Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

I.2.


To był piękny dzień. Słońce oświetlało Oresta de Chle, swoje nowe miasto, gdzie mogło królować wśród szerokich ulic, szklanych budynków i zielonych parków. Danilla z przyjemnością rozglądała się wkoło. Oresta była wyjątkowym miejscem na ziemi.

Miasto Oresta de Chile zostało zaprojektowane w latach'50 XXI wieku, budynki zostały wykonane w dużej części z surowców pochodzących z recyklingu, a jego wizytówką stały się pasywne, samowystarczalne energetycznie wieżowce obłożone płytami z kolorowego szkła.

W tamtych czasach potrzebne było nowe miasto, które pomieściłoby tych wszystkich ludzi, którzy przybyli do Chile, kiedy rozpoczął się guaranowy boom gospodarczy. Liczba ludności gwałtownie wzrosła, a Chile stało się światową potęgą w produkcji cudownego napoju energetycznego, który zastąpił uwielbianą dotąd kawę. Rodzice Danilli, pochodzący z małej wioski w górach, która od dawna trudniła się uprawą owoców guarany znaleźli pracę w fabryce napojów z guarany w Oresta i Danilla urodziła się już tutaj, 6 stycznia 2061 roku.

Niedługo kończę 30 lat – przypomniała sobie, wchodząc do Cafe Salas. – To tutaj rodzice świętowali moje narodziny z przyjaciółmi, a potem razem świętowaliśmy narodziny moich braci, bliźniaków, całkiem do siebie niepodobnych. To takie nasze magiczne miejsce. – pomyślała.

Dostrzegła go, kiedy tylko przekroczyła próg kawiarni. Masato Yahiro też miał już trzydzieści lat. Był wysokim i szczupłym mężczyzną, może trochę za wysokim jak na Japończyka, jak większość jego rodaków nosił okulary, był pracowity aż do przesady, nieco zbyt miły i zawsze uprzejmy, niezależnie od sytuacji, co doprowadzało nieraz temperamentną Danillę do wściekłości. Ale czy to ten sam Masato, z którym żegnała się pięć lat temu na lotnisku Charles de Gaulle w Paryżu, obiecując sobie, że jeszcze się spotkają? Minęło już pięć lat! Kiedy?

Konnishoah, Yahiro Masato – ukłoniła się z uśmiechem, witając się po japońsku, pamiętając jak pękali ze śmiechu, kiedy Masato próbował ją nauczyć choćby kilku słów w swoim ojczystym języku.

Kon'nichiwa, Estevez Danilla – poprawił ją z czarującym uśmiechem.

– A więc wcale się nie zmieniłeś... – ucieszyła się Danilla. Masato się uśmiechnął. – Od czego zacząć...? – Co ty tu robisz Masato? Jak to się stało, że akurat teraz pojawiłeś się w Oresta? I po co uczyłeś się hiszpańskiego?

– Znalazłem tu pracę – wyjaśnił, siląc się na obojętny ton, a jednak jego głos nieco drżał, kiedy to mówił. Czyżby był przejęty? Zmęczony? – No tak, niedomyślna babo, przecież to różnica czasów i ta wysokość nad poziomem morza... Pewnie mu się kręci w głowie. Jest nieprzyzwyczajony – pomyślała i zapytała zdziwiona:

– Naprawdę? – zdziwiła się Danilla – Ale dlaczego aż tutaj? To już w Japonii nie ma pracy dla geniuszy? – zażartowała sobie, choć przecież niezupełnie był to żart...

– Pochlebiasz mi – zarumienił się Masato. – Pewnie pamiętasz, że oprócz dziennikarstwa studiowałem też biochemię?

– Oczywiście. Jako jedyny z nas nie miałeś czasu na imprezy, włóczenie się po mieście czy dorywcze prace w podrzędnych wydawnictwach. Za to tobie jedynemu zaproponowano praktykę na uczelni... Pamiętam, Masato – zaznaczyła Danilla. – Dwa kierunki studiów i na każdym byłeś prymusem. Nigdy nawet nie udało mi się ciebie wyciągnąć na tańce. Wiesz, zastanawiam się czy ja cię w ogóle dobrze poznałam przez te lata? – przyznała nagle, zawstydzona takim obrotem rozmowy i samoistnie „wyrwanym" z jej duszy wyznaniem.

– A ja myślę, że tylko ty naprawdę mnie poznałaś, Dani – odparł Masato poważnie. – Spędzaliśmy całe godziny na pogaduchach spacerując nad Sekwaną. Moje najlepsze wspomnienia z Paryża są z tobą. I zawsze marzyłem o tym, że pójdę z tobą na imprezę i że nauczysz mnie tańczyć – przyznał, nieco skrępowany, ale widać było, że od dawna zbierał w sobie siły na takie wyznanie. – Byłaś moją jedyną przyjaciółką w Paryżu, choć nasza grupa ze studiów to były same fajne osoby. Wiele razy, kiedy wy wychodziliście, a ja siedziałem nad książkami i zakuwałem na jedne bądź drugie egzaminy, marzyłem, że będzie taki czas, kiedy pójdę z wami. A teraz, kiedy mieszkam w Chile, mam nadzieję, że będziemy widywać się częściej – dodał.

– Ja też mam taką nadzieję – musiała przyznać.

– Ale teraz opowiadaj mi o sobie. Gdzie pracujesz, gdzie mieszkasz? Masz... rodzinę? – zapytał. To było grzecznościowe pytanie, bo przecież wypytał o wszystko Inez...

– Jak łatwo się domyślić, jestem dziennikarką – odpowiedziała i uśmiechnęła się Danilla. – Pracuję w wydawnictwie Amer Soledad, w dziale dziennikarstwa naukowego – zaczęła opowiadać Danilla – To dobre zajęcie. Mam do czynienia z interesującymi ludźmi, ciekawymi tematami, trzymam się z dala od brukowców – zaznaczyła. – Mieszkam w Oresta, na wzgórzu Villiera, w dzielnicy Monte Salas, to niedaleko stąd. Nie mam rodziny – zaznaczyła, widząc żywe zainteresowanie tą kwestią w czarnych oczach Masato – pewnie dlatego, że jestem, tu cytuję moich rodziców: „typową dla naszych czasów karierowiczką, trzydziestoletnią singielką"... Mieszkam z kotem.

– Ja też lubię koty – oznajmił Masato, zmieniając temat, próbując ukryć ulgę, która pojawiła się na jego twarzy. – Mam angielską kotkę, niebieską. Niedługo sprowadzę ją do Chile. Właściwie... kiedy tylko znajdę sobie mieszkanie.

– Nie masz jeszcze mieszkania? Gdzie się w takim razie zatrzymałeś? – zaciekawiła się Danilla.

– W hotelu, oczywiście. Pracę zaczynam od jutra, nie było czasu, żeby czegoś poszukać.

– Właściwie mógłbyś zatrzymać się u mnie, mam wolny pokój – stwierdziła Danilla i zaraz pożałowała swojej spontaniczności – Jak to sobie wyobrażasz? – zapytała się w myślach – Nie widzieliśmy się pięć lat, to może nie być już ten sam Masato, co kiedyś... – a jednak dawny przyjaciel szybko wyciągnął ją z opresji:

– To bardzo miłe z twojej strony, Dani, ale firma zapłaciła mi za hotel za dwa tygodnie z góry. Mam nadzieję, że w tym czasie uda mi się znaleźć mieszkanie.

– Oczywiście, rozumiem – odparła Danilla i odetchnęła z ulgą. – Ale właściwie nie powiedziałeś mi jeszcze gdzie będziesz pracował od jutra...

– Rzeczywiście – uśmiechnął się. – No więc... Uniwersytet w Oresta zaproponował mi katedrę biochemii. – Odczekał chwilę, aż przyjaciółka „przetrawiła" tę informację i kontynuował wypowiedź – Pewnie ci nie mówiłem, że po powrocie do Japonii zrobiłem doktorat, ale do tej pory pracowałem wyłącznie na stanowiskach asystenckich...

– Nie, nie mówiłeś mi tego – wtrąciła Danilla – moje gratulacje, choć spóźnione, doktorze Yahiro. Słucham cię dalej – dodała.

– Dziękuję ci, moja droga – ciągnął Masato. – Tak więc niedawno Universidad de Oresta zaproponował mi samodzielną katedrę. W końcu będę wykładowcą i samodzielnym naukowcem. Od zawsze o tym marzyłem. I dowiedziałabyś się o tym wcześniej, gdybym miał z tobą jakikolwiek kontakt...

– Wiem... – westchnęła. – Cieszę się z twoich sukcesów, Masato. Tylko jeszcze nie słyszałam, żeby publiczny uniwersytet płacił pracownikowi za hotel, i to za dwa tygodnie z góry. – Danilla nie dowierzała w to, co słyszy.

– I za to cię zawsze uwielbiałem – odparł Masato. – Bystra, dociekliwa Danilla... Pewnie dlatego zrobiłaś taką karierę w dziennikarstwie!

– Niepotrzebnie mi schlebiasz – tym razem to ona się zarumieniła – ale fakt, nie dam sobie w kaszę dmuchać. Mów! – ponagliła go – o co chodzi?

– Słyszałaś o firmie Mondelez?

– Taaak... To ci od czekolady?

– Nie tylko. Na początku naszego wieku ta firma, znana wtedy jako Kraft Foods, właściciel takich marek jak Jacobs, Carte Noire i Maxwell, była jednym z czterech największych producentów kawy na świecie. Kiedy w 2051 roku zabroniono produkcji kawy, firma straciła połowę swojego kapitału. Na szczęście dla nich, koncern postawił już wcześniej na zdywersyfikowany charakter produkcji i odbił sobie straty na innych polach. Znów jest potentatem w branży spożywczej, choć odbicie się od dna i powrót do poprzedniej pozycji na rynku zajęło im blisko czterdzieści lat. Tak więc, droga Danillo, będę pracował również dla koncernu Mondelez, który sfinansuje moje badania.

– Zamierzasz poruszać się na styku sektora publicznego i prywatnego? – zdziwiła się Danilla. – Nie boisz się posądzenia o korupcję? O fałszowanie badań?

– Moja mądra przyjaciółka... – Masato uśmiechnął się do niej – jak zwykle zauważasz rzeczy, na które inni nie zwróciliby uwagi. – Tak, zamierzam ostrożnie poruszać się na styku sektora publicznego i prywatnego, ale tylko dlatego, że inaczej nie zdobyłbym takich pieniędzy na badania. A one są najważniejsze. Firma obiecała mi, że nie będzie w żaden sposób ingerować w moje badania. Interesują ich tylko rezultaty... i możliwość ich opublikowania. Podpisaliśmy umowę, która szczegółowo precyzuje warunki.

– Cóż, jeśli jesteś taki pewny swego i nie masz wątpliwości, to cieszę się, że w końcu możesz rozwinąć skrzydła w biochemii – stwierdziła Danilla i uśmiechnęła się – i oczywiście, że będziesz teraz pracował w Chile – dodała.

– Dziękuję, Dani. Ja też się cieszę. – Masato również się uśmiechnął. – A przy okazji... masz dziś jakieś plany na wieczór? – zapytał. – Gdzie jesz kolację?

– W domu, oczywiście – odpowiedziała. – Po wczorajszej imprezie u Cortezów nie mam ochoty na żadne wyjścia – stwierdziła, ale widząc lekki zawód na twarzy Masato, dodała: – Ale przedwczoraj zrobiłam większe zakupy, więc starczy dla dwojga. Mogę zaprosić cię na kolację do siebie, jeśli masz ochotę – zaproponowała. Pomyślała właśnie, że to może być świetna okazja, żeby coś z niego wyciągnąć. I po prostu spędzić razem trochę więcej czasu.

– Bardzo chętnie przyjdę – ucieszył się. – O której? Mam coś przynieść?

– Przyjdź o osiemnastej – stwierdziła. – Nic nie potrzeba. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro