Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

I.3.

Wymienili się numerami telefonów i Danilla podała mu adres.

– A teraz muszę już wracać do domu – stwierdziła i spoglądając na zegarek dodała: – Już prawie czternasta, strasznie szybko mi zleciał dziś ten czas... – westchnęła, ale bez pretensji.

– W dobrym towarzystwie zawsze czas płynie szybciej – zauważył Masato i uśmiechnął się zadziornie, co nie umknęło uwadze Danilli. – Czyżby przez te lata nabrał trochę pewności siebie? – przemknęło jej przez myśl. – Do zobaczenia wieczorem, Danielle. – pożegnał się jednak jej przyjaciel.

– Do zobaczenia, Masato. – Danilla pomachała mu, wyszła z kawiarni i skierowała się w stronę wzgórza Villiera, gdzie mieszkała. – Muszę ogarnąć trochę mieszkanie – stwierdziła na miejscu – zaprosiłam Masato na kolację. – Ucieszyła się z tego spotkania bardziej niż chciałaby przyznać. Ostatnio unikała kontaktów towarzyskich. Inez była jedyną przyjaciółką, z kolegami z pracy spotykała się rzadko, zresztą nie za bardzo było z kim, a ostatni facet... pozbyła się go dwa lata temu. Nie był wart jej czasu. – Zadufany w sobie, kłamliwy dupek – przypomniała sobie Ernesta i od razu ogarnęła ją złość, którą jednak szybko zwalczyła. Nie warto było denerwować się przeszłością. – Ale niespodziankę mi zrobił ten Masato – pomyślała zaraz i musiała się uśmiechnąć. – W końcu mam na miejscu kogoś, z kim można powspominać dawne czasy, porozmawiać o wszystkim, spędzić miło czas...

Danilla posprzątała mieszkanie, przewietrzyła je. Wielki rudy kocur, Ramón, przyglądał jej się, jak krząta się w pośpiechu, a jego mina wyrażała zdziwienie. Kiedy jednak kilka godzin później poczuł zapach przyrządzanego łososia, zaczął nerwowo kręcić się w okolicach kuchni, mając nadzieję na ekstra kolację. Jego pani jednak nie miała dziś czasu dla niego. Przegoniła go raz i drugi. Poczuł się odrzucony, potraktowany niesprawiedliwie, bo zachowywała się jakby coś zbroił, a przecież nie miauczał za głośno ani niczego dziś nie strącił... W końcu, zniechęcony, zjadł zawartość swojej miski, napił się wody, a potem poszedł do swojego legowiska i zasnął.

Danilla tymczasem przygotowała kolację. Pieczone ziemniaki, duszone brokuły i grillowany łosoś z sosem śmietanowo-czosnkowym. I deser. Tu już nie popisała się sztuką kulinarną, bo po prostu kupiła w pobliskiej cukierni tartinki z truskawkami. Takie, jakie jedli zwykle w Paryżu. – Studia w Paryżu... To tak dużo wspomnień. – zamyśliła się – Ojej!przypomniała sobie niewiele przed szóstą – przecież muszę się jeszcze ubrać!szybko pobiegła do łazienki, gdzie zdjęła z siebie ubranie, wzięła błyskawiczny prysznic. Pięć minut później była już w sypialni, gdzie ubrała czystą bieliznę i wyjęła z szafy czerwoną sukienkę. Nie musiała ubierać nic więcej, był przecież środek lata. Włosy tylko uczesała i rozpuściła. Makijaż zrobiła delikatny, podkreślający jej naturalną, ciepłą urodę.

Punktualnie o osiemnastej zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyła.

– Buenos tardes [hiszp. dzień dobry/dobry wieczór, tylko od późnego popołudnia], Danielle – przywitał się zwyczajowo, po hiszpańsku. – Wyglądasz olśniewająco.

– Buenos tardes, Masato, jak zwykle punktualny. Dziękuję – uśmiechnęła się.

Ani we Francji, ani w Chile nikt nie przychodził na spotkanie punktualnie. W dobrym tonie leżało piętnaście minut spóźnienia, jednak Masato przez te wszystkie lata spędzone na studiach w Paryżu nigdy nie oduczył się swojej punktualności. Jego japońska dusza nie znosiła spóźnialstwa i Danilla nie miała mu tego za złe. Wiedziała, że przyjdzie równo o osiemnastej, a nawet minutę przed, i na szczęście zdążyła ze wszystkim.

– Cieszę się, że przyszedłeś. Głodny? – spytała. Masato pokiwał głową:

– Bardzo.

– W takim razie zapraszam na kolację, już gotowa – powiedziała. Przyjrzała mu się. Był ubrany w kremowe lniane spodnie i jasnoniebieską koszulę, które świetnie kontrastowały z jego śniadą cerą. – Ładnie mu w pastelach – przemknęło jej przez myśl.

– Czy mogę zdjąć buty? – zapytał. – I znowu te jego japońskie zwyczaje... – zaśmiała się w duchu Danilla.

– Oczywiście. – Masato ułożył buty we wskazanym miejscu i wszedł do jej mieszkania. Na stopach miał śnieżnobiałe skarpetki. – Jak on to robi, że jest tak perfekcyjny we wszystkim? – zastanowiła się Danilla. Zaprowadziła go jednak do salonu i poprosiła, żeby usiadł na kanapie i zaczekał aż ona poda kolację.

– Ale ja chciałbym ci pomóc – zaprotestował.

– Dobrze – zgodziła się bez wahania – w taki razie chodź za mną do kuchni. – Masato podążył za nią posłusznie, przyglądając się jej płynnym ruchom w czerwonej sukience, dopasowanej w talii i biodrach, rozszerzającej się do kolan w klosz, przypominając odwrócony kielich kwiatu. Poczuł przyjemny dreszcz, który przeszedł go wzdłuż kręgosłupa, przyciągnął ramiona do siebie i otrząsnął się z niego niezauważalnie. Danilla tymczasem odwróciła się i podała mu parującą miskę z pieczonymi ziemniakami.

– Zanieś je na stół, proszę – a kiedy kiwnął głową, dodała: – Dziękuję ci za pomoc.

– Nie ma za co. Zaniosę i zaraz wracam – odpowiedział z uśmiechem. Tymczasem Danilla wyjęła łososia na talerz, brokuły do mniejszej miski, a sos przelała do sosjerki. Po chwili Masato wrócił z pytaniem na ustach: – W czym jeszcze mogę ci pomóc, Dani?

– Weź sos i brokuły i siadaj już do stołu, okej?

– Oczywiście. – Danilla tymczasem wzięła łososia i poszła za Masato w stronę salonu. Usiedli do stołu i zaczęli jeść.

– Łosoś jest genialny – pochwalił ją Masato. – Wiesz jak my, Japończycy, jesteśmy przywiązani do ryb, ale to dla mnie egzotyka. A tak dobrego dania nie jadłem jeszcze nigdy.

– Cieszę się, że ci smakuje, ale nie musisz aż tak koloryzować – zaśmiała się. Masato się zarumienił. – Ale teraz opowiadaj mi o pracy. Obiecałeś wyjaśnić, na czym będą polegały twoje badania.

– No, nie wiem czy mogę... – zawahał się Masato – to tajne, a ty jesteś... dziennikarką – puścił do niej oko.

– Och, jak ci zaraz przyłożę! – pogroziła i oboje się zaśmiali. – Wiesz, jak mnie trzymać w niepewności i wiesz, że tego nie znoszę... – zabawne było, że przy nim czuła się tak, jakby nigdy się nie rozstawali, a minęło przecież już pięć lat...

– Dobrze już. Opowiem ci – zgodził się po chwili. – A więc koncern Mondelez chce, żebym podjął się wznowienia badań nad kawą. – Odczekał chwilę, aż Danilla „przełknie" tę wiadomość.

– To sensacja! – krzyknęła po chwili Danilla. Od czterdziestu lat nikt się tym nie zajmował! Czy ty wiesz, jaki to miałoby wpływ na światową gospodarkę?!

– Tak, wiem, dlatego moi zleceniodawcy chcieli zatrudnić naukowca spoza Chile, proszą, żebym zachował tę informację na razie w sekrecie. I ja ciebie też o to proszę.

– Możesz na mnie liczyć, Masato. Zawsze mogłeś, prawda?

– Dziękuję. – odparł, wyraźnie poruszony. – Za to, że mnie zaprosiłaś, za pyszną kolację, za to, że... mogę ci zaufać – spojrzał na nią z czułością.

– Nie rozczulaj się tak, kolego – przywołała go Danilla do porządku, aż się zawstydził.

– Nic nie poradzę. To ta atmosfera – stwierdził. – Świetnie się tu czuję i wszystko mi się u ciebie podoba. Masz ładne mieszkanie, zrobiłaś pyszną kolację, ale przede wszystkim znowu cię widzę. To mnie najbardziej cieszy – przyznał. – Pochlebca – Danila poczuła, że się rumieni, ale postanowiła nie poddawać się tak łatwo.

– Próbujesz mnie oczarować? - prychnęła kpiąco.

– Nie w ten sposób, o którym myślisz, którego się obawiasz – odparł. – Nawet nie wiesz, jak ciężko mi komukolwiek zaufać – pomyślał Masato, ale nie powiedział tego na głos.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro