
– To chyba dobrze? – spytała Inez.
– Dla mnie dobrze, tylko wiesz... żal mi, że z niektórymi ludźmi nie można po prostu dojść do porozumienia. To dobry dziennikarz, ale straszny szowinista i wybitnie mnie nie lubi.
– Martwisz się o niego? Co z tobą, Dani? Przecież gościu kopał pod tobą dołki od dawna i bardzo chciał cię wygryźć! Za dobra jesteś na takie słabości.
– Może masz rację...
– Ty mi tu nie wzdychaj, tylko bierz dupę w troki i wpadnij do mnie po pracy – zaproponowała Inez.
– Dziś nie mogę. Spotykam się z Masato.
– Znowu? – zdziwiła się Inez, a Danilla pomyślała co powiedziałaby jej przyjaciółka, gdyby dowiedziała się, że spotyka się z przyjacielem codziennie, a tego dnia zjadła już z nim obiad...
– Ina, nie widzieliśmy się pięć lat. Mamy dużo do nadrobienia...
– Jasne, jasne – żachnęła się przyjaciółka. – Więc jutro?
– Okej, jutro po pracy będę u ciebie – zgodziła się Danilla. – Pa. – Rozłączyła się. – Ina ma rację – pomyślała. – Za bardzo przejmuję się innymi. Czas pomyśleć o sobie – zdecydowała. Dokończyła pracę i wyszła z biura koło szesnastej.
Szybko wróciła do domu, gdzie nakarmiła kota, wzięła prysznic i przebrała się w wygodniejsze ubranie. Potem zadzwoniła do swojej ulubionej restauracji i zamówiła stolik na dziewiętnastą. Chciała pokazać Masato coś, czego do tej pory nie widział. Złapała się na tym, że myśli o tym jak sprawić mu przyjemność. – A właściwie co w tym złego? – zastanowiła się i doszła do wniosku, że wszystko w porządku. Tuż przed osiemnastą, jak można się było tego spodziewać, zadzwonił Masato:
– Zaraz kończę pracę, Dani. Gdzie się spotkamy?
– Przyjdę po ciebie, spotkamy się przed twoim hotelem – zaproponowała.
– A powiesz mi gdzie idziemy?
– Zobaczysz na miejscu. To niespodzianka.
– Okej, to do zobaczenia – odpowiedział Masato.
– Do zobaczenia – odparła i się rozłączyła. Była już gotowa, więc zamknęła mieszkanie i wyszła, kierując się na stację metra.
Danilla dojechała w pobliże hotelu i zadzwoniła do Masato. Odebrał i odpowiedział krótko, że już schodzi, po czym się rozłączył. Po chwili doszła pod sam hotel i zobaczyła, że przyjaciel już na nią czeka przed wejściem.
– Wyglądasz ślicznie, ale liczyłem na tę bordową sukienkę – zażartował sobie, puszczając do niej oko. Podeszła i pocałowała go w policzek.
– Masato, grabisz sobie – zaśmiała się. – Umówiłeś się ze mną czy z sukienką?
– Z tobą w sukience – odparł. – Chociaż z tobą bez sukienki też bym się umówił – zachichotał, czym zasłużył sobie na kuksańca w bok.
– Nic się nie zmieniłeś – stwierdziła. – No, może nabrałeś trochę pewności siebie, ale to w sumie nic dziwnego u trzydziestoletniego naukowca, który odnosi takie sukcesy – dodała. – Chodźmy – wskazała kierunek. Podał jej ramię. Skorzystała z tej propozycji.
Idąc z nim przez miasto poczuła się tak swobodnie jak kiedyś we Francji, kiedy spędzali ze sobą mnóstwo czasu. Tak jakby wcale nie rozstali się na długie pięć lat, kiedy to oboje stali się dorosłymi ludźmi. Zaprowadziła go do restauracji „Naturaleza", którą kiedyś pokazała jej mama. Kiedy weszli, przywitał ich siwy facet z długimi włosami związanymi z tyłu gumką. Wyglądał jak Indianin, ale... inaczej.
– Witaj, Danillo. Jak miło cię widzieć – przywitał się.
– Witaj, Diego. To mój przyjaciel Masato. Niedawno przyjechał z Japonii i będzie teraz pracował na naszym uniwersytecie – przedstawiła przyjaciela.
– Nihon kara kon'nichiwa gesuto [jap. witam gościa z Japonii] – przywitał się Diego i po japońsku skłonił głowę. Oczy Masato zrobiły się szerokie ze zdumienia.
– Nie dziw się – zaśmiał się starszy facet, wracając do hiszpańskiego. – Nazywam się Diego Ito. Mój ojciec był Japończykiem – wytłumaczył.
– Kanarazu nihongo o hanashimasu – odpowiedział Masato.
– Arigatō, anata wa totemo shinsetsudesu – odpowiedział Diego i znów skłonił głowę.
– Mówcie po hiszpańsku, bardzo was proszę – wtrąciła się Danilla. – Nic nie rozumiem...
– Przepraszam, Dani – zreflektował się Masato. – Nie spodziewałem się spotkać w Chile rodaka.
– On jest tak samo twoim rodakiem, jak i moim – zaśmiała się Danilla. – Jego matka była Indianką i pochodziła z tej samej wioski, co moi dziadkowie.
– W rzeczy samej – potwierdził Diego. – Ale wymieniliśmy tylko uprzejmości, niewiele straciłaś, moja droga.
– Tak, powiedziałem, że pan Ito doskonale mówi po japońsku, a on podziękował – wyjaśnił Masato.
– Żaden pan. Jestem Diego. Proszę cię. Jesteśmy w Chile, nie w Japonii, tutaj nikt nie mówi sobie po nazwisku...
– Oprócz mojego szefa – zaśmiała się Danilla. Masato i Diego popatrzyli na siebie i wzruszyli ramionami. Przecież nie musieli tego wiedzieć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro