I.3.
Wymienili się numerami telefonów i Danilla podała mu adres.
– A teraz muszę już wracać do domu – stwierdziła i spoglądając na zegarek dodała: – Już prawie czternasta, strasznie szybko mi zleciał dziś ten czas... – westchnęła, ale bez pretensji.
– W dobrym towarzystwie zawsze czas płynie szybciej – zauważył Masato i uśmiechnął się zadziornie, co nie umknęło uwadze Danilli. – Czyżby przez te lata nabrał trochę pewności siebie? – przemknęło jej przez myśl. – Do zobaczenia wieczorem, Danielle. – pożegnał się jednak jej przyjaciel.
– Do zobaczenia, Masato. – Danilla pomachała mu, wyszła z kawiarni i skierowała się w stronę wzgórza Villiera, gdzie mieszkała. – Muszę ogarnąć trochę mieszkanie – stwierdziła na miejscu – zaprosiłam Masato na kolację. – Ucieszyła się z tego spotkania bardziej niż chciałaby przyznać. Ostatnio unikała kontaktów towarzyskich. Inez była jedyną przyjaciółką, z kolegami z pracy spotykała się rzadko, zresztą nie za bardzo było z kim, a ostatni facet... pozbyła się go dwa lata temu. Nie był wart jej czasu. – Zadufany w sobie, kłamliwy dupek – przypomniała sobie Ernesta i od razu ogarnęła ją złość, którą jednak szybko zwalczyła. Nie warto było denerwować się przeszłością. – Ale niespodziankę mi zrobił ten Masato – pomyślała zaraz i musiała się uśmiechnąć. – W końcu mam na miejscu kogoś, z kim można powspominać dawne czasy, porozmawiać o wszystkim, spędzić miło czas...
Danilla posprzątała mieszkanie, przewietrzyła je. Wielki rudy kocur, Ramón, przyglądał jej się, jak krząta się w pośpiechu, a jego mina wyrażała zdziwienie. Kiedy jednak kilka godzin później poczuł zapach przyrządzanego łososia, zaczął nerwowo kręcić się w okolicach kuchni, mając nadzieję na ekstra kolację. Jego pani jednak nie miała dziś czasu dla niego. Przegoniła go raz i drugi. Poczuł się odrzucony, potraktowany niesprawiedliwie, bo zachowywała się jakby coś zbroił, a przecież nie miauczał za głośno ani niczego dziś nie strącił... W końcu, zniechęcony, zjadł zawartość swojej miski, napił się wody, a potem poszedł do swojego legowiska i zasnął.
Danilla tymczasem przygotowała kolację. Pieczone ziemniaki, duszone brokuły i grillowany łosoś z sosem śmietanowo-czosnkowym. I deser. Tu już nie popisała się sztuką kulinarną, bo po prostu kupiła w pobliskiej cukierni tartinki z truskawkami. Takie, jakie jedli zwykle w Paryżu. – Studia w Paryżu... To tak dużo wspomnień. – zamyśliła się – Ojej! – przypomniała sobie niewiele przed szóstą – przecież muszę się jeszcze ubrać! – szybko pobiegła do łazienki, gdzie zdjęła z siebie ubranie, wzięła błyskawiczny prysznic. Pięć minut później była już w sypialni, gdzie ubrała czystą bieliznę i wyjęła z szafy czerwoną sukienkę. Nie musiała ubierać nic więcej, był przecież środek lata. Włosy tylko uczesała i rozpuściła. Makijaż zrobiła delikatny, podkreślający jej naturalną, ciepłą urodę.
Punktualnie o osiemnastej zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyła.
– Buenos tardes [hiszp. dzień dobry/dobry wieczór, tylko od późnego popołudnia], Danielle – przywitał się zwyczajowo, po hiszpańsku. – Wyglądasz olśniewająco.
– Buenos tardes, Masato, jak zwykle punktualny. Dziękuję – uśmiechnęła się.
Ani we Francji, ani w Chile nikt nie przychodził na spotkanie punktualnie. W dobrym tonie leżało piętnaście minut spóźnienia, jednak Masato przez te wszystkie lata spędzone na studiach w Paryżu nigdy nie oduczył się swojej punktualności. Jego japońska dusza nie znosiła spóźnialstwa i Danilla nie miała mu tego za złe. Wiedziała, że przyjdzie równo o osiemnastej, a nawet minutę przed, i na szczęście zdążyła ze wszystkim.
– Cieszę się, że przyszedłeś. Głodny? – spytała. Masato pokiwał głową:
– Bardzo.
– W takim razie zapraszam na kolację, już gotowa – powiedziała. Przyjrzała mu się. Był ubrany w kremowe lniane spodnie i jasnoniebieską koszulę, które świetnie kontrastowały z jego śniadą cerą. – Ładnie mu w pastelach – przemknęło jej przez myśl.
– Czy mogę zdjąć buty? – zapytał. – I znowu te jego japońskie zwyczaje... – zaśmiała się w duchu Danilla.
– Oczywiście. – Masato ułożył buty we wskazanym miejscu i wszedł do jej mieszkania. Na stopach miał śnieżnobiałe skarpetki. – Jak on to robi, że jest tak perfekcyjny we wszystkim? – zastanowiła się Danilla. Zaprowadziła go jednak do salonu i poprosiła, żeby usiadł na kanapie i zaczekał aż ona poda kolację.
– Ale ja chciałbym ci pomóc – zaprotestował.
– Dobrze – zgodziła się bez wahania – w taki razie chodź za mną do kuchni. – Masato podążył za nią posłusznie, przyglądając się jej płynnym ruchom w czerwonej sukience, dopasowanej w talii i biodrach, rozszerzającej się do kolan w klosz, przypominając odwrócony kielich kwiatu. Poczuł przyjemny dreszcz, który przeszedł go wzdłuż kręgosłupa, przyciągnął ramiona do siebie i otrząsnął się z niego niezauważalnie. Danilla tymczasem odwróciła się i podała mu parującą miskę z pieczonymi ziemniakami.
– Zanieś je na stół, proszę – a kiedy kiwnął głową, dodała: – Dziękuję ci za pomoc.
– Nie ma za co. Zaniosę i zaraz wracam – odpowiedział z uśmiechem. Tymczasem Danilla wyjęła łososia na talerz, brokuły do mniejszej miski, a sos przelała do sosjerki. Po chwili Masato wrócił z pytaniem na ustach: – W czym jeszcze mogę ci pomóc, Dani?
– Weź sos i brokuły i siadaj już do stołu, okej?
– Oczywiście. – Danilla tymczasem wzięła łososia i poszła za Masato w stronę salonu. Usiedli do stołu i zaczęli jeść.
– Łosoś jest genialny – pochwalił ją Masato. – Wiesz jak my, Japończycy, jesteśmy przywiązani do ryb, ale to dla mnie egzotyka. A tak dobrego dania nie jadłem jeszcze nigdy.
– Cieszę się, że ci smakuje, ale nie musisz aż tak koloryzować – zaśmiała się. Masato się zarumienił. – Ale teraz opowiadaj mi o pracy. Obiecałeś wyjaśnić, na czym będą polegały twoje badania.
– No, nie wiem czy mogę... – zawahał się Masato – to tajne, a ty jesteś... dziennikarką – puścił do niej oko.
– Och, jak ci zaraz przyłożę! – pogroziła i oboje się zaśmiali. – Wiesz, jak mnie trzymać w niepewności i wiesz, że tego nie znoszę... – zabawne było, że przy nim czuła się tak, jakby nigdy się nie rozstawali, a minęło przecież już pięć lat...
– Dobrze już. Opowiem ci – zgodził się po chwili. – A więc koncern Mondelez chce, żebym podjął się wznowienia badań nad kawą. – Odczekał chwilę, aż Danilla „przełknie" tę wiadomość.
– To sensacja! – krzyknęła po chwili Danilla. – Od czterdziestu lat nikt się tym nie zajmował! Czy ty wiesz, jaki to miałoby wpływ na światową gospodarkę?!
– Tak, wiem, dlatego moi zleceniodawcy chcieli zatrudnić naukowca spoza Chile, proszą, żebym zachował tę informację na razie w sekrecie. I ja ciebie też o to proszę.
– Możesz na mnie liczyć, Masato. Zawsze mogłeś, prawda?
– Dziękuję. – odparł, wyraźnie poruszony. – Za to, że mnie zaprosiłaś, za pyszną kolację, za to, że... mogę ci zaufać – spojrzał na nią z czułością.
– Nie rozczulaj się tak, kolego – przywołała go Danilla do porządku, aż się zawstydził.
– Nic nie poradzę. To ta atmosfera – stwierdził. – Świetnie się tu czuję i wszystko mi się u ciebie podoba. Masz ładne mieszkanie, zrobiłaś pyszną kolację, ale przede wszystkim znowu cię widzę. To mnie najbardziej cieszy – przyznał. – Pochlebca – Danila poczuła, że się rumieni, ale postanowiła nie poddawać się tak łatwo.
– Próbujesz mnie oczarować? - prychnęła kpiąco.
– Nie w ten sposób, o którym myślisz, którego się obawiasz – odparł. – Nawet nie wiesz, jak ciężko mi komukolwiek zaufać – pomyślał Masato, ale nie powiedział tego na głos.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro