XXXII
CHYBA KROK ZA DALEKO
Drogi Ojcze, zaprosiłem ją na przejażdżkę. Do domku. Tego w lesie.
Jak dobrze wiesz, nie lubię przebywać w domu. Tym oficjalnym. Zbyt dużo przestrzeni, jak na jednego człowieka. Wchodzisz i jesteś sam. Sam z ciszą, którą zawdzięczasz również sobie. Możesz włączyć telewizor, radio, komputer. Ale to nie to samo, co głos żywej osoby, tuż obok ciebie. Lubię przebywać w lesie. Świergot ptaków, szelest liści, huczenie wiatru oraz wieczorowa opera koników polnych. Uwielbiam te dźwięki i gdyby nie moje powołanie, mógłbym zostać leśnikiem i zaszyć się w zielonej głębi. Domek ma kilka metrów kwadratowych i są tam podstawowe rzeczy jak np. łóżko. Mam kilka książek, czasem przywożę laptopa. A czasem siedzę na jakimś pieńku i myślę o swojej przyszłości.
Kiedy wyszliśmy ze szkoły, zebrałem się na odwagę i zaproponowałem spotkanie. Jednak po chwili podbiegł do niej przyjaciel. Co za palant. Nie zamierzam szanować jej przyjaciół czy próbować się z nimi zakolegować. Mogę co jedynie tolerować. To maksimum.
Zapytał czy pójdą do kina, a ja pewny jej odpowiedzi, pożegnałem się i poszedłem w stronę motoru. Lekko zawiedziony, ale cóż. Jednak za kilka sekund, poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. To była ona. Cały czas się uśmiechała i zerkała na maszynę.
-Jedziemy? - Przemawiały jej pełne entuzjazmu oczy.
Podałem jej kask i razem ruszyliśmy na długą wyprawę.
Resztę opiszę Ci w następnym liście, ponieważ szkoła nie jest taka lekka, jakby się wydawało.
-Na zawsze Twój, Barty.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro