II.10.
Zaraz po przerwie obiadowej, kiedy wszyscy zeszli się w powrotem do redakcji, Imar Caballero poprosił Danillę do dużego biura i przedstawił pracownikom nową kierowniczkę działu kreatywnego, który właśnie utworzył. Powiedział też, że dopóki nie znajdzie nowego redaktora działu dziennikarstwa naukowego, Danilla nadal będzie pełniła tę funkcję. Koledzy i koleżanki rzucili się, żeby pogratulować Danilli, każdy chciał zamienić z nią kilka słów, a potem wszyscy wrócili do swoich zajęć.
To był piątek, więc większość dziennikarzy skończyła pracę wcześniej, żeby spędzić weekend z rodzinami. Danilla została w pracy do wieczora. Wspólnie z redaktorem naczelnym planowali jej zadania na najbliższy czas.
– Jeśli ty nie uratujesz tego pisma, to nie wiem, kto to zrobi – stwierdził Caballero, słuchając pomysłów Danilli. – W tobie cała nadzieja, Danillo.
– Jest aż tak źle, szefie?
– Niestety, coraz gorzej... Ludzie teraz szukają sensacji. Tylko wyłączność na naprawdę wyjątkowy materiał da nam przewagę na rynku. Póki co, musimy łatać sprzedaż tym, co dostępne – stwierdził.
Danilla wyszła z biura po osiemnastej. Skierowała się najpierw do dużego centrum handlowego po zakupy spożywcze. Weszła do dużej hali. Stanęła przed boksem, do którego była najkrótsza kolejka. Po chwili mogła podejść do stanowiska zakupowego. – Zakupy... jak ja ich nie znoszę...
Na wielkim ekranie wyświetlały się produkty spożywcze posegregowane według kategorii. Danilla wybrała owoce, warzywa, mięso i wędliny z dostępnych list. Do tego różne mąki i mieszanki. Za ścianą maszyny pracowały nad jej zamówieniem. Wyciągały z półek i lodówek zakupione przez nią produkty i pakowały je w pudełka wielokrotnego użytku. Proces zakupów spożywczych od wielu lat wyglądał już w ten sposób. Był całkowicie zautomatyzowany. Ze względu na niskie temperatury i specyficzną atmosferę do przechowywania żywności, ludzie nie mogli tam pracować. Kupujący miał za to gwarancję świeżości zakupionych produktów. I ich sterylności. Zapakowane w pudełka produkty spożywcze w ciągu godziny były dostarczane do domu zamawiającego. Pudełka oczywiście były regularnie odbierane od klientów, a potem myte i sterylizowane, żeby mogły zostać użyte do innych zamówień.
Danilla nie lubiła jednak kupować pieczywa w supermagazynie. Zanim wróciła do domu, wstąpiła jeszcze do tradycyjnej piekarni-cukierni. Potem odebrała zamówienie i zabrała się za przygotowywanie jutrzejszego przyjęcia. Postanowiła sama zrobić sobie tort. Ramón znowu kręcił się jej pod nogami, ale tym razem miała dla niego więcej czasu. Kiedy wstawiła ciasto do piekarnika, wzięła futrzaka na kolana i zaczęła głaskać. Mrucząc, Ramón okazywał zadowolenie z pieszczot. Danilla, głaszcząc jego miękkie rude futerko, doszła do wniosku, że nikt nie ma takiego fajnego życia, jak koty. Znowu pomyślała o Masato. On też lubił koty. – Ciekawe czy już jest w hotelu? – zastanowiła się. Spojrzała na zegar, który wskazywał dwudziestą pierwszą. I mimowolnie wybrała numer Masato. Po pierwszym sygnale spanikowała i chciała się rozłączyć, ale przyjaciel odebrał prawie natychmiast:
– Dani? Wszystko w porządku?
– Tak, zastanawiałam się czy jesteś już w hotelu.
– Jestem. A ty jesteś w domu? Jak przygotowania?
– Jestem, jestem. Biszkopt na tort się piecze. Zamarynowałam mięso na jutrzejszą kolację. Kupiłam tartinki... – usłyszała, jak Masato chichocze do słuchawki.
– A nie chciałabyś podać sałatki z surimi? – spytał.
– A zrobiłbyś ją dla mnie?
– Pewnie. Przyjadę jutro wcześniej, zdążę ją zrobić. Przywiozę wszystko, co potrzebne, nie kłopocz się – dodał, uprzedzając ewentualne pytanie Danilli.
– Uprzedziłeś mnie – stwierdziła.
– Wiem. Jestem jasnowidzem z Dalekiego Wschodu. Wiem o czym myślisz... – zażartował sobie, ale Danilla zawstydziła się. – Tak na serio, to wiele bym dał za to, żeby wiedzieć o czym myślisz – wyjaśnił. – Jesteś dla mnie zagadką.
– To nie jest aż tak skomplikowane, nawet dla kogoś z innego obszaru kulturowego – stwierdziła.
– Czekam na nauki, Sensei – zaśmiał się Masato. Wtedy Danilla też się zaczęła śmiać.
– To powiesz mi, po co do mnie zadzwoniłaś? – spytał w końcu. Danilla znowu spanikowała i głośno nabrała powietrza. – Ej, spokojnie, nie stresuj się – zreflektował się Masato. – Nie ma przymusu. Cieszę się, że cię słyszę. Chyba też się stęskniłem, bo od kilku dni widujemy się codziennie... – Danilla uznała, że Masato ją przejrzał i przyznała się:
– No właśnie. Dziwnie mi tak jakoś, jak się nie widzimy... Ale to tylko do jutra.
– Tak, Dani. Do jutra. Mogę ci życzyć miłych snów?
– A ja tobie?
– Moje na pewno będą miłe – pomyślał głośno Masato. Kiedy zreflektował się, że powiedział to na głos, sam się zawstydził.
– Nawet jeśli jesteś tego taki pewien, to nie zaszkodzi ci życzyć – uznała. – Dobranoc, śpij dobrze.
– Dobranoc, śnij o czymś przyjemnym – odparł. – Do jutra, kobieto z moich snów – dodał, kiedy już usłyszał, że Danilla się rozłączyła. Uznał, że pozostaje mu spełnić swoje groźby i położył się spać, marząc o tym, że przyśni mu się to, o czym marzył. To była długa noc. Z jednej strony chciał, żeby jego sny o Danilli trwały długo, z drugiej nie mógł się doczekać następnego dnia, kiedy ją zobaczy...
Masato obudził się niewyspany, spięty i sfrustrowany. – Tak to jest, kiedy kobieta zajmuje twoje myśli, bracie – powiedział sam do siebie, parafrazując słowa swojego przyjaciela, którego poznał jeszcze w szkole podstawowej. Przypomniał sobie, jak opowiadał mu w liceum o swojej pierwszej szkolnej miłości, a Kazuo wypominał mu, że przez nią nie nauczył się odpowiednio na egzamin. To był pierwszy i ostatni raz w życiu, kiedy Masato dostał z biologii ocenę gorszą od swojego przyjaciela. Rodzice zrobili mu wtedy taką awanturę, że ze wstydu chciał zapaść się pod ziemię. Postanowił wtedy zapomnieć o Kimiko, żeby więcej ich nie zawieść.
Nie musiał się jednak wysilać. Po wakacjach okazało się, że ona wyprowadziła się z rodzicami na inną wyspę. Nigdy więcej jej nie zobaczył. Nigdy też tego specjalnie nie żałował. Wiedział, że dzięki temu, że miał „wolną głowę", nauka szła mu doskonale. Nikt i nic nie zajmowało jego myśli. Do czasu.
Kiedy pojechał na studia do Francji i tam poznał Danillę. Tam też jednak nie pozwolił sobie na wybicie się z rytmu. Skończył oba kierunki studiów z wyróżnieniem. Biochemię jako pierwszą, bo zaczął ją rok wcześniej, zanim Danilla przyjechała do Francji. Dziennikarstwo studiował razem z nią.
Gdy Masato skończył studia, uległ rodzicom i wrócił do Japonii. – To nie były zmarnowane lata – pomyślał. Zrobił doktorat, dokonał ważnego odkrycia, które jednak profesor przypisał sobie... Ale jego życie prywatne było równie interesujące, jak pusta studnia. Teraz pomyślał sobie, że nie pozwoli, by ktokolwiek mówił mu, jak ma żyć. Zostawił za sobą wszystko. Przyjechał do Chile po nowe życie. Miał stanowisko na uczelni, wielkie wyzwanie w postaci badania nad kawą... Pozostało mu życie prywatne do uregulowania.
Kiedy tak rozmyślał, poczuł głód. – Trzeba wziąć prysznic, ubrać się i zjeść śniadanie – stwierdził. – A potem zrobić zakupy i jechać do Danilli...
Koniec Rozdziału II. Jeśli myślicie, że o Danilli i Masato wiecie już wszystko, to dopiero teraz zrobi się ciekawie ;-)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro