Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXXIX

Zamknęłam i rzuciłam go na łóżko. Moje życie się zmieniło. Z pewnością na gorsze. 

Zszokowana tym, co przeczytałam, rozpłakałam się. Nie mogłam uwierzyć, że tak naiwnie postąpiłam, zakochując się w nim. Bo to nazywa się już zakochanie, nie zauroczenie. Nie byłam w stanie pojąć, jak mógł mnie tak zranić. Okazałam się najzwyczajniejszą ofiarą dla jego ojca?! A kim do cholery jest jego ojciec?! To brzmiało jak pierdolony koszmar, a ja nie umiałam się z niego wybudzić. Zapewne już niedługo, co Barty? Zapewne już niedługo zginę? 

To wszystko, co tam się znalazło, jak mnie opisywał, jak wiele błędów popełniłam...Zakryłam twarz poduszką i rozryczałam się na dobre. Obiecał mi, że będzie ze mną zawsze. No tak, na zawsze, istotnie, bo przecież mnie skonsumuje, a jakże inaczej. 

Usłyszałam dźwięk telefonu. To pewnie on. Odblokowałam ekran i nim zdążyła się przesunąć wskazówka zegara na mojej ścianie, zablokowałam go i rzuciłam na podłogę. 

-Do kurwy nędzy, nie chcę mieć z nim nic wspólnego. - Wycedziłam do siebie przez zęby, jakby nakazując, by o nim zapomnieć. Ale nie mogłam. Cały czas siedział w mojej głowie. - Pieprznięty dupek! - Wstałam i kopnęłam z całej siły nocną szafkę. Nie był to dobry pomysł, przypomniawszy fakt, że mały palec to bardzo czuły punkt. - Co teraz zrobić? - I znów bezradnie usiadłam na podłodze. Ale nie płakałam. Nie miałam już łez. Potarłam dłońmi policzki i zmrużyłam oczy. 

-Gdyby był ktoś, kto o wszystkim wie...Ale nie mogę. Nikt mi nie uwierzy. - Zamyśliłam się, po czym spojrzałam na półkę ze zdjęciami. Emily! Czemu ja wcześniej o tym nie pomyślałam? 

Czasami są dni, kiedy trzeba pieprzyć szkołę. To jeden z nich. 

Pukałam bezustannie w dębowe drzwi, krzycząc na całe gardło imię przyjaciółki. 

-Liv? Co tu robisz o tak wczesnej porze? - Otworzyła mi zaspana pani Gold. Co jak co, ale mogłaby kupić przyzwoity szlafrok, jeśli akurat nie zamierza kochać się ze swoim mężem. 

-Jest Emily?

-A czemu miałoby jej nie być? - Już wiemy po kim Emily jest taka sarkastyczna. 

-Przepraszam, jeśli panią obudziłam, po prostu miałyśmy być w szkole wcześniej. Ważny projekt, rozumie pani. Miałyśmy się spotkać przy skrzyżowaniu, ale jej dalej nie ma. - Elizabeth zrobiła zaskoczoną minę. 

-Nic mi nie wspominała, ale jeśli tak twierdzisz. Eeeeemilyy! -Zawołała, lekko zwracając się ku wnętrzu domu. 

-Pali się? - Po schodach zeszła wyczekiwana przez nas ,,pani pomocna dłoń", której dziwne rzeczy nie były obce. W szarej piżamce w kratkę i luźnym koczku wyglądała przeuroczo. Chociaż wcale taka nie była. - O Liv, hej. 

-Podobno miałyście dziś być wcześniej w szkole. 

-Co? - Naprawdę była zaspana. W progu przyłożyłam kciuk do ucha, a najmniejszy palec do ust, w geście ,,call me maybe". - A nooo, tak, kompletnie zapomniałam. - Przetarła twarz dłońmi. - Zaraz zejdę, zaproponuj kawę czy coś, w końcu wiesz jak to się robi, mamo. - I poczłapała z powrotem na górę. 

-Tak więc wejdź. - Pani Gold obróciła się i pomaszerowała do kuchni. A ja za nią. 

Była mała i łączyła się z salonem podobnie jak u nas. Jedno okienko na ogród, ozdobione biało-turkusową zasłoną w pomarańczowe kwiaty wystarczyło, by pomieszczenie było dobrze oświetlone. 

-Osobiście uważam, że kawa nie jest dla nastolatków. - Sięgnęła po czajnik elektryczny. - Ale jeśli chcesz...

-Nie dziękuję. - Obróciła się bez słowa, ale w głębi duszy wiedziałam, że pomyślała: ,,I dobrze. Nikt nie będzie łamał moich zasad, w moim domu. Nawet przyjaciółka mojej córki. Nigdy nie nafaszerowałbym takim świństwem mojego dziecka." 

-A może soku? 

-Wody. - I wtedy pewnie zrozumiała, dlaczego jej córka pije wyłącznie wodę, kiedy jest tyle innych rzeczy. Kult zdrowej i chudej nastolatki! A Emily do takich nie należała. Chociaż z tym pierwszym, mogłabym się zgodzić. FIZYCZNIE była zdrowa. Psychicznie, no cóż...

-Proszę. - Przesunęła szklankę na sam skraj blatu, a ja łapczywie wypiłam jej zawartość, na co ta roześmiała się. - Dolewkę? 

-Obawiam się, że nie zdążę. - Uśmiechnęłam się słysząc dziarskie kroki przyjaciółki. -Było bardzo miło...

-Tak, tak. - Machnęła dłonią, otwierając lodówkę. - Miłego dnia w szkole, jeśli coś takiego istnieje!

-Nawzajem. - Odparła Emily, na co spojrzałam na nią pytającym wzrokiem. - No co? To, że moja mama nie chodzi już do szkoły, nie oznacza, że nie może mieć miłego dnia. - Dokończyła ciszej. 

-Pewnie. Pewnie, że może. - Wyszłam zatrzaskując drzwi.

Szłyśmy chodnikiem w zimny, jesienny poranek, kiedy to Słońce siedziało jeszcze za horyzontem, a rosa lśniła na trawnikach okolicznych działek. 

-Więc co to za projekt? - Zaśmiała się, ale w jej głosie słychać było rozpacz. Cóż, ja też z chęcią pospałabym tą godzinkę dłużej. 

-To strasznie długa i skomplikowana historia, nie wiem czy mi uwierzysz...

-Czy ja... - Stanęła jak wryta i gdyby nie chwyciła mnie za rękę, pewnie poszłabym bez niej. 

-Co jest?! - Krzyknęłam. 

-Ciszej! Na miłość boską! Popatrz pod drzewo! Tak, pod tamto naprzeciwko twojego domu! - Machała mi paluchem przed twarzą, więc to było jedyne, co widziałam w tamtej chwili. 

-Może gdybyś schowała rękę do kieszeni, ujrzałabym więcej, co? 

-No jasne, jasne. - Schowała potulnie dłoń. - Patrz na lewo! - Machnęła podbródkiem. 

-Kto to kurwa jest? - Zaśmiałam się. 

-Nie wiem czy powinno być ci do śmiechu, ale z mojej perspektywy widzę jego włosy. - Serce stanęło mi w gardle. 

-No dobra, przesuń się. - Stanęłam na jej miejscu. 

B.

A.

R.

T.

Y. 



Aaaaaaaaaaaaaaaaaa jezu!!! WRESZCIE wróciłam do normalnych rozdziałów. Mam nadzieję, że się cieszycie, chociaż ten mógł wyjść dość słabo (wyszłam z wprawy) i mógł się zmienić styl pisania, czego (mam nadzieję) nie macie mi za złe. POPEŁNIŁAM TEŻ TOTALNY FAIL XDDD Bo kiedy w pamiętniku miało być zapisane 15 kartek, zapisałam tylko 14 : ). Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, ale tak, pominęłam jeden rozdział. Na szczęście, mało istotny. No więc miłego czytanka i do zobaczenia jutro! <3 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro